Aktywiści przyklejają się do obrazów i oblewają je konserwową żywnością. Wszystko w imię zwrócenia uwagi na grożącą nam katastrofę klimatyczną. Jednych zachowanie aktywistów oburza, inni im kibicują, niektórzy mają to w nosie. Wszyscy mają przechlapane. O sztuce, jej niszczeniu i nieuchronnym końcu świata opowiada Krzysztof Moraczewski.
Aleksander Przybylski: Sztuka jest fanaberią?
Krzysztof Moraczewski*: Sztuka nie jest fanaberią, bo stanowi esencję naszego człowieczeństwa. Istnieje wąski zestaw reguł i praktyk, które dzielone są przez wszystkie kultury. To między innymi tabu kazirodztwa, zasada gościnności i uprawianie sztuki, jakakolwiek by ona nie była.
To dlatego oblanie "Słoneczników" van Gogha pomidorówką tak nas oburza?
Oburza nas również dlatego, że w nowoczesnym świecie sztuka zajęła miejsce religii. Oświecenie i industrializacja nie tylko doprowadziły do rozdziału Kościoła od państwa, ale uruchomiły też głębszy proces. Sacrum przestało być czynnikiem organizującym życie wspólnoty. Świat zachodni stał się polem eksperymentu bez precedensu, bo według antropologów coś takiego jak społeczeństwo bez sacrum wcześniej nie istniało. Bardzo szybko pojawiła się reakcja obronna w postaci romantyzmu i poszukiwania protez. Stała się nią sztuka. Artysta zajął miejsce kapłana, a galerie i sale koncertowe uczyniliśmy nowymi świątyniami. Świetnie dostrzegł to Igor Strawiński, prywatnie człowiek bardzo religijny, który Wagnera nazwał "antychrystem", a jego twórczość muzyczną i teatralną uznał właśnie za taką protezę.
Czyli zamach na dzieło sztuki jest nowym świętokradztwem?
Tak, to wdzięczny obiekt ataków, które wywołują silne emocje. I to nieco odruchowo, bo mamy do czynienia z zabawnym rozdźwiękiem pomiędzy deklarowanymi wartościami a praktyką. Na przykładzie muzyki artystycznej wygląda to tak, że blisko 20 procent Europejczyków deklaruje, że słucha niemal wyłącznie poważnej muzyki artystycznej i jazzu. Ale w praktyce do oper i filharmonii chodzi może jakieś dwa procent, trochę więcej w Wielkiej Brytanii. Podobnie jest z malarstwem czy rzeźbą. W ostateczności nie jest ważne, co robimy, tylko co o sobie myślimy (śmiech). Aktywiści klimatyczni naruszyli deklarowane sacrum naszych społeczeństw. A naruszenie iluzji jest grzechem śmiertelnym.
Ale należy podkreślić, że aktywiści celowo wybierali niegroźne substancje i obrazy chronione szybą. Poza paroma wyjątkami przyklejają się do ram, a nie płócien. Oni nie chcą niszczyć tych obrazów.
I bardzo słusznie, bo wtedy umieściliby się całkowicie poza wspólnotą i zostaliby zignorowani. Byliby jak talibowie strzelający z granatników do rzeźb Buddy. A tak tylko naruszają pewne tabu, ale go nie znoszą i mają naszą uwagę. Wpisują się w długą tradycję, bo tak działały chociażby sufrażystki.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam