Chciał dostać się do Polski wcześniej, ale nie dostawał wizy. Udało mu się wrócić po 12 latach, w 1957 roku. I opisał wrażenia. Zobacz jak brytyjski reportażysta Bernard Newman wspominał wizytę w Poznaniu.
Bernard Newman to prawdziwy człowiek-orkiestra. "Dziennikarz, pisarz, żołnierz, kompozytor piosenek i musicali, podróżnik, urzędnik administracji państwowej, domniemany szpieg, wreszcie zamiłowany cyklista" - tak pisze o nim tłumaczka Ewa Kochanowska. W Polsce po raz pierwszy pojawił się w 1934 roku i postanowił pokonać nasz kraj rowerem. Efektem tej podróży jest książka "Rowerem po II RP".
Potem wracał ośmiokrotnie. Po wizycie jesienią 1945 roku powstał jego kolejny reportaż - "Rowerem przez Polskę w ruinie". Potem do Polski nie miał wstępu. Stalinowskie władze widziały w nim pisarza antykomunistycznego i odmawiały mu wizy. Wszystko zmieniło się po październiku 1956 roku i objęcie rządów przez Władysława Gomułkę. Wtedy Newman zaniechał oficjalnych starań i bezpośrednio przypomniał się Gomułce, z którym spotkał się po wojnie i od razu dostał zgodę na przyjazd.
Wizyty jesienią 1957 roku i latem 1958 roku były jego ostatnimi w Polsce. A w do księgarń w Polsce - dopiero teraz - trafiła książka opisująca ta podróż - "Rowerem przez Polskę Ludową. Portret kraju z 1958 roku".
Na trasie Anglika znów pojawił się Poznań, który pominął opisując swoją podróż w 1945 roku. Co zobaczył w stolicy Wielkopolski? Jak różniło się miasto widziane 65 lat temu przez Newmana od dzisiejszego?
Cesarskie władze
Swoją wycieczkę rowerową po mieście rozpoczyna pod Zamkiem Cesarskim. Cesarz Wilhelm II zbudował w Poznaniu (wtedy jeszcze znanym jako Posen) potężny zamek, lecz Polacy przekształcili go w urząd miejski - pisze, pomijając zupełnie jego wojenne losy.
Podczas hitlerowskiej okupacji gruntownie go przebudowano - miał on stać się najdalej na wschód wysuniętą rezydencją Adolfa Hitlera i najważniejszym elementem planu stworzenia z Poznania miasta-wizytówki, wzorcowej stolicy okręgu III Rzeszy. Prace ruszyły już w listopadzie 1939 roku i nigdy ich nie ukończono. Do dyspozycji Hitler miał mieć całe pierwsze piętro, które wcześniej należało do cesarza Wilhelma II. Najważniejszym miejscem miał być gabinet. Urządzono go w dawnej kaplicy cesarskiej. Hitler do dyspozycji miał podgrzewany balkon, z którego mógł podziwiać defilady. Choć gabinet powstał, niemiecki dyktator z niego nie skorzystał. Przebudowy bowiem nigdy nie ukończono.
Po wojnie rozważano poważnie wyburzenie zamku, pomimo tego, że wojenne działania uszkodziły go w stosunkowo niewielkim stopniu. Ostatecznie przeważyły argumenty praktyczne, a nie ideologiczne i zdecydowano, że przypominająca czasy niemieckiego panowania budowla pozostanie, zrezygnowano jedynie z odbudowy zniszczonej wieży, która stanowiła jego dominantę. W 1947 roku stał się siedzibą urzędu miasta, który przez pierwsze dwa lata po wojnie ulokowany był w kamienicy przy ulicy Matejki.
Naprzeciwko Zamku, po drugiej stronie ulicy Kościuszki znalazła się z kolei siedziba Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, którą z pewnością widział Newman, choć nie wspomniał o niej ani słowem.
W 1990 roku komunistów wygonili studenci, a budynek przejął Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, umieszczając tu wydział historii. Obecnie w budynku mieści się Centrum Szyfrów Enigma.
Szybciej, bo już cztery lata po wyjeździe Anglika, Zamek Cesarski opuściły władze miasta. Do gmachu wprowadziła się wtedy nowa miejska instytucja – Pałac Kultury. Dzisiaj funkcjonuje w nim Centrum Kultury Zamek.
Ratusz? Urokliwy, ale niepraktyczny
Sprzed Zamku Cesarskiego Newman przenosi się pod ratusz. Nazywa go "urokliwą renesansową budowlą z łukami i galeriami", która jednak "nie spełniała wymogów współczesnego miejskiego życia".
Prace nad odbudową ratusza zakończyły się w 1954 roku. Gdy Anglik gościł w stolicy Wielkopolski, Stary Rynek - zniszczony w czasie II wojny światowej - był już w dużej mierze odbudowany.
Nie zobaczył już na nim tramwajów - te zniknęły w 1955 roku. Decyzja wynikała z potrzeby ochrony zabytków, na które negatywnie działały drgania.
Płyta rynku - o czym wiele osób dzisiaj zapomina - w większości pokryta była wtedy asfaltem. Zastąpiono go granitową kostką pozyskaną głównie z ulicy Głogowskiej dopiero w 1964 roku. Znikająca przy obecnym remoncie płyty Starego Rynku kostka leżała tu zatem ledwie 60 lat. Co ciekawe, po tej kostce przez pierwsze sześć lat jeździły jeszcza auta. Te "wyrzucono" ze Starego Rynku dopiero w 1970 roku.
W miejscu Nowego Ratusza zbudowanego przez Prusaków, który Newman widział w 1934 roku, powstawała Waga Miejska. Anglik załapał się na moment kiedy ją budowano.
Stary ratusz znajduje się na rynku, otoczonym przez wiele wspaniałych kamienic, wiernie odtworzonych po straszliwych zniszczeniach, którym uległy podczas walk w 1945 roku - nieco mylnie pisał Newman. O ile faktycznie kamienice zostały doszczętnie zniszczone, to nie odbudowywano ich w kształcie takim jak przed wojną. Starano się im raczej przywrócić formę pierwotną, z okresu przed zaborem pruskim.
Problemem była odbudowa bloku śródrynkowego od strony południowej. W połowie lat 50. ze względu na brak materiałów ikonograficznych, zdecydowana o postawieniu tu budynków w nowoczesnej formie. Zdecydowano się zostawić jedynie zachowany fragment dawnego budynku Arsenału, który zwieńczono trójkątnymi szczytami. W miejscu reszty Arsenału i dawnych Sukiennic, postawiono dwa mocno przeszklone pawilony z pasażem między nimi. Budynek oddano do użytku w 1962 r. i do dzisiaj budzi spore kontrowersje.
Rynek oplatają wąskie uliczki dawnego Poznania - kończy swój opis Starego Rynku Newman.
Okrąglaka nie docenił
Dalej Brytyjczyk skupił swoją uwagę na budynku, który wyrósł na skrzyżowaniu ulic 27 Grudnia i Alfreda Lampego (dzisiaj Mielżyńskiego).
Centrum Poznania zdominowało coś, co wygląda jak wielki szklany gazometr. W rzeczywistości to nowoczesny sklep. Mieści się w nim okrągły hol z klatką schodową kojarzącą się z więzieniem Sing Sing - tak opisał Okrąglak. Był to pierwszy w Poznaniu budynek zbudowany częściowo z prefabrykatów.
Powszechny Dom Towarowy otwarto 28 stycznia 1955 r., w obecności ministra handlu wewnętrznego Mariana Minora.
Pierwszych klientów wpuszczono kolejnego dnia, w Dniu Handlowca. Sceny jakie się tu rozegrały, przypominały te, z marketów, gdy pojawiają się w nich markowe buty czy torebki za pół ceny lub karp za 9,99 zł za kilogram. Efekt? Zdemolowane stoiska, powsybijane, połamane lady. Gdyby nie skuteczna interwencja pracowników MO, szkody mogłyby być jeszcze większe – pisał Głos Wielkopolski 30 stycznia 1955 r. Kolejnego dnia zakupów już nie można było zrobić – sklep został zamknięty. Trzeba było naprawić wszystkie szkody.
W Okrąglaku kupić można było dosłownie wszystko - na każdym z siedmiu pięter znajdował się inny asortyment.
Newman zajrzał do środka, ale niedostępne w innych sklepach towary na gościu z zachodniej Europy nie mogły zrobić większego wrażenia. Przyzwyczajonego do wyglądu i organizacji brytyjskich domów handlowych wnętrza Okrąglaka rozczarowały. Niewielka przestrzeń na sklepy znajduje się na obwodzie każdego piętra, a towary są wyłożone pomiędzy oknem a klientami. Nie był to dobry pomysł – budynek jest brzydki i ma absurdalnie małą powierzchnię handlową jak na swoje rozmiary - ocenił.
Hotel będący "świadkiem odrodzenia Polski"
W książce kolejny raz wymienił też Hotel Bazar. Jego nazwa może nasuwać skojarzenia ze Wschodem, budzi jednak czuły szacunek wśród Polaków. Tu spotykali się i spiskowali patrioci, w tych pomieszczeniach narodziło się, i skonało, niejedno powstanie. W tej świątyni – za co dziś odbiera słuszne hołdy – pielęgnowano polską kulturę. Hotel Bazar był świadkiem odrodzenia Polski – pisał Anglik, powtarzając błąd, który znalazł się już w jego relacji z 1934 roku: To tu w grudniu 1918 roku zatrzymał się Paderewski i wydał słynny rozkaz rozbrojenia i usunięcia oddziałów niemieckich.
Newman odnosi się tak do słynnego przemówienia Ignacego Jana Paderewskiego do mieszkańców, które wygłosił z balkonu Hotelu Bazar 27 grudnia 1918 roku, doprowadzając do wybuchu powstania wielkopolskiego. "Wybitny muzyk w spokojnej przemowie nie nawoływał jednak do czynów zbrojnych, a tym bardziej nie wydawał żadnych rozkazów – starał się raczej tonować nastroje, podkreślając swoją apolityczność i nawołując do zgody narodowej" - podkreślono w przypisie książki.
W pierwszym okresie walk, do końca roku, Polakom udało się zdobyć większą część Poznania. Ostatecznie miasto zostało wyzwolone 6 stycznia, kiedy przejęto lotnisko Ławica. Do połowy stycznia wyzwolono większą część Wielkopolski.
Zupełnie inna katedra
Newman zajrzał też na Ostrów Tumski. Wyspa jeszcze nie była przedzielona "poznańską trasą W-Z", czyli Chwaliszewską. Dwupasmówkę, którą poprowadzono środkiem Ostrowa Tumskiego i spowodowała wyburzenie Rynku Śródeckiego, zaczęto budować w 1965 roku, rok przed obchodami 1000-lecia Chrztu Polski.
Na Ostrów Tumski docierało się mostem Chwaliszewskim i dalej przez wyspę, jaką było Chwaliszewo.
Chwaliszewo przestało być wyspą w 1968 roku. Wszystko za sprawą kontrowersyjnej decyzji władz Poznania o zasypaniu starego koryta Warty i odsunięciu rzeki na wschód od śródmieścia.
Sam wygląd katedry mógł Anglika zszokować. Zobaczył bowiem zupełnie inny budynek niż w 1934 roku.
Świątynia po wojennych zniszczeniach została otwarta ledwie dwa lata wcześniej w 1956 roku. Nadano jej zupełnie inną formę architektoniczną niż przed II wojną światową – przywrócono gotycką z przełomu XIV i XV wieku.
Katedra została dotkliwie sprofanowana podczas drugiej wojny światowej. Niemcy zdarli metal z grobowców i wykorzystywali kościół jako magazyn amunicji. Bombardowania ostatecznie go zniszczyły. Świątynię jednak wspaniale odrestaurowano przy użyciu dużej cegły gotyckiej, zasadniczo w stylu gotyckim, lecz z barokowymi kaplicami. Rzeźbiony ołtarz – dzieło nieznanego artysty – odnaleziono w wiejskim kościele. Na ścianach zachowały się mizerne resztki starych fresków, niżej widać fundamenty kościoła z dziesiątego wieku. Tuż obok znajduje się grób Mieczysława I, pierwszego księcia Polski, a w Złotej Kaplicy leży Bolesław I, jej pierwszy król. – Szkoda, że nie żyje w dzisiejszych czasach – stwierdził zakrystian. – On pierwszy ustanowił na Odrze granicę między Polską a Niemcami: ciąg pali wbitych pośrodku rzeki! - pisał Newman.
Bardziej niż katedra, Brytyjczyka zainteresował znajdujący się tuż obok niej niewielki kościółek Najświętszej Maryi Panny. Znajduje się tam kilka ciekawych obrazów temperą w stylu bizantyjskim oraz kamień, na którym rycerze mieli ostrzyć swoje miecze - pisał Newman.
Osiedle bez zapałek
Z Ostrowa Tumskiego Brytyjczyk wybrał się na przedmieścia - sądząc po opisie, trafił na Wildę i Dębiec. Wielkie bloki mieszkalne sąsiadowały z fabrykami. Wiele z nich miało swoje własne osiedla pracownicze. Jeśli przekroczyły "plan", mogły wykorzystać część nadwyżki finansowej na budowę domów. – Ale dlaczego nie korzystają z pomocy architektek lub urbanistów? – zapytałem damę, której złożyłem wizytę. – To przyjemne osiedle, ale zapomnieli umieścić tu choćby jeden sklep! To irytujące, kiedy człowiek musi iść milę, żeby kupić zapałki - narzekał Newman.
Na południowym krańcu "bijącej robotniczym sercem" Wildy znajdowały się hale produkcyjne. Od wyrastającej nad nimi kępy kominów niesie się daleko, nad miasto łagodny ryk fabrycznej syreny. To wielkie zaklady przemysłu metalowego, duma naszego województwa - nazwane imieniem Józefa Stalina - pisał przewodnik po Poznaniu w 1958 roku. Dwa lata wcześniej to robotnicy z tej fabryki założonej przez Hipolita Cegielskiego w 1846 roku, wyszli jako pierwsi na ulice, rozpoczynając pierwszy w kraju zryw przeciwko komunistycznym władzom.
Za zakładami Stalina znajdowały się przedwojenne kamienice, dalej przejazd kolejowy, kościół i wreszcie nowe robotnicze osiedle, które prawdopodobnie miał na myśli Brytyjczyk.
Byle był "nasz"
Anglik pojechał też na Naramowice zobaczyć tamtejszy PGR i słynne gospodarstwo pokazowe, którego załoga szczyciła się między innymi całkowicie zmechanizowaną oborą. Dzielnica miała wtedy wiejski charakter. PGR utworzono tu w 1951 roku.
Jego ośrodkiem jest dawny dwór, znajdujący się niegdyś w posiadłości należącej do człowieka, który troszczył się o swoje ziemie. Dzisiaj to część specjalnego zespołu czternastu państwowych gospodarstw rolnych – zatrudnia dziewięćdziesięciu pięciu robotników, z czego 40 procent stanowią kobiety. Kadra zarządcza składa się z dyrektora, księgowego, magazyniera, dwóch urzędników i dwóch maszynistek - opisywał Newman.
Gospodarstwo liczyło 387 hektarów. Wraz z dyrektorem, pragmatycznym agronomem, obeszliśmy całe gospodarstwo. Było bardzo schludne i porządne – stały nawet kosze na śmieci – a zwierzęta wyglądały zdrowo - pisał.
Spotkał też mężczyzn, którzy sprzedali swoją ziemię, by pracować w tym wyróżniającym się gospodarstwie państwowym. Opowiadali mu, że najpierw jako dyrektorów PGR-ów zatrudniono dawnych dziedziców. To było w porządku. Tyle że potem dyrektorów napiętnowano jako wrogów ustroju i wsadzono do więzienia - opisywał.
Efekt? Ich miejsce najpierw zajął szewc, potem urzędnik, a potem analfabeta. Za to wszyscy byli porządnymi komunistami, więc dostali tę robotę - relacjonowali Newmanowi. I opowiadali, że gdy gospodarstwa podupadły, wypuszczono dawnych dziedziców, ale ci już nie mieli ochoty pracować na roli i ryzykować kolejnych aresztowań.
– Naramowicki pegeer jest jednak bardzo dobry. Dyrektor to fachowiec, który zna się na swojej robocie i ma wystarczająco twardą rękę, by zapewnić sobie autorytet. Gdyby każde gospodarstwo w Polsce tak wyglądało, to nie mielibyśmy kryzysu rolnego! - podkreślali rozmówcy Brytyjczyka.
U swoich
Wizytę w Poznaniu Newman zakończył na Cytadeli. Dawny Fort Winiary - centralny element wewnętrznego pierścienia Twierdzy Poznań, po II wojnie światowej zamieniono w Park-Pomnik Braterstwa Broni i Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
Newman wybrał się na spacer po cmentarzu na stoku Cytadeli. Zobaczyłem tam znajome nagrobki poległych żołnierzy brytyjskich. Obok siebie mieściły się dwa cmentarze. Na jednym leżało około 200 mężczyzn, którzy zmarli jako jeńcy wojenni, na drugim – mniej więcej ta sama liczba lotników RAF-u, zestrzelonych nad Polską. Obie nekropolie były, jak zawsze, pięknie utrzymane - pisał.
Cmentarz Wojenny Wspólnoty Brytyjskiej powstał w 1925 roku, po I wojnie światowej przeniesiono tu szczątki Brytyjczyków z 28 miejsc w Polsce. Potem doszli kolejni polegli w drugim światowym konflikcie, w tym ci, którzy zginęli w czasie słynnej ucieczki z obozu w Żaganiu.
Niedaleko znajdowały się groby cywilów, którzy zginęli podczas oblężenia miasta w styczniu i lutym 1945 roku, dalej zaś widniał rozległy cmentarz rosyjski. Dominuje nad nim potężny i paskudny pomnik - opisuje Newman.
Miał na myśli Pomnik Bohaterów, w formie wysokiego obelisku upamiętniającego żołnierzy Armii Czerwonej poległych w walkach o Poznań w 1945 roku, na którego szczycie umieszczono wielką czerwoną gwiazdę, która świeciła nad miastem. Zniknęła ona w tajemniczych okolicznościach w 1990 r.
- Poszukiwania gwiazdy rozpoczęły się za sprawą ówczesnego konsula ZSRR w Poznaniu, który zauważył jej brak na szczycie pomnika. Policja w swoim dochodzeniu podejrzewała o kradzież opozycjonistów. Prawda była jednak taka, że nocą gwiazdę zdjęła ekipa strażaków z komendy przy ulicy Masztalarskiej. Tam też przeczekała ona schowana do 2000 roku. Następnie strażacy przetransportowali ją do jednej z komend powiatowych PSP na terenie Wielkopolski. Aby trafiła z powrotem do Poznania trzeba było kolejnych 10 lat. Od 2010 roku gwiazda znajduje się w Muzeum Historii Miasta Poznania – tłumaczył Piotr Bojarski z "Gazety Wyborczej".
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Mogens Torsleff / NAC