Zainteresowanie wywołane wizytą premiera Indii w Polsce było krótkotrwałe, musimy więc kuć żelazo, póki gorące - podkreśla dr Krzysztof Iwanek, jeden z nielicznych polskich ekspertów ds. Indii. Jest o co walczyć: Indie właśnie stały się globalną potęgą, a nasze relacje z nimi można uznać za bardzo zaniedbane. Tymczasem eksperci bez problemu wskazują, w jakich obszarach już dziś moglibyśmy liczyć na sukces.
Premier Indii niecałe dwa miesiące temu, w sierpniu, odwiedził Polskę po raz pierwszy od niemal pół wieku. Narendra Modi spotkał się w trakcie tej wizyty m.in. z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Donaldem Tuskiem, nie towarzyszyli mu jednak biznesmeni ani nie zostały zawarte żadne konkretne porozumienia gospodarcze. Można było wręcz odnieść wrażenie, że z trudem znajdywano treść na wypełnienie tej historycznej wizyty.
O co chodzi z polską relacją z tym najludniejszym państwem i piątą największą gospodarką świata? Dlaczego tak niewiele się w niej dzieje i dla jakich polskich branż relacje z Indiami mogą mieć ogromny potencjał? Dla tvn24.pl wyjaśnia to dr Krzysztof Iwanek, jeden z nielicznych polskich ekspertów ds. Indii, autor wielu publikacji i analiz, obecnie koordynator ds. Azji w Fundacji Instytutu Studiów Wschodnich.
Maciej Michałek: Czy relacja z Indiami to najbardziej zaniedbana relacja zagraniczna Polski?
Dr Krzysztof Iwanek: Na pewno jedna z kilku najbardziej, choć można by było na szybko wytypować kilka równie zaniedbanych w Azji Południowo-Wschodniej i Afryce.
A biorąc pod uwagę potencjał drzemiący w tej relacji, skalę straconych możliwości?
Rzeczywiście, biorąc pod uwagę też skalę możliwości tej relacji, myślę że można byłoby naszą relację z Indiami nazwać najbardziej zaniedbaną.
Może zacznę od krótkiego podsumowania. Indie to najludniejsze państwo na świecie, piąta gospodarka świata i, podobnie jak Polska, demokracja z socjalistyczną przeszłością, co powinno stwarzać ogromny potencjał współpracy. Tymczasem nasza wymiana handlowa z Indiami jest mniejsza niż z Białorusią, premier Indii odwiedza nas pierwszy raz od 45 lat i to tylko dlatego, że nie był w stanie nas ominąć w drodze na Ukrainę, a Polska od kwietnia 2023 r. nie ma nawet w Indiach ambasadora. Coś się nie zgadza?
Niestety, w zasadzie tak jest, choć nie zgodziłbym się z tym, że premier Indii nie był w stanie nas ominąć w drodze na Ukrainę. Czysto teoretycznie mógł polecieć od razu do Rzeszowa i stamtąd ruszyć do Kijowa. Natomiast rzeczywiście, dramatyczny atak na ukraiński szpital Ochmatdyt podczas wizyty Modiego w Moskwie sprawił, że premier Indii postanowił na szybko odwiedzić Ukrainę. Więc w tej kalkulacji Ukraina była ważniejsza od Polski.
Jak to się stało, że nasze relacje z Indiami są w tak dramatycznym stanie?
Widzę tu kilka czynników, a winni są nie tylko politycy. W Polsce jesteśmy jeszcze bardzo skupieni na sobie, a w drugiej kolejności na Europie. Widać to po mediach, jak wiele czasu poświęcane jest naszym wewnętrznym problemom, ile tematyce europejskiej, a ile problematyce całej reszty świata - niemal nic. Wydaje się, że ludzi to nie interesuje, więc media tego nie nagłaśniają, więc mniej angażują się też decydenci.
I ten proces trwa mimo ogromnych zmian, jakie dzieją się na świecie. Przed wizytą Modiego w Warszawie wielu dziennikarzy polskich i indyjskich dzwoniło do mnie w ostatniej chwili i nawet nie wiedzieli, o co pytać, nie znali tematów w relacjach dwustronnych.
A chodzi przecież o relacje jednego z globalnych mocarstw z największym państwem Europy Środkowo-Wschodniej. Jak ważna jest w tym kontekście wizyta premiera Indii w Polsce? Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zauważył na antenie TVN24, że ta wizyta to była najlepsza reklama, jaką Polska mogła sobie wymarzyć - przez kilka dni miliard mieszkańców Indii słuchało w mediach o Polsce, jej znaczeniu i potencjale.
Tak, to była ważna wizerunkowo wizyta, ale na tym bym się zatrzymał. Nie zostały podpisane żadne umowy dwustronne, bo i nie było żadnych większych umów do podpisania. Jedyna zawarta umowa, o partnerstwie strategicznym, to dla mnie forma bez treści, dopóki nie pójdą za nią dalsze kroki.
To znaczy?
To zainteresowanie wywołane wizytą premiera Indii w Polsce było krótkotrwałe, musimy więc kuć żelazo, póki gorące, i już działać w biznesie, już planować naszą rewizytę w Indiach. Mam nadzieję, że nad tym już polski rząd pracuje. Nie oszukujmy się, Narendra Modi przyjechał na Ukrainę głównie po to, by poprawić swój wizerunek na Zachodzie. Ale wykorzystajmy to chwilowe zainteresowanie i zbudujmy wreszcie jakąś strategię względem Indii.
Zwrócę choćby uwagę, że trwają obecnie negocjacje umowy o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską i Indiami, a także negocjacje umowy o inwestycjach dwustronnych. Mam nadzieję, że Polska wykorzystała tę szansę, jaką była wizyta, i powiedziała stronie indyjskiej: słuchajcie, chcielibyśmy, by takie i takie towary z Polski na mocy tych umów miały ułatwiony dostęp do waszego rynku, a w drugą stronę możemy poprzeć dostęp takich i takich waszych towarów. Tak to powinno wyglądać.
W jakich sektorach ta współpraca polsko-indyjska mogłaby najszybciej rozkwitnąć? Często mówi się zwłaszcza o sektorze zbrojeniowym.
Sektor zbrojeniowy na pewno jest bardzo atrakcyjny. Indie mają ogromne potrzeby w tym zakresie, mają bardzo trudne relacje ze swoimi dużymi sąsiadami, Chinami i Pakistanem, a jednocześnie nie są w stanie samodzielnie produkować wielu rodzajów zaawansowanego uzbrojenia. Indie to też obecnie państwo, które najwięcej na świecie wydaje na zakupy uzbrojenia. Widzimy więc w Indiach zarówno potrzeby w sektorze zbrojeniowym, jak i pieniądze na ich zaspokajanie.
Polska miała w tym względzie szczególny potencjał, ponieważ tak samo jak Indie używaliśmy radzieckiego i rosyjskiego uzbrojenia. Znaliśmy ten sprzęt, potrafiliśmy go obsługiwać, serwisować, naprawiać i modernizować. Mogliśmy na przykład oferować Indiom własne modernizację sprzętu pancernego - długo najważniejszym przedmiotem polskiego eksportu do Indii były nasze wozy zabezpieczenia technicznego.
Ale ta szansa coraz bardziej zanika, bo i Polska, i Indie odchodzą właśnie od sprzętu rosyjskiego.
Czyli współpraca z Indiami w sektorze zbrojeniowym wcale nie jest tak atrakcyjna?
Ona ma potencjał, ale trzeba dziś szukać współpracy w tych obszarach, które dopiero się otwierają, patrzeć, gdzie indyjska armia ma największe braki. Tych jest wiele, na przykład pod względem dronów wojskowych, gdzie szlak przeciera właśnie polska firma WB Electronics, która podpisała kontrakt na dostawę swoich dronów FlyEye i Warmate do Indii. Niedługo polskie drony będą więc krążyć w Kaszmirze czy na pograniczu z Chinami.
Współpraca zbrojeniowa z Indiami ma jednak ten problem, że Indie nadal bardzo blisko współpracują też z Rosją. Pojawia się pytanie, czy zbliżenie w tym sektorze to na pewno taki dobry pomysł, czy Polska nie powinna się obawiać, że nasze najbardziej zaawansowane technologie wojskowe mogą w tej sytuacji trafiać z Indii do Rosji.
Indie zdradzałyby polskie sekrety Rosjanom?
Nie robiłby tego indyjski rząd, ale mogłyby robić z własnej inicjatywy niektóre indyjskie firmy, zwłaszcza te, które od lat współpracowały z Rosjanami. Mamy już przykład takiego zjawiska w niezwykle ważnym sektorze półprzewodników. Jedna z indyjskich firm właśnie została obłożona amerykańskimi sankcjami za nielegalne przekazywanie Rosji zaawansowanych technologicznie półprzewodników, których eksport do tego kraju został zabroniony po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Sektor zbrojeniowy wydaje się więc zarazem obiecujący, jak i ryzykowny. Jakie inne, bezpieczniejsze, pola współpracy mają równie duży potencjał w relacjach z Indiami?
Przede wszystkim przetwórstwo żywności. W Indiach dalej bardzo słabo wygląda przechowywanie i transport żywności, prawie nie ma tam samochodów chłodziarek i dużo żywności się psuje. Z tego powodu Indie prawie w ogóle nie robią na przykład dżemów, choć mają wiele upraw owoców. Na tym przykładzie widać, jak wiele jest tam do zrobienia.
Myślę, że duży potencjał jest też w wybranych obszarach energetyki, zwłaszcza górnictwie i energii słonecznej. Szansą na rozwój współpracy pomiędzy naszymi państwami są też ludzie. Kiedy zaczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę w 2022 roku, Polska bardzo pomogła w ewakuacji około 20 tysięcy obywateli Indii z Ukrainy, w większości studentów. Oni studiowali w Ukrainie, bo indyjskie uczelnie nie miały dla nich miejsc - w Indiach ponad 30 procent ludzi to młodzi poniżej osiemnastego roku życia i sektor edukacyjny zwyczajnie nie jest gotowy na ich przyjęcie.
Niesamowity jest przy tym fakt, że miejsc brakuje, choć w ostatnich 20 latach powstało w Indiach ponad 420 uczelni wyższych. Wcześniej powstawała jedna na dekadę.
W jaki sposób tworzy to szanse dla Polski?
To mi się wydaje ogromną szansą, bo mogłyby na nich skorzystać polskie uczelnie. Wielu z indyjskich młodych to ludzie ubodzy, ale wielu jest też zamożnych i chętnie studiowałoby na polskich uczelniach medycynę, biznes, informatykę. Wśród nich bez wątpienia znalazłoby się również wielu bardzo utalentowanych, więc byłaby to szansa nie tylko dla uczelni, ale też dla całej gospodarki - ci ludzie mogliby później zostać w Polsce albo działać w relacjach polsko-indyjskich.
Tutaj jednak przydałaby się w Polsce strategia przyciągania tych ludzi, program nauczania ich, a w przyszłości też wprowadzania na rynek pracy. Zacząłbym chociaż od przeglądu, gdzie w Polsce są dobre kursy, na przykład medycyny, oferowane po angielsku. One byłyby droższe niż w Ukrainie, ale dla wielu Indusów ceny nie są problemem, a i tak nadal bylibyśmy znacznie tańsi niż na Zachodzie.
Skoro jest tyle możliwości, to dlaczego potencjał współpracy z Indiami nie jest dostrzegany? Istnieją jakieś obiektywne przeszkody w rozwijaniu jej, w inwestowaniu w Indiach?
Trzeba przyznać, że biznes z Indiami jest bardzo trudny. Indie mają trzy ogromne problemy: z infrastrukturą, której wciąż brakuje, z ogromną korupcją oraz z niestabilnością, taką jak starcia społeczne czy nielogiczna, przerośnięta biurokracja.
Jeśli więc mówimy o polskim inwestowaniu w Indiach, to ja polskie firmy trochę rozumiem. Polska gospodarka jest w ponad 80 procentach złożona z małych i średnich przedsiębiorstw, a indyjska gospodarka jest ogromna i problematyczna, wymaga bardzo dużych inwestycji, by tam w ogóle zaistnieć. Dostatecznie dużych i silnych firm, by wejść na indyjski rynek, nie jest więc w Polsce zbyt wiele.
Natomiast patrzyłbym tutaj też na indyjskie firmy, którym nie brakuje kapitału, ale brakuje im know how. Tutaj bym widział znaczący potencjał, Polska powinna się prezentować jako kraj inżynierów, który może służyć technologią i doradztwem. Na przykład w obszarze technologii solarnych w ostatnich latach Indie wykupywały między innymi firmy norweskie w tej branży. Jest już też ciekawy przykład indyjskiej firmy Attero, która będzie na Śląsku budować fabrykę regeneracji baterii litowo-jonowych. Więc mam nadzieję, że polski rząd zaczął już myśleć, dokąd jeszcze można Indie ściągnąć, gdzie mamy atrakcyjnych dla tego kraju inżynierów i partnerów.
Czy zachodnim firmom jest łatwiej niż polskim inwestować w Indiach?
Na pewno łatwiej im o duży kapitał, ale problemy strukturalne Indii dotykają ich w takim samym stopniu. Dlatego Indie wciąż nie przeżywają boomu inwestycyjnego, na który bardzo liczy Narendra Modi. Premierowi udało się trochę ograniczyć biurokrację, stworzyć pewne zachęty do inwestowania, ale mimo to dotąd nie przyciągnął wcale tak wielu inwestycji.
Ciekawym przykładem jest sektor zbrojeniowy, w którym rząd Indii zgodził się nawet przyjmować inwestycje, w których większość udziałów będą posiadały firmy zagraniczne. To bardzo rzadkie rozwiązanie w zbrojeniówce, państwa za wszelką cenę starają się zwykle do tego nie dopuszczać. Ale mimo takiego ustępstwa jedyną zagraniczną firmą zbrojeniową, która zainwestowała w Indiach, okazał się rosyjski Koncern Kałasznikow. To zupełnie nie taka skala, na jakiej Indiom zależy.
Niech sam za siebie przemówi też fakt, że aż 30 procent inwestycji zagranicznych w Indiach pochodzi obecnie z... Mauritiusu. To afrykański raj podatkowy, do którego uciekają indyjskie firmy, aby korzystać z ulg i stamtąd wracać na rynek indyjski.
Indie starają się dziś stać gospodarczą konkurencją dla Chin, powtórzyć ich sukces. Wymieniliśmy problemy w indyjskiej gospodarce, jednak w chińskiej też nie jest przecież idealnie. W Chinach nie istnieje praktycznie żadna ochrona prawna, powszechne jest szpiegostwo gospodarcze, bardzo trudno jest wyprowadzić z nich jakiekolwiek zyski, a do tego dochodzi nie tylko korupcja, ale też często potrzeba posiadania odpowiednich koneksji. W czym więc tkwi wciąż główna przewaga Chin z perspektywy zagranicznego inwestora?
Przede wszystkim w logistyce. W Chinach jednak produkcja i transport idą znacznie sprawniej, w Indiach transport osiąga średnią prędkość około 40 kilometrów na godzinę, to bardzo mało z perspektywy Europy. W rezultacie, jak już inwestycje zagraniczne pojawiają się w Indiach, to głównie w indyjskich stanach z długą linią brzegową, skąd dalszy transport będzie możliwy drogą morską. W Chinach tymczasem transport lądowy jest ponad dwa razy szybszy, więc inwestycje mogą pojawiać się na terenie całego kraju.
Przed Indiami jest więc jeszcze wiele pracy, ale to prawda, że próbują one zrobić dokładnie to samo, co robią Chiny. To dobra i zła informacja jednocześnie. Bo z jednej strony to wizja ogromnego potencjału i szansy na wielkie zyski, ale z drugiej też - być może - podobnych zagrożeń. Na przykład w produkcji zbrojeniowej zagraniczna firma, aby działać na terenie Indii, musi robić to we współpracy z partnerem lokalnym, ten sam wymóg obowiązuje już w technologii 5G. Moim zdaniem zrobiono to specjalnie, by indyjskie firmy mogły podpatrzeć zachodnie technologie i je w niedalekiej przyszłości przejąć, a więc powtórzyć tę inżynierię wsteczną, dzięki której Chiny skopiowały tak wiele zachodnich technologii.
Czy mamy w Polsce jakieś instytucje, które mogłyby pomóc polskim inwestorom chcącym działać na rynku indyjskim?
Instytucji takich jest niestety mało. Mamy trzy kluczowe elementy: polski konsulat w Mumbaju, ataszat wojskowy oraz Instytut Polski w Nowym Delhi, placówkę kulturalną podległą pod nasz MSZ. Jednak najbardziej brakuje właśnie wsparcia dla przedsiębiorców, to obecność Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu w Indiach powinna być najważniejsza. Obecnie mamy tutaj jedynie Zagraniczne Biuro Handlowe w Mumbaju, to zdecydowanie za mało. Także Polska Agencja Prasowa nie ma swojego korespondenta w Indiach, na czym cierpi nasz dostęp do informacji stamtąd.
A dlaczego Polska nie ma obecnie w Indiach ambasadora? To też wydaje się poważnym zaniedbaniem.
Wydaje mi się, że to wyłącznie efekt uboczny wewnętrznych walk w Polsce między obozem prezydenckim i rządowym. Z jego powodu często nie są teraz zatwierdzani ambasadorowie i nie mamy obsadzonych wielu placówek - jak widać, również tak ważnych jak w Indiach.
Autorka/Autor: Maciej Michałek / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock