Sanepid od ośmiu lat walczy z dystrybutorem mleka Smilk. Instytucja twierdzi, że ten produkt nie powinien być dostępny w sprzedaży, bo nie został poprawnie zgłoszony do Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Równocześnie prokuratura sprawdza, czy dystrybutor nie dopuścił się oszustwa. Sam zainteresowany twierdzi, że rywalizujące z nim koncerny wywierają presję na podmioty publiczne, żeby "zniszczyć" niewygodną konkurencję. Jak w tym zamieszaniu mają odnaleźć się rodzice niemowląt?
- Czym pan karmił swoich synów? - pyta wprost Włodzimierz Łusiak, przedsiębiorca z Nakła nad Notecią.
Kiedy w odpowiedzi na pytanie podaję nazwę jednej z najpopularniejszych substancji na rynku, głęboko wzdycha. Mówi, że mój wybór sprawił, że dziecko w pierwszych sześciu miesiącach życia nie otrzymywało cholesterolu, a to bardzo negatywnie wpłynęło na jego rozwój intelektualny.
Od razu zaznaczmy, że takiej zależności nie potwierdzają pytani eksperci - w tym pediatrzy i neonatolodzy. Łusiak jednak zapewnia, że wie, co mówi. Przekonuje, że moje dzieci miałyby się znacznie lepiej, gdybym sięgnął po Smilk - mleko dla niemowląt, które - jak zaznacza - powstało dzięki niemu.
- Jestem twórcą marki. Zorganizowałem specjalistów, dzięki któremu Smilk mógł powstać. Dzieciaki w Polsce są karmione margaryną. Jak pan porówna skład naszego produktu do tego, co jest na rynku, to zobaczy pan znaczącą różnicę. Dlatego międzynarodowe koncerny stają na uszach, żebyśmy nie zwiększyli zakresu działania - przekonuje.
Bez nadzoru GIS
Opowiada, że dystrybuowane przez niego mleko (jak twierdzi, każdego dnia Smilkiem karmionych jest około 10 tysięcy dzieci) produkowane jest z tłuszczu mlecznego. Konkurencja za to - jak zaznacza Łusiak - używa tłuszczy roślinnych, dziesięciokrotnie tańszych.
- Już pan chyba rozumie, czemu jesteśmy niewygodni? - podsumowuje.
Dystrybucją mleka Smilk w Polsce zajmuje się firma z Nakła nad Notecią, jej właścicielem jest syn Włodzimierza Łusiaka, który zatrudnił ojca na stanowisku dyrektora. Do końca sierpnia zeszłego roku Smilk dystrybuowała inna firma - jej właścicielem był obecny dyrektor Włodzimierz Łusiak.
Według sanepidu mleko Smilk w ogóle nie powinno być sprzedawane w Polsce, bo dystrybutor nigdy nie spełnił wymogów prawnych wymaganych dla tego typu produktów.
Przede wszystkim - jak zaznacza sanepid - Smilk nie został poprawnie zgłoszony do Głównego Inspektoratu Sanitarnego. A to z kolei znaczy tyle, że wpływ mleka na noworodki nie jest objęty nadzorem ze strony powołanych do tego instytucji.
Taki stan trwa od 2017 roku, czyli od ośmiu lat. I co? I nic. Smilk bez problemu można kupić przez internet.
Nie oceniamy, czy mleko jest szkodliwe, czy też nie (dystrybutor twierdzi, że liczne testy wykonane przez sanepid wykazały, że do składu nie można się przyczepić). Naszą uwagę zwraca coś innego - bezradność instytucji dbających o bezpieczeństwo produktów dostępnych w Polsce.
Wprowadzanie w błąd konsumentów
Nie jestem pierwszą osobą, która słyszy o tym, że Smilk ma właściwości nieporównywalne z tym, co jest na rynku. W czasie pandemii COVID-19 dystrybutor na Facebooku zapewniał, że sprzedaje "mleko na czas epidemii".
We wpisie w mediach społecznościowych firma zaznaczała: "w tym całym bałaganie i niemocy medycyny nasz produkt, który właśnie został nazwany [...] bazujący na dostarczaniu do naszego organizmu przeciwciał drogą pokarmową staje się jedynym skutecznym lekarstwem na koronawirusa".
Smilk w telewizji! 🌟📺 Drodzy rodzice, z radością informujemy, że mleko Smilk Max – ulubiony wybór waszych maluchów –...
Posted by Mleko dla dzieci SMILK on Wednesday, January 8, 2025
Na tym jednak nie kończyło się reklamowanie właściwości produktu, bo dzieci żywione mlekiem Smilk miały dostawać wraz z nim składniki pozwalające na "unikanie typowych zakażeń przedszkolnych, tj.: rota wirusy, e-coli, grypa i inne typowe zakażenia".
W 2020 roku sanepid nakazał firmie usunięcie tych wpisów, bo przypisywały produktom działanie lecznicze i wprowadzały w błąd konsumentów. Decyzję za zasadną utrzymał potem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy (wyrok z 20 stycznia 2021 roku) i Naczelny Sąd Administracyjny (wyrok z 5 grudnia 2024 roku).
Sędziowie zajmujący się sprawą wskazywali, że produktom spożywczym nie wolno przypisywać "właściwości zapobiegania chorobom lub leczenia chorób ludzi bądź też odwoływać się do takich właściwości".
Wątpliwości
Pani Katarzyna (prosi o niepodawanie nazwiska) urodziła syna pod koniec lutego ubiegłego roku. Sama siebie nazywa "fanką zdrowego żywienia". Jej dziecko urodziło się z hipotrofią, czyli było mniejsze niż przyjęte w medycynie normy.
- Bardzo mi zależało na tym, żeby jak najlepiej zadbać o synka. Miałam problemy z karmieniem piersią, więc chciałam zastąpić naturalny pokarm najlepszym z możliwych substytutów - opowiada.
Przeczesywała fora i tam - jak przyznaje - natknęła się na wpis innej użytkowniczki, która zachwalała mleko w proszku Smilk.
- Dowiedziałam się, że ma prosty, naturalny skład. Nie wgłębiałam się bardzo, sprawdziłam, że faktycznie skład jest dość krótki, a produkt jest w sprzedaży internetowej w Polsce. I przez pierwsze pół roku życia mojego dziecka podawałam mu Smilk - mówi.
Potem nabrała jednak wątpliwości. W sieci natknęła się na niepokojące informacje dotyczące mleka Smilk. Przeczytała, że inspekcja sanitarna próbuje wycofać produkt ze sprzedaży, a sąd zakazał firmie odpowiedzialnej za dystrybucję mleka dalszej działalności.
Wtedy zdecydowała się zaalarmować naszą redakcję.
Środek specjalnego przeznaczenia
- Jest pan pierwszym dziennikarzem, który o to pyta, ale faktycznie wśród przedstawicieli wielu instytucji publicznych temat jest bardzo dobrze znany - mówi Łukasz Betański, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy.
W rozmowie z tvn24.pl przyznaje, że Smilk nie jest dopuszczony do sprzedaży w Polsce przez Główny Inspektorat Sanitarny, bo mleko nie zostało zgłoszone w rejestrze GIS. Zaznacza, że sprawa ciągnie się od 2017 roku.
Jak to możliwe? Żeby to wyjaśnić, musimy przytoczyć kilka faktów.
Substancje mające zastąpić mleko matki muszą być zgłoszone do sprzedaży w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Łukasz Betański podkreśla, że regulacje europejskie (konkretnie rozporządzenie UE nr 2016/127) nakazują kontrolowanie preparatów i ich składu.
Dystrybutor mleka Smilk takiego zgłoszenia nie zrobił. Jak przekazuje Betański, firma zaznaczała w pismach wysyłanych do sanepidu, że inspekcja sanitarna w ogóle nie powinna zajmować się jego sprawą.
- Błędnie wskazywał, iż jego produkt jest mlekiem [tak ten produkt jest reklamowany i tak o nim konsekwentnie mówi dystrybutor - red.], a nie preparatem do początkowego żywienia niemowląt i w związku z tym uznał, że powinien znajdować się pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej. Tymczasem nadzór nad przedmiotową kategorią żywności, czyli środkami spożywczymi specjalnego przeznaczenia, sprawuje, zgodnie z kompetencjami ustanowionymi w ustawie z dnia 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia, Państwowa Inspekcja Sanitarna - przekazuje rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy, zwierzchniej wobec powiatowego sanepidu w Nakle.
To, w jaki sposób przedsiębiorca z Nakła nad Notecią interpretuje przepisy, było zaskoczeniem również dla tamtejszego Powiatowego Lekarza Weterynarii, który w marcu 2017 roku poinformował sanepid, że w sieci sprzedawane jest mleko w proszku do początkowego żywienia niemowląt, na którym umieszczono tylko znak weterynaryjny. To oznaczenie stosowane na produktach pochodzenia zwierzęcego, które potwierdza, że zostały one wyprodukowane zgodnie z przepisami weterynaryjnymi i spełniają wymogi bezpieczeństwa żywnościowego. SMILK jest produkowany w Czechach i oznaczony jest czeskim numerem weterynaryjnym na opakowaniu.
Do tego doszły wspomniane wyżej kwestie związane z informowaniem przez dystrybutora o rzekomo leczniczych właściwościach mleka oraz brak informacji o substancjach powodujących alergie.
"Niepokojące odpady" i "zasuszone insekty"
W końcu, po kilku latach przepychanek przedsiębiorcy z sanepidem i inspekcją weterynaryjną, w 2021 r. sprawą zajęła się prokuratura.
- Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy prowadzi przedmiotowe postępowanie także w zakresie czynów z artykułu 286 § 1 Kodeksu karnego [oszustwo - red.], artykułu 124 prawa farmaceutycznego [wprowadzenie produktu leczniczego do obrotu bez zezwolenia - red.] oraz występków z ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia - przekazuje prok. Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka prokuratury.
Dodaje, że w sprawie przesłuchano kilkunastu pokrzywdzonych, którzy nabyli produkt i zauważyli w puszkach z mlekiem niepokojące odpady przypominające zasuszone insekty (w tej grupie nie ma pani Katarzyny, która zaalarmowała naszą redakcję).
- Poszkodowani nadto zauważyli niepokojące objawy u dzieci, które spożyły produkt - informuje prokurator Adamska-Okońska. - W sprawie zabezpieczono próbki produktów mlecznych zarówno od producenta, jak i podmiotów dystrybuujących oraz od kilku konsumentów, które poddano specjalistycznym badaniom. Trwa oczekiwanie na wyniki.
Zdaniem Włodzimierza Łusiaka śledztwo jest elementem nagonki na Smilk.
Mimo trwających od lat działań różnych instytucji Smilk cały czas dostępny jest w sprzedaży. W zeszłym roku firma dystrybuująca ten produkt została zamknięta na skutek zakazu prowadzenia działalności. Przedsiębiorca podkreśla, że nie miało to związku ze sprzedażą mleka (do tego wątku jeszcze wrócimy). Pojawiła się nowa firma - założył ją syn Włodzimierza Łusiaka. Nowe przedsiębiorstwo również sprzedaje Smilk i również nie dokonało prawidłowego zgłoszenia produktu do GIS.
- Czy to oznacza, że wszystkie wasze działania muszą rozpocząć się od nowa, tym razem wobec innego podmiotu?
- Niestety, ma pan rację - odpowiada Łukasz Betański z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy.
Co jest mlekiem, co preparatem
Ponieważ sanepid zdaje się wskazywać, że najważniejszym problemem z mlekiem Smilk jest fakt, że dystrybutor zignorował obowiązek zgłoszenia produktu w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, w czasie rozmowy z Włodzimierzem Łusiakiem (właścicielem firmy istniejącej do końca sierpnia 2024 r. i dyrektorem w nowo otwartej firmie syna) zadajemy kluczowe pytanie - dlaczego tego nie zrobiono?
- Na początku, jak wprowadzaliśmy ten produkt, dokonaliśmy tego zgłoszenia, ale procedura ciągnęła się przez półtora roku. Zostaliśmy poinformowani, że nie ma możliwości rejestracji, bo produkt jest mlekiem, a nie preparatem - opowiada Łusiak.
Deklaruje, że ma bardzo obszerną historię korespondencji z sanepidem. Kiedy pytamy, czemu zatem firma sprzedaje - jak czytamy na stronie - "mleko modyfikowane dla niemowląt", Łusiak zaznacza, że Smilk "jest najlepszym substytutem mleka matki". Jednocześnie upiera się, że sprzedawany przez firmę syna produkt "nie jest mlekiem modyfikowanym w znaczeniu sanepidowskim".
- Smilk to po prostu jest mleko. Konkurencja sprzedaje preparaty, one - jako produkty spożywcze specjalnego przeznaczenia medycznego - podlegają zgłoszeniu. Natomiast mleko nie podlega zgłoszeniu. Produkty mleczarskie, takie jak nasz, posiadają jedynie numer nadany przez inspekcję weterynaryjną. My mamy taki numer nadany, zarówno przez inspekcję czeską, jak i polską - i jesteśmy producentami produktów mlecznych - zaznacza Włodzimierz Łusiak.
Zarzeka się, że inspekcja sanitarna szykanuje go, bo działa na zlecenie konkurencji. Podobnie zresztą jak prokuratura.
- W 2022 roku prokuratura zorganizowała nam nalot na firmę. Zabrano nam komputery, których do dzisiaj nie odzyskaliśmy. Pobrano ponad 200 próbek naszego mleka i wie pan co? Do niczego nie mogli się doczepić, nic nie znaleźli. Otrzymaliśmy kopie badań, które wykonano na zlecenie prokuratury, i wszystkie wskazują, że nie naruszono obowiązujących norm, wszystko było zgodnie z zasadami żywności dla dzieci - podkreśla.
Prokuratura nie odnosi się do tych zarzutów - wskazuje jedynie, że w sprawie podjęto "niezbędne czynności zmierzające do zabezpieczenia dowodów".
Kiedy pytamy Włodzimierza Łusiaka, dlaczego sąd zakazał mu prowadzenia działalności gospodarczej, opowiada, że w 2012 roku jego firma wpadła w tarapaty finansowe. - Znaleźli na mnie haka. Wtedy, 13 lat temu, nie zapłaciłem ZUS-u. Potem firma odżyła, ale państwo uznało, że powinienem wtedy zgłosić ją do upadłości - relacjonuje.
W Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy potwierdzamy, że zakaz prowadzenia działalności przez Łusiaka ma podłoże formalne i w żaden sposób nie wiąże się z wprowadzaniem do obrotu mleka, które - zdaniem sanepidu - nie powinno być sprzedawane.
Włodzimierz Łusiak twierdzi, że o ile jego działalność jest atakowana przez sanepid i prokuraturę, o tyle wspierają go "autorytety naukowe". W tym kontekście wskazuje emerytowaną profesor Grażynę Cichosz z Wydziału Nauki o Żywności Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Nazywa ją "dobrym duchem firmy" i wskazuje ją jako "obiektywnego eksperta". - To jeden z wielu naukowców, którzy przychylnie patrzą na nasz produkt. Nie spotkałem się jeszcze z żadnym ekspertem, który kwestionowałby skład naszego mleka - dodaje Łusiak.
Podczas rozmowy z redakcją tvn24.pl prof. Cichosz mówi - podobnie jak Włodzimierz Łusiak - o spisku międzynarodowych koncernów, na usługach których są publiczne instytucje. Producent Smilk - jak wynika z narracji naszej rozmówczyni - ma "zostać zniszczony", bo jest "niebezpieczną konkurencją".
Profesor Cichosz przytacza też teorie o zaplanowanym i systemowym zmniejszaniu ilorazu inteligencji u Polaków (poprzez wpływanie na skład produktów spożywczych) oraz o planie depopulacji planety. Nasza rozmówczyni przytacza jeszcze kilka innych teorii spiskowych, które nijak się mają do informacji przekazywanych przez uznane autorytety naukowe w swoich dziedzinach.
"Włosy stają dęba"
Katarzyna od kilku miesięcy karmi syna innym mlekiem modyfikowanym. - Moje zaufanie do państwa zostało bardzo zachwiane - podkreśla. Do niedawna była przekonana, że "jeżeli coś jest dopuszczone do sprzedaży, to jest dokładnie sprawdzone i przebadane".
- Wasze ustalenia wskazują, że poszczególne podmioty od lat buksują w miejscu. Wątpliwości jest cały ocean. Skoro od ośmiu lat z dystrybutorem walczy sanepid, a od czterech prokuratura i nie ma ciągle ostatecznych wniosków, to jak całą sprawę miałby ocenić rodzic? - pyta.
Doktor Jolanta Tyczyńska jest cenionym pediatrą neonatologiem z Warszawy. Kiedy opowiadamy jej o mleku Smilk i sposobie jego dystrybuowania w Polsce, nie kryje zdumienia.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że jest to historia indolencji podmiotów powołanych do nadzoru nad kluczową z punktu widzenia rozwoju dzieci kwestią - zaznacza rozmówczyni tvn24.pl.
Podkreśla, że "włosy stają jej dęba" na myśl, że produkt, który nie został zgłoszony do GIS, jest od lat sprzedawany bez żadnych problemów.
- Podstawą diety noworodka powinno być mleko matki. Jeżeli - z różnych przyczyn - takie karmienie jest niemożliwe, z pomocą przychodzą substancje zastępcze, znane jako mleka początkowe. Ponieważ stanowią fundament wyżywienia dziecka na starcie jego życia, ich skład musi podlegać ścisłej kontroli - zaznacza.
Jak to się ma do argumentów podnoszonych przez Włodzimierza Łusiaka o tym, że nie sprzedaje on preparatu dla niemowląt, tylko mleko, które podlega nadzorowi inspekcji weterynaryjnej? - Po to stworzono system podmiotów kontrolujących mleko podawane niemowlętom, żeby wywiązywały się one z tej funkcji. Nie można tak po prostu stwierdzić, że sprzedaje się zwykłe mleko na podstawie tych samych kryteriów co mleko UHT dostępne w marketach. Tak to nie może działać, bo na rynku zapanowałaby anarchia - zaznacza.
Dr Tyczyńska podkreśla przy tym, że swoich pacjentów po mleko zastępcze kieruje do aptek. - Mamy wtedy pewność, że dany produkt dla niemowląt jest sprawdzony i pod nadzorem powołanych do tego instytucji - dodaje.
Apeluje przy tym do rodziców, żeby zachowywali powściągliwość, kiedy natkną się na informacje o "cudownych specyfikach", które są znacząco lepsze od tych w tradycyjnym obiegu.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kadr z reklamy mleka Smilk