Premium

"Jesteśmy w środku traumy i to jest środowisko, które daje podłoże do tworzenia 'moralnych potworów'"

Zdjęcie: Eyal Warshavsky/Getty Images

7 października… nie ma słów w żadnym słowniku, w żadnym języku, by wyrazić jak szatański był to atak. Ten dzień jest i pozostanie dla Izraelczyków wielką traumą. Izraelskie społeczeństwo nie jest teraz w momencie po tej traumie, ale jest w środku tej traumy i to jest środowisko, które daje podłoże do tworzenia "moralnych potworów". I tego, co dziś dzieje się w Gazie – mówi w rozmowie z Miłką Fijałkowską z tvn24.pl Michael Sfard, izraelski działacz polityczny, prawnik specjalizujący się w prawach człowieka, prywatnie wnuk Zygmunta Baumana. 

Dodaje, że współwinnymi obecnej sytuacji są sojusznicy Izraela. - Nie sugeruję, że jakikolwiek kraj powinien przestać być sojusznikiem Izraela. Oczywiście chcę by Izrael ich miał, ale jedną z rzeczy, które robi przyjaciel, jest powiedzenie drugiemu przyjacielowi, kiedy robi coś złego, żeby przestał. Izrael nadużywa dziedzictwa Holokaustu, aby pozwolić sobie na swobodę robienia złych rzeczy – ocenia Sfard.  

Ma jednak nadzieję, że "otworzyły się drzwi do procesów, które mogą zmienić kierunek tego konfliktu". 

- Przez wiele lat kolejne amerykańskie rządy (…) konflikt na Bliskim Wschodzie odkładały na bok, były ważniejsze tematy jak Rosja czy Chiny. Teraz, kiedy jesteśmy na krawędzi wojny nie tylko między Izraelem a krajami arabskim, ale z Iranem, nie ma już nikogo, kto powiedziałby, że konflikt izraelsko-palestyński może poczekać – mówi Sfard. 

Michael Sfard

Spotykamy się na rozmowę w Tel-Avivie.  Tuż przed publikacją wywiadu w wyniku izraelskiego ataku na trzy oznaczone logiem samochody na północy Strefy Gazy ginie siedmiu pracowników organizacji humanitarnej World Central Kitchen. Dzwonię do Michaela, by zapytać jak to, co się stało, komentowane jest w Izraelu. Wśród zabitych wolontariuszy organizacji jest Polak Damian Soból, a także obywatele Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady i Palestyńczyk. Po tym wydarzeniu amerykańska organizacja zawiesiła działania w Strefie Gazy. Powstała czternaście lat temu World Central Kitchen zajmowała się w Gazie dystrybucją pomocy żywnościowej. Od początku wojny wydała ponad 42 miliony posiłków. Koordynowała rozładunek przypływającej z Cypru pomocy. Pomocy, która w Gazie jest na wagę życia, bo według ONZ ludzie umierają tam z głodu. - To najwyższa w historii liczba osób stojących w obliczu katastrofalnego głodu, gdziekolwiek i kiedykolwiek - tak dwa tygodnie opisał tamtejszą sytuację sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres. 

Miłka Fijałkowska, tvn24.pl: Wiadomość o śmierci wolontariuszy World Central Kitchen obiegła cały świat i nie ma chyba mediów, które by o niej nie informowały. Jak komentowana jest w Izraelu? 

Michael Sfard: Gdyby tych sześciu pracowników międzynarodowej organizacji (siódmy był Palestyńczykiem), którzy zginęli było Palestyńczykami nie usłyszelibyśmy o tym. Nie usłyszelibyśmy nawet tego niezadowalającego potępienia ze strony Izraela i rządów zagranicznych.  

Nie chcę spekulować, czy to wydarzenie wpłynie na przebieg tej wojny. Ale komentatorzy wojskowi wypowiadający się w mediach w ostatnich godzinach podkreślają, że to, co się stało jest sygnałem dla społeczności międzynarodowej, że nie można ufać Izraelowi w kontrolowaniu i regulowaniu pomocy humanitarnej płynącej do Gazy.  

Tylko Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA) podaje, że straciła do tej pory 187 swoich pracowników. Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że zginęło ich około 200.  

A rządy zachodnie, które mocno reagują po śmierci swoich obywateli, powinny reagować w taki sam sposób, kiedy giną palestyńscy pracownicy humanitarni, pracownicy medyczni, czy dziennikarze. 

Pana zdaniem to był wypadek, jak przekonują izraelskie władze, czy celowe działanie? 

Nie wierzę, że było to celowe działanie. Nie. 

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam