Balon konspiracji spod znaku QAnon rósł, rósł, aż pękł jak kiepskie zabezpieczenie Kapitolu. Dezinformacja, która zalewała media społecznościowe, doprowadziła do rewolucji - spiskowy świat zwolenników Donalda Trumpa jest gwałtownie usuwany z sieci. Ale czy historia Q uderzy w końcu w same platformy, czy tylko utrwali ich potęgę? Dla tvn24.pl pisze Anna Gielewska, dziennikarka, ekspertka w tematyce zorganizowanej dezinformacji i propagandy w sieci.
"Epickie". Mike, pucołowaty Amerykanin z Indiany, o misiowatej twarzy, z wojskowym plecakiem i koralikami w barwach USA, tak opisuje wideo, na którym tłum zwolenników Donalda Trumpa skanduje i wymachuje flagami. Widać transparenty: "The Storm is here, Stop The Steal" (tłumaczenie dosłowne: "burza nadeszła, przestańcie kraść"). Na twitterowym koncie @ThePatriotHour, Mike relacjonuje kolejne odsłony swojej wyprawy na marsz do Waszyngtonu. Marsz, na który z całych Stanów zjeżdżają - jak mówią o sobie - "Patrioci", by obronić swojego prezydenta. Wierzą, że wybory zostały sfałszowane i "skradzione" Trumpowi - w rzeczywistości tylko on mógł je wygrać. Trump ich zagrzewa: "will be wild" (z ang. będzie dziko).
Szaman Q i śmierć w realu
Mike’owi udaje się przedrzeć na czoło tłumu szturmującego Kapitol. "Budynek Kapitolu zdobyty. Jeden z pierwszych w grupie 50 osób na górze. Kilka razy oberwałem gazem, ale walczyliśmy i dostaliśmy się na górę. Dwoje zabitych i wielu rannych. Nie poddałem się" - relacjonuje na gorąco na Twitterze. Jest wyraźnie poruszony. "USA, USA!" - skanduje, gdy mija go grupa mężczyzn z megafonem, biegnąca do budynku.
Chwilę później świat obiegają zdjęcia wytatuowanego mężczyzny z nagim torsem, w futrzanej czapce z rogami, który właśnie zdobył fotel spikera na Kapitolu. Jake Angeli - bezrobotny aktor z Arizony i zwolennik QAnon, stanie się symbolem "insurekcji" 6 stycznia, która zaszokuje Amerykę i demokratyczny świat. Angeli, nazywany Szamanem Q, od dawna pojawiał się na różnych demonstracjach, z transparentem "Q sent me" (z ang. przysłał mnie Q). Tym razem doczekał się własnej strony w Wikipedii.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam