Zgromadzenie Chrystusowców zapłaciło milion złotych odszkodowania kobiecie gwałconej przez księdza, który należał do ich wspólnoty - potwierdza w rozmowie z TVN24 pełnomocnik Zgromadzenia Chrystusowców. - Musieliśmy zapłacić, ale to nie oznacza, że uznajemy odpowiedzialność - zaznacza.
Na początku października Sąd Apelacyjny w Poznaniu wydał wyrok w sprawie o milionowe odszkodowanie dla kobiety, która w dzieciństwie była gwałcona przez księdza Romana B.
Apelację złożyła poszkodowana oraz Towarzystwo Chrystusowe, które zgodnie z wyrokiem z pierwszej instancji miało wypłacić zadośćuczynienie za byłego już członka zgromadzenia.
Sąd utrzymał wyrok milionowego odszkodowania dla kobiety gwałconej przez księdza.
Niespełna dwa tygodnie po tym przełomowym orzeczeniu Towarzystwo Chrystusowe wypłaciło kobiecie odszkodowanie.
- Nie kwestionujemy wyroku prawomocnego sądu apelacyjnego. Nie możemy nie płacić, bo niepłacenie powoduje, że byłaby wszczęta egzekucja. Dlatego cała kwota objęta wyrokiem została już uregulowana. To kwota z odsetkami oraz renta wstecz. Kolejne renty będą wypłacane już na bieżąco i to bezpośrednio na konto pokrzywdzonej - mówi TVN24 mec. Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik zgromadzenia.
I zapowiada kasację wyroku.
O wypłacie odszkodowania pierwsza poinformowała Wirtualna Polska.
Przełomowy wyrok
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł już w styczniu br. Już wtedy Sąd Okręgowy w Poznaniu przyznał kobiecie milion złotych zadośćuczynienia od chrystusowców oraz 800 złotych miesięcznie dożywotniej renty.
Wyrok uznano za przełomowy, bo po raz pierwszy przesądzono odpowiedzialność cywilną Kościoła.
W uzasadnieniu sędzia Anna Łosik, powoływała się na art. 430 Kodeksu cywilnego, który brzmi: "Kto na własny rachunek powierza wykonanie czynności osobie, która przy wykonywaniu tej czynności podlega jego kierownictwu i ma obowiązek stosować się do jego wskazówek, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną z winy tej osoby przy wykonywaniu powierzonej jej czynności”.
Pełnomocnik poszkodowanej kobiety adwokat Jarosław Głuchowski powiedział wówczas dziennikarzom, że wyrok nie jest satysfakcjonujący ani dla niego, ani dla jego klientki. - Państwo w relacjach medialnych poznaliście jedynie wierzchołek góry lodowej tego, co pani Kasia przeżyła - podkreślał i dodawał, że w mniej poważnych sprawach potrafiono zasądzać wyższe kwoty.
W apelacji pokrzywdzona kobieta wnioskowała nie tylko o wyższą kwotę zadośćuczynienia i renty, ale także o pisemne przeprosiny.
Taka decyzja sądu nie satysfakcjonowała też Zgromadzenia Chrystusowego, które podważało swoją odpowiedzialność za działanie księdza Romana B.
Miała być szkoła z internatem, było puste mieszkanie
Historię kobiety, którą w dzieciństwie więził i gwałcił ksiądz Roman B., opisała w "Dużym Formacie" Justyna Kopińska. Wszystko wydarzyło się w latach 2007-2008, gdy duchowny służył w jednej z miejscowości w województwie zachodniopomorskim.
Jak ustaliła Kopińska, 12-letnia wówczas Kasia miała trudną sytuację w domu. Jej rodzice nadużywali alkoholu. Któregoś dnia popłakała się w szkole. I wtedy pojawił się ksiądz Roman. Obiecywał pomoc. Dziewczynka mu zaufała. B. pojawił się u jej rodziców i zaproponował im, że zabierze dziewczynkę do szkoły z internatem w innym mieście. Tak miało być dla niej lepiej. Rodzice dziecka uwierzyli. Ksiądz podstępnie to wykorzystał.
Zamiast internatu było puste mieszkanie i wielokrotne gwałty.
- Miałam 13 lat, gdy zgwałcił mnie po raz pierwszy. Był silny, ważył sto kilo. Krzyczałam, błagałam, by przestał. Gdy skończył, owinęłam się w koc, położyłam przy ścianie i płakałam. "Jadę. Mam mszę wieczorną w Stargardzie". (...) - czytamy w reportażu Kopińskiej w "Dużym Formacie".
Z czasem ksiądz miał zmuszać Kasię do brania leków. - Byłam po nich otępiała. Bił mnie, groził, że zabije. (...) Gwałcił mnie nawet kilka razy jednej nocy - mówiła pokrzywdzona.
Dramat dziewczynki miał trwać kilkanaście miesięcy. Jak pisała Kopińska, w tym czasie ksiądz nie raz zabierał Kasię ze sobą na pielgrzymki i wyjazdy. Ale nikogo to nie dziwiło.
Pewnego dnia B. odwiózł Kasię do domu, jak gdyby nigdy nic. A dziewczyna przerwała milczenie i o wszystkim opowiedziała pedagogowi w szkole. Sprawą zajęła się policja. W 2008 roku aresztowano Romana B. Został skazany na osiem lat więzienia. Po apelacjach ostatecznie w więzieniu spędził 4 lata.
"Jestem dumna, że zawalczyła o siebie"
Reporterka "Dużego Formatu" ustaliła, że po wyjściu z więzienia Roman B. trafił do domu księży emerytów pod Poznaniem. Jak pisała, zajmował się tam między innymi odprawianiem mszy, korespondował też z dziećmi na Facebooku.
Dopiero po procesie kościelnym B. przestał być księdzem. Nie jest już także członkiem zgromadzenia Towarzystwa Chrystusowego.
Poszkodowana, dziś już dorosła kobieta, wytoczyła chrystusowcom sprawę cywilną.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/i / Źródło: TVN24 Poznań/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24