Gdy w ostatnią środę Władimir Putin ogłosił mobilizację, tysiące Rosjan rzuciło się do ucieczki. Ale obywatele Rosji opuszczają swoją ojczyznę od lat. Wielu z nich zostało zmuszonych do wyjazdu. Maria Alochina, Dmitrij Głuchowski, Andriej Zwiagincew, Maria Maszkowa choćby chcieli, nie bardzo mogą wrócić.
Drobna, niska blondynka o nieco falowanych włosach, stanęła zamyślona na środku salonu. Jej zawsze roześmiane oczy patrzyły w skupieniu w lustro, jakby o czymś decydowały. Odwróciła się do niego plecami, ściągając z nadgarstka elektroniczną bransoletkę, którą noszą osoby pozostające pod nadzorem Federalnej Służby Więziennej po opuszczeniu murów więzienia. Kilka minut później zadzwonił telefon.
- Dlaczego zdjęła pani bransoletkę?
- Ku..., człowieku, zaczęła się wojna, a ty do mnie dzwonisz i sprawdzasz, czy twój więzień polityczny nadal nosi bransoletkę? Nudzi ci się?
- Mario Władimirowno, zostanie pani ponownie aresztowana.
Oficer rozłączył się, zostawiając Maszę ze smartfonem przy uchu. Nie było sensu dłużej czekać. Włożyła zielony kostium dostawcy jedzenia, zarzuciła na plecy kwadratowy plecak, a telefon cisnęła do kosza na śmieci. Ponieważ 24 lutego w Moskwie panował mróz, usta obwiązała maską chroniąca przed zimnym powietrzem i szczelnie okryła głowę czapką. Po wyjściu z bramy wsiadła na rower i nierozpoznana przez czekających na nią policjantów oraz smutnych panów z Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) ruszyła ulicami Moskwy, byle dalej od Rosji.
Kiedy pierwsze bomby spadały na Kijów, do krajów ościennych uciekło kilkaset tysięcy Rosjan, czyli najwięcej od czasów rewolucji bolszewickiej w 1917 roku. W pierwszym odruchu, kogo było na to stać i kto mógł pracować zdalnie, wsiadł w pociąg albo samolot i uciekł do Turcji, Armenii albo Gruzji. Część z tych osób nie może wrócić do Rosji z powodu represji politycznych. Inni nie mają po co wracać do zdewastowanej sankcjami rosyjskiej gospodarki.
Według Organizacji Narodów Zjednoczonych poza granicami swojej ojczyzny żyje 11 milionów Rosjan, co w kategorii "nie chcę wracać do swojego kraju" daje im trzecie miejsce w świecie, po Meksykanach i obywatelach Indii. Od upadku ZSRR odbywa się drenaż mózgów ludzi wykształconych i klasy średniej lub tych, którzy chcą lepszej przyszłości dla swoich dzieci. Do tej pory Rosję opuszczało 100-120 tysięcy osób z wyższym wykształceniem rocznie, teraz liczba ta może sięgnąć 250-300 tysięcy, choć będzie to zależało od tego, czy władze rosyjskie pozamykają granice. Wiceminister spraw zagranicznych Wiktor Zubow przyznał, że z powodu tegorocznej migracji państwo rosyjskie potrzebuje na tu i teraz 170 tysięcy specjalistów IT.
Specjaliści IT… Brzmi jak zaklęcie. Większość analiz skupia się na nich, czasem na lekarzach i naukowcach. Tylko że to nie oni krzyczeli na długo przed wojną, że Rosja popada w obłęd, osuwa się w antyeuropejski faszyzm i przepoczwarza w potwora, który zagraża nam wszystkim. Czuli i przetwarzali to na język sztuki artyści, którzy opowiedzieli nam o wszystkich wojnach Rosji, zanim jeszcze wybuchły. Dziś wielu z nich nie ma ojczyzny, bo zostali zmuszeni do wyjazdu.
Rewolucjonistka
Masza, która uciekła w stroju dostawcy jedzenia, to Maria Alochina, lat 34. Jest jedną z członkiń Pussy Riot, czyli feministycznego punk rockowego zespołu. Młodszym czytelnikom przypomnijmy, że 21 lutego 2012 na ołtarz największej prawosławnej cerkwi na świecie wbiegły trzy kobiety ubrane w kolorowe maski i ubrania. Z podkładem punkrockowego utworu "Bogurodzico, przepędź Putina", zaprezentowały dziki taniec. Po tygodniu dwudziestokilkuletnie wówczas członkinie grupy usłyszały zarzut "ekstremizmu i chuligaństwa o charakterze zorganizowanym", za co zostały skazane na kilka lat łagru. Opuściły go przedterminowo na mocy zbiorowej amnestii Putina wydanej podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 roku.
W żeńskim łagrze Alochina przez kilkanaście godzin dziennie harowała w szwalni za głodową pensję i ciągle walczyła, nie potrafiła bez tego żyć. Pisała podania do naczelników więzień, a jeśli to nie pomagało, to do ich naczelników, a potem naczelników naczelników. Żądała lepszego traktowania więźniarek, wyższej zapłaty, ludzkiego traktowania przez strażników. Żeby ją złamać psychicznie, nie pozwalano jej na widzenia z kilkuletnim synem. Natychmiast znalazły się prorządowe organizacje społeczne, które zainicjowały dochodzenie, by odebrać jej prawa rodzicielskie. Alochina miała szczęście, dziećmi zaopiekowali się dziadkowie i ojciec chłopca. Inaczej państwo bez wątpienia zabrałoby jej synka do domu dziecka.
Kiedy członkinie Pussy Riot wyszły z łagrów, ich drogi się rozeszły. Zdążyły jeszcze wspólnie zagrać epizod w trzecim sezonie House of Cards, gdzie podczas spotkania Franka Underwooda z Wiktorem Petrowem, zagrały same siebie. Alochina koncertowała z niektórymi członkiniami Pussy Riot oraz innymi undergroundowami grupami performerskimi w krajach byłego sojuza, a także organizowała akcje protestacyjne w Rosji. Była wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego. W 2017 r., w setną rocznicę powstania Czeka (z którego potem narodziła się KGB, a następnie FSB) wraz z innymi członkiniami Pussy Riot rozwinęła przed budynkiem FSB, napis "Wszystkiego najlepszego, kaci!". Oprócz tego złożyła wniosek o ustawę dekomunizacyjną, protestowała w obronie Nawalnego i uchylała się od pracy przymusowej.
Pali przy tym sporo papierosów, bo Alochina to uosobienie politycznego rock n’ rolla, ze wszystkimi cieniami i blaskami tego stylu życia. Na przykład jest zupełnie nieobecną matką. Jej heroizm kosztuje. Cenę płaci zarówno ona, jak i jej najbliżsi, w tym jej syn. W wywiadzie dla "The Insider" mówiła, że w putinowskim reżimie "kobieta ma do wyboru jedynie dwie role: matki lub dziwki. Pierwsza jest warunkowo szanowana, druga traktowana użytkowo, ale żadna z nich nie daje mocy sprawczej, nie czyni kobiety autorką swych działań. (…) W patriarchalnym systemie Putina nie ma kobiet w polityce. Zero. Od ponad 20 lat nie mieliśmy w naszym kraju nawet pierwszej damy, ponieważ ona i jej osiągnięcia nie są potrzebne. Są za to kochanki i córki nieznające swych ojców. Wszystko w ramach podziału na matki i dziwki". Alochina nie chce być ani matką, ani dziwką.
W jej życiu nic nie jest normalne. Na około dwa lata związała się z Enteonem, młodszym od niej prawosławnym aktywistą, przywódcą ruchu Woli Bożej, który deklaruje się jako monarchista i zwolennik kreacjonizmu. Enteona wyrzekli się nawet najbardziej skrajni duchowni prawosławia, ponieważ atakował ludzi oraz napadał na przedstawienia teatralne i muzea, na przykład Muzeum Sztuki Erotycznej Punkt G. Alochina rzuciła go dla opozycyjnej, lokalnej deputowanej Lusi Sztejn.
Dokładnie dziesięć lat po punk nabożeństwie, 21 lutego 2022 r., Maria Alochina siedziała w areszcie za udział w protestach przeciwko długoletniemu wyrokowi więzienia dla Nawalnego. W celi oglądała wieczorne przemówienie Putina, w którym uznał niepodległość Donieckiej i Łuhańskiej Republiki Ludowej. W ciągu trzech dni oddzielających przemówienie od inwazji na Ukrainę, Alochina opuściła areszt oraz otrzymała kolejny wyrok- 12 miesięcy łagru. Zrozumiała wtedy, że nie ma sensu pozwolić się wysłać na Syberię na nie wiadomo ile i nie wiadomo po co. Podróżując po świecie będzie mogła znacznie więcej powiedzieć o tym, co dzieje się w Rosji. Dlatego narzuciła strój dostawcy jedzenia, w którym przedostała się na Litwę. Zapewnia, że wróci, bo jeśli wszyscy Rosjanie myślący podobnie do niej wyjadą, to kto zostanie? Poza tym "Rosja to nie Putin. Putin jedynie okupuje Rosję". Podobno każdy okupant musi kiedyś odejść, prawda?
Prorok
Dmitrij Głuchowski, lat 43, stara się być bardzo przystojny - farbuje włosy na czarno i zawsze starannie je układa. Jego broda wygląda tak, jakby właśnie wyszedł od tureckiego barbera. Przeważnie nosi drogie marynarki. Stać go na to dzięki międzynarodowemu sukcesowi powieści "Metro 2033", jeszcze przed trzydziestką zarobił pierwszy milion dolarów. Pomysł na książkę zrodził się, gdy jako licealista jeździł do szkoły moskiewskim metrem - podróż z dwiema przesiadkami trwała godzinę. W trakcie codziennych dojazdów wymyślił powieść o świecie po zakończeniu wojny nuklearnej, która zmusiła ludzi do życia w podziemnych korytarzach metra.
7 czerwca 2022 roku, pięć dni przed swoimi urodzinami, napisał: "moja pierwsza sprawa karna!", ale instagramowy luz to komfort człowieka, który siedzi wygodnie w swym luksusowym mieszkaniu w Barcelonie. Gdyby w tamtym momencie przebywał w Moskwie, zarzuciłby tylko jedną z drogich marynarek, po czym chciałby jak najszybciej znaleźć się w Izraelu, gdzie posiada drugie obywatelstwo, ewentualnie w Niemczech lub Hiszpanii, gdzie posiada prawo stałego pobytu. Prokuratura wysłały za nim list gończy, oskarżając o "rozprzestrzenianie fake newsów na temat armii rosyjskiej w czasie specjalnej operacji wojskowej", za co grozi 15 lat łagru.
Pisarz pochodzi z inteligenckiej rodziny. Jego dziadek tworzył karykatury dla "Krokodyla", najpopularniejszego satyrycznego magazynu ZSRR, drugi dziadek - profesor geologii - był współtwórcą mapy, która wisiała w szkołach i urzędach całego Związku Radzieckiego. Mama i tato pracowali jako dziennikarze. Mówiąc o sowieckiej inteligencji musimy pamiętać, że mimo doskonałego wykształcenia pozostawała dość biedna. Młody Dmitrij odziedziczył kapitał kulturowy i społeczny, ale nie materialny - ten musiał wypracować samodzielnie wraz z nadejściem kapitalizmu. I zrobił to dzięki swojej pracowitości. W wieku 17 lat wyjechał na studia do Izraela, gdzie zarabiał korepetycjami, bo od rodziców dostawał zaledwie 200 dolarów kieszonkowego miesięcznie na akademik i "waciki", przez co, jak mówi, nie miał ani młodości ani alko-studiów, bo ciągle pracował i się uczył. Dzięki temu zna pięć języków obcych - w tym hebrajski - a po powrocie z Izraela został dziennikarzem prestiżowego Euronews i Deutsche Welle.
Zderzenie z państwem rosyjskim nadeszło, gdy w 2005 roku zaczął pracować dla Russia Today (RT) - globalnej tuby propagandowej Kremla, której szefowa Margarita Simonjan stale grzmi o konieczności użycia broni atomowej przeciwko Ukrainie. Głuchowski twierdzi, że kiedy zaczynał pracę w RT, "chodziło o uczciwe pokazanie sukcesów, patologii i wielkiej kultury państwa rosyjskiego. Ale szybko okazało się, że Rosja nie interesuje nikogo poza skrajną lewicą i prawicą na Zachodzie, które po aneksji Krymu, stały się targetem Russia Today". Kiedy Głuchowski zorientował się dokąd zmierza RT, dokonał ekspresowej ewakuacji, aby rozpocząć współpracę z krytycznym wobec Kremla radiem Echo Moskwy i portalem Snob, zresztą już jako niezależny pisarz. Praca w RT była dla niego okresem głębokich przemian. Najważniejsza z nich dotyczyła Ukrainy, do której po raz pierwszy pojechał właśnie jako korespondent telewizji. "Leciałem do Kijowa jako typowy rosyjski szowinista. Miałem poczucie, że odwiedzam ukraińskich pasożytów, którzy nie robią nic oprócz brania od nas taniego gazu. Ale już po kilku godzinach zakochałem się w Kijowie i Ukraińcach, którzy okazali się o wiele bardziej przyjaźni od Rosjan". W tamtym okresie starszy od Głuchowskiego reżyser Aleksandr Sokurow (lat 71) także często przebywał w Kijowie i już wtedy przepowiedział wojnę, będąc pewien, że putinizm nie zdzierży ukraińskiego pędu ku demokracji i Europie.
Po odejściu z RT Głuchowski w swoich felietonach i audycjach coraz częściej dawał wyraz zohydzeniu agresją oraz imperializacją rosyjskiego życia publicznego. Na cztery lata przed aneksją Krymu i wojną w Donbasie, które otwarcie potępił, wydał zbiór opowiadań "Witajcie w Rosji", przetłumaczone na język polski. Główni bohaterowie opowiadań chcą wyrwać się z zaklętego kręgu patologii rosyjskich, ale przegrywają pod naporem systemowej korupcji, potężnych służb i kafkowskiego absurdu urzędów. Co gorsza są w swojej walce osamotnieni, bo ludzie u boku których żyją, doskonale przystosowali się do warunków rosyjskiej tragifarsy.
W ostatnich latach Głuchowski napisał dwie inne powieści, które odbiły się głośnym echem. "Tekst" to historia studenta, któremu pracownicy FSB podrzucają narkotyki, w wyniku czego trafia na siedem lat do więzienia. Gdy wychodzi na wolność zabija oficera odpowiedzialnego za aresztowanie, zabiera mu smartfona i zaczyna żyć jego życiem, odkrywając sieć powiązań służb z narkobiznesem. "Tekst" stanowi połączenie "Zbrodni i kary" z "Narcos", jak również instrukcję obsługi "jak zamienić służby mundurowe w patologiczny organizm gospodarczy", który w znacznym stopniu decyduje o krwiobiegu pieniądza i własności w Rosji. Mimo antysystemowości "Tekst" został zekranizowany w 2019 roku, zgarniając najważniejsze rosyjskie nagrody filmowe. W tym samym roku ukazała się powieść "Outpost", której akcja znowu rozgrywa się w post apokaliptycznym Imperium Moskiewskim, które zerwało kontakty dyplomatyczne z resztą świata (oprócz Chin) oraz rządzi tu arystokracja oficerów służb bezpieczeństwa manipulująca społeczeństwem za pomocą programowania neurolingwistycznego i modlitwy telewizyjnej. Izolowana przez Zachód i rządzona przez byłych kagiebistów Rosja coraz bardziej przypomina dystopię z pierwszej powieści Głuchowskiego. Zresztą on sam lubi żartować, że kolesie na Kremlu powinni przestać go czytać, ponieważ zbyt serio biorą jego powieści, a nie do końca o to mu chodzi.
Rozmowy z Głuchowskim są pouczające, inteligentne i zabawne, ale za inteligencją i standuperskimi trikami, autor ukrywa swoje emocje i uczucia. Na pytania o współpracę z RT i Konstantinem Rykowem, niegdyś jego wydawcą, a dziś deputowanym Jednej Rosji, który brał forsę od kremlowskiego ideologa Władysława Surkowa, udziela chłodnych odpowiedzi. Niby wszystko się zgadza - zerwał kontakty z Rykowem i ludźmi RT, kiedyś był antyukraińskim szowinistą, dziś broni Ukrainy, i tak dalej. Ale jego sposób opowiadania ukrywa poczucie winy i zawodu. Bo Głuchowski jako dwudziestolatek ewidentnie uwierzył, że dzięki projektowi "Putin" Rosja wskoczy w zachodni model rozwoju. Ne może wybaczyć Putinowi jednego: "W jego rękach znajdowała się szansa, by po pierwszych dwóch kadencjach odejść i pozwolić Rosji stać się choćby i państwem policyjnym, ale praworządnym i demokratycznym, które ma szansę na normalny rozwój. Putin tego nie zrobił wyłącznie dla zachowania swojej władzy". A teraz jeszcze projekt "Putin" powiedział mu: "spróbuj tu tylko wrócić a skończysz w łagrze".
Sygnalista
Klinika w Niemczech. Na wózku inwalidzkim siedzi niski, drobny mężczyzna, który mówi cichutką, miłą dla ucha chrypką, pocierając o siebie dłonie, co koncentruje wzrok widza na jego smukłych palcach pianisty. Tylko że Andriej Zwiagincew, lat 58, nie jest pianistą, a jednym z najważniejszych rosyjskich reżyserów XXI wieku. Latem 2021 roku jego organizm zaatakowała klebsiella, bakteria fermentująca glukozę i laktozę, która zatruwa krew. Warunkiem przeżycia był przeszczep płuc. Ale takich rzeczy w Rosji nikt nie robi. Po znajomościach - bo to w końcu zdobywca Złotego Globu, nagród w Cannes i Wenecji - znalazł się w hanowerskiej klinice, gdzie na półtora miesiąca został wprowadzony w stan sztucznej śpiączki. Po wybudzeniu, ku zaskoczeniu lekarzy, przeszczep nie był potrzebny. Efektami ubocznymi okazały się "jedynie" zanik mowy, czucia rąk i nóg oraz delirium. Zwiagincew widział wokół siebie zjawy i dziwne postaci, na przykład Francuzów, których prosił o opuszczenie lokalu. Tak oto reżyser -intelektualista i psychofan Dostojewskiego - musiał nauczyć się mówić oraz posługiwać nożem i widelcem.
Urodzony w Nowosybirsku Zwiagincew był wychowywany bez ojca, do czego nawiązuje w niemal każdym swoim filmie. Matka musiała utrzymywać siebie i syna ze swojej nauczycielskiej pensji, bo ojciec wojskowy zostawił ich dla innej kobiety. Zanim Andriej osiągnął międzynarodowy sukces, w 2003 roku, przeszedł drogę pełną dorywczych prac i chałtur. Od występów w wojskowym zespole estradowym, poprzez pomoc w teatrze i kręcenie telewizyjnych reklam, skończywszy na pracy woźnego. Chociaż Zwiagincew jest bardzo delikatny w sposobie bycia, potrafi być odważny w publicznej krytyce władz. W 2016 roku napisał do rzecznika prasowego prezydenta Dmitrija Pieskowa. Reżyser wytknął mu, że państwo jedynie zarządza pieniędzmi podatników, zatem urzędnicy nie mają prawa finansować wyłącznie wybranej przez siebie sztuki, ponieważ "kastrują myśl twórczą, klonując nędzne rzemiosło swoich agitatorów".
Nikołaj Gogol swoim opowiadaniem "Szynel" o budzącym żałość urzędniczynie stworzył w Rosji pojęcie "maleńkiego człowieka". Zwiagincew sądził, że jego filmy, będące krzykiem rozpaczy, są dialogiem z maleńkim człowiekiem zgniecionym przez walec putinizmu. Czy skażony etosem inteligenta reżyser faktycznie do niego mówił? Tak, ale musiał do tego dojrzeć. O ile jego pierwsze filmy - "Powrót" i "Wygnanie" - których akcja toczyła się na bezkresnej prowincji, to zasadniczo metafizyka, o tyle kolejny obraz "Elena" to już erupcja ludofobii. Obibok w koszulce na ramiączkach wraz z całą familią zajmują willę bogatego człowieka, którego otruła żona Elena - matka nieudacznika - aby uchronić syna przed wojskiem. Tu o dialog między Zwiagincewem a maleńkim człowiekiem trudniej niż między Olgą Tokarczuk a idiotami.
Jednak dwa kolejne filmy, obsypane nagrodami na Zachodzie, to rozpaczliwe wołanie o sojusz z maleńkim człowiekiem.
"Lewiatan" opowiada hiobową historię Koli, któremu mer miasteczka - bandyta przepoczwarzony w polityka - morduje żonę i wrabia w zabójstwo, aby przejąć jego ziemię pod inwestycję. Zanim lewiatan rozjedzie Kolę, między nim a merem dochodzi do kłótni, podręcznikowo ukazującej pozycję nieobywatela Rosji wobec swej władzy.
W "Niemiłości" Zwiagincew pokazuje maleńkiemu człowiekowi paradoks jego istnienia. Kiedy lewiatan chce mu odebrać dom i zniszczyć życie, robi to za pstryknięciem palca, ale kiedy jego dziecko przepadnie, tak jak rozwodzącemu się małżeństwu w "Niemiłości" - państwo jest bezsilne i umywa ręce. Maleńki człowiek zdany jest na samego siebie i wolontariuszy, których będzie coraz mniej po zadeptaniu społeczeństwa obywatelskiego. Jedyne, co oferuje lewiatan w "Niemiłości", to wojenna telewizyjna propaganda, której można zażyć tak jak Arthur z "Peaky Blinders" zażywa opium, aby odpłynąć i zapomnieć. Zwiagincew zresztą za wojnę obwinia głównie telewizję - "dlatego mówię: wyrzuć telewizor, bo wlewa ci do uszu jad nienawiści i w pewnym momencie naprawdę wierzysz, że ludność cywilna nie cierpi z powodu rosyjskich bombardowań".
W czasie majowego wywiadu w Wiesbaden (gdzie przechodził rehabilitację), Zwiagincew raz się rozpłakał. Nie wtedy, gdy mówił o swojej śmierci klinicznej, lecz o tym, że próbuje zrozumieć Rosjan popierających wojnę, ale nie potrafi. Następnie przyznał się do swojej pomyłki. Sądził, że maleńki człowiek obejrzy jego filmy, podda refleksji i być może zrozumie, że żyje w iluzji demokracji i państwie bezprawia. Ale maleńki człowiek okazał się o wiele większym realistą od niego. Nie obejrzał i nie poddał jego filmów refleksji, bo czuł, że to bez sensu, ponieważ putinizm stanie się jeszcze bardziej tyraniczny i żądny krwi. A jeśli się do niego przyłączysz i siedzisz cichutko w swej maleńkości, zmniejszasz ryzyko pożarcia, zwiększając za to szansę, by skapnęły ci krople krwi w postaci ukraińskiej pralki czy nowej łady, jaką kupisz za odszkodowanie po śmierci syna żołnierza. Dodatkowo, maszerując u boku potwora, przestajesz być na moment maleńkim człowiekiem, czyniąc nim Ukraińców, choćby zgwałconego trzylatka.
Zwiagincew mówi, że zostanie za granicą, bo tylko tu może realizować swoje filmowe pomysły i że teraz, gdy cudem otrzymał drugie życie, musi spełniać swe powołanie.
Córka
18 marca na największym moskiewskim stadionie Łużniki odbył się faszystowski wiec poparcia dla specjalnej operacji wojskowej w Ukrainie. Na scenie pojawił się między innymi Władimir Maszkow, lat 58, który w Rosji jest legendą na miarę Bogusława Lindy. Zagrał kilkadziesiąt głównych ról filmowych i teatralnych, wystąpił w epizodach na przykład w "Mission Impossible" i "Amerykańskiej Rapsodii", a cztery lata temu został dyrektorem moskiewskiego teatru im. Olega Tabakowa. Jest utalentowany i bogaty, w młodości uznawany za symbol seksu, ale gdy osiągnął sukces, stał się mobberem wobec podwładnych oraz uniżonym sługą prezydenta, któremu użyczył swojej ślicznej buzi w czasie kampanii wyborczej. Na wiecu poparcia dla wojny wyrecytował antyzachodni wiersz Fiodora Tiutczewa sprzed 155 lat pt. "Daremny trud", którego fragment brzmi:
"Daremny to trud tak ich nie oświecisz Im bardziej liberalni, tym bardziej trywialni Fetysz to dla nich rozwój Idee za nic mają Nie kłaniajcie się przed nimi, panowie Nie zdobędziecie nigdy uznania Europy".
Cała Rosja zwróciła uwagę, że Maszkow zaciął się, przez co zgubił rytm i tempo. To tak jakby wirtuoz perkusji wyłożył się na prostych rytmach AC/DC.
Tego samego dnia z wieczornym serwisem informacyjnym CNN, z wynajętego mieszkania w Los Angeles połączyła się Masza, lat 37. Ładna blondynka o głębokich błękitnych oczach, które wiecznie wyglądają na zapłakane. Podczas gdy jej mąż, dwie córki i pies siedzieli w drugim pokoju, ona ładnym angielskim mówiła o swoim ojcu czytającym Tiutczewa. Łamiącym głosem opowiadała, że kilka dni wcześniej rozmawiała z nim przez telefon. Rozmawiali bardzo długo, próbowali przekonać się nawzajem, ale nie doszli do porozumienia. "Powiedział mi, żebym natychmiast wróciła z córkami do Rosji, była godną obywatelką, prosiła o przebaczenie za zdradę ojczyzny i pomogła swojemu narodowi w walce z nazistami".
Maria Maszkowa, jest aktorką od 11. roku życia, tak samo jej rodzice. Rozwiedli się, gdy miała kilka lat. Przez jakiś czas żyła z matką w Nowosybirsku, po czym przeprowadziły się do Moskwy, gdzie klepały biedę. Teatralna pensja na niewiele starczyła, a Władimir Maszkow nie interesował się nimi zajęty własną karierą. Dopiero gdy uzyskał status super gwiazdy, co miesiąc dawał Maszy drogie prezenty.
Maszkowa nigdy nie należała do grona zbuntowanych artystów. Grała klasyczne role teatralne na podstawie Czechowa, Moliera czy Dostojewskiego albo wcielała się w przyjemne postaci filmów i seriali, na przykład serialowej weterynarki, która staje się domorosłą detektywką, po tym jak do jej kliniki trafia otruty kot. Mówi, że miłość Rosjan poza Moskwą i Sankt Petersburgiem zapewniają wyłącznie takie role.
Po wystąpieniu w CNN Maszkowa zamknęła sobie drogę powrotu do Rosji. Nikt jej nie zatrudni choćby w prowincjonalnym teatrze i nawet ojciec ze znajomości na Kremlu nie zagwarantuje bezpieczeństwa. W Rosji po 24 lutego nikt z wyjątkiem Putina, nie posiada już immunitetu.
Mąż Maszkowej, Siergiej Slobodniak Junior, lat 48, jest synem narodowego kompozytora ZSRR. Rodzina Slobodniaków wyjechała do USA, gdy był piętnastolatkiem i znanym pianistą, ale porzucił to zajęcie, by zostać aktorem i scenarzystą. Maszkowa wścieka się, że jej mąż amator chodzi dla funu na castingi i dostał epizodyczne role w serialach Homeland i The Americans, a ona biega od castingu do castingu i nic. Dlatego w ciągu najbliższego 2,5 roku ukończy kurs pielęgniarki, dlatego że nie potrafi siedzieć bezczynnie na utrzymaniu męża. W swojej kobiecości jest bardzo rosyjska - emocjonalna, niezależna i dumna, a jednocześnie patriarchalna. Siedząc za kierownicą samochodu, które "jak to kobieta prowadzi nie najlepiej", żartuje z przewrażliwienia Amerykanów na punkcie równości płci i mówi, że "jak to zwykle dziewczyny, wierzy w cuda". Widać, że występ w CNN i długi wywiad udzielony rosyjskiemu wideoblogerowi stanowią dla niej element psychoterapii, przez którą przechodzi w gabinecie, i dzięki której staje się odważniejsza. Strach ją napędza, dopiero gdy go odczuwa, zaczyna działać. Być może jej podejście powinno stać się udziałem całego rosyjskiego społeczeństwa, ponownie wchodzącego w pętlę strachu tyranii.
Ojciec to nie jedyny członek rodziny, który ją potępił. Ukochana babcia z Nowosybirska, historyczka która przeżyła stalinizm, zaczęła odpowiadać wnuczce po angielsku, dając jej do zrozumienia, że uważa ją za agentkę zagranicy. Dwaj wujkowie nazwali ją "zdrajczynią", jednego musiała zablokować, po tym jak wypisywał do niej obelżywe wiadomości. Na koniec długiej rozmowy telefonicznej ze swoim ojcem, usłyszała od niego, że niezależnie od wszystkiego, bardzo ją kocha. Ona też go bardzo kocha. Mówi o nim z podziwem, wspomina jego dystans do siebie i poczucie humoru, a przede wszystkim widać, jak wielki ból sprawia jej brak poświęcanego czasu, nieodbierane od niej telefony, aż wreszcie jego protekcjonalizm.
Kiedy ujrzała go na scenie moskiewskiego stadionu, bardzo się przestraszyła. Pomyślała, że kiedy upadnie putinizm, jej ojciec odpowie za to, co robi. Natychmiast więc obmyśliła dwa warianty akcji ratunkowej - kiedy otrzyma amerykański paszport, będzie miała prawo zaprosić go do siebie. Tak uratuje go przed sądem w Moskwie lub w Hadze. A jeśli wybuchnie w Rosji rewolucja, wróci do swojego kraju i wytłumaczy ludziom, że powinni mu przebaczyć, bo wszyscy popełniamy błędy. Wszyscy Rosjanie boją się Putina i FSB, a jej ojciec musiał chronić nie tylko siebie, ale też pracowników swojego teatru.
Artyści bez Granic
Alochina, Głuchowski, Zwiagincew i Maszkowa to dzieci epoki putinowskiej. Niezależnie od wieku cała czwórka odnosiła sukcesy, cierpiała represje i zarabiała mniejsze lub większe pieniądze w trakcie rządów Putina. To wtedy w świecie internetu, a zwłaszcza Youtube'a - nowi artyści stworzyli, jak powiedział Głuchowski, "nowoczesną rosyjską kulturę - żywą, popularną, tolerancyjną i pozbawioną szowinizmu, a zarazem podlinkowaną do kultury globalnej i rządzącą się prawami konkurencji". Dzięki temu, że państwo zostawiło ją w spokoju, w jej wnętrzu wyrośli ostrzy jak brzytwa standuperzy, komicy, raperzy, performerzy i pisarze. Wszyscy oni stali się bardziej wolni, krytyczni i dosadni niż sowieckie zespoły rockowe okresu pierestrojki, a nawet polskiego Jarocina i karnawału Solidarności.
Bo rosyjskie dzieci putinizmu i Youtube'a mówiły głośno i pełną piersią. Bez ezopowej poetyki. I właśnie dlatego musiały zniknąć, ponieważ faszystowski neototalitaryzm Putina jeśli chce istnieć, nie może ich tolerować. Zaś dzieci jego epoki popadły w matnię. Znają języki obce, ale nadal tworzą w ojczystym języku, bo tylko ten prawdziwie czują. Znajdują rozsiane po świecie rosyjskie diaspory, ale w takim razie dla kogo tworzą - dla okupowanych przez Putina Rosjan czy diaspor w Pradze, New Jersey i Tel Awiwie? Wreszcie, jak długo można tworzyć w ten sposób - wirtualnie i bez oddychania powietrzem nieogarnionych rosyjskich przestrzeni oraz hiper galopującej rzeczywistości, w której wszystko jest możliwe?
Autorka/Autor: Dr Kuba Benedyczak prowadzi na Uniwersytecie Warszawskim zajęcia z feminizmu w popkulturze. Na co dzień dziennikarz i analityk zajmujący się Rosją i sprawami międzynarodowymi, a także związkami popkultury i polityki. Współpracuje m.in. z Radiem 357 i "Nową Europą Wschodnią".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sean Gallup/Getty Images