Premium

Miała cztery lata, gdy powiedziała: "Zosia umarła. Jestem Bartek"

Zdjęcie: Archiwum prywatne

Trzy lata temu było o nich głośno. O dziecku, które już w wieku trzech lat dało mamie do zrozumienia, że ciało nie pasuje, uwiera jak sukienka i przeszkadza jak długie włosy. Mama nie rozumiała, więc dziecko się złościło. Kilkanaście miesięcy zajęło dziecku i mamie wykluczenie u malca autyzmu i innych zaburzeń psychicznych. Aż trafili na pana lekarza, który powiedział, że Zosia nie utożsamia się ze swoją płcią i że mama - jedyne, co może - to je takim zaakceptować. Wtedy mama wzięła dziecko na kolana, przytuliła i powiedziała, że je bardzo kocha. I dziecko przestało się złościć. 

Brzmi jak bajka? Bartek ma to szczęście, że jego mamą jest Dorota, której zazdroszczą mu inne dzieciaki, też transpłciowe. Piszą do niej na Facebooku: "chciałabym/chciałbym, żeby była pani moją mamą".

Znają ją, bo trzy lata temu o Bartku i Dorocie donosiły media. No i wygrała przed sądem sprawę o odebranie jej praw rodzicielskich, czyli dzieci. Dzieci, bo dziecko ma starszą siostrę Marysię. Maryśka ma 11 lat, lubi modę i rysowanie, a nade wszystko kocha swojego brata takiego, jakim jest. Choć czasem ją wkurza, jak to młodszy brat.

Dyrektorka przedszkola podała Dorotę do sądu - chciała, żeby sprawdził, co z niej za matka, skoro "przebiera dziecko". Że przecież jakby dziewczynka chciała być dinozaurem, to nie znaczy, że by nim była. Działo się to wtedy, gdy matka dziecka przemalowywała motylka na portkach syna, który w niczym nie przypominał prehistorycznego gada na…. dinozaura właśnie.

I potem żyli długo i szczęśliwie? Oby! Ja pytam Dorotę, co dziś u nich słychać. Bartek poszedł do szkoły, dojrzewa. Jego ciało się zmienia. Pojawiają się nowe problemy. Już musieli wyprowadzić się za inne góry, będą mieszkać za innymi lasami. Wolnymi od ludzi-wilków?

Klaudia Ziółkowska: Czy po tych trzech trudnych latach żyje się pani i Bartkowi w Polsce lepiej?

Dorota Świercz: Różnie. Sytuacja z ostatnich tygodni: lekarz przyjmuje Bartka na jednym z warszawskich oddziałów ratunkowych i komentuje: "jeden kwiatek rośnie prosto, drugi krzywo i trzeba go po prostu naprostować".

Jak pani zareagowała?

Odpowiedziałam, że to nie jest tak, że ja chciałam, żeby moje dziecko było transpłciowe. Na co on stwierdził: "ile osób by pani zawiodła, gdyby tak nie było". Dał mi do zrozumienia, że bym zawiodła, gdyby się okazało, że Bartek jest Zosią. A przecież gdyby się tak okazało, tobym zrobiła imprezę.

Jakiś czas temu rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak w programie "Rozmowa Piaseckiego" na antenie TVN24 opowiadał o rzekomym "wychwytywaniu" przez edukatorów seksualnych "rozchwianych" dzieci i podawaniu im leków mających powodować zmianę płci. Ja teraz apeluję do rzecznika: Jeśli jest taka tabletka, to proszę mi ją dać. Ja ją chętnie Bartkowi podam.

Rzecznik Praw Dziecka o edukatorach seksualnych w szkołach
Rzecznik Praw Dziecka o edukatorach seksualnych w szkołachTVN24

Dlaczego?

Bo wtedy miałby w życiu łatwiej. Ale wszyscy wiemy, że takiej tabletki nie ma. Nie ma też instrukcji obsługi do dzieci, a do dzieci transpłciowych to nawet nie ma wstępu do takiej instrukcji. A dzieci transpłciowe są wychowawczo bardzo trudne. Nie potrafią wyrazić, co się z nimi dzieje i dlaczego tak się dzieje. Trzeba mieć dużo intuicji i wytrwałości. Przyznam, że czasami mi jej brakuje.

Co zwróciło pani uwagę w zachowaniu Bartka?

Od zawsze żył w swoim świecie. Wykazywał umiejętności konstruowania czegoś z niczego. Z młotka do ubijania kotletów, taśmy i pompki rowerowej potrafił zrobić laskę dla dziadka. Używał jej później do włączenia i wyłączenia światła. W przedszkolu siedział sam i układał klocki. Nie chciał tam chodzić, nie potrafił odnaleźć się wśród rówieśników. Miał napady złości, był coraz częściej agresywny. Jak wtedy, gdy próbowałam założyć mu sukienkę albo spódnicę. Wtedy jeszcze miałam dwie córki. Bartka, wtedy jeszcze Zosię, ubierałam w ubrania po Marysi. Któregoś dnia nie miałam nic, co by mu odpowiadało. Pamiętam, że na dnie szafy znalazłam spodenki w kolorze szaroburym, ale namalowany był na nich różowy motylek. Nigdy nie zapomnę, jak go przemalowywałam na dinozaura. 

Wtedy powiedziałam "dość". Zaczęłam szukać pomocy, chciałam się dowiedzieć, co robić, o co chodzi. 

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam