O ukraińskim prezydencie mówi: pracoholik, pijący hektolitry kawy, uzależniony od sportu, a w sytuacjach kryzysowych - nie do zatrzymania. Jak zmienił się w ostatnim czasie? - Chyba już nie żartuje tak często jak kiedyś - mówi Julia Mendel w pierwszym takim wywiadzie w polskich mediach.
Wołodymyr Zełenski po wygranych wyborach był jak gwiazda rocka i każdy chciał dla niego pracować. Jednak jako polityczny nowicjusz nowo wybrany prezydent musiał się wiele nauczyć. Odrobił lekcje z kontaktów z mediami - ocenia jego pierwsza rzeczniczka Julia Mendel. Dziś jest liderem, dzięki któremu Ukraina jest nadal suwerenna, zjednoczył cały świat w walce z najeźdźcą. I doprowadzi ją do zwycięstwa - nie ma wątpliwości.
Mendel wraz z mężem, mimo rosyjskiej inwazji, zostali w Ukrainie. On walczył na froncie, ona "czuje się Ukrainką bardziej niż kiedykolwiek, dlatego ma ogromną potrzebę dać z siebie wszystko, żeby zaangażować się w walkę o pokój i odeprzeć agresję rosyjską". Relacjonuje wojnę w Ukrainie dla zagranicznych mediów, organizuje pomoc humanitarną i wciąż ma kontakt z prezydentem Zełenskim.
I apeluje: - Rosjanie nadal nas zabijają, codziennie na Ukraińców spadają pociski. Niedawno od takiego pocisku zginął bawiący się w parku dziewięciolatek. Nie zapominajcie o nas, o tym, że cały czas cierpimy. Bardzo dobrze rozumiemy to, że czeka nas wszystkich bardzo trudna zima. Jako geograficzny sąsiad Rosji wiemy bardzo dobrze, co się dzieje, gdy ze strony Moskwy pojawiają się szantaże, groźby, czy w końcu gdy odcina dostawy surowców energetycznych.
O początkach współpracy z prezydentem, pierwszych jego tweetach, walce z rosyjskimi hybrydowymi terrorystami oraz czego brakuje Ukraińcom - Julia Mendel opowiada przy okazji światowej premiery swojej drugiej książki: "Walka naszego życia: moja praca z Zełenskim, ukraińskie zmagania o demokrację i co to wszystko znaczy dla świata".
Tomasz-Marcin Wrona: Jesteś bezpieczna? Jak wyglądało te ostatnie siedem miesięcy?
Julia Mendel: Dziękuję za to pytanie. Wraz z rozpoczęciem tej inwazji zdecydowałam - wspólnie z mężem, wówczas partnerem - że nie opuścimy Ukrainy. Byliśmy i jesteśmy przekonani, że jeśli zostaniemy, znajdziemy sposób, żeby pomóc naszej ojczyźnie. Myślę, że mamy wiele szczęścia - mamy bezpieczne mieszkanie w Kijowie. Jesteśmy konsekwentni w decyzji o pozostaniu w kraju, ponieważ w ten sposób pokazujemy, że wierzymy w ukraińską armię, wszystkich ochotników oraz w samą Ukrainę jako państwo.
Moi bliscy na szczęście również są bezpieczni. Pochodzę z Chersonia, który jest pod okupacją rosyjską. Natomiast wioska moich dziadków, w której spędziłam dużo czasu, została całkowicie zniszczona, w tym domy obu moich babć oraz wujka. Czuję się trochę tak, jakby Rosjanie próbowali wymazać wszystkie moje wspomnienia. (Julia powstrzymuje łzy) Mimo to dokładnie pamiętam każdy zakątek tej miejscowości, jak wypożyczałam stare książki w lokalnej bibliotece, jak bawiłam się tam z pierwszymi moimi przyjaciółmi i psem.
Po rozpoczęciu inwazji zaczęłam dużo podróżować po Ukrainie, żeby móc światu relacjonować wydarzenia z różnych rejonów. Zaangażowałam się jako wolontariuszka w dostarczanie pomocy humanitarnej. Mój partner był na froncie. Dokądkolwiek pojechałam, w pobliżu spadały rosyjskie pociski. Gdy Rosjanie wycofywali się z przedmieść Kijowa, ostrzelana została miejscowość, w której właśnie byłam. To cud, że razem z innymi przeżyłam ten ostrzał - spojrzałam przez okno, wszystko wokół płonęło, ocalał tylko budynek, w którym się znajdowałam. W drodze do Lwowa zatrzymałam się w Winnicy, gdzie okazało się, że pół godziny wcześniej zakończyło się bombardowanie. Ostatecznie dotarłam do Lwowa zaledwie pół godziny po rosyjskim ataku.
Opowiadam to, żeby nakreślić, jak wyglądała nasza rzeczywistość. I jak wciąż wygląda. Tylko dzisiaj [rozmawiamy 6 września - red.] o szóstej rano w całej Ukrainie zawyły alarmy przeciwlotnicze. Bomby spadły na mieszkalne dzielnice Charkowa, na Krzywy Róg - rodzinne miasto prezydenta, a także na różne miejsca zachodniej Ukrainy. Cały czas zbieramy informację o ofiarach i rannych. 18 na 20 rosyjskich pocisków spada na infrastrukturę cywilną, w tym na przedszkola, szkoły, budynki medyczne.
Nawet nie próbuję wyobrazić sobie wojennej rzeczywistości, w której żyjesz od ponad pół roku. W jaki sposób psychicznie i emocjonalnie udaje ci się wytrwać?
Zespół stresu pourazowego jest bardzo poważną kwestią, z którą przyjdzie się nam wszystkim zmierzyć. Jednak widzę, że Ukrainki i Ukraińcy stawią temu czoło, bo już odnieśliśmy ogromne zwycięstwo w obronie naszego kraju.
Chodzi mi o to, że Ukraina na świecie postrzegana była jako jakiś kraj przy Rosji. Mało kto zauważył, że nasze państwo stało się największą terytorialnie demokracją i ostoją wolności w strefie postradzieckiej. Każde postsowieckie państwo przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji zawsze patrzyło w oczekiwaniu na reakcję Moskwy, ponieważ Rosja zawsze była zagrożeniem, mogła posłużyć się szantażem, mogła uderzyć i zacząć wojnę. Zrozumieliśmy w końcu, że możemy się im przeciwstawić, że mamy w sobie siłę, żeby walczyć do samego końca.
Jesteśmy bardzo zmęczeni. Ci, walczący na froncie, ale i wszyscy ci - ochotnicy, którzy codziennie wykonują niewyobrażalną pracę, żeby pomagać innym, żeby kontaktować się z ludźmi z zagranicy i organizować pomoc humanitarną czy szukać wsparcia wojskowego. Ale wszyscy znają cel i rozumieją, że muszą stanąć naprzeciw Goliata. Wiedzą, że nie mogą przestać robić tego, co robią.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam