Minister cyfryzacji Janusz Cieszyński kupuje 394 tysiące laptopów dla uczniów czwartej klasy. Wartym ponad miliard złotych programem od ponad miesiąca chwali się na Dolnym Śląsku. Twierdzi jednak, że nie ma to nic wspólnego z kampanią wyborczą. A tak zwaną aferę respiratorową, w której kupował sprzęt od handlarza bronią i jest podejrzenie, że wyrządził wielomilionową szkodę Skarbowi Państwa, nazywa "polityczną zemstą Mariana Banasia".
Minister cyfryzacji Janusz Cieszyński przyjmuje nas w swoim gabinecie przy ul. Królewskiej w Warszawie. W mankietach ma wpięte spinki z podobizną niedźwiedzia. Za plecami gramofon. Zamiast muzyki słyszymy jednak głośne wiercenie - w Ministerstwie Cyfryzacji trwają prace remontowe.
Cieszyński, jak pisała niedawno "Gazeta Wyborcza", planuje kandydować w wyborach parlamentarnych z Wrocławia. W ostatnim tygodniu brał udział m.in. w podpisaniu umowy na budowę nowego szpitala onkologicznego we Wrocławiu, spotykał się z mieszkańcami pobliskiego Domaniowa czy gminy Jelcz-Laskowice, brał udział w Dolnośląskim Święcie Folkloru w Mietkowie czy w Bitwie Regionów Kół Gospodyń Wiejskich w Dobroszycach.
Justyna Suchecka, Piotr Szostak: Chcieliśmy zacząć od czegoś miłego. Dla odmiany. Proszę sobie wyobrazić, że znowu jest pan dzieckiem - może czwartoklasistą - i dostaje pierwszy komputer.
Janusz Cieszyński: Pierwszy komputer rodzice kupili mi w trzeciej klasie. Zwyczajny stacjonarny składak, laptopy były wtedy czymś ekskluzywnym. Mieszkaliśmy wtedy w USA i sprzęt elektroniczny był tam dużo bardziej dostępny. Mocno zaważył na moim późniejszym życiu. Jestem chyba z tej pierwszej generacji, która "wychowywała się w sieci", w niej poszerzała horyzonty i szukała informacji. Pamiętam, że założyłem wtedy swoją pierwszą stronę internetową.
Rzucił się pan programować i pisać strony? Nie grać w gry?
Jasne, że grałem, ale też programowałem.
Dzisiaj za ponad miliard złotych chce pan kupić 394 tysiące laptopów dla czwartoklasistów. Dlaczego nie sprzęt w szkołach, doposażenie pracowni informatycznych, tylko komputery do domów, których właścicielami będą rodzice?
Bo naszym zdaniem uczniowie muszą mieć dostęp do komputerów nie tylko w trakcie zajęć, ale także po godzinach lekcyjnych, żeby się na nich uczyć. Umówmy się, żaden dyrektor nie pozwoli dzieciom zabierać szkolnego sprzętu do domów. Ten program to także wyrównywanie szans edukacyjnych, bo zapewne dla większości czwartoklasistów będzie to ich pierwszy nowy komputer.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam