|

"Świetnie skoordynowana akcja totalitarnego reżimu. Świat powinien reagować oburzeniem"

Guangzhou lotnisko chiny shutterstock_1560075053
Guangzhou lotnisko chiny shutterstock_1560075053
Źródło: Shutterstock

- Wyobraźcie sobie, że władze Polskiej Republiki Ludowej porywają z Londynu przedstawicieli rządu na uchodźstwie i siłą stawiają przed komunistycznym sądem w Moskwie. Brzmi jak political fiction? Niestety, takie szokujące działania są codziennością, obserwujemy je tu i teraz - mówi tvn24.pl Peter Dahlin, szef organizacji Safeguard Defenders, która przygotowała raport o działalności chińskich służb poza granicami kraju.

Artykuł dostępny w subskrypcji

"Dlaczego władze Chin tak długo zwlekały z podaniem tej informacji?" - tak 19-letni Wang Jingyu skomentował na jednym z portali społecznościowych fakt, że w konfrontacji z indyjskimi siłami zginęło czterech chińskich żołnierzy. Od starcia do oficjalnego komunikatu minęło kilka miesięcy.

Wang Jingyu się zapomniał. Jeszcze niedawno dobrze wiedział, że publiczne zadawanie takich pytań może się źle skończyć. Ale przecież już od roku przebywał w Stanach Zjednoczonych, a tam wolno wyrażać swoją opinię. Kiedy zdecydował się dopytać o szczegóły starcia z wojskami innego państwa, od Chin dzieliły go tysiące kilometrów. Co więc mogło mu się stać?

Wang nacisnął enter, post został opublikowany. Nastolatek nie wiedział, że na zawsze zmienił los swojej rodziny mieszkającej w Chongqing, liczącej ponad 30 milionów mieszkańców metropolii w środkowych Chinach. 

***

Tang Zhishun myślał, że najtrudniejsze już za nimi. Byli w Mjanmie, czyli w dawnej Birmie, kilka kilometrów od granicy z Państwem Środka. Wydawało się, że już nic nie może przeszkodzić mu w dotrzymaniu obietnicy, którą złożył parze opozycjonistów przetrzymywanych przez chiński reżim – że pomoże ich 16-letniemu synowi wydostać się z kraju, a potem, przez Tajlandię, dotrzeć do USA.

W Stanach 16-letni Bao będzie mógł skończyć szkołę. Nie spotka go też los rodziców, którzy usłyszeli zarzuty próby obalenia władzy państwowej, bo zarzucali władzy łamanie praw człowieka

Podróżujący z nim nastolatek miał dość tułaczki. Zmęczenie objawiło się, kiedy skończył się strach. No bo teraz przecież są już poza krajem. Przecież chińscy policjanci nie założą im worków na głowę i nie zabiorą z powrotem.

***

Wyobraźcie sobie, że władze Polskiej Republiki Ludowej porywają z Londynu przedstawicieli rządu na uchodźstwie i siłą stawiają przed komunistycznym sądem w Moskwie. Brzmi jak political fiction? Niestety, takie szokujące działania są codziennością, obserwujemy je tu i teraz - mówi w rozmowie z tvn24.pl Peter Dahlin, szef Safeguard Defenders, szwedzko-hiszpańskiej organizacji pozarządowej zajmującej się prawami człowieka w Azji, przede wszystkim w Chinach. - Jeżeli ktoś myśli, że władza chińskiej partii komunistycznej ogranicza się do terytorium Państwa Środka, to jest w błędzie

Dahlin podkreśla, że Chiny to potężne państwo rządzone przez totalitarną władzę, która coraz śmielej wpływa również na to, co dzieje się poza jego granicami.

- Staramy się uświadomić światu, że Państwo Środka od kilku lat prowadzi zmasowaną akcję w innych krajach. Ma ona doprowadzić do skazania krnąbrnych Chińczyków, którzy uciekli przed prześladowaniami, i uciszenia tych, którzy mają odwagę o nich głośno mówić - informuje Dahlin.

Wcześniej pracował na terenie Państwa Środka, co - jak opowiada - skończyło się 23-dniowym pobytem w celi w ramach systemu RSDL (z ang. Residential Surveillance at a Designated Location - nadzór w wyznaczonym miejscu), który obejmuje osoby podejrzane o zagrażanie bezpieczeństwu państwa. 

Z Chin został wyrzucony i ma zakaz powrotu. O praktykach chińskiego totalitaryzmu informuje świat zdalnie. Zarządzana przez Petera organizacja przygotowała właśnie raport, z którego wynika, że od 2014 roku chińskie władze "namówiły" do powrotu do ojczyzny blisko 10 tysięcy osób, które z jakiegoś powodu uciekły za granicę. 

- Chińskie władze lubią chwalić się tym, że ktoś poszukiwany za granicą stanie przed sądem. Dane o powracających do ojczyzny publikowane są między innymi przez Centralną Komisję ds. Kontroli Dyscypliny Komunistycznej Partii Chin - mówi Dahlin.

Wielu z nich to osoby, którym chińska prokuratura przedstawiła zarzuty przestępstw gospodarczych, oszustw finansowych i próby obalenia władzy.

- O rzekomych przestępstwach dowiadują się już po wyjechaniu z kraju, kiedy decydują się na krytykę chińskich władz, wspieranie opozycji czy uczestnictwo w zwalczanych przez reżim organizacjach, takich jak Falun Gong. Tak było w przypadku Zhihui Li, który miał być poddany ekstradycji z Polski [jego historię szeroko opisywaliśmy na tvn24.pl - red.] - opowiada Peter Dahlin.

Przedstawiciele zarządzanej przez niego organizacji pozarządowej przekonują, że znaczna część rzekomo dobrowolnych powrotów nie miała nic wspólnego z dobrowolnością. To - jak udowadniają w najnowszym raporcie - efekt tego, że Chiny coraz intensywnej ignorują przepisy międzynarodowe i nie czekają na ekstradycję ściganych przez siebie ludzi.

Aktualnie czytasz: "Świetnie skoordynowana akcja totalitarnego reżimu. Świat powinien reagować oburzeniem"

***

Nie minęła doba, od kiedy studiujący w USA Wang Jingyu napisał niewygodny dla reżimu post na popularnym w Azji portalu Weibo, kiedy do drzwi jego rodziców w Chongqing zapukali umundurowani policjanci i funkcjonariusze w cywilu. Rodzice studenta usłyszeli, że ich syn dopuścił się "oczerniania i poniżania bohaterów narodowych i wywoływania negatywnych skutków społecznych". 

Rodzice 19-latka mieli usłyszeć - jak on sam relacjonuje w rozmowie z tvn24.pl - że jeżeli nie wróci szybko do kraju, to jego przestępstwo zostanie podniesione do rangi próby zamachu na władzę państwową. 

- Namawiali moich rodziców, żeby do mnie zadzwonili i przekonali, żebym już nie siedział w Stanach. Wtedy bałem się o swoją przyszłość. Nie mieściło mi się w głowie, że będę musiał wybrać: albo ja, albo moi rodzice - mówi Wang Jingyu. 

***

- Mam już dość tego jedzenia. Wyjdźmy z hotelu, zjedzmy coś innego. Chcę napić się mleka sojowego, zjeść paluszki ze smażonego ciasta - namawiał szesnastoletni Bao.

Pomagający mu w rozpoczęciu nowego życia Tang dał się przekonać. Też miał po dziurki w nosie tofu i ryżu serwowanego w birmańskiej hotelowej restauracji. Kiedy szedł po ulicach Mong La w towarzystwie szesnastoletniego syna szykanowanych w Chinach opozycjonistów, musiał sobie powtarzać, że Chiny udało się już opuścić. Ale przygraniczne miasteczko jest w pełni uzależnione od potężnego sąsiada - mieszkańcy używają prądu dostarczanego z Chin, dzwonią korzystając z chińskich operatorów telefonii komórkowych. Formalnie to jednak Mjanma. Z gonitwy myśli wyrwał go widok czerwonego motocykla, który kolejny raz tego dnia mignął mu przed oczami. Zrozumiał, że są śledzeni.

- Zatrzymaliśmy się, on też. Facet na motocyklu po prostu nam się przyglądał. Bao czuł się na tyle pewnie, że podszedł do nieznajomego i bez skrępowania wlepiał w niego oczy - opowiada mi Tang.

Wspomina, że po powrocie do hotelu był wściekły. - Chcesz mieć pewność, że chińskie służby cię już namierzyły?! Chcesz upewnić się, że już po ciebie idą? - krzyczał. Chciał przestraszyć chłopaka, a przewidział przyszłość.

***

Każde państwo może - za pośrednictwem sądów - wystąpić o ściganie osoby, która dopuściła się przestępstwa na jej terytorium. Kraj przekazuje do Interpolu informacje o osobie ściganej: jej dane, zdjęcie oraz kwalifikację prawną, na podstawie której jest poszukiwana. 

Jeżeli dochodzi do zatrzymania, państwo ścigające występuje do państwa, w którym doszło do zatrzymania, o ekstradycję. Jeżeli pomiędzy krajami podpisana jest umowa ekstradycyjna, formalności trwają zazwyczaj kilka miesięcy i najczęściej dochodzi do wydania zatrzymanego. 

Peter Dahlin: to komunikat do mieszkańców Chin, że za granicą nie będą bezpieczni
Źródło: tvn24.pl

Jeżeli umowy ekstradycyjnej nie ma, państwo, w którym doszło do zatrzymania, analizuje, czy można dokonać ekstradycji. Organizacja Narodów Zjednoczonych (w Konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur) zabrania wydawania zatrzymanych do państw, w których mogą im grozić tortury, kara śmierci lub łamanie praw człowieka.

- Ten zapis sprawia, że chińskie wnioski o ekstradycję często są odrzucane. Powszechnie wiadomo, że to reżim totalitarny. O torturach wobec zatrzymanych alarmuje między innymi Amnesty International. Chiny znalazły więc sposób na cyniczne ominięcie międzynarodowych procedur - relacjonuje Peter Dahlin.

O tym sposobie otwarcie mówią chińscy oficjele. W marcu 2017 roku Zhuang Deshui, zastępca dyrektora Centrum Badawczego Budowania Uczciwości Rządu w Pekinie, przekazał podczas wizyty w Australii, że Państwo Środka nie zamierza biernie przyglądać się temu, że kolejne wnioski ekstradycyjne przepadają w innych krajach.

- Jeśli traktatu (o ekstradycji - red.) nie można podpisać w najbliższej przyszłości, istnieją inne opcje, takie jak powrót przez perswazję (…). Kiedy ta brama nie jest otwarta, możemy wypróbować okno, a jeśli okna się nie otwierają, możemy spróbować kopać dziury - powiedział cytowany przez portal The Sydney Herald.

To, jak taka "perswazja" wygląda w praktyce, od kilku lat bada Safeguard Defenders. Organizacja zebrała, udokumentowała i opisała historie 62 osób, które - według oficjalnych chińskich źródeł - dobrowolnie wróciły do ojczyzny. Każda z nich została przypisana do jednej z trzech grup:

grupa pierwsza - to osoby, które do Chin przyjechały po tym, jak represje spotkały członków ich rodzin, którzy pozostali w Chinach; - grupa druga - to osoby, które - jak twierdzi Safeguard Defenders - do Chin wróciły po tym, jak do ich domów za granicą zapukali chińscy funkcjonariusze. Część uwierzyła, że dobrowolny powrót do ojczyzny będzie oznaczał łagodniejszy wyrok, inni wystraszyli się, że dalsze przebywanie za granicą będzie niemożliwe, bo chińskie władze będą skutecznie komplikować im życie - między innymi utrudniając podjęcie pracy czy wynajęcie mieszkania; - grupa trzecia - to osoby, które miały być porwane za granicą i nielegalnie przewiezione z powrotem do Chin. Najczęściej metoda ta używana ma być w krajach bardzo silnie uzależnionych od Chin, takich jak Mjanma, Tajlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Wietnam.

Aktualnie czytasz: "Świetnie skoordynowana akcja totalitarnego reżimu. Świat powinien reagować oburzeniem"

***

Studiujący w Stanach Zjednoczonych Wang Jingyu odebrał telefon. Było tuż po północy. Usłyszał głos ojca, który konspiracyjnym tonem przekazał mu, że chińscy policjanci regularnie przyjeżdżają do ich domu, zabierają na komendę i trzymają do wieczora. Domagają się, żeby Wang wrócił do Chin i stanął przed sądem za "obrażanie bohaterów walk o pogranicze". Podkreślają w rozmowach z rodziną, że Wang już wcześniej popierał w internecie protestujących w Hong Kongu.

Jeszcze tego samego miesiąca, w lutym 2021 roku, historię studenta szeroko opisała amerykańska agencja Associated Press, a w ślad za nią kilka dużych mediów - między innymi rozgłośnia Voice of America.

- Po publikacjach urwał się mój kontakt z rodzicami. Ich numery telefonów zostały wyłączone. Nie wiem, co się z nimi dzieje - opowiada Wang w rozmowie z tvn24.pl.

Wszystkie informacje o nich od tego momentu były filtrowane przez reżim: pod koniec lutego dostał maila podpisanego przez chińskich funkcjonariuszy, że jego matka jest w ciężkim stanie w szpitalu i prosi o spotkanie z synem przed śmiercią (oczywiście w Chinach). 

Ojca zobaczył na nagraniu chińskiej telewizji kilka miesięcy później. Odcinał się od "haniebnych" czynów syna i apelował, żeby stawił czoła sprawiedliwości. W połowie września Wang dostał e-maila, że jego ojciec został aresztowany.

- Bardzo chciałbym wierzyć, że nie torturowali mamy i taty. Chciałbym wierzyć, ale wiem, że pewnie było inaczej - kończy. 

***

- Ręce do góry, nie ruszać się - krzyknął policjant. Tang Zhishun i 16-letni syn chińskich opozycjonistów podnieśli głowy. Zobaczyli policjanta z Birmy, który celował w ich stronę. Wokół zrobiło się zamieszanie - gapie wymieszali się z przyglądającymi się mężczyznami, którzy później okażą się funkcjonariuszami chińskiej policji.

- Dacie nam chwilę? Chcemy skończyć swoją owsiankę - odpowiedział butnie Tang. Starał się, żeby głos mu nie zadrżał. Nie chciał pokazywać strachu.

Ktoś krzyknął, żeby ich zakuć i zabrać telefony. - Nie mogą ich zniszczyć! - usłyszał Tang.

Niedługo potem Tang i uciekający z kraju szesnastolatek byli już osobno przesłuchiwani w miejscowej komendzie policji.

- Policjant z Birmy zadawał standardowe pytania. Potem przewieziono nas na granicę i przekazano chińskim policjantom. Tak po prostu, bez ekstradycji, wniosków, decyzji sądów. W Chinach zaczęły się kolejne przesłuchania. Zapytałem przesłuchującego mnie funkcjonariusza, dlaczego ścigają szesnastoletniego dzieciaka. Odpowiedział mi: panie Tang, naprawdę musimy to panu tłumaczyć? Potem dodał mimochodem, że chodzi o sprawy partii - opowiada Tang Zhishun. 

***

Aktualnie czytasz: "Świetnie skoordynowana akcja totalitarnego reżimu. Świat powinien reagować oburzeniem"

Nagłaśniane w raporcie Safeguard Defenders praktyki chińskich służb nie są nowością dla innych rządów. W 2017 roku we Francji wybuchł skandal, który opisała jedna z największych gazet nad Sekwaną, "Le Monde". Dziennikarze opowiedzieli historię Zhen Ninga, jednego z szefów chińskiej grupy Zhongyin, która jest światowym potentatem w tkaniu kaszmiru. Mężczyzna wyjechał do Francji w kwietniu 2014 roku, niedługo potem chińska prokuratura dopatrzyła się dowodów na to, że dopuścił się on "masowych przestępstw gospodarczych".

Za Zhen Ningiem wysłana została czerwona nota Interpolu. Jeszcze zanim do mężczyzny dotarli francuscy funkcjonariusze, Centralna Komisja ds. Kontroli Dyscypliny poinformowała, że mężczyzna jest już w Chinach. Opublikowano nawet krótki komunikat, że była to "udana próba sprawnego eskortowania zbiega z zagranicy. To był pierwszy raz, kiedy nasza (chińska - red.) policja namówiła kogoś do poddania się z Europy" - przekazano w komunikacie.

Komunikat rozzłościł Francję. - Mogli złożyć wniosek o ekstradycję, nie zrobili tego. To bardzo problematyczne - mówił anonimowo przedstawiciel francuskiego rządu cytowany przez "Le Monde". Oficjalnie Francja wyraziła "zaniepokojenie". 

DAHLIN_OK_OK
Peter Dahlin: rządy Zachodu mają tendencję do milczenia
Źródło: tvn24.pl

Podobnych działań chińskie służby miały się dopuścić na terytorium ciągle najpotężniejszego państwa świata - Stanów Zjednoczonych. Amerykański wymiar sprawiedliwości postawił w 2020 roku przed sądem osiem osób pracujących dla chińskiego rządu. Miały one nękać i prześladować osoby z chińskimi korzeniami przebywające w USA. Na stronie amerykańskiego ministerstwa sprawiedliwości czytamy, że oskarżeni mieli na polecenie przełożonych w Kraju Środka wymuszać "dobrowolne" powroty do kraju.

- Bezczelne próby inwigilowania, grożenia i nękania naszych własnych obywateli i legalnych stałych mieszkańców podczas pobytu na amerykańskiej ziemi są podejmowane przez chiński rząd. Działania te są częścią różnorodnej chińskiej kampanii kradzieży i złośliwego wpływu w naszym kraju i na całym świecie - komentował w październiku 2020 roku dyrektor FBI Christopher Wray.

Peter Dahlin, szef Safeguard Defenders, podkreśla jednak, że takie słowa niewiele znaczą, bo państwa Zachodu nie patrzą na problem systemowo.

- Rządy mają tendencję do tego, żeby wyrażać zaniepokojenie, apelować i traktować namierzonych agentów Chin tak, jakby to były odosobnione incydenty. Tymczasem mamy do czynienia ze świetnie skoordynowaną akcją totalitarnego reżimu, który otwarcie przyznaje się do działania na terenie innych krajów. Świat powinien reagować oburzeniem, a nie iść w stronę relatywizmu moralnego - mówi Dahlin.

W trakcie pracy nad tym reportażem poprosiliśmy o komentarz kilku sinologów z największych polskich uczelni. Z różnych względów eksperci zgodzili się z nami rozmawiać tylko anonimowo. Wskazują, że działania chińskich służb należy wiązać z odbywającym się w przyszłym roku 20. zjazdem Komunistycznej Partii Chin. To na nim - jak mówią nasi rozmówcy - zapadnie decyzja, czy Xi Jinping utrzyma władzę.

Chiny przed kolejnymi zjazdami mają bowiem tendencję do – jak wskazuje jeden z ekspertów – większej "asertywności" na arenie międzynarodowej. Chcą pokazać, że kraj świetnie radzi sobie z problemami – również w kwestiach związanych ze ściganiem poszukiwanych spoza granicami Państwa Środka. Jest to potrzebne, bo ostatnie wyniki gospodarcze są gorsze, niż się spodziewano. Otoczenie Xi Jinpinga dostrzega też, jak słyszymy, większą presję wewnętrzną ze strony innych frakcji partii.

- Musimy oczywiście pamiętać, że nie bez znaczenia w polityce międzynarodowej jest wyczucie czasu. Raport ukazuje się tuż przed rozpoczęciem zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Dlatego nie lekceważyłbym argumentu o tym, że jest to element globalnej politycznej gry - kończy jeden z naszych rozmówców.

***

Wang Jingyu nie wrócił do Chin. Nie wie, czy jego rodzice jeszcze żyją. Od września nie miał o nich żadnych informacji.

***

Tang Zhishun spędził w chińskiej celi 14 miesięcy. Potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie przebywa do dziś.

Podróżujący z nim Bao Zhuoxuan był przesłuchiwany w Chinach, ale nie trafił do celi. W 2018 roku otrzymał zgodę na rozpoczęcie studiów w Australii. W marcu 2020 roku wyleciał do Stanów Zjednoczonych dzięki wizie turystycznej. Tam wystąpił o azyl. Czeka na decyzję amerykańskich władz.

Czytaj także: