- Jak prezydent Opola idzie na spacer z dzieckiem, to nie myśli o tym, że gdzieś są schody albo dziura w chodniku, prawda? A ja myślę. Bo moje niepełnosprawne dziecko chodzi w ortezach, wiele innych dzieci jeździ na wózkach - mówi Agnieszka, matka 21-letniej Niny. Władze Opola nowy oddział szkoły specjalnej szykują w budynku, do którego z przystanku jest ponad pół kilometra, a wokół brud, hałas pociągów i schronisko z ujadającymi psami. Na oficjalnym profilu prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego pojawił się filmik, w którym miejski urzędnik nazywa rodziców "kulfonami". - Jak się nie podoba, to nie zapisywać - kończy swoją wypowiedź.
- W Opolu jest tylko jedna szkoła specjalna, w której uczy się 167 uczniów. Ma dwie siedziby na dwóch różnych ulicach. Obie niedostosowane architektonicznie do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.
- Rodzice od lat proszą władze miasta o wybudowanie jednej szkoły z prawdziwego zdarzenia.
- Właśnie powstaje trzeci oddział szkoły, decyzję tę wymogła zmiana przepisów. Rodzice są załamani nową lokalizacją.
- Dyrektor szkoły i władze miasta uważają, że lokalizacja jest dobra i przekonują, że spełni potrzeby dzieci.
- Kto ma rację? Pojechaliśmy do Opola, żeby to sprawdzić.
Ulica Torowa w Opolu to takie miejsce, w którym nikt nie chciałby zabłądzić po zmierzchu. Nawet w dzień wygląda jak plan serialu kryminalnego. Droga wzdłuż torów kolejowych prowadzi do zespołu placówek oświatowych, bursy i schroniska młodzieżowego, za nią dwa inne budynki ogrodzone płotem. Dalej już tylko krzaki, za którymi widać przejeżdżające pociągi. Wokół walają się stare opony, śmieci, a betonowe fragmenty słupów telegraficznych leżą jak bierki.
Chcę zrobić zdjęcie, więc wchodzę na zarośnięty trawą podest, który wystaje spod ziemi. Jeszcze jeden krok i stoję na kawałku wyrwanego peronu kolejowego, spod rdzy widać jeszcze żółtą farbę pasa bezpieczeństwa. Obok w schronisku dla psów właśnie rozpoczyna się karmienie. Szczekanie jest tak głośne, że nie da się rozmawiać.
Patrzymy na siebie z Agnieszką.
- Gdyby moje dziecko było zdrowe, nigdy nie znalazłoby się w takim miejscu - mówi Agnieszka, matka 21-letniej Niny z głębokim upośledzeniem umysłowym i niepełnosprawnością ruchową.
Agnieszka pyta mnie, czy wiem, że świat matki tak poważnie chorego dziecka ma inny zapach i kolor. Inne są budynki, ścieżki i ulice. Mapa miasta w głowie Agnieszki to szybki rachunek możliwych do pokonania przeszkód.
- Tam, gdzie są schody, spacer odpada. Tak samo tam, gdzie nie ma windy czy podjazdu dla wózka - tłumaczy Agnieszka.
Jej spacer z córką wygląda tak: Agnieszka trzyma Ninę za ręce, raz, dwa, raz, dwa. Nina wolno stawia kroki, przechyla się na boki. Jest niska i drobna, ma piękny uśmiech. Ortezy, które nosi, pomagają jej utrzymać pion. Na spacerach Agnieszka, pochylona do przodu, patrzy głównie pod stopy. Sprawdza, czy na drodze nie wystaje jakiś korzeń albo kamień, o który wątła Nina może się potknąć.
Nina jest już dorosła, ale tylko metrykalnie. Dla Agnieszki jest dzieckiem i pozostanie nim już na zawsze. Intelektualnie Nina ma trzy lata.
- Nie wypróżnia się samodzielnie, nie ubiera, trzeba pomagać jej przy jedzeniu. Najgorzej, gdy nie zdąży zasygnalizować, że chce jej się kupę. Ciężko jest też w trakcie miesiączek. Ninę trzeba myć, przebierać, zmieniać jej podpaski - opisuje Agnieszka.
CZYTAJ TAKŻE: Z ROZPACZY TRACĄ PAMIĘĆ ALBO CHCĄ ZNIKNĄĆ. PISZĄ, SMS DO MAMY: "NIEHCE MI SIĘ RZYĆ" >>>
Sama Agnieszka jest gibka, szczupła, ma silne ręce. Przez wiele lat trenowała na siłowni, bo matka dorosłego dziecka z ciężką niepełnosprawnością ruchową musi mieć krzepę.
- Jakoś sobie radzimy. Ostatnie 21 lat sprawiło, że jestem człowiekiem ze stali. Miałam 18 lat i usłyszałam w szpitalu, że jak do łóżka z chłopakiem chciało mi się chodzić, to i dziecko sama urodzę. Poród trwał dwa dni, ledwo urodziłam. Nie chcieli zrobić cesarki, w końcu zrobili dla ratowania życia Ninki. Dziecko przez całą ciążę było zdrowe, a urodziłam je w stanie agonalnym. Ninę reanimowano 17 razy. Dostała jeden punkt w skali Apgar (system, który służy do oceny ogólnego stanu zdrowia noworodka w skali od 1 do 10 - red.). Nikt nie dawał córce szans na przeżycie. Ale żyje, stawia kroki, śmieje się. Gdyby nie Nina, nigdy nie byłabym osobą, którą dziś jestem. Ninie zawdzięczam wszystko. Niczego się nie boję. Może jednego, ale tego boją się wszyscy rodzice dzieci niepełnosprawnych. By nie umrzeć przed nią - opowiada Agnieszka.
Pracą Agnieszki jest opieka nad Niną, od rana do nocy zajmuje się córką, myje ją, karmi i ubiera. Najpierw bus zawozi ją do szkoły specjalnej przy ul. Książąt Opolskich. Tam Nina spędza kilka godzin. Potem rehabilitacja w Fundacji "Dom", gdzie Ninę zna chyba każdy pracownik. Później albo spacer, albo czas spędzany z mamą w domu. Czasami jeszcze kawiarnia, bo Nina uwielbia gofry z cukrem.
Od 21 lat jestem na zasiłku i codziennie walczę o zdrowie Niny. W Opolu nie ma zajęć, na które można przyjść z takim dzieckiem. Nie mamy tu żadnych atrakcji, więc zostają spacery. W zimie siedzimy w domu.Agnieszka, mama 21-letniej Niny
Agnieszka ma jeszcze dwóch synów, to 15-letni bliźniacy.
- Chłopcy bardzo dbają o siostrę, mam z ich strony ogromne wsparcie - podkreśla. - Przeprowadziliśmy się niedawno do nowego mieszkania. Jest duże, każde dziecko ma swój pokój. Musiałam zapewnić dzieciom minimum wygody, bo opieka nad córką wymaga większej przestrzeni domowej. Większej łazienki, szerszego korytarza. Córka wszędzie potrzebuje asysty - tłumaczy Agnieszka.
Jak jesteś matką zdrowego dziecka, mówi Agnieszka, to wszystko dla niego zrobisz.
A jak jesteś matką tak chorego dziecka, to pójdziesz dla niego do piekła i z powrotem. Ostatnią kromkę sobie od ust odejmiesz, oczy komuś wydrapiesz, byle swojemu dziecku pomóc. Nasza codzienność, matek dzieci nieuleczalnie chorych, to ciągłe rozwiązywanie problemów.Agnieszka, mama Niny
Od niedawna ich nowym problemem jest remontowany właśnie oddział szkoły specjalnej przy ulicy Torowej.
Schody, schody, schody
Opole liczy ponad 126 tysięcy mieszkańców. Zespół Szkół Specjalnych to jedyna taka placówka w mieście. Ma dwa oddziały położone w różnych częściach Opola: przy ul. Książąt Opolskich i przy ul. Jana Bytnara "Rudego". Uczą się tu dzieci w spektrum autyzmu czy z tzw. niepełnosprawnościami sprzężonymi (gdy np. schorzenie neurologiczne powiązane jest z ruchowym). Do szkoły uczęszczają też osoby pełnoletnie z różnymi niepełnosprawnościami.
Według prawa oświatowego, w szkole podstawowej mogą uczyć się do 20. roku życia, a w szkole ponadpodstawowej - do 24. roku (reguluje to paragraf 4 rozporządzenia MEN z 9 sierpnia 2017 r. w sprawie warunków organizowania kształcenia, wychowania i opieki dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym).
Ten ostatni etap nauki to zajęcia przysposabiające do pracy, nazywane przez rodziców potocznie "pedepem". W placówce w Opolu uczy się łącznie 167 osób, z czego 44 osoby to pełnoletni uczniowie i uczennice, którzy uczęszczają na zajęcia w ramach "pedepu". Trzeci budynek przy ulicy Torowej, gdzie właśnie trwa remont, ma być dla nich nowym miejscem nauki. Przeznaczono na niego 10 mln zł.
- Bardzo czekaliśmy na nowy budynek, bo szkoła, do której nasze dzieci chodzą teraz, jest niedostosowana architektonicznie, liczyliśmy, że władze miasta otworzą oczy na nasze potrzeby - mówi matka Niny.
A potrzeby są ogromne.
Jedziemy do szkoły przy ul. Książąt Opolskich. Nina właśnie skończyła lekcje i trzeba zawieźć ją na kolejne zajęcia z rehabilitantem. Stary budynek z czerwonej cegły stoi w centrum miasta. Cztery piętra, a jak cztery piętra, to wszędzie schody, schody, schody. Jest winda i specjalne podesty, by pokonać schody, które obsługuje pracownik szkoły. W przyziemiu mieści się stołówka. Do drugiego budynku, gdzie mieści się sala gimnastyczna, dobudowano windę zewnętrzną, którą mogą wjechać na piętra osoby na wózkach. Do windy już zrobiła się kolejka rodziców z dziećmi. Wchodzimy głównym wejściem.
- Odrapana sala gimnastyczna, grzyb, w piwnicach po deszczu stoi woda. Dzieci są wysadzane z busa na głównej ulicy, nie ma wysepki. A obok jeżdżą samochody. Takie mamy tu warunki - opowiada Agnieszka. - Drugi budynek też jest niedostosowany - dodaje.
Jedziemy do oddziału szkoły przy ulicy Bytnara "Rudego". Dookoła ładny kawałek zieleni.
- Ale co z tego, jak nie jest w żaden sposób zagospodarowany? Dzieci mogą wyjść, popatrzeć, być wokół zieleni i tyle - mówi Agnieszka.
Agnieszka opisuje budynek: - To miejsce po dawnym żłobku, więc wszystko jest mniejsze. Dwa wózki dla osób niepełnosprawnych nie mogą minąć się w korytarzach, bo są za wąskie. Mamy małą szatnię, do której matka z dzieckiem wózkowym nie wjedzie. A te dzieci są już duże. Latem jeszcze jakoś dajemy radę, ale zimą nie ma gdzie się przebrać. Na stołówce dzieci jedzą obiady na zmiany, bo nie wszystkie zmieszczą się przy stołach w tym samym czasie.
- Dlatego naprawdę ucieszyliśmy się, że będzie nowa lokalizacja. Ale jak zobaczyliśmy okolicę, nasza radość zamieniła się w gniew - dodaje.
Psy szczekają tak głośno, że nie da się rozmawiać
Odwozimy Ninę na rehabilitację i jedziemy na Torową.
Od przystanku autobusowego do bramy budynku, gdzie mieści się nowy oddział szkoły, jest ponad pół kilometra. By z przystanku dostać się na drogę, która prowadzi do szkoły, trzeba przejść przez tory kolejowe. Asfaltowa droga nie ma chodnika dla pieszych.
Agnieszka: - Mam auto i mogę zawieźć Ninę, ale są mamy, które nie mają samochodu. To jak one tutaj dotrą? Ich dzieci jeżdżą teraz do szkoły busem, ale to też jest męka. Bus jedzie bardzo długo, bo odbiera dzieci po całym mieście. Wyjeżdża na przykład o szóstej, a pod szkołą jest o ósmej. Czyli dzieci dwie godziny krążą po mieście, zanim znajdą się w szkole. Często są dwanaście godzin poza domem. Torowa jest położona w miejscu, do którego się ludzie nie zapuszczają, z dala od centrum. Przypominam, że mówimy o dzieciach w spektrum autyzmu i z różnymi poważnymi schorzeniami.
Przechodzimy przez tory, idziemy wzdłuż budynków kolejowych. Potem trzeba skręcić w prawo i przejść jeszcze kawałek. Mijamy schronisko młodzieżowe. Tuż obok jest brama i duży plac, przez który trzeba przejść do głównego wejścia szkoły. Plac jak dotąd też nie jest dostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Stare chodniki, gdzieniegdzie brakuje płyt, ścieżki zarośnięte trawą. No i hałas. Huk przy każdym przejeżdżającym pociągu i szczekanie psów w schronisku, które mieści się naprzeciwko szkoły.
Jak patrzę na tę okolicę, to chce mi się płakać. Nie było żadnej konsultacji władz szkoły i miasta z rodzicami, postawiono nas przed faktem dokonanym.Agnieszka, mama Niny
Na Torową przyjeżdżają inni rodzice, których dzieci od września mają uczyć się w nowym oddziale.
Dorota: - Mam dziecko z porażeniem mózgowym, niemówiące. Mąż jest za granicą, by nas utrzymać, więc na co dzień w Opolu jestem sama. Lokalizacją oddziału jestem załamana. Nie wyobrażam sobie września i całej logistyki w nowym roku szkolnym. Trudno nam jest teraz podróżować między dwoma budynkami, tak samo nauczycielom naszych dzieci. A dojdzie trzecia lokalizacja, która wygląda jak tor przeszkód. Miejsce jest paskudne, nieprzyjazne. Nie ma zieleni, sklepów. Ani dyrektor, ani władze miasta nas nie słuchają.
Małgorzata przyjechała ze swoją córką z zespołem Downa.
- Córka ma asystenta, który nie ma prawa jazdy. To jak oni tu dojadą? Dyrektor zachwala, że w środku jest pięknie, ale co z tego? Potrzebujemy jednej porządnej szkoły, dostosowanej do potrzeb naszych dzieci. Szkoły, gdzie będzie parking, szerokie korytarze, windy. Przede wszystkim powinien być to jeden budynek. Nasze życie jest naprawdę trudne, a władze miasta dokładają nam problemów. Gdy zgłaszałam dyrektorowi swoje obawy, powiedział, że przecież moja córka już skończyła obowiązek szkolny i nie musi przyjeżdżać do szkoły. Nie musi, ale chce! Dla naszych dzieci kontakt z innymi jest bezcenny. Jak dyrektor takiej placówki może coś takiego powiedzieć? - pyta Małgorzata.
Syn Ewy jest chłopcem w spektrum autyzmu.
- Nie chcemy tej lokalizacji, nawet jakby w środku były złote klamki - mówi. - Mój syn jest nastolatkiem, za parę lat trafi do tego oddziału. Jest dzieckiem w spektrum autyzmu, bardzo wrażliwym na różne dźwięki, nie lubi zmian. Tutaj jest tak głośno, że nie da się rozmawiać. Dyrektor przekonuje, że w szkole nie słychać hałasu. Przy zamkniętych oknach może nie słychać, ale dzieci chyba nie będą cały dzień zamknięte w szkole, latem otworzą im okna? Te argumenty są dla mnie absurdalne, przecież gołym okiem widać, jak to wygląda. I jak poradzą sobie ludzie, którzy dojeżdżają komunikacją miejską? Niech dyrektor poprowadzi wózek inwalidzki z dorosłym tą trasą i opowie o wrażeniach.
Miejsce wygląda jak obrzeża miasta, choć do centrum niedaleko.
- Martwimy się też o bezpieczeństwo naszych dzieci. Budynek jest ogromny, a jak któreś dziecko wyjdzie, ucieknie? Przecież obok są pociągi, dookoła krzaki - mówi Agnieszka.
I zwraca się do minister edukacji Barbary Nowackiej z błaganiem o pomoc.
"Jak się nie podoba, to nie zapisywać"
- Torowa to szkoła na końcu świata. Wiesz, co to dla mnie oznacza? Pokazuje, jak władze traktują rodziny, które mają dzieci ze specjalnymi potrzebami. Nina od września ma się w tej szkole uczyć zawodu. Moja córka nie potrafi zawiązać buta, więc czego tu się nauczy? Ona potrzebuje kontaktu z ludźmi, przyjaznej przestrzeni - mówi Agnieszka.
Rodzice pokazują mi nagranie, które ukazało się na profilu prezydenta Opola "WiśniewskiTeam" na Facebooku. Na filmiku widać szkołę na Torowej w środku, urzędnik miasta zachwala wnętrze. Nazywa niezadowolonych rodziców "kulfonami".
Agnieszka: - A na końcu dodaje: "Jak się nie podoba, to nie zapisywać". Ta placówka to jedyna szkoła specjalna w mieście. To jest filmik, który zrobił urzędnik miasta i który pojawił się na profilu prezydenta. To jest skandal, by mówiono o nas w ten sposób. Bezczelność władz miasta nie zna granic.
Agnieszka: - Do tego na sesji Rady Miasta w lutym nie dopuszczono nas do głosu. Chodziłam do przewodniczącego, prosiłam, byśmy mogły na początku obrad opisać, z czym my się mierzymy, bo potem odbieramy dzieci ze szkoły. Powiedzieli "nie" i koniec. Jesteśmy ignorowane, traktowane jak zło konieczne. Tylko jak prezydent wychodzi z dzieckiem na spacer, to nie myśli o tym, że gdzieś są schody albo dziura w chodniku, prawda? A ja myślę. Bo moje niepełnosprawne dziecko chodzi w ortezach, wiele innych dzieci jeździ na wózkach. Jak można tego nie rozumieć?
Rodziców wspiera poseł Konfederacji Włodzimierz Skalik.
Agnieszka: - Nie tylko on wykazał się wobec nas empatią. Wspierają nas i posłowie PiS, i PO, Lewica z Marceliną Zawiszą na czele. Szczególne podziękowania mam też dla radnego Tomasza Kaliszana. Tylko team prezydenta jest przeciwko nam. Na sesji Rady Miasta w styczniu posła Skalika prezydent uciszył słowami, że Janusz Korwin-Mikke szydził z osób niepełnosprawnych. Prezydent powiedział, że jest to dla niego "swego rodzaju hipokryzją, jeśli jeden poseł Konfederacji przedstawia się jako adwokat, a drugi o dzieciach mówi w ten sposób (i tu prezydent odczytuje słowa Janusza Korwin-Mikkego, który mówił obraźliwie o uczniach z niepełnosprawnościami "debil", "idiota" - red.).
"Piękny obiekt"
Kontaktuję się z prezydentem Opola Arkadiuszem Wiśniewskim, odsyła mnie do wiceprezydenta Macieja Wujca.
Umawiamy się na spotkanie przy ulicy Torowej. Wiceprezydent przekonuje mnie, że to nowoczesna placówka.
Na Torową przyjeżdża jeszcze dyrektor szkoły specjalnej Marek Wróbel i Aleksander Iszczuk, naczelnik Wydziału Oświaty w Opolu.
Agnieszka i Małgorzata wraz z córką też czekają przed wejściem.
Wchodzimy do remontowanego budynku przy Torowej.
Maciej Wujec oprowadza po szkole.
Proszę zobaczyć, ile jest tu miejsca. Cały budynek jest przeznaczony dla 44 osób, które będą się tutaj uczyć, duże pomieszczenia dla czterech uczniów (bo takie są wymogi co do liczby osób w klasie - red.). Tu jest kuchnia, a tu sale, gdzie jest nowoczesny sprzęt przeznaczony dla osób, które mają problemy z poruszaniem się lub są leżące. Szerokie korytarze, specjalistyczne toalety z wysięgnikami.Maciej Wujec, wiceprezydent Opola
- Tylko że okolica jest jak z filmu kryminalnego, panie wiceprezydencie - mówię.
Głos zabiera Marek Wróbel, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Opolu.
- Nie posługujmy się stereotypami. 22 lata pracuję z osobami z niepełnosprawnościami, 22 lata odpowiadam za to, co tutaj jest. Nie zgadzam się z takimi tezami. W tej chwili w warunkach tragicznych uczy się prawie pięćdziesięcioro dzieci w spektrum i z różnymi niepełnosprawnościami. Tu, na Torowej, kompletujemy wyposażenie za 350 tysięcy złotych, dla 44 osób mamy 1600 metrów kwadratowych - mówi.
Tłumaczy, że nowa lokalizacja to nie wymysł władz, a efekt zmian w przepisach, które nastąpiły w 2019 roku. Teraz w klasie specjalnej może być tylko czterech uczniów, dlatego musiał szybko znaleźć nową lokalizację, bo w dwóch poprzednich oddziałach szkoły nie było miejsca.
- A co z dojazdem? - pytam.
- Dzieci zawozi bus - odpowiada dyrektor.
- Nieprawda, nie wszystkie dzieci dojeżdżają - wtrąca Agnieszka.
Wcześniej tłumaczyła mi, że bus owszem jest, ale nie każda rodzina z niego korzysta, bo zabieranie dzieci z kolejnych przystanków wydłuża dojazd dzieci do szkoły.
- Wszystkie dzieci dowozi bus, wszystkie mogą być dowożone - przekonuje dyrektor Wróbel.
Pytam, co z hałasem przejeżdżających pociągów, szczekaniem psów.
Dyrektor: - Czy słyszy pani psy?
Agnieszka: - Bo okna są zamknięte! A co będzie latem?
Dyrektor zwraca się do mnie.
- Pani redaktor, tu jest ulica Armii Krajowej. Tam mieszka w blokach kilka tysięcy osób, linia kolejowa stała tu wcześniej niż w Warszawie, bo już w XIX wieku była u nas kolej. Najpierw Niemcy tam mieszkali, a teraz Polacy. Tam też mieszkają osoby niepełnosprawne. Zapewniam panią, że uczniom w spektrum nic nie grozi.
- Ale rodzice są załamani tym miejscem. Czy jest jakieś rozwiązanie? - pytam.
- Mamy za 10 milionów piękny obiekt - odpowiada dyrektor.
- Ale okolica okropna - mówię.
Dyrektor: - Nie zgadzam się.
Od słowa do słowa atmosfera staje się coraz bardziej napięta.
- Czy normalną rzeczą dla pana jest, że ma pan dziecko upośledzone, niepełnosprawne i się nim codziennie opiekuje? Bo proszę pana, ja tak. I wy zamiast nam odjąć tych wszystkich problemów, jakie mamy, to nam ich dorzucacie. Dzieci, które tu trafią... Zobaczymy, co będzie w domu, jak stąd wyjdą przebodźcowane - przewiduje Agnieszka.
I dodaje, już głośniej: - My mamy oczy, mamy uszy, przyjeżdżamy i widzimy. I każdy, kto tu przyjeżdża, to widzi. My nie jesteśmy nienormalne. My mamy dzieci, które walczyły o życie i zdrowie i dzisiaj trafiają, dzięki wam, w takie miejsce. Tacy z was specjaliści. Wstydu nie macie i kłamiecie nas na każdym kroku.
Gorsi ludzie?
Głos zabiera Aleksander Iszczuk, naczelnik Wydziału Oświaty w Opolu.
- Dobrze, to przejdźmy po tych dwóch piętrach dla dzieci, żebyśmy w ogóle wiedzieli, o czym rozmawiamy. Jakie jest otoczenie zewnętrzne, każdy widzi, nie trzeba tego opowiadać - proponuje.
Dyrekor Marek Wróbel pokazuje kolejne piętro.
- Tutaj będzie 11 oddziałów, 44 uczniów. Na każdym piętrze mamy dwa aneksy kuchenne. To już jest zrobione. Na pierwszym, tak jak mówiłem, zapewniamy multimedia. Zwykłe szafki, szafy, krzesła, te standardowe. Warunki są znakomite, jeśli chodzi o przestrzeń w korytarzach. Wózki mogą się mijać. Jak państwo widzą, wszystkie klasy zrobione są od A do Z. Podłogi, ściany, sufity, całe instalacje połączone, ogrzewanie. Pomieszczenia są bardzo duże, widne. Tu są pomieszczenia warsztatowe, bo nasza szkoła ma przygotować do funkcjonowania w codziennym życiu - zachwala.
Idziemy dalej.
- No i tutaj kolejne pomieszczenia, dla psychologa, pedagoga. Klatka schodowa też dostosowana, ściany były przesunięte, by ktoś nie zjechał przypadkiem na wózku. Naszą bolączką był brak miejsca do przebierania osób niesamodzielnych, tu mamy takie pomieszczenie. Zaopatrzone w odpływy, prysznice dla osób leżących i siedzących, podnośnik kąpielowy - opisuje dyrektor.
Prawdą jest, że placówka w środku jest dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Pomieszczenia są nowe, świeżo malowane i wyposażone w niezbędny sprzęt.
Agnieszka mówi, że to przecież powinien być standard.
Pytam, czy dyrektor dotrudni nowych nauczycieli i czy nauczyciele będą się przemieszczać między trzema lokalizacjami.
Na rynku brakuje nauczycieli, więc polepszamy warunki ich pracy. Generalnie trzon nauczycieli bedzie pracował w jednym budynku. Albo na Bytnara, albo na Książąt Opolskich, albo na Torowej. Część wąskich specjalistów będzie realizować jeden dzień zajęć tu na Torowej. Na przykład neurologopeda będzie tutaj cały dzień. Robimy arkusz organizacyjny, więc jest to przygotowane.Marek Wróbel, dyrektor szkoły specjalnej w Opolu
- Roczne funkcjonowanie szkoły to jest około 14 milionów złotych plus dowóz trzy miliony. Czyli razem 17 milionów złotych - dodaje.
Wspominam, że mamy powiedziały mi, iż gdyby dostały do ręki państwową subwencję na swoje dziecko, te kilka tysięcy złotych, toby się swoimi dziećmi lepiej zajęły.
- Jest możliwość powołania prywatnej szkoły, takie są we Wrocławiu, w Warszawie. Zapraszamy - odpowiada Marek Wróbel.
- Pani redaktor. Ja dzięki temu, że otworzymy ten oddział, w przyszłym roku będę mógł utworzyć dwa zespoły rewalidacyjno-wychowawcze dla dzieci, dla których nie było żadnej szansy na przyjęcie do naszej szkoły. To są dzieci z głęboką niepełnosprawnością intelektualną, które nigdzie indziej nie mogły liczyć na integrację. Mogę dwa zespoły otworzyć i trzy nowe klasy. Tak naprawdę my patrzymy na grupkę 44 uczniów, ale jeszcze jest grupka 130 uczniów, którzy mają też swoje potrzeby - podkreśla.
A potem dodaje: - Jeszcze jest taki niuans. Rodzice dzieci młodszych przychodzą do mnie ze skargami, że nie chcą, żeby ich dzieci, te młodsze, 9-, 10-letnie, uczyły się w tym samym budynku z dorosłymi osobami.
- Jeśli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle, panie dyrektorze? - pytam.
Dyrektor: - Pani redaktor, decyzja była podjęta i trzeba wziąć pod uwagę, gdzie myśmy się znaleźli. W 2019 roku weszło rozporządzenie, które wszystko zmieniło. My dzieci nie mamy więcej, tylko my mamy więcej oddziałów, czyli więcej klas. Ministerstwo edukacji bez konsultacji, bez okresów przejściowych, podzieliło 8-osobowe oddziały na cztery, więc musiałem dokonać rzeczy w trakcie roku szkolnego strasznej. Czyli jak ktoś siedem lat razem z drugim chodził do jednej klasy, to musiałem przenieść go do jednej klasy, innego do drugiej i nawet między budynkami przemieszczać. I w 2020 roku było zalecenie GIS-u i MEN-u, dotyczące metrów kwadratowych na ucznia. Groził nam całkowity lockdown na najbliższy przynajmniej rok, że po prostu nie spełnimy wymogów.
- Dysponowaliśmy tylko tym budynkiem, tylko ten budynek mogliśmy szybko przystosować - podkreśla.
Zwracam się do wiceprezydenta: - Dlaczego państwo obrażali rodziców i nazywali ich "kulfonami"? I to na oficjalnym profilu prezydenta Wiśniewskiego.
Maciej Wujec: - Filmik został nagrany przez urzędnika, który został ukarany za to, że takich słów użył. Nie jest to stanowisko urzędu miasta ani pana prezydenta.
Chwilę później wiceprezydent deklaruje, że będzie wybudowana szkoła specjalna w innej lokalizacji.
- Będzie to jeden budynek. Mamy pewne deklaracje przedstawicieli osób, które rządzą teraz w kraju, że to finansowanie się znajdzie w najbliższych latach. Otrzymamy na ten cel 100 milionów złotych i będziemy to realizować. Natomiast ta lokalizacja, podkreślam, ona jest przystosowana do osób niepełnosprawnych, do przyuczania do zawodu. Lokalizację nowej szkoły będziemy konsultować z rodzicami - zapewnia wiceprezydent Wujec.
- Ile potrwa budowa nowej szkoły? - pytam.
- Około 10 lat - odpowiada dyrektor.
- Ale czy państwo nie popełnili błędu, że nie porozmawiali wcześniej z rodzicami? - pytam.
Dyrektor: - Z całym szacunkiem dla osób niezadowolonych, ale to miejsce ma potencjał. Jest 44 uczniów, z tego nisko funkcjonujących jest około dziesięciu. Pozostali są w miarę dobrze funkcjonujący, poruszają się samodzielnie, odżywiają się samodzielnie i dbają o swoją higienę.
CZYTAJ TEŻ: WICEMINISTRA DLA TVN24.PL: "POPRZEDNI RZĄDZĄCY SUGEROWALI, ŻE EDUKACJA WŁĄCZAJĄCA TO IDEOLOGIA" >>>
I wiceprezydent, i dyrektor zapewniają, że nie są przeciwko mamom i robią, co mogą, by zapewnić lepsze warunki bytowe ich dzieciom.
Agnieszka: - Nagrywacie o nas filmiki, że jesteśmy roszczeniowe, histeryczki, obrażacie nas.
Wiceprezydent: - Pani Agnieszko, już powtarzaliśmy, że to był chamski wybryk pojedynczej osoby.
Agnieszka: - Ale nikt nas za to nie przeprosił.
Wiceprezydent: - Czy ja mam panią przeprosić? To ja panią przepraszam, mimo że nie mam z tym nic wspólnego.
Agnieszka: - Mogę nagrać, jak pan nas przeprasza?
Wiceprezydent odwraca się i odchodzi.
Agnieszka patrzy na wiceprezydenta, dyrektora szkoły i naczelnika Wydziału Oświaty.
- Właśnie tak to wygląda, tylko przed kamerami jest wam przykro… My dla was jesteśmy gorsi ludzie - Agnieszce załamuje się głos.
"Getta nie budujemy"
O plany budowy nowej szkoły pytam prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego. Jest już po wyborach, które wygrał w pierwszej turze z rekordowym wynikiem: zagłosowało na niego ponad 33 tysiące osób, co dało mu 75,47 proc. poparcia.
- Radni Platformy Obywatelskiej jeszcze przed wyborami zadeklarowali wsparcie w tym temacie i pozyskanie środków europejskich, więc trudno tego zobowiązania nie traktować wiarygodnie, tym bardziej, że w tej chwili to Platforma Obywatelska decyduje o kształcie edukacji w kraju. Jesteśmy w trakcie zagospodarowania budynku, który przez lata pełnił funkcję oświatową i nadal będzie ją pełnił - mówi prezydent.
- Ma pan na myśli Torową? - dopytuję. - Tak. Jesteśmy w trakcie dużej inwestycji w tamtym miejscu, zatem trudno, żebyśmy od razu ją przekreślali. Natomiast na Torowej gwarantujemy naukę w czteroosobowych klasach, oddziałach z dwójką nauczycieli, z pełną dostępnością, zgodnie z wymogami prawa. Myślę, że w zdecydowanie lepszych warunkach niż ma pozostała część uczniów na terenie miasta i w bardzo dobrych jak na te, które do tej pory były. Pytam, czy do szkoły będą uczęszczać też uczniowie z innych szkół. - Całe szczęście, że będą tam też inne osoby. Nie budujemy getta. Stawiamy na edukację włączającą. Intencją oświaty jest przysposabianie również osób z niepełnosprawnościami do codziennego życia. Niewysyłanie ich na peryferia do gett, w których nie będą miały styczności z nikim, tylko między sobą - odpowiada prezydent. - Tylko ci rodzice właśnie mówią, że to peryferia dla nich, to położenie - mówię. - Trudno być w centrum miasta i mieć cicho. Trudno być na peryferiach i mieć wszystko pod ręką. Rodzice domagają się wzajemnie sprzecznych rzeczy. Torowa to centrum miasta, chyba 500 metrów od dworca głównego kolejowego i dworca głównego autobusowego. W pobliżu jest targowisko, sklepy, wielka sala gimnastyczna, hala sportowa i inne obiekty oświatowe, a niedaleko także zielona wyspa z 60 hektarami parku i ogrodem zoologicznym - wylicza prezydent. Mówię, że rodzice chcieliby jednej szkoły.
- My też byśmy chcieli i będziemy się o nią starać zgodnie z deklaracją Platformy. Na tę chwilę w takich warunkach, w których miasto otrzymuje tylko subwencję oświatową pokrywającą ok. 60 proc. kosztów działania oświaty, realizujemy największą w tym roku inwestycję oświatową w mieście, właśnie na ul. Torowej. I dodaje: - Jestem opolaninem od 45 lat. I w mojej ocenie jest to teren atrakcyjny, zielony. Z perspektywami. Blisko centrum, z łatwą komunikacją, w otoczeniu, które można wykorzystać z pożytkiem dla tych, którzy tam się będą uczyć. Z dostępnością do pracowni, które też pozwolą się rozwijać, edukować dzieciom i osobom pełnoletnim. Jesteśmy otwarci, życzliwi, tworzymy świetne warunki. Natomiast zgadzam się oczywiście z tą tezą, że idealnie byłoby, gdyby to był jeden budynek.
Na koniec prezydent Arkadiusz Wiśniewski informuje mnie, że nagrywał naszą rozmowę i są na nią świadkowie.
W Opolu jest tylko jedna szkoła specjalna, w której uczy się 167 uczniów. Ma dwie siedziby na dwóch różnych ulicach. Obie niedostosowane architektonicznie do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.
Rodzice od lat proszą władze miasta o wybudowanie jednej szkoły z prawdziwego zdarzenia.
Właśnie powstaje trzeci oddział szkoły, decyzję tę wymogła zmiana przepisów. Rodzice są załamani nową lokalizacją.
Dyrektor szkoły i władze miasta uważają, że lokalizacja jest dobra i przekonują, że spełni potrzeby dzieci.
Kto ma rację? Pojechaliśmy do Opola, żeby to sprawdzić.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl