|

Cały posterunek na ławie oskarżonych. "Brutalny szeryf" i koledzy, którzy się przyglądali

Posterunek policji w Piątku
Posterunek policji w Piątku
Źródło: tvn24.pl

Najpierw, bez powodu, brutalnie pobił mężczyznę w domu, potem - razem z partnerką ze służby - wywiózł konającego radiowozem do lasu. Tak, według prokuratury, wyglądała jedna z ostatnich interwencji młodszego aspiranta Kamila C. Niegdyś nagradzany, dziś stanie przed sądem. Podobnie jak pięcioro pozostałych policjantów z posterunku w Piątku w województwie łódzkim. Oskarżeni zostali wszyscy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Inspektor Zbigniew Gruszczyński, komendant powiatowy policji w Łęczycy, pozuje do zdjęcia z szerokim uśmiechem. Stoi w środku, po bokach dwaj policjanci z gminy Piątek. Jest wtorek, 28 listopada 2018 roku. Funkcjonariusze pozujący obok przełożonego właśnie odebrali nagrodę ministra spraw wewnętrznych i administracji za wzorowe wykonywanie obowiązków służbowych. Sukcesem mundurowych chwali się łęczycka komenda powiatowa. W komunikacie czytamy, że policjanci uratowali mieszkańców budynku wielorodzinnego przy ulicy Kutnowskiej w Piątku. Podczas patrolu zauważyli, że z wnętrza wydobywa się dym. Wezwali inne służby, zaalarmowali mieszkańców i wynieśli mężczyznę z niepełnosprawnością na zewnątrz. 

To nie pierwsza nagroda dla aspiranta sztabowego Sebastiana K. Miesiąc wcześniej został uznany za najlepszego kierownika rewiru dzielnicowych w Łódzkiem.

Komendant powiatowy policji w Łęczycy (w środku) z Kamilem C. (po prawej) i Sebastianem K. (po lewej)
Komendant powiatowy policji w Łęczycy (w środku) z Kamilem C. (po prawej) i Sebastianem K. (po lewej)
Źródło: Komenda Powiatowa Policji w Łęczycy

Piątek, gdzie dowodzi posterunkiem Sebastian K., to miejscowość niedaleko Łęczycy, znana z tego, że pośrodku niewielkiego skweru w centrum znajduje się pomnik symbolizujący geometryczny środek Polski. Posterunek mieści się kilkadziesiąt metrów od pomnika, w niewielkim budynku położonym przy ulicy Stodolnianej. W 2021 roku pracowało tu sześcioro policjantów: kierownik Sebastian K. i pięcioro jego podwładnych: Kamil C., Małgorzata R., Dominik W., Artur W. i Przemysław W.

Nie możemy podać żadnego nazwiska, bo wszyscy ówcześni policjanci są dzisiaj oskarżeni o przestępstwa i właśnie rozpoczyna się ich proces. Najpoważniejsze zarzuty usłyszał młodszy aspirant Kamil C. - do celi może trafić na resztę życia, bo - jak twierdzą śledczy z Prokuratury Okręgowej w Łodzi - skatował w czasie interwencji 30-letniego Marcina. Mężczyzna - z połamanymi żebrami i pękniętą śledzioną - został wywieziony do lasu i tam zostawiony.

- Byli jak mafia. Ludzi mieli za nic, wyżywali się. Gdyby nie to, że w końcu przegięli, to dalej nikt by im nie podskoczył - opowiada Kuba, mieszkaniec ulicy Stodolnianej. Ze swojego okna widzi posterunek policji. Mówi, że w miasteczku wszyscy wiedzieli, iż policja może bezkarnie "dać wp*****l i wywieźć do lasu" każdego, kto jej podpadnie.

- Najgorszy był C. Był jak brutalny szeryf. Myślał, że może wszystko - opisuje Kuba. 

Zażegnany problem rodzinny

Leżał na plecach. Lewą dłoń miał wyciągniętą wzdłuż ciała, prawą zgiętą w łokciu tak, że dłoń opierała się o brzuch. Ciało zostało odnalezione kilka metrów od szutrowej drogi biegnącej przez zagajnik. Była Wielka Sobota, 3 kwietnia 2021 roku, około południa. 

- Facet był biały na twarzy. Nie podchodziłem bliżej, bo to nie są widoki dla mnie. Widziałem, że obok zmarłego były czarne klapki. Jeden kilka, drugi kilkanaście metrów dalej - pokazuje dłonią jeden z mieszkańców Jankówka, wsi oddalonej o sześć kilometrów od Piątku.

Na miejsce została wezwana policja. Pojawił się też prokurator, który stwierdził, że chociaż na pierwszy rzut oka na ciele zmarłego nie widać obrażeń, niewykluczone, że do śmierci ktoś się przyczynił. Jeszcze tego samego dnia potwierdzono tożsamość denata: to 30-letni Marcin K., mieszkaniec bloku przy Konarskiego w Piątku. Dzień wcześniej do jego mieszkania została wezwana policja. Marcin K., jak wynikało ze zgłoszenia, miał się awanturować. Mężczyzna mieszkał z bratem i matką. Do awantur dochodziło często, członkowie rodziny byli objęci procedurą niebieskiej karty.

2 kwietnia 2021 roku policja została wezwana do mieszkania w tym bloku
2 kwietnia 2021 roku policja została wezwana do mieszkania w tym bloku
Źródło: TVN24

Policja zapewniała początkowo, że śmierć 30-latka nie jest w żaden sposób związana z interwencją. Starszy aspirant Mariusz Kowalski, oficer prasowy komendy powiatowej w Łęczycy, informował wówczas, że policjanci udali się pod wskazany adres i "zażegnali problem rodzinny".

- Nie było potrzeby zatrzymania mężczyzny, dlatego policjanci opuścili miejsce interwencji - przekonywał policjant. Wypowiedź dla naszej redakcji przygotował na podstawie notatki sporządzonej przez Małgorzatę R., policjantkę, która uczestniczyła w interwencji razem z innym policjantem - Kamilem C. Według oficjalnej wersji, nietrzeźwy i agresywny Marcin K. wyszedł z funkcjonariuszami przed blok, żeby - jak twierdziła policjantka - "nie zaogniać konfliktu rodzinnego". Mężczyzna miał się przewietrzyć i wrócić. Policjanci - jak wynikało z notatki - zakończyli wtedy działania. 

Tyle że ta wersja - jak ocenili prokuratorzy po trwającym rok śledztwie - jest nieprawdziwa. 

Ostatnia podróż

Co stało się w mieszkaniu, w którym mieszkał denat? Matka i brat 30-latka opisują, że kiedy policjanci - Kamil C. i Małgorzata R. - weszli do domu, agresywny chwilę wcześniej Marcin spał już na wersalce.

- Policjantka została w przedpokoju, a policjant podszedł do Marcina. Złapał za włosy i ściągnął go na podłogę. Zaczął go kopać, tak że brat nie mógł złapać oddechu. Powiedziałem: "zostaw go, bo go zabijesz", to policjant do mnie podszedł i mnie uderzył - opisuje Łukasz K. w rozmowie z tvn24.pl. 

W akcie oskarżenia, który trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi, czytamy, że policjant co najmniej trzy razy kopał leżącego mężczyznę. "Doprowadził u poszkodowanego do powstania choroby zagrażającej życiu. Doszło do złamania dwóch lewych żeber oraz urazu brzucha z pęknięciem śledziony i powstaniem krwiaka jamy otrzewnej" - czytamy w dokumencie przygotowanym przez prokuraturę. Cios w głowę brata ofiary też jest odnotowany: "uderzył interweniującego Łukasza K. otwartą ręką w okolice lewej skroni". 

Brat zmarłego opisuje, że policjant przeciągnął Marcina K. za włosy do przedpokoju i pozwolił mu założyć klapki. Sąsiedzi widzieli, że Kamil C. trzymał go za włosy aż do momentu, kiedy K. wsiadł do radiowozu. Potem policjanci odjechali z 30-latkiem. Okoliczne kamery zarejestrowały, że radiowóz ruszył na zachód - w kierunku miejscowości, gdzie zostało potem znalezione ciało mężczyzny. 

Z komisariatu do celi

Policjanci, którzy uczestniczyli w interwencji, zostali zatrzymani 7 kwietnia wieczorem. Prokuratura przedstawiła Kamilowi C. zarzut z artykułu 156 Kodeksu karnego, czyli spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego konsekwencją była śmierć człowieka. Śledczy uznali też, że C. przekroczył swoje uprawnienia, bo bez powodu użył środków przymusu bezpośredniego. Trzeci zarzut dotyczy bezprawnego pozbawienia 30-letniego Marcina K. wolności. 

Dwoje policjantów zatrzymanych w związku ze śmiercią 30-latka (wideo z kwietnia 2021 roku)
Źródło: TVN24 Łódź

Policjant nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Z prokuratorami początkowo rozmawiała jego partnerka z dyżuru. Po usłyszeniu zarzutów niedopełnienia obowiązków i poświadczenia nieprawdy w dokumentach przekonywała, że informacje zawarte w jej notatce są prawdziwe. Twierdziła, że jej partner użył środków przymusu bezpośredniego, bo Marcin K. miał nie stosować się do poleceń i ignorować obecność policjantów. Potem, przekonywała, wyszedł z funkcjonariuszami przed blok i na tym interwencja się zakończyła.

Kiedy prokuratorzy zdobyli więcej dowodów, wskazujących na to, że Małgorzata R. mówi nieprawdę, kobieta skorzystała z prawa do odmowy składania wyjaśnień.

Sąd na wniosek prokuratury aresztował oboje podejrzanych.

Puszka Pandory

- W toku śledztwa szybko okazało się, że Kamil C. mógł dopuszczać się przestępstw wcześniej - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.

Do śledczych zaczęły napływać niepokojące sygnały. Wynikało z nich, że C. regularnie bił i poniżał również inne osoby podczas przeprowadzanych przez siebie interwencji oraz wywoził je radiowozem wiele kilometrów od Piątku. Do domu musiały wracać pieszo. 

- To był chory gość, kochał wyżywać się na innych. Napawał się władzą - mówią mi mężczyźni, których spotykam na skwerze w centrum Piątku.

Prokuratorzy w czasie śledztwa zebrali dowody na to, że C. miał stosować nieuzasadnioną przemoc podczas przynajmniej dziewiętnastu interwencji. Miało się to dziać nie tylko przy wiedzy, ale czasami również przy udziale innych policjantów z Piątku, w tym nagradzanego kierownika, aspiranta sztabowego Sebastiana K. Prokuratura twierdzi, że w jednym przypadku Sebastian K. razem z Kamilem C. pozbawił wolności mężczyznę. Policjanci wywieźli ich, jak wynika z ustaleń śledczych, radiowozem kilka kilometrów od Piątku i kazali wracać na piechotę. Kierownik Sebastian K., zdaniem prokuratury, biernie przyglądał się, gdy Kamil C. bez powodu używał przemocy.

Tak było między innymi w przypadku mężczyzny, który kilka razy "podpadł" funkcjonariuszom tym, że po wybuchu pandemii COVID-19 spacerował po centrum Piątku. Policjanci ocenili wówczas, że naruszył zakaz przemieszczania się. W akcie oskarżenia czytamy, że Kamil C. wraz z przełożonym co najmniej dwa razy poszedł do domu tego mężczyzny i bił go pałką policyjną po całym ciele. Sebastian K. "nie udaremnił popełnienia przestępstwa", tym samym prokuratura uznała, że dopuścił się przestępstwa niedopełnienia obowiązków.

Posterunek policji w Piątku
Posterunek policji w Piątku
Źródło: TVN24

Kradzież, śmiecenie, łowienie ryb

Zarzuty niedopełnienia obowiązków usłyszeli wszyscy policjanci, którzy w zeszłym roku pracowali na posterunku w Piątku.

Sebastian K. ma cztery zarzuty, z czego jeden dotyczy bezprawnego pozbawienia wolności.

Dominik W. też ma cztery zarzuty niedopełnienia obowiązków (w tym związany z bezprawnym pozbawieniem wolności).

Artur W. jest oskarżony łącznie o pięć przestępstw niedopełnienia obowiązków, w tym trzy związane z bezprawnym pozbawieniem wolności.

Przemysław W. usłyszał dwa zarzuty - w obu przypadkach związane z bezprawnym pozbawieniem wolności. 

Wszystkie prokuratorskie zarzuty łączą się z osobą Kamila C. To on miał stosować przemoc, a jego koledzy z posterunku mieli na to przymykać oko. A stosowanie przemocy fizycznej - jak przekonuje autor aktu oskarżenia - przychodziło Kamilowi C. z każdym miesiącem coraz łatwiej.

7 czerwca 2019 roku Kamil C. interweniował (razem z Arturem W.) w sprawie zaśmiecania piątkowskiego rynku. Prokuratura ustaliła, że podszedł do śmiecącego mężczyzny i zadał mu cios w głowę. "Gdy ten upadł, Kamil C. kopał go po całym ciele, uderzał pięścią i pałką służbową w okolicach żeber" - czytamy w akcie oskarżenia. Potem sprawca "zaśmiecania przestrzeni publicznej" został wciągnięty do radiowozu i przewieziony blisko sześć kilometrów dalej - do miejscowości Bałków, gdzie policjanci go zostawili.

Posterunek policji w Piątku
Posterunek policji w Piątku
Źródło: tvn24.pl

Innym razem C. interweniował (razem z Dominikiem W.) wobec trzech mężczyzn, którzy - według oceny policjantów - nielegalnie łowili ryby w niewielkiej rzece przepływającej przez Piątek. Prokuratura pisze: "Kamil C. uderzał pałką służbową mężczyzn po udach, plecach i pośladkach". Jego partner tylko się przyglądał. 

Policjant jest też oskarżony o pobicie kierowcy z Piątku, który - jak czytamy w akcie oskarżenia - "nie dostosował się do zasad ruchu drogowego". Do interwencji doszło 5 grudnia 2020 roku. Młodszy aspirant Kamil C. - jak twierdzą prokuratorzy - uderzył kierowcę w twarz i siłą zaciągnął go na posterunek. Tam - jak czytamy w akcie oskarżenia - zatrzymany kierowca Michał S. został przykuty do kaloryfera. Od policjantów usłyszał, że zostanie uwolniony, dopiero kiedy przyjmie wystawiony mandat.

"C. w tym czasie wziął pałkę służbową i uderzał nią Michała S. w okolice tułowia i żeber. Zadawał też Michałowi S. uderzenia pięściami" - czytamy w akcie oskarżenia. 

W lutym zeszłego roku - jak twierdzą prokuratorzy - C. "już dosyć otwarcie" stosował przemoc, nawet na oczach postronnych osób. Tak było, gdy razem z Dominikiem W. przeprowadzał interwencję wobec mężczyzny, który ukradł alkohol z półki w miejscowym markecie. "Oskarżony zadawał ciosy w twarz, a kiedy poszkodowany się przewrócił, był kopany w okolicach żeber. Kamil C. obrażał uderzanego mężczyznę używając słów uznawanych za obelżywe, po czym wyciągnął pałkę służbową i uderzał poszkodowanego po udach" - opisują łódzcy prokuratorzy. Wszystko to działo się na oczach pracownicy marketu, która w pewnym momencie zdecydowała się wyjść z pomieszczenia.

- Tuż przed tragedią przestali się kontrolować. "Kamilek" tłukł ludzi za byle co, nawet w centrum, przy świadkach - opowiadają mi mieszkańcy miasteczka. 

Nagranie z jednej z takich interwencji trafiło do internetu, ale szybko zniknęło. Jego autorka twierdzi, że usłyszała groźby i film usunęła. Postępowanie w tej sprawie zostało wyłączone przez śledczych do odrębnego śledztwa.

Kierownikiem posterunku był wielokrotnie nagradzany aspirant sztabowy Sebastian K.
Kierownikiem posterunku był wielokrotnie nagradzany aspirant sztabowy Sebastian K.
Źródło: TVN24

Posterunek na nowo 

Kamil C. nie jest już policjantem, od półtora roku siedzi w areszcie. Został wydalony ze służby niedługo po tym, jak usłyszał prokuratorskie zarzuty, podobnie zresztą jak Małgorzata R. Była funkcjonariuszka po trzech miesiącach wyszła zza krat i na proces oczekuje na wolności. Tak samo jak czterech innych, byłych już policjantów z Piątku.

Żaden z nich nie przyznał się do winy. Dominik W. dodatkowo złożył oświadczenie, w którym zapewnił, że zawsze przestrzegał prawa i nigdy nie nadużywał uprawnień.

Były szef posterunku Sebastian K. ma dzisiaj 42 lata i przeszedł na emeryturę niedługo po śmierci Marcina R. Emerytami są też dziś 38-letni Dominik W., 34-letni Artur W. i 46-letni Przemysław W. Wszyscy dostają od 2,3 tys. do 2,9 tys. zł emerytury na rękę. Stracą ją, jeżeli zostaną prawomocnie skazani. 

- Dzisiaj w Piątku nie ma już ani jednego policjanta, który pracował tu w zeszłym roku - informuje aspirant sztabowy Mariusz Kowalski, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Łęczycy, pod którą podlega piątkowski posterunek.

Miejscowi twierdzą, że po zmianie kadry sytuacja się poprawiła. - Człowiek cieszy się, że nie zostanie pobity, jak trafi na zły humor policjanta - mówi Kuba, mieszkaniec ulicy Stodolnianej. - Mała rzecz, a cieszy - dodaje.

Czytaj także: