- Tu miały stać wieżowce - wskazuje na wildecki bazar Piotr, poznaniak, który swoje dzieciństwo spędził na Wildzie. Razem z rodzicami i dziadkami mieszkał przy ul. Sikorskiego. W miejscu ich domu, przy skrzyżowaniu z dzisiejszą ulicą 28 Czerwca, miała powstać nowa dzielnica mieszkaniowa. Z planów z lat 70. jednak nic nie wyszło.
Róg ulic Sikorskiego i 28 Czerwca to jedno z najbrzydszych miejsc Poznania. Na placu funkcjonuje bazar, na którym można kupić niemal wszystko. Z jednej strony budka "Jajka. Hurt Detal" obok kiosk z "wszystkim za 5 złotych". Z drugiej strony pawilon "Winno-Cukierniczy", a przy nim kiosk "Prasa Tytonie". Wokół jeszcze kilka budek z mięsem, rybami i odzieżą. Całość zwieńcza mały sklep na skrzyżowaniu obu ulic o (nie)wdzięcznej nazwie "Las Vildas".
- O ile taki drugi ryneczek, obok Wildeckiego, mógłby mieć urok, to handlowcy, niekontrolowani przez nikogo, zawalili sprawę. Każdy chce być jak najjaskrawszy, konstruowane są drugie piętra reklam a nad tym wszystkim góruje gwóźdź do trumny - wysoki na kilkanaście metrów słup z billboardem - ocenia Tomasz Genow, który walczy w Poznaniu o estetykę miasta i razem z plastykiem miejskim stara się oczyścić tą okolicę. - Mieszkańcy Wildy raczej cieszyliby się, gdyby zniknęło to miejsce wstydu - dodaje.
Nie tak miał wyglądać ten fyrtel...
Nowa dzielnica robotnicza
W latach 70. miasto chciało w tym miejscu wybudować nową dzielnicę mieszkaniowo-usługową, przeznaczoną głównie dla rodzin pracowników zakładów Cegielskiego.
Choć na urzędniczych biurkach leżało wiele koncepcji zagospodarowania tego terenu, żadna z nich przed blisko 40 lat nie została zrealizowana.
- Mój dziadek w latach 70. dostał z Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej pismo, w którym informowano o planach wyburzenia budynku pod inwestycję. Decyzja miała wskazany konkretny termin, który jednak z czasem przesuwano o kolejne lata - wspomina Piotr, który przy ówczesnej ulicy Dzierżyńskiego (dziś 28 Czerwca) mieszkał od urodzenia.
Jak mówi, wówczas w miejscu dzisiejszego bazaru znajdował się skwer. - Stały ławeczki, ludzie wychodzili tu z psami, a w kiosku spożywczym całą rodziną stało się w kolejce po lody bambino - wspomina.
Konkurs sprzed 41 lat
Miasto planowało w tym miejscu bloki mieszkaniowe dla 1500 mieszkańców oraz wieżowce. Otwarty konkurs na projekt koncepcyjny rejonu Rynku Wildeckiego zorganizowało na początku 1973 roku Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej i zleciło jego przeprowadzenie Stowarzyszeniu Architektów Polskich. Zgodnie z założeniami, koncepcje miały uwzględniać m.in. "tradycję funkcjonalną rejonu", jego dotychczasowe funkcje usługowe, powiązania komunikacyjne i przestrzenne uporządkowanie terenu. Opracowanie konkursowe obejmowało obszar pomiędzy ulicami Dolną, Czajczą, Gwardii Ludowej (dziś Wierzbięcice), Krzyżową, Killińskiego, Prądzyńskiego, Czarnieckiego, Chwiałkowskiego oraz Przemysłową.
Plany zakładały daleko idącą przebudowę dzielnicy. Koncepcje zawierały rozwijanie funkcji mieszkaniowej a w przyszłości powstanie "zespołu usług podstawowych", nową zieleń, zapewniały także nowe tereny pod komunikację, wybudowany miał zostać także dzielnicowy ośrodek usługowy zdolny obsłużyć 75 tys. mieszkańców.
Tramwaje pod ziemię
Koncepcja miała całkowicie zrewolucjonizować obsługę komunikacyjną dzielnicy. Do 1990 r. zlikwidowane miały zostać torowiska na ulicach Gwardii Ludowej (dziś Wierzbięcice) i północnym odcinku Dzierżyńskiego (obecnie Górna Wilda). Tramwaje miały kursować ulicami Dzierżyńskiego (teraz 28 Czerwca) i Przemysłową, przy czym na odcinku między ul. Kilińskiego i Chwiałkowskiego torowisko miało przebiegać w tunelu. Po "obrzeżu ośrodka usługowego" przebiegać miały linie autobusowe.
Konkurs rozstrzygnięto w grudniu 1973 r. Wpłynęło 8 prac. Nagrody jednak nie przyznano ze względu na "brak wszechstronnej kompleksowo i prawidłowo rozwiązującej całość zadań koncepcji". Wyróżniono sześć prac.
"Konkurs był potrzebny, ponieważ rejon Rynku Wildeckiego wymaga szybkiego uporządkowania i przebudowy. Żadna z prac nie dała jednoznacznej propozycji kompleksowego i prawidłowego rozwiązania zadania, jednak stały się one ważnym krokiem na przód w projektowaniu ośrodków usługowych, szczególnie w miastach starych" – pisał w Kronice Miasta Poznania w 1975 r. Andrzej Bzdęga, sekretarz organizacyjny konkursu.
Heliodor, jedyny mieszkaniec wieżowca
- Z tego co pamiętam, z planów budowy wieżowców nic nie wyszło ze względu na przeszłość tego terenu. Ulica Sikorskiego wcześniej nieprzypadkowo nazywała się Strumykową - przez wieki przepływał tędy strumyk i teren był podmokły. Istniało więc spore zagrożenie, że grunt będzie się osuwał. Prawdopodobnie ówcześni architekci o tym zapomnieli - uważa pan Piotr.
Dom, w którym mieszkała jego rodzina stoi do dziś. Przez ponad 40 lat od tej koncepcji, nie powstały w tym miejscu żadne wyższe budynki a jedynie stragany i budki.
- Ciągłe odsuwanie rozbiórki budynku przy jednoczesnych planach budowy wieżowców sprawiły, że przed wyprowadzką dziadek Heliodor, podając komukolwiek adres zamieszkania, mówił, że mieszka na ostatnim piętrze wieżowcu przy Dzierżyńskiego. Kiedy ludzie zwracali mu uwagę, że przecież w tym miejscu nie ma żadnych wieżowców, prostował, że jest, tylko "się osunął" - śmieje się pan Piotr.
Nakaz opuszczenia budynku koniec końców okazał się dla jego rodziny dużym plusem. - Mieszkaliśmy wówczas całą rodziną w jednopokojowym mieszkaniu. W sumie na około 30 metrach kwadratowych w 5 osób. Dzięki tamtej decyzji o rozbiórce budynku, w trybie przyspieszonym otrzymaliśmy przydział na mieszkanie na os. Kosmonautów. Małe mieszkanie zamieniliśmy wtedy na M-6 w jednym z bloków z wielkiej płyty - kończy pan Piotr.
Plac przy ulicach Sikorskiego i 28 Czerwca:
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum rodzinne / Kronika Miasta Poznania / Tomasz Genow