Schowane w kokonie z bandaży, ukrywają pod kapturem i okularami przeciwsłonecznymi wielkie siniaki. Trudno ich nie mieć, skoro ktoś, na ich własne życzenie, łamie im nosy i przetrąca żuchwy. Miną dni i z poczwarek staną się motylami. Obudzą do lepszego, ich zdaniem, życia.
Znajdą męża. A żeby mistyfikacja, że to wszystko nie natura, nie wyszła na jaw, operacji plastycznej podda się i matka, przyszła teściowa. Za pół ceny. Opłaca się! Podwójnie. Nowe piersi i zabiegi przeciwstarzeniowe to też inwestycja. W córkę. Żeby kiedyś mogła zamieszkać w dzielnicy Gangnam. I zaznać odrobiny luksusu.
Tu "to nic wielkiego, przecież wszyscy już mieli operację".
Szczupła sylwetka, wąska talia, wielkie oczy, szczęka w kształcie litery V i śnieżnobiała cera - tego chcą Koreanki. Dlaczego?
Według szacunków Gallup Korea - jednej z największych firm badawczych w Seulu - aż jedna na cztery młode Koreanki (19-29 lat) przeszła przynajmniej jedną operacją plastyczną. Popyt na tego typu zabiegi w Korei Południowej jest najwyższy na świecie per capita (na głowę). A królujący w przemyśle rozrywkowym idole K-pop tylko wzmacniają ten trend, poprzez promowanie nierealistycznych standardów piękna. Czy to urodowe szaleństwo da się jeszcze zatrzymać?
Fałda na oczach
Zbierając materiały do tekstu, piszę do mojej koleżanki, która mieszkała kiedyś w Seulu. Proszę ją o kontakt do znajomych Koreanek. W odpowiedzi czytam: "Tylko musisz brać pod uwagę, że część rzeczy, które ciebie zszokują, im wydaje się całkiem normalna, na przykład zabieg utworzenia fałdy na oczach".
Zaciekawiona sprawdzam, o co chodzi z "fałdą na oczach". Okazuje się, że to jedna z najpopularniejszych operacji plastycznych w Korei Południowej (ang. double eyelid surgery), polegająca na stworzeniu fałdy na górnej powiece, dzięki której oczy wydają się optycznie większe.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam