Premium

"Myślałam, że muszę przestać być sobą, by traktowali mnie poważnie"

Zdjęcie: Evan Kafka/Materiały prasowe

- Kobiet nie uczy się walki o siebie, mamy siedzieć cicho i na wszystko się zgadzać. W Appalachach, skąd pochodzę, wysoko ceniona jest też skromność. Dzieciom powtarza się, że źdźbło trawy, które wyrośnie wyżej niż inne, zostanie skoszone. Przekaz jest jasny: nie wywyższaj się. Jeszcze silniej wbija się to do głów dziewczynkom. Pamiętam, że o kobietach, którym się powiodło, mówiło się, że się pysznią, zadzierają nosa - mówi w rozmowie z tvn24.pl Barbara Kingsolver, amerykańska pisarka.

Barbara Kingsolver to jedna z najbardziej utytułowanych amerykańskich pisarek. W 2010 r. otrzymała medal National Humanities z rąk prezydenta USA Baracka Obamy. Za powieść "Demon Copperhead", czyli przeniesioną w czasy współczesne historię znaną z "Davida Copperfielda" i połączenie jej z kryzysem opiodowym, zdobyła m.in. Nagrodę Pulitzera i wielu fanów, także w Polsce.

Nie boi się też angażować politycznie. W trakcie ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej w USA nazwano ją "odpowiedzią demokratów na JD Vance'a", bo podobnie jak ówczesny kandydat na stanowisko wiceprezydenta u boku Donalda Trumpa opisuje życie wykluczonych Amerykanów. Sama wsparła Kamalę Harris.

Jak tłumaczyła, w regionie, gdzie mieszka, większość stanowią wyborcy Trumpa. Jej zdaniem ma to związek z dekadami wyśmiewania i marginalizowania. - Trump doskonale zarządza ich gniewem. Czują, że dotychczasowe rządy ich zawiodły - mówiła Kingsolver w ubiegłym roku w jednym z wywiadów. Dodawała, że Demon, bohater jej książki, zapewne w ogóle by nie zagłosował w wyborach. - Wielu mieszkańców Appalachów czuje się opuszczonych, jest tu dużo nieufności w stosunku do polityków. Oni nie głosują na tego narcystycznego sami-wiecie-kogo, tylko na możliwość zmiany.

Podkreślała, że nie ufa JD Vance'owi, który zdobył sławę dzięki autobiograficznej książce "Elegia dla bidoków" (przeł. Tomasz Gałązka). - To ja jestem bidokiem, nie on. Nie powinien wypowiadać się w naszym imieniu. W Kentucky widziałam ludzi w koszulkach "Vance nawet nie jest stąd". I to prawda, dorastał w Ohio! - tłumaczyła. Do wściekłości doprowadzał ją fakt, że w swojej książce dzisiejszy wiceprezydent pisał o lenistwie i "odporności na pracę" jako o przyczynach biedy mieszkańców Appalachów.

CZYTAJ TAKŻE: DRUGI NAJPOTĘŻNIEJSZY CZŁOWIEK W AMERYCE. A NIEDŁUGO MOŻE NUMER JEDEN >>>

Prezydent USA Donald Trump i wiceprezydent JD VanceJIM LO SCALZO/PAP/EPA

W Polsce właśnie ukazuje się wznowienie jej wcześniejszej książki - "Biblia jadowitego drzewa" (przeł. Tomasz Bieroń), która sprzedała się na świecie w czterech milionach egzemplarzy. To rzecz o rodzinie amerykańskich misjonarzy, którzy w połowie XX wieku przeprowadzają się do wioski Kilanga w Kongu Belgijskim. Swego czasu książka wywołała zamieszanie - w jednym z wywiadów Kingsolver wspominała, że część czytelników uznała ją za pozycję autobiograficzną, bo ona sama we wczesnym dzieciństwie mieszkała z rodzicami w Kongu (jej ojciec pracował tam jako lekarz). - Odebrałam to jako komplement - stwierdziła.

Z tvn24.pl pisarka rozmawia o swojej młodości, dojrzewaniu, prawach kobiet i tym, jak są traktowane przez społeczeństwo.

Natalia Szostak: Czy dziewczynki potrzebują kobiecego wzorca, żeby wyrosnąć na silne kobiety?

Barbara Kingsolver: Myślę, że tak, ale to może być nieoczywisty wzorzec. Tak było w moim przypadku. Nie miałam bliskiej relacji z matką. Jako nastolatka wszystkiego, co chciałam wiedzieć, dowiadywałam się od mojego starszego o dwa lata brata. Nie było to może najlepsze źródło informacji dla nastoletniej dziewczyny, ale robił, co mógł.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam

Informujemy, że z bezpłatnego dostępu do treści Premium możesz korzystać tylko do 23.04.2025 r. Po tej dacie artykuły zostaną przeniesione do oferty subskrypcyjnej.