Za kotarą, pod kołdrą, w ubraniach. Tak najczęściej pokazujemy dzieciom miłosne zbliżenia. Ktoś, kto próbuje zrobić to inaczej, naraża się na kłopoty. Nawet w XXI wieku.
To była doprawdy niefortunna sekwencja zdarzeń, której Wiesław Sokoluk nie mógł przewidzieć. Ten seksuolog i psychoterapeuta w latach osiemdziesiątych odpowiadał na pytania młodych Polaków, np. "czy onanizm powoduje krótkowzroczność" albo "czy gdy kobieta stęka, to ją boli". Odpowiadał - m.in. w poradni korespondencyjnej Towarzystwa Rozwoju Rodziny - rzeczowo, a pytający byli mu autentycznie wdzięczni. I afery z tego specjalnie nie było.
Aż do 1987 roku, gdy zebraną wiedzę i doświadczenia pracy z młodzieżą Sokoluk postanowił wykorzystać w podręczniku "Przysposobienie do życia w rodzinie".
Pech chciał, że premiera książki stworzonej we współpracy z Dagmarą Andziak i Marią Trawińską zbiegła się w czasie z pielgrzymką Jana Pawła II do Polski.
- W czasie, kiedy w ojczyźnie przebywał Papież i przemawiał o podstawowej trosce jego pontyfikatu: o małżeństwie i rodzinie (...) ukazała się książka w ogromnym, półmilionowym nakładzie, która - obok innych - zawiera takie treści, które przekreślają nauczanie Ojca Świętego. Jak mogło dojść do tego, że książka ta stanowi podręcznik zatwierdzony do użytku szkolnego przez Ministerstwo? - pytał grzmiąco biskup Kazimierz Majdański.
Czarę goryczy miały przelać zawarte w książce informacje o tym, że z seksu płynie przyjemność, a także ilustracje. A dokładnie dwa rysunki ukazujące pozycje seksualne.
Książka Sokoluka została nazwana "podręcznikiem masturbacji i defloracji". Wybuchła karczemna awantura, a po dwóch miesiącach podręcznik wycofano ze szkół.
Rysunki mogli od tego momentu zobaczyć tylko rodzice, bo w niektórych parafiach odbywały się spotkania, gdzie wyświetlano im zakazane ilustracje. Oczywiście ku przestrodze i by chronić przed nimi młodzież.
Podręcznik Sokoluka i spór o te dwa nieszczęsne szkice, które Agnieszka Kościańska opisała w książce "Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu", nie dawały mi spokoju. Zastanawiałam się długo, czy niewinne w gruncie rzeczy rysunki naprawdę mogły posłać pół miliona książek do kosza. I czy da się narysować seks tak, by dzieci i młodzież mogły to zobaczyć i żeby nikt się z tego powodu nie oburzał?
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam