|

W Przylepie mówią o klątwie, w Płotach o plagach egipskich, a na Łężycy o apokalipsie

Wodę z przydomowych basenów i baseników wylać na trawnik? Meble ogrodowe pokryte osadem wywieźć do lasu i zakopać? - pytają zirytowani mieszkańcy Przylepu i okolic, gdzie spłonęło składowisko niebezpiecznych substancji. Są zmęczeni - jak mówią - polityczną przepychanką i strachem. Domagają się skoordynowanych działań, rzetelnych informacji. "Uważamy, że ukrywa się przed nami prawdę o skażeniu. Nikt o nas nie zadbał" - słyszymy nie raz i nie dwa.Artykuł dostępny w subskrypcji

Co na to władze? Powietrze jest czyste, woda zdatna do picia, a kwestia utylizacji sprzętów zależy od decyzji innych służb. "Ale to należy zrobić już" - alarmują mieszkańcy. Bo od jedzenia pomidorów i ogórków z własnego ogródka można się powstrzymać, wodę można pić, jak robią to dziś, pijąc tylko tę butelkowaną. Ale przestać oddychać się nie da.

Czytaj także: