To były ósme urodziny Kim Dzong Una. Do sali balowej rządowego ośrodka w Wonsanie nie zaproszono dzieci, przybyło za to starannie wyselekcjonowane grono dygnitarzy państwowych. Jubilat, ubrany w czarny garnitur i muszkę, przyjmował od nich okazałe bukiety. Na białych obrusach, wśród wyrafinowanych przysmaków, leżały kartki z tekstem napisanej specjalnie na tę okazję pieśni. Po wzniesieniu toastu goście chórem ją odśpiewali: "Marsz, marsz, marsz, to kroki generała Kima (…) ku świetlistej przyszłości prowadzą". Dla zebranych stało się oczywiste, że temu trzymanemu w ukryciu dzieciakowi nawet wysoko postawieni urzędnicy muszą się nisko kłaniać i słuchać jego rozkazów. A ośmiolatek już przywykł do ich wydawania.