Rozwiązują najtrudniejsze zagadki bez wychodzenia z domu – dekonspirują przestępców i namierzają terrorystów. Weryfikują, ile prawdy jest w rządowych komunikatach. Jak przeprowadza się internetowe śledztwa i czy przed możliwościami nowych narzędzi, dostępnych dla wszystkich w sieci, da się jakoś zabezpieczyć?
- Zajmuję się tym już kilka lat i sam jestem zdziwiony, do czego można dojść – mówi nam Marcin Maj z portalu niebezpiecznik.pl.
Jest specjalistą w zakresie OSINT-u (Open Source Intelligence). Po angielsku znaczy to tyle, co wywiad oparty na ogólnodostępnych źródłach informacji.
- W sieci jest mnóstwo danych i darmowych narzędzi. Trzeba tylko wiedzieć, jak ich używać – mówi Maj.
Internetowe śledztwa to - jak tłumaczy - łączenie w całość strzępków informacji, które ktoś wrzucił do sieci bez świadomości, że można je ze sobą połączyć.
- Analityk, stalker, detektyw czy dziennikarz będzie te kropki łączył. Będzie zastanawiał się, jak jedna informacja ma się do drugiej i trzeciej. Będzie dużo uważniej oglądał to, co znalazło się w sieci. Dużo uważniej niż osoba, która wrzucała coś do internetu – dodaje.
Efekty takich działań mogą robić wrażenie – w wideoreportażu, który przygotowaliśmy, opowiadamy między innymi o tym, jak ruch samolotów i astronawigacja pozwoliły utrzeć nosa amerykańskiemu aktorowi, o "znakach", które świadczyły o wybuchu pandemii COVID-19 w Chinach przed oficjalnymi komunikatami, i przypominamy, jak zdjęcia satelitarne pozwoliły ustalić miejsce zbrodni wojennej.
Mówimy też o mrocznej stronie OSINT-u, przywołując historię japońskiej piosenkarki "wystalkowanej" przez… odbicie w jej oku.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam