Od szczytów Himalajów na północy, po dżunglę na południu - w Indiach trwa gigantyczna kampania szczepień przeciwko COVID-19. Do sierpnia władze chcą zaszczepić 300 milionów ludzi. Na przeszkodzie tym ambitnym planom może jednak stanąć brak zaufania i problemy logistyczne.
W połowie stycznia jedna z sal Indyjskiego Instytutu Nauk Medycznych w New Delhi pękała w szwach. Całe pomieszczenie roiło się od lekarzy, pielęgniarek i dziennikarzy. W tłumie znalazł się także minister zdrowia Harsh Vardhan. Uwaga wszystkich była jednak skupiona na siedzącym na krześle salowym Manishu Kumarze. W pewnym momencie do 34-letniego mężczyzny podszedł pracownik placówki i oficjalnie sprawdził jego dane. W tym czasie jedna z sióstr dezynfekowała ręce i przygotowywała szczepionkę. Gdy skończyła, Kumar rozpiął koszulę i odsłonił lewę ramię.
Pielęgniarka przemyła mu miejsce wkłucia i na chwilę zatrzymała igłę kilka centymetrów od skóry. Oboje z uśmiechem spojrzeli w stronę kamer i aparatów, by dziennikarze mogli uchwycić historyczny moment. Po iniekcji wszyscy obecni na sali zaczęli bić brawo.
- Czuję ulgę po przyjęciu szczepionki i uważam, że każdy powinien po nią pójść - przekonywał Kumar w rozmowie z mediami.
Relacje z tego wydarzenia obiegły cały kraj. W ten sposób Indie rozpoczęły jedną z największych i najbardziej skomplikowanych operacji medycznych w swojej historii. Premier Narendra Modi w orędziu telewizyjnym zapewnił, że dzięki niej kraj odniesie "decydujące zwycięstwo" nad koronawirusem. By tak się jednak stało, władze centralne muszą rozwiązać kilka problemów. Niektóre z nich same na siebie sprowadziły.
Krowy, mgła i serpentyny
Reena Jani z maleńkiej wioski Pendajam w stanie Orisa w zimny styczniowy poranek wsiadła na skuter i przez pola usiane pagórkami ruszyła w drogę do oddalonego o 40 minut jazdy centrum medycznego w Mathalput.
Jani znalazła się na liście stu pracowników medycznych z jej okolicy, którzy mieli otrzymać pierwszą dawkę szczepionki przeciwko SARS-CoV-2. Żeby było to możliwe, preparat, który jej podano, musiał przebyć niemal dwa tysiące kilometrów.
Najpierw fiolki samolotem przetransportowano z Instytutu Serum w mieście Pune, jednej z największych na świecie wytwórni szczepionek, do stolicy stanu Orisa. Tam dawki preparatu dokładnie przeliczono i przepakowano do pojemników z lodem, które następnie załadowano do ciężarówek. Kierowca jednej z nich, Lalu Porij, w asyście uzbrojonego policjanta w cywilu przez trzy dni wiózł szczepionki do Koraput, stolicy dystryktu o tej samej nazwie.
Nie powstrzymały go stada krów blokujących drogi, mgły ograniczające widoczność i ciągnące się kilometrami serpentyny. Łącznie pokonał ponad 500 kilometrów. Po dotarciu do celu zostawił ładunek w lokalnej lecznicy, gdzie fiolki rozdzielono do małych, białych furgonetek, które rozwiozły je do pięciu lokalnych centrów medycznych, w tym tego w Mathalput.
Transport preparatu, który podano Jani, opisany przez dziennikarzy agencji Reutera, świetnie pokazuje, jakim logistycznym wyzwaniem jest indyjska kampania szczepień przeciwko koronawirusowi. Według rządowego planu w pierwszej fazie zaszczepionych ma zostać 10 milionów pracowników służby zdrowia. W kolejnym etapie preparat otrzyma 20 milionów przedstawicieli kluczowych grup zawodowych, w tym policjanci, żołnierze i pracownicy sanitarni. W trzeciej fazie władze chcą zaszczepić 270 milionów Hindusów w wieku powyżej 50 lat oraz tych szczególnie narażonych na COVID-19. Później szczepienia będą dostępne dla pozostałych chętnych, czyli teoretycznie ponad miliarda obywateli.
Rejestracja przez aplikację
Na razie do ponad trzech tysięcy centrów medycznych w całym kraju trafiła pierwsza partia 16 milionów dawek dwóch dopuszczonych do użytku preparatów. Pierwszy to Covishield produkowany na licencji firmy AstraZeneca przez Instytut Serum. Drugi to Covaxin opracowany przez indyjskich naukowców z koncernu Bharat Biotech. Obie szczepionki mogą być przechowywane w normalnych lodówkach w temperaturze od 2 do 8 stopni. Covaxin podaje się w dwóch dawkach w odstępie 28 dni. Covishield natomiast w odstępie od 4 do 12 tygodni. Rejestracja na szczepienia odbywa się poprzez stworzoną specjalnie na tę okazję rządową aplikację na telefony komórkowe o nazwie Co-Win.
- Ściąga się ją na telefon i zapisuje swoje dane, łącznie z numerem identyfikacyjnym systemu Aadhar (baza danych biometrycznych - przyp. red.). Poprzez aplikację ludzie są informowani, gdzie i kiedy zgłosić się na szczepienie. Później przypomina ona o drugiej dawce - mówi TVN24 dr Nirmalya Mohapatra, lekarz szpitala Ram Manohar Lohia w Nowym Delhi.
System ma też wystawiać certyfikaty osobom zaszczepionym i pomagać w zbieraniu danych niezbędnych do koordynowania kampanii szczepień. - Wprowadzenie aplikacji to kolejny etap trwającej dynamicznej cyfryzacji indyjskiej gospodarki. Kilkaset milionów ludzi otworzyło już konta w banku, do czego trzeba mieć numer biometryczny. Teraz przyda się on przy wdrażaniu Co-Win - tłumaczy TVN24 Patryk Kugiel, ekspert ds. Azji Południowej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Indyjskie władze już w grudniu ub.r. opublikowały wskazówki, w jaki sposób podawać szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 oraz jak bezpiecznie je przechowywać. Program szczepień opiera się na sieci wykorzystywanej przez Komisję Wyborczą. Głosowanie w największej demokracji świata trwa wiele tygodni i jest w nie zaangażowana armia urzędników, która z elektrycznymi maszynami do głosowania dociera do najodleglejszych zakątków kraju. Teraz ci sami urzędnicy, nauczyciele i ochotnicy będą mieli ze sobą pojemniki z lodem wypełnione szczepionkami. Władze w New Delhi czerpią także z długiej historii szczepień. - Indie co roku szczepią około 50 milionów nowo narodzonych dzieci i matek w ciąży. Mają za sobą także udaną trzyletnią kampanię szczepień przeciwko polio, która w 2014 roku wyeliminowała tę chorobę w kraju - przypomina w rozmowie z TVN24 Akhil Bery, analityk ds. Azji Południowej w think tanku Eurasia Group.
Mimo tego doświadczenia sami Hindusi podkreślają, że o ile pierwsza i druga faza szczepień powinna przebiec sprawnie, o tyle problemy mogą się zacząć przy trzeciej fazie, gdy preparat będzie trzeba podać 270 milionom ludzi. "To ogromna operacja. Największy program szczepień w historii, dlatego pojawi się wiele wyzwań. Zarówno jeśli chodzi o zapewnienie, że odpowiednie osoby zostaną zaszczepianie w odpowiednim czasie, jak i podanie im drugiej dawki w przewidzianym terminie" - mówi w rozmowie z dziennikarzami Bloomberga Randeep Guleria, jeden z głównych doradców premiera Modiego ds. szczepień.
Najważniejsza będzie kwestia utrzymania stałego tempa dostaw preparatu. Będzie to wymagało solidnego planowania, jeśli chodzi o transport, pakowanie fiolek i ich przechowywanie w punkcie końcowym. By zaszczepić tak dużą grupę ludzi, centra szczepień trzeba otworzyć nie tylko w szpitalach i klinikach, ale także szkołach, urzędach, a nawet salach weselnych w każdym zakątku kraju. Już teraz ich liczba wzrosła do 10 tys., a docelowo ma wynosić nawet 100 tys. Osoby odpowiedzialne za szczepienia będą musiały przestrzegać zaleceń związanych z temperaturą, w jakiej mogą być przechowywane szczepionki i uważać na ich datę ważności. W odróżnieniu od maszyn do głosowania preparaty mogą się zmarnować.
Do tego dochodzi kwestia zachowania sterylności. Do ochrony transportów ze szczepionkami, szczególnie w regionach, gdzie tli się maoistowska rebelia, konieczne będzie oddelegowanie tysięcy policjantów. Władze będą musiały także sprawnie reagować na zmieniające się zapotrzebowanie na preparaty, tak by nie zalegały w miejscach, gdzie zaszczepić się przyszło mniej ludzi, niż początkowo zakładano. Nawet jeśli te wszystkie trudności uda się pokonać i szczepionki zostaną bezpiecznie rozdystrybuowane, to trzeba jeszcze przekonać ludzi, by je przyjęli. A to może stanowić dużo większy problem.
Niechęć
Indie inaczej niż Unia Europejska, która odczuwa braki, mają szczepionek pod dostatkiem. Nie bez przyczyny są nazywane "apteką świata". Rocznie produkują ponad 20 proc. wszystkich zamienników leków na świecie. Zaspokajają także 60 proc. światowego zapotrzebowania na szczepionki. Sam tylko koncern Bharat Biotech odpowiada za produkcję 16 preparatów eksportowanych do 123 krajów.
Trudności pojawiają się jednak, jeśli chodzi o zachęcenie obywateli do szczepień. Z badań przeprowadzonych w połowie stycznia przez platformę badania opinii publicznej LocalCircles wynikało, że aż 60 proc. z 17 tysięcy respondentów nie chciało się zaszczepić natychmiast. Podobne badanie z początku lutego, w którym wzięło udział 25 tysięcy Hindusów, pokazało, że obawy przed szczepieniem wyraziło 58 proc. respondentów. Kolejny sondaż z 19 lutego pokazuje, że ten wynik spadł, co prawda, do 50 proc., ale to wciąż oznacza, że co drugi Hindus nie chce się na razie szczepić.
Jak pisze magazyn "Time", z 200 tysięcy osób, które w połowie stycznia zostały zaszczepione, miesiąc później po drugą dawkę stawiło się tylko 4 proc. W szpitalu w mieście Thrissur pozostało 69 szczepionek, ponieważ pracownicy placówki nie zdecydowali się przyjąć preparatu. Takie sytuacje zdarzają się w całym kraju.
Według ekspertów ta niechęć i obawy wynikają m.in. z polityki indyjskiego rządu. Nacjonalistyczny premier Narendra Modi za wszelką cenę chciał, by równocześnie z preparatem AstraZeneki do użytku została dopuszczona rodzima szczepionka. Tak się stało i Covaxin trafił do dystrybucji, mimo że nie zakończono trzeciej fazy testów klinicznych. - Brak danych dotyczących trzeciej fazy podważa zaufanie do procesu szczepień. Minister zdrowia stanu Chhattisgarh odrzucił Covaxin właśnie z powodu braku wystarczających informacji. To był duży błąd władz - zauważa Bery.
Działania Modiego skrytykowała także Sonia Gandhi, liderka opozycyjnego Indyjskiego Kongresu Narodowego. Zdaniem jej partii premier przedkłada chęć zwiększenia swojego poparcia nad dobro obywateli.
Wątpliwości co do indyjskiej szczepionki wyrażają także sami pracownicy służby zdrowia. Związek lekarzy stołecznego szpitala Ram Manohar Lohia informował pod koniec stycznia, że część jego członków jest "zaniepokojonych tym, że nie zakończono testów klinicznych". Jak informuje "Financial Times", w innych placówkach zdarzało się, że personel odmówił przyjęcia Covaxinu, domagając się szczepienia preparatem Covishield. - Rząd nie pozwala wybrać, którą szczepionką chce się być zaszczepionym. W moim szpitalu dostępny jest tylko Covaxin. Nie mówię, że jest zły, ale gdybyśmy nie mieli żadnego innego preparatu, to wtedy rozumiałbym pośpiech. Natomiast my mieliśmy już AstraZenecę... Dlatego uważam, że władze powinny poczekać na zakończenie testów. Dzięki temu ludzie byliby bardziej pewni - tłumaczy dr Mohapatra.
Teorie spiskowe
Do szczepień zniechęcają także krążące w mediach społecznościowych niczym niepotwierdzone plotki oraz fake newsy dotyczące domniemanych skutków ubocznych. Wspomniana już Jani w rozmowie z Agencją Reutera przyznała, że początkowo bała się przyjąć preparat. "Ktoś mi powiedział, że ludzie mdleją, dostają gorączki, a niektórzy nawet umierają po iniekcji" - zwierzyła się.
Dziennikarze AFP rozmawiali z kolei ze studentką pielęgniarstwa Sakshi Sharmą, która w Nowym Delhi czekała w kolejce do punktu szczepień. "W mojej grupie jest 80 osób, ale tylko dwie zdecydowały się na zastrzyk. Moi znajomi mówią, że można po nim nawet zostać sparaliżowanym" - mówiła 21-latka.
Obawy podsyca także fałszywa informacja, która pojawiła się już w Indiach przy okazji szczepień przeciwko polio. Według niej iniekcja prowadzi do bezpłodności u kobiet. W internecie krążą także fake newsy, jakoby poprzez szczepienie można się było zarazić COVID-19. Niektórzy muzułmańscy duchowni przestrzegają wiernych przed szczepieniami, powielając fałszywe doniesienia, że w preparatach znajdują się świńskie komórki.
- Wystarczy, że pojawi się niepełna i niesprawdzona informacja, że ktoś, kto został zaszczepiony, tydzień później zmarł. Natychmiast trafia ona do milionów odbiorców. To podsyca teorie spiskowe. Należy pamiętać, że w swojej masie społeczeństwo indyjskie jest społeczeństwem rolniczym, w którym poziom świadomości zdrowotnej nie jest najwyższy. Plotki roznoszą się bardzo szybko, co utrudnia budowanie prozdrowotnych postaw - mówi Kugiel.
Winę za taki stan rzeczy ponosi także brak transparentności ze strony władz. - Ludzie są niedoinformowani, jeśli chodzi o możliwe skutki uboczne. Nie wiadomo, jak bada się zgłoszone odczyny poszczepienne. Brakuje także łatwego sposobu ich raportowania odpowiednim organom poprzez Co-Win - wylicza w rozmowie z TVN24 Malini Aisola, wiceprzewodnicząca sieci organizacji pozarządowych All India Drug Action Network.
Paradoksalnie wpływ na to, ile osób chce się zaszczepić, ma poprawiająca się sytuacja pandemiczna. Średnia liczba dziennych zakażeń spadła z 90 tysięcy we wrześniu do mniej niż 12 tysięcy obecnie.
Dziennikarze amerykańskiego publicznego radia NPR na początku lutego rozmawiali z mieszkańcami wiosek leżących wokół miasta Palghar na zachodzie kraju. Wszyscy zgodnie podkreślają, że nie znają nikogo chorego. "Ciśnienie opadło, a strach ustąpił. Nikt tutaj nie ma koronawirusa. W Mumbaju widać, że trwa pandemia, ale tutaj każdy podchodzi do tego spokojniej" - zapewniał mieszkający na prowincji zawodnik krykieta Akash Chawan. 19-latek przyznał, że jego zdaniem najgorsze pandemiczne zagrożenie już minęło, więc teraz zastanawia się, czy w ogóle jest sens się szczepić.
Z podobnym podejściem spotkał się Asha Chauhan, urzędnik zaangażowany w kampanię szczepień. "Na początku, gdy wprowadzono lockdown, ludzie na wsi bardzo się bali. Teraz czują, że koronawirus zniknął z Indii" - powiedział w rozmowie z AFP 30-latek. - Do tej pory wielu Hindusów przeszło już chorobę. Badania pokazują, że wśród mieszkańców Nowego Delhi ponad 56 proc. ma przeciwciała. Z tego powodu niektórzy sądzą, że już nie potrzebują się szczepić - dodaje Bery. Pewną rolę w podejściu do szczepień może także odgrywać demografia. - Indie to relatywnie młode społeczeństwo. Z perspektywy wielu młodych osób szczepienie się jest dla 70-latków. Dla nich to po prostu strata czasu - mówi Kugiel. Pojawiają się także informacje o problemach technicznych z Co-Winem. Według gazety „Times of India” z tego powodu w stanie Maharasztra drugą dawkę otrzymało tylko 25 proc. ze wszystkich osób do tego uprawnionych.
Strefa selfie
Żeby ambitny plan zaszczepienia do sierpnia 300 milionów osób został zrealizowany, Indie powinny dziennie szczepić około półtora miliona ludzi. Na razie przez miesiąc jeden z dwóch preparatów podano "tylko" 12 milionom. Z czasem tempo zapewne się zwiększy, więc władze ze wszystkich sił starają się zachęcać Hindusów do masowego stawiania się w punktach szczepień.
Już w styczniu cały kraj został obwieszony plakatami zachwalającymi szczepionki przeciwko koronawirusowi. Co więcej, mieszkańcy Indii za każdym razem, gdy wykonują połączenie telefoniczne, zamiast zwyczajowego sygnału łączenia, słyszą komunikat, aby gdy nadejdzie ich pora, nie bali się zaszczepić.
Inicjatywą wykazują się także władze poszczególnych stanów. Po drogach Maharasztry jeździ 16 ciężarówek, które mają uświadamiać ludzi, jak potrzebne są szczepienia. Jeden ze szpitali w Nowym Delhi ustanowił specjalną "strefę selfie", gdzie po iniekcji każdy może sobie zrobić zdjęcie. Inne centra szczepień zaczęły puszczać kojącą muzykę w poczekalniach. Żeby zachęcić Hindusów do szczepień, wielu lekarzy publikuje w internecie fotografie i nagrania, jak przyjmuje zastrzyk.
Rząd w swoją kampanię zaprzągł także potężny indyjski przemysł filmowy, zmieniając słowa popularnej bollywoodzkiej piosenki, żeby ostrzegała ludzi przed wiarą w plotki i fake newsy. Szczepienia w mediach społecznościowych poparły niektóre gwiazdy kina, mające w Indiach niemal boski status.
Jeszcze w grudniu opublikowano kilkuminutową animację z pierwszą indyjską bohaterką komiksów Priyą, która w przystępny sposób rozprawia się z mitami narosłymi wokół pandemii.
Zdaniem ekspertów, choć te działania są potrzebne, to rząd wciąż robi za mało. - Nie sądzę, że gwiazdy wystarczą, by przekonać ludzi. Rząd nie może apelować o zaufanie bez transparentności, bez udostępnienia wszystkich danych dotyczących szczepionek. Wprost musi informować o możliwych skutkach ubocznych i o tym, jak bada każdy zgłoszony przypadek. Ostatnio jeden z doradców premiera odpowiadał na pytanie zadawane przez obywateli na Twitterze. I tak to powinno wyglądać - podkreśla Aisola.
Patryk Kugiel zwraca z kolei uwagę na to, że przykład dla obywateli powinien iść z samej góry. - Narendra Modi na razie czeka na swoją kolej, ale powinien się zaszczepić z wielką pompą w świetle kamer. Według sondaży cieszy się ogromną popularnością i ufa mu ponad 70 proc. Hindusów. Jego sympatycy zmienią zdanie o szczepieniach, jeśli ich lider sam się zaszczepi - mówi ekspert PISM.
Podobnego zdania jest dr Mohapatra. – Ludzie mają swój własny rozum. Gdy zobaczą, że szczepi się rząd, ich sąsiedzi i znajomi, to zrozumieją, że szczepienie się jest dobre - przekonuje lekarz.
Narendra Modi chce za wszelką cenę pokazać całemu światu, jak świetnie Indie radzą sobie w walce z COVID-19. Nowe Delhi intensywnie prowadzi "dyplomację szczepionkową", sprzedając i oferując za darmo preparaty kilkunastu państwom na świecie, w tym Nepalowi, Mjanmie, Bangladeszowi, Malediwom i Afganistanowi. W takiej sytuacji wizerunkową katastrofą byłby fakt, że indyjski rząd pomaga szczepić się wszystkim wokół, a sam ma problemy z przekonaniem do tego swoich obywateli.
Autorka/Autor: Marcin Łuniewski
Źródło: tvn24.pl