Po 27 latach od morderstwa Zyty Michalskiej poznański sąd okręgowy wskazał winnego. Waldemar B. usłyszał właśnie wyrok 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo 20-letniej dziewczyny.
Proces ruszył 5 maja przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Oskarżony Waldemar B. odmówił składania zeznań.
Z ustaleń policjantów z Archiwum X wynika, że to właśnie on miał odebrać życie 20-latce. Prokuratura przedstawiła 52-latkowi zarzut zabójstwa i usiłowania zgwałcenia. Podczas postępowania B. miał się przyznać do winy. W chwili popełnienia przestępstwa nie było kary dożywocia, dlatego mężczyźnie groziło 25 lat więzienia.
18 maja przed sądem zeznawali biegli lekarze. Przypomnieli między innymi, że bezpośrednią przyczyną zgonu Zyty było "uduszenie w mechanizmie aspiracji ziemi do dróg oddechowych". To ci sami medycy, którzy wydawali opinię o 20-letniej ofierze w 1994 roku.
- Wykonuję swój zawód 30 lat. To pierwszy raz, kiedy doszło do przełomu w postępowaniu i ponownie musiałem stanąć na sali sądowej – przyznał Janusz Kołowski, specjalista medycyny sądowej, biegły Sądu Okręgowego w Poznaniu, po wyjściu z sali.
Oskarżony Waldemar B. powiedział na koniec rozprawy, że nie miał zamiaru zgwałcenia i zabójstwa Zyty Michalskiej. Przeprosił jej rodzinę i prosił o wybaczenie. Sędzię poprosił o łagodny wymiar kary.
- Jeżeli ktoś co najmniej pięciokrotnie z dużą siłą uderza w człowieka łomem, to robi to nie dlatego, żeby ten człowiek go zostawił w spokoju, tylko dlatego, że chce go zabić – tłumaczyła sędzia Renata Żurowska.
I skazała Waldemara B. za zabójstwo na 25 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo, po opuszczeniu więzienia mężczyzna ma być pozbawiony przez 5 lat praw publicznych.
- Sąd wymierzając taką karę miał na względzie, że tak na dobrą sprawę jedyną okolicznością łagodzącą jest to, że oskarżony nie miał konfliktu z prawem – uzasadniała sędzia Renata Żurowska.
Jak dodała, oskarżony był ostrożny. Przez 27 lat żył normalnie. - Tej szansy nie miała ofiara oskarżonego – dodała sędzia.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca Waldemara B. zapowiedział już odwołanie.
"Zauważyłem, że obok leży kupka kamieni. Wziąłem jeden"
Oskarżony już na pierwszej rozprawie nie chciał odpowiadać na pytania sądu, nie przyznał się też do zarzucanego mu czynu. Dlatego sędzia Izabela Dehmel odczytała wtedy wcześniejsze zeznania oskarżonego.
"Wiem, że to był czas świąteczny, Świąt Wielkanocnych. Ja miałem swoje problemy w domu, miałem wieczne awantury z matką i siostrami. Tego dnia wyjechałem rowerem do lasu. Jadąc z górki oparłem się o kierownicę i paliłem papierosa. Nagle z krzaków wyszła jakaś kobieta. Ja nie wiedziałem, że to jest Zyta Michalska. Ja jej nie znałem, mieszkałem 6-7 kilometrów od miejscowości, w której ona mieszkała. Na drugi dzień już wiedziałem, że tą kobietą była Zyta Michalska" – podkreślił oskarżony w zeznaniach.
B. zaznaczał, że Zyta Michalska weszła pod jego rower, przez co on przewrócił się na ziemię. "Ona na mnie zaczęła krzyczeć, uderzyła mnie otwartą ręką prosto w twarz. Ja jej oddałem. Ona wówczas obaliła się, usiadła. Wzięła jakiś kij, uderzyła mnie nim w twarz. Ja ją znowu odepchnąłem. Jak Zyta Michalska leżała na ziemi, zauważyłem, że obok leży kupka kamieni z pola. Wziąłem jeden z tych kamieni i mocno uderzyłem ją w głowę. Wydaje mi się, że uderzyłem raz. Zyta Michalska leżała na ziemi, nic nie mówiła. Mocno krwawiła, chyba z nosa" – podkreślił.
"Następnie chciałem upozorować zgwałcenie. Nie miałem noża, rozerwałem pasek i spodnie. Zyta była chyba jeszcze przytomna, szamotała się. Wiem, że mnie próbowała bić, na pewno mnie drapała po twarzy. Opuściłem jej spodnie. Nie pamiętam, czy podciągnąłem jej biustonosz i bluzkę. Pamiętam, że Zyta Michalska przewróciła się na brzuch, a ja wówczas za kaptur kurtki pociągnąłem ją w głąb lasu. Przeciągnąłem ją ze ścieżki kilka metrów, tam ją zostawiłem. W strachu zabrałem rower i pojechałem prosto do domu. W domu była mama. Wjechałem do garażu i tam się powycierałem z krwi. Nic nikomu nie powiedziałem" – dodał. Waldemar B. podkreślił, że z nikim nie rozmawiał o tym zdarzeniu.
Jej ciało znaleziono 800 metrów od domu
Do zabójstwa doszło w Wielkanoc 1994 roku na terenie kompleksu leśnego w Mikuszewie (woj. wielkopolskie). 3 kwietnia 1994 roku 20-letnia Zyta Michalska wyszła z domu i ślad po niej zaginął. Młoda kobieta była absolwentką wrzesińskiego liceum, a w Poznaniu uczęszczała na kurs języka angielskiego. Ostatni raz była widziana, gdy szła na spacer w stronę lasu. Następnego dnia, 800 metrów od domu, w lesie, zostało znalezione jej ciało z poważnymi obrażeniami głowy. - To było w pobliżu strzelnicy myśliwskiej. Dziewczynę znalazła jej matka i piesek – wspominała reporterowi TVN24 jedna z mieszkanek Mikuszewa.
Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci kobiety było udławienie piaskiem i liśćmi, które dostały się do jej tchawicy w czasie wleczenia w głąb lasu.
- Na ciele ofiary ujawniono także obrażenia i ślady wskazujące, że wobec pokrzywdzonej stosowana była przemoc mająca na celu doprowadzenie jej do obcowania płciowego – mówił Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Policjanci rozpoczęli wówczas śledztwo pod kątem zabójstwa. Na miejscu zbrodni przeprowadzono oględziny i zabezpieczono ślady. Przesłuchano wiele osób, mogących mieć jakiekolwiek informacje dotyczące tego zdarzenia. Po dłuższym czasie sprawa została umorzona ze względu na niewykrycie sprawcy.
Wytypowali 40 mężczyzn. Alibi nie miał tylko jeden
Rozwiązanie sprawy zabójstwa stało się możliwe dzięki działaniom Prokuratury Okręgowej w Poznaniu i policjantów z poznańskiego Archiwum X. Ci ostatni na początku października ubiegłego roku za pośrednictwem mediów poprosili o kontakt wszystkie osoby mające jakiekolwiek informacje na temat zdarzenia z 1994 r.
Policjanci pracujący nad tą sprawą wytypowali 40 mężczyzn, którzy mogli mieć związek z zabójstwem. Alibi nie miał tylko jeden – zatrzymany 52-latek. Mężczyzna w początkowej fazie śledztwa z lat 90. nie był w kręgu podejrzanych. Waldemar B. pochodzi z tej samej gminy, w której mieszkała zabita 20-latka. Gdy doszło do morderstwa, miał 26 lat. Przez lata zdążył założyć rodzinę, pracował w jednej z miejscowych firm. Mężczyzna nigdy nie był notowany za przestępstwa i niczym nie zwracał na siebie szczególnej uwagi.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań