Do 2049 roku większość kopalni w Polsce ma zostać zamknięta. Już raz podobna operacja się odbyła. Pod koniec lat 90., by ratować tę branżę, zamknięto ich ponad 20, a pracę straciło blisko 100 tysięcy osób. Szefem rządu był wówczas Jerzy Buzek. O tym, jak powinno wyglądać odchodzenie od węgla, z byłem premierem rozmawiał reporter "Czarno na białym" Maciej Kluczka.
25 września związkowcy i delegacja rządowa podpisały porozumienie w sprawie zasad i tempa transformacji górnictwa. Zgodnie z nim ostatnia kopalnia węgla kamiennego należąca do Polskiej Grupy Górniczej - największej w Europie spółki węglowej, zatrudniającej 40 tysięcy osób - ma zakończyć działalność w 2049 roku. Porozumienie daje gwarancje zatrudnienia do emerytury wszystkim górnikom pracującym przy produkcji węgla. W sytuacji, w której nie będzie to możliwe, mają zostać przygotowane osłony socjalne.
Maciej Kluczka: Panie premierze, kilka lat po pana rządach, po pana premierostwie, pana minister Janusz Steinhoff ocenił zmiany restrukturyzacje w górnictwie, które przeprowadziliście, jako najpoważniejszą reformę w ówczesnym polskim przemyśle. Czy obecny rząd stoi przed równie poważną reformą w tym samym sektorze przemysłu?
Jerzy Buzek: To nie jest aż tak daleko idąca przemiana, bo my nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wyłączyć z ruchu 22 kopalnie w ciągu praktycznie dwóch lat. Dlatego że górnictwo się po prostu waliło. I żeby je uratować, trzeba było te kopalnie zamknąć jak najszybciej. To był rok 1998-99, 2000 i myśmy na następne dobre dziesięć lat oczywiście ten przemysł węglowy uratowali, bo potem przemysł węglowy przynosił dochody większe niż Orlen. Naprawdę była to dochodowa część naszej gospodarki. I o to chodzi. Bo w górnictwie decydujące są dwa czynniki. Po pierwsze, popyt na węgiel. On cały czas spada. Okazało się, że energia słoneczna czy z wiatru jest tańsza niż z węgla. A zwłaszcza z węgla brunatnego jest coraz droższa.
Czy to się może zmienić?
To się już nie zmieni. W związku z powyższym zapotrzebowanie (na węgiel - red.) maleje. Równocześnie nasz węgiel się kończy. Pokłady, które są łatwiej dostępne i są lepsze, nie są zanieczyszczone, powoli się kończą. To właśnie jest zadanie rządu - przede wszystkim jasno przedstawić przyszłość, plan, program. Chodzi o stopniowe wychodzenie z węgla. To nie nastąpi w ciągu roku, dwóch.
Czyli można powiedzieć, że obecna ekipa rządząca ma bardziej komfortową sytuację niż wy wtedy?
Mają lepszą sytuację, dlatego że w górnictwie pracuje siedemdziesiąt parę tysięcy ludzi, a w pierwszej fazie (reformy - red.) to prawdopodobnie chodzi o kilka tysięcy górników, którzy powinni wyjść z pracy w kopalniach. Przy czym mogą powtórzyć ten sam scenariusz. Myśmy zaproponowali pakiet socjalny, osłonowy, wcześniejsze emerytury, 75 procent pensji na tej wcześniejszej emeryturze. Także pewne osłonowe działania, jeśli ktoś wychodził jeszcze przed okresem ochrony emerytalnej. Była również możliwość zatrudnienia się na dowolnej innej kopalni, która pozostawała w ruchu. I dowoziliśmy do tych innych kopalni. Jak ktoś chciał nadal pracować w górnictwie, to mógł. A więc wszyscy wychodzili dobrowolnie. To można powtórzyć. Oczywiście trzeba tę reformę i obowiązujące reguły rozszerzyć na wszystkie kopalnie, nie tylko na te zamykane, również na te, które pozostają w ruchu. To się da zrobić, moim zdaniem. To trzeba tylko wynegocjować z Komisją Europejską.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam