|

To transakcja biznesowa: ty zdobywasz medal, my ci płacimy. Zrobiłeś swoje? Możesz odejść

Ludzi mało, zainteresowanie uprawianiem sportu takie sobie, struktury związków sportowych w powijakach. A zdobywać medale się chce. Katarczycy najwyraźniej nie należą do najbardziej cierpliwych, bo nad wychowywanie sportowych talentów przedkładają zatrudnianie już gotowych mistrzów. Sukces potrzebny jest tu i teraz.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Prawa ręka na sercu, wzrok zwrócony na flagę i głośno odśpiewany hymn. To przedmeczowy rytuał znany z każdej dyscypliny. A jednak tym razem było w nim coś niespójnego. Coś, co budziło niemal konsternację. Szesnastu z siedemnastu przygotowujących się do meczu z Polską piłkarzy ręcznych reprezentacji Kataru urodziło się poza tym krajem.

Katarscy rodzice? Albo chociaż dziadkowie? Nic z tych rzeczy. Na potrzeby dobrego występu na organizowanych u siebie mistrzostwach świata, Katarczycy naprędce zbudowali zespół z zagranicznych ochotników. Wielu z nich w przeszłości reprezentowało inne państwa, a teraz - będąc już bliżej niż dalej sportowej emerytury - postanowili sobie dorobić, wkładając koszulkę innego kraju i ucząc się kilkunastu wersów jego pieśni narodowej.

W kadrze Kataru na tamten turniej byli zawodnicy z Hiszpanii, Chorwacji, Czarnogóry, Francji, Kuby, Iraku, Tunezji, Bośni i Hercegowiny, Iranu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Egiptu. Legia cudzoziemska. Nawet zadanie podobne do wojskowego pierwowzoru z Francji: walczyć pod obcym sztandarem i na jego chwałę.

Zawodnicy walczyli nad wyraz dzielnie. W pamiętnym półfinale pokonali Polaków i zatrzymali się dopiero na Francji, zdobywając srebrny medal. Nie można nie wspomnieć o towarzyszących meczom gospodarzy dziwacznym decyzjom sędziów. Polscy piłkarze ironicznie oklaskiwali ich pracę, a kibice gestem pocierania palców wymownie wskazywali źródło sukcesu Katarczyków. Był 2015 rok, a gospodarzem tych mistrzostw świata był właśnie Katar.

Ówczesna drużyna najemników była unikatem na skalę nomen omen światową. Ale sama polityka rozdawania sportowcom paszportów była i jest w Katarze powszechna we wszystkich dyscyplinach, w których na swobodną zmianę reprezentowanych barw pozwalają przepisy.

Pierwszy medal olimpijski w historii kraju wywalczył pochodzący z Somalii Muhammad Sulejman (zdobył brąz w Barcelonie w 1992 roku w biegu na 1500 metrów). Z kolei pierwszy złoty medal zdobył podczas ostatnich igrzysk w Tokio pochodzący z Egiptu sztangista Fares El-Bakh.

Fares El-Bakh ze złotym medalem w podnoszeniu ciężarów
Fares El-Bakh ze złotym medalem w podnoszeniu ciężarów
Źródło: Getty Images

Ta sama praca, lepsza płaca

Stephen Cherono przyszedł na świat w Kenii. Od dziecka trenował lekkoatletykę, a jego specjalnością stały się biegi z przeszkodami. W 1999 roku, w Bydgoszczy, został mistrzem świata juniorów młodszych na dystansie 2000 metrów.

Minęły cztery lata i Cherono został najlepszym na świecie także wśród seniorów. Tym razem na maszt wciągnięto jednak flagę nie kenijską, a katarską. Cherono zmienił barwy, a wraz z nimi nazwisko. Dla Kataru startował jako Saif Saaeed Shaheen.

Jego drogą poszło wielu rodaków. Kusiły ich cieplarniane warunki treningowe i duże pieniądze. Według nieoficjalnych doniesień Cherono dostał milion dolarów za reprezentowanie Kataru.

- Mamy wielu lekkoatletów, którzy startowali na igrzyskach, zdobywali medale dla naszego kraju, a dziś żyją w bardzo złych warunkach - stawał w obronie neofitów trzykrotny mistrz świata i wicemistrz olimpijski w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, Kenijczyk Moses Kiptanui.

- Pozwólcie nam zatrzymać pokusę zmiany barw narodowych za korzyści finansowe - apelował z kolei zaniepokojony exodusem talentów prezydent Kenii Mwai Kibaki.

Ale przepisy się nie zmieniały, a Afrykanów przeprowadzających się do Kataru przybywało. W 2015 roku, gdy Katar zdobył pięć złotych medali na lekkoatletycznych mistrzostwach Azji, swojego nowego hymnu słuchali Nigeryjczyk, Marokańczyk i dwóch Sudańczyków.

Do kadry ciężarowców skaperowano Bułgarów. Popisową parę katarskich siatkarzy plażowych tworzą Gabończyk i Senegalczyk. W siatkarskiej kadrze na tegoroczne mistrzostwa świata w Polsce byli Serbowie, Czarnogórzec, Marokańczyk i Brazylijczyk.

Katarskie zakusy sięgnęły też Polaków. Propozycje zmiany barw dostali pływak Bartosz Kizierowski, tenisista Jerzy Janowicz i piłkarz ręczny Marcin Lijewski.

Wszyscy odmówili.

Obowiązki tak, przywileje niekoniecznie

Przyjęcie katarskiego paszportu oznacza duże pieniądze, przychylność samego dworu, ale nie równa się otrzymaniu obywatelstwa kraju. To zarezerwowane jest dla wąskiej grupy i bardzo trudno je uzyskać. Katarczyków, w niespełna 3-milionowym Katarze, jest około 330 tysięcy. Cieszą się wieloma przywilejami, jak nieopodatkowane dochody, bezpłatna służba zdrowia czy darmowa nauka na uczelniach. Nic dziwnego, że obywatelstwo Kataru rocznie może otrzymać maksymalnie 50 osób.

Ten limit sportowców co prawda nie obejmuje, ale nie dostają też przewidzianych dla obywateli benefitów. W większości Katarczykami stają się tylko na czas reprezentowania kraju, co czasami przybiera karykaturalny wymiar. Trenerka katarskiej kadry piłkarek opowiadała, jak zawodniczki otrzymywały paszporty tylko na potrzeby kontroli celnej. Dokumentów nie dawano im do domu.

Tymczasowy paszport w pełne obywatelstwo zmienić może słowo emira. Tak było w przypadku piłkarzy ręcznych. Po awansie do finału mistrzostw świata - jak dotąd jedynym w historii sportów drużynowych - emir spotkał się z zawodnikami i zapowiedział, że "kraj im tego nie zapomni". Niedługo później otrzymali możliwość zrzeczenia się swojego obywatelstwa i zostania pełnoprawnymi obywatelami Kataru.

Ta nietypowa nagroda dobrze obrazuje pobudki stojące za paszportową polityką. Katar chce być widoczny na sportowej mapie świata i zdobywać medale największych imprez. I to teraz. Już. Bez czekania na wychowanie własnych talentów.

Ale jednocześnie swoich mistrzów trzyma na dystans. To transakcja biznesowa: ty zdobywasz medal, my ci płacimy. Zrobiłeś swoje? Możesz odejść.

Zatrudnianiem obcokrajowców do zdobywania medali na dużą skalę zajęły się też Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn. Na wspomnianych lekkoatletycznych mistrzostwach Azji w 2015 roku, oprócz siedmiu medali dla Kataru wywalczonych przez Afrykanów, cztery krążki dla ZEA zdobyli Etiopczycy, a pod flagą Bahrajnu na podium stawali zawodnicy z Nigerii i Kenii.

Powody wszędzie te same: zachcianka sportowego sukcesu, prężenie muskułów na zastępczym polu walki i potrzeba pokazania sąsiadowi, że jest się lepszym. Albo przynajmniej, że postawiło się na lepszego, pardon, konia.

Wiele sportów ten swoisty wyścig zbrojeń zaakceptowało. Futbol przeciw niemu zaprotestował.

Reprezentacja to nie klub

W 2004 roku Katarczycy zamarzyli o wyjeździe na mundial do Niemiec, rozgrywany dwa lata później. Spojrzeli na swój skład, możliwości rywali i postanowili sięgnąć po suplementy rodem z Brazylii. Trójka piłkarzy Bundesligi - Dede, Ailton i Leandro - dostała propozycje lukratywnych kontraktów w zamian za grę w barwach Kataru. Piłkarze długo się nie zastanawiali. Nie tylko z powodu oferowanych pieniędzy, ale i zbieżności celów - też chcieli zagrać na mundialu, a powołania z ojczyzny jakoś nie nadchodziły.

Zawodnicy byli już w Dosze, o krok od sfinalizowania porozumienia, gdy do gry wkroczyła FIFA. Działacze sprzeciwili się robieniu z piłki reprezentacyjnej targowiska i zaostrzyli regulacje, udaremniając katarsko-brazyliski układ. Brazylijczycy wyjechali, a pozbawieni wsparcia Katarczycy zostali w domu - na mundial się nie dostali.

Nowe regulacje dopuszczały zmianę reprezentowanych barw, jeśli miało się przodków lub pochodzenie z kraju wyboru albo też spędziło się w nim przynajmniej trzy lata. Furtka do zwerbowania zagranicznych piłkarzy pozostawała więc uchylona, choć niewielu chciało się przez nią przeciskać. Na przeprowadzkę do Kataru i grę w tamtejszej lidze pisali się nieliczni i już nie tak dobrzy gracze, jak trio z Bundesligi.

Wymuszoną przez FIFA drogą poszedł Urugwaczyk Sebastian Soria. Przyjechał do Kataru jako 21-latek. Najpierw został gwiazdą ligi, później - gdy minął okres karencji - reprezentacji. Koszulkę drużyny narodowej Kataru zakładał w sumie 123 razy. Strzelił w niej 40 bramek. Takich przypadków było jeszcze kilka, choć nikt nie zrobił takiej kariery jak Soria, a oblicza drużyny nie udało się odmienić.

Osaczeni przez przepisy Katarczycy zmienili więc taktykę, choć nie strategię: nadal szukali za granicą, ale tym razem młodych, nastoletnich zawodników, którzy mogliby szybciej zagrać w reprezentacji i mieli z nią więzi nie tylko finansowe.

Znaleźć gdzie indziej, wychować u siebie

Aspire Academy powstała w 2004 roku. Tym samym, w którym FIFA stanęła Katarowi na drodze do kupowania sobie reprezentantów. Utworzenie akademii i roztoczenie wizji budowy profesjonalnego systemu szkolenia nie rozwiązywało jednak podstawowego problemu katarskiego futbolu: deficytu utalentowanych graczy. Receptą na dawno zdiagnozowaną przypadłość miała być międzynarodowa siatka skautów, wyszukujących zdolnych chłopaków i oferująca im grę w Katarze i dla Kataru.

Aspire skupiła się na krajach słabiej rozwiniętych: i piłkarsko, i gospodarczo. Pod hasłami inwestycji w lokalny futbol powstawały boiska i szkółki, gdzie, w często niespotykanych wcześniej warunkach, mogli trenować młodzi zawodnicy. Co zdolniejsi dostawali propozycję wyjazdu do Kataru i gry w tamtejszych klubach - by potem grać w reprezentacji. Dla piłkarzy i ich rodzin była to często życiowa szansa. Nie tylko na wielką karierę, ale przede wszystkim na wyrwanie się z biedy. W tryby akademii trafiali też oczywiście zawodnicy z Kataru: i Katarczycy, i dzieci imigrantów.

Gdy w 2014 roku reprezentacja Kataru do lat 19 sięgała po mistrzostwo Azji, niemal wszyscy piłkarze z drużyny mieli za sobą grę w Aspire. Podobnie było z kadrą, która w 2019 roku sięgnęła po Puchar Azji.

Reprezentacja Kataru przed meczem z Ekwadorem
Reprezentacja Kataru przed meczem z Ekwadorem
Źródło: Getty images

W składzie na tegoroczny mundial też dominują absolwenci Aspire: to niemal ci sami gracze, którzy cztery lata temu zostali mistrzami kontynentu. Można to odbierać jako atut, ale też dowód na krótką ławkę zawodników na odpowiednim poziomie.

Dziesięciu graczy pochodzi spoza Kataru. Siedmiu zostało wychwyconych przez skautów Aspire i sprowadzonych do kraju. Skąd? Ghana, Bahrajn, Egipt, Sudan, Irak. Zwłaszcza w dwóch ostatnich krajach wizja przeprowadzki do Kataru działa na wyobraźnię.

Wszystko w… piach?

Nadzieje na wychowanie mistrzów i odpowiednie poprowadzenie tych zakontraktowanych Katarczycy pokładają w zagranicznych trenerach. Tak było od zawsze. Piłkarską reprezentację kraju miejscowi trenerzy prowadzili w historii epizodycznie.

Teraz czuwa nad nią Hiszpan Felix Sanchez Bas. Człowiek, który futbolu uczył się w Barcelonie. Do Kataru przyjechał 16 lat temu. Zaczynał od pracy w Aspire, potem trenował kadrę młodzieżową, by wreszcie przejąć stery pierwszej drużyny i przygotować ją do mundialu. Zawodników zna na wylot - wielu z nich od piłkarskiej kołyski. Warunki pracy? Cieplarniane. Żeby piłkarze nie zaprzątali sobie głów grą dla klubów, liga katarska zawiesiła sezon w połowie września. Zresztą reprezentanci już wcześniej zostali zwolnieni z obowiązków klubowych.

Felix Sanchez Bas, trener reprezentacji Kataru
Felix Sanchez Bas, trener reprezentacji Kataru
Źródło: Getty images

Jako gospodarz mistrzostw Katarczycy nie musieli grać w eliminacjach, więc dla trenowania schematów grali towarzysko i - przy pomocy pieniędzy Qatar Airways - podłączali się pod grę w dużych turniejach. Gościnnie wystąpili na południowoamerykańskim Copa America i środkowoamerykańskim Złotym Pucharze CONCACAF. W ciągu dwóch lat katarska reprezentacja zagrała ponad 40 meczów. W tym samym okresie Polska - 24.

Pięć ostatnich sparingów przed mundialem Katarczycy wygrali… by w meczu otwarcia mistrzostw z Ekwadorem nie oddać ani jednego celnego strzału i przedstawić silną kandydaturę do miana najgorszej drużyny turnieju. A może i kilku ostatnich edycji mistrzostw.

Dla obecnej generacji katarskich piłkarzy to miał być turniej ich życia. Dostali od losu - zwanego w tym przypadku FIFA - możliwość gry na mundialu. Historyczna chwila, bo zakwalifikować się, przechodząc eliminacje, nie udało im się nigdy. W przyszłości będzie nieco łatwiej, bo na mistrzostwach będą grać już nie 32, a 48 drużyn. Ale nawet do tak sztucznie rozciągniętego grona trzeba się dostać dobrą grą. Do tej potrzeba dobrych piłkarzy, a tych - co pokazał mecz z Ekwadorem - nadal nie ma.

Katarscy kibice stracili cierpliwość do swoich piłkarzy około 70. minuty pierwszego meczu. Później zaczęli masowo opuszczać stadion. Na ile tej cierpliwości starczy katarskim władzom? Czy po mundialu nadal będą chętni do finansowania Aspire i czekania na plony bez gwarancji ich otrzymania? A może znów będą szukać dróg na skróty?

Na razie turniejowa rzeczywistość zmusiła Katarczyków do weryfikacji ich planów na te mistrzostwa. Wyjście z grupy zakładali co prawda tylko niepoprawni optymiści i fani teorii spiskowych, ale i oni zostali skonfrontowani z brutalną dla poziomu katarskiej piłki rzeczywistością. Po pierwszej kolejce Katar został uznany najgorszą drużyną turnieju. Po drugiej - został pierwszą drużyną wyeliminowaną z mundialu, choć w meczu z Senegalem Katarczykom udało się strzelić bramkę.

Katarczycy nie zagrają w 1/8 finału mistrzostw świata
Katarczycy nie zagrają w 1/8 finału mistrzostw świata
Źródło: Getty Images

We wtorek, w ostatniej kolejce, zagrają z Holandią. O honor.

Czytaj także: