Ty k***o, ty suko - miał krzyczeć nad Wartą Adam Z. do Ewy Tylman. Opowiadał o tym tajemniczy świadek, który w maju napisał do prokuratury, że widział nad Wartą dwie kłócące się osoby. Na salę wszedł zakuty w kajdanki, bo od lutego jest w areszcie. Jego zeznania nie przyniosły przełomu. Zasłaniał się niepamięcią i mieszał wersje zdarzeń. - Pomylił sąd z telewizyjnym show - podsumował je Wojciech Wiza, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.
Grzegorz W. zeznawał w środę jako ostatni. Przyjechał do sądu konwojem, prosto z aresztu śledczego w Śremie. Jak mówił, trafił tam za przywłaszczenie. Odbywa karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. W maju złożył pismo o chęci przesłuchania w sprawie śmierci Ewy Tylman. Miał widzieć to, co wydarzyło się nad rzeką w noc, po której dziewczyna już nie wróciła do domu. To mogły być kluczowe zeznania. Ale nie były.
Odprowadzał dziewczynę, widział kłótnię
W. na wstępie poprosił sędzię o odczytanie mu tego, co powiedział 29 czerwca tego roku podczas przesłuchania przez policjanta z Kędzierzyna-Koźle (tam przebywał w areszcie). To funkcjonariuszowi miał powiedzieć, że w nocy z 22 na na 23 listopada 2015 r. widział kłótnię dwóch osób podobnych do Adama Z. i Ewy Tylman nad brzegiem Warty. Policjant spisał to w notatce. Mężczyzna kazał funkcjonariuszowi też spisać jego oświadczenie i przekazać Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu.
- Opowiadał pan 29 czerwca funkcjonariuszowi policji to, co pan pamiętał z listopada 2014 lub 2015 roku, a nie pamięta pan dzisiaj, co mówił niecałe 4 miesiące temu? - pytała sędzia Magdalena Grzybek. Świadek odparł: - Wie pani, mogę powiedzieć mniej więcej, co pamiętam.
Sędzia prosiła, by jednak postarał się przypomnieć tamte wydarzenie bez odczytywania tej notatki. Więc zaczął mówić.
- Byłem na dyskotece w Poznaniu w jednym z klubów, nie pamiętam w którym klubie. Gdzieś koło Starego Rynku prawdopodobnie. Poznałem tam jakąś koleżankę i później szedłem z nią w kierunku Warty. Odprowadzić ją - zeznawał.
Z klubu mieli wyjść około godziny 2-3 w nocy. Grzegorz W. podczas imprezy miał wypić cztery drinki z whisky. Szli zachodnim brzegiem Warty, w kierunku mostu Królowej Jadwigi.
- Szliśmy nad samym brzegiem. W pewnym momencie zauważyliśmy, że dziewczyna z chłopakiem się kłóci. Gdzieś mniej więcej blisko koryta Warty - mówił.
Ominęli ich
Mieli ich widzieć przez około 2-3 minut. Przeszli około 5-10 metrów od nich. Grzegorz W. miał słyszeć, co mówili. - Słyszałem głośną rozmowę, głośną kłótnię, ty k***o, ty suko, on mówił do niej. Coś takiego. I poszedłem dalej po prostu - tłumaczył.
Po odprowadzeniu dziewczyny pod blok W. wezwał taksówkę. Pojechał nią do Śremu.
Ten wątek szczególnie zainteresował sąd. Z notatki policjanta wynikało bowiem, że Grzegorz W. miał wracać do domu swoim samochodem. - Dopiero kolejnego dnia odebrałem samochód - prostował W.
Tego samego dnia dowiedział się o zaginięciu Ewy Tylman z telewizji. Nie poszedł na policję, bo - jak tłumaczył - był osobą poszukiwaną listem gończym. Gdyby zgłosił się na komisariat, zostałby zatrzymany. Dlatego milczał.
9 lutego 2017 r. został zatrzymany. W maju złożył pismo o chęci przesłuchania w sprawie śmierci Ewy Tylman. - Próbowałem wcześniej o tej sprawie zapomnieć, ale mi się nie udało. Chciałem powiedzieć, co wiem - wyjaśniał.
"To nie telewizyjne show"
Zeznania wyraźnie rozczarowały pełnomocników rodziny Ewy Tylman.
- Trudno oprzeć się wrażeniu, że świadek pomylił sąd z telewizyjnym show typu "Mam talent". Różnica jest taka, że tam mógłby się tylko skompromitować, a tutaj grozi mu odpowiedzialność karna za składanie fałszywych zeznań. Są dwie możliwości: albo ten człowiek nie był w tym miejscu, o którym mówi, że był, i nie widział tego, co mówi, że widział, albo był świadkiem tego, ale jego możliwości intelektualne nie pozwalają mu na to, żeby to w sposób właściwy i wiarygodny zrelacjonować - podsumował je Wojciech Wiza.
- Czekamy na kluczowych świadków, którzy SMS-owali z Adamem Z. - dodał Mariusz Paplaczyk.
Także ojciec Ewy Tylman nie był zadowolony z zeznań. - On jest niewiarygodny - powiedział o świadku.
Prokurator Magdalena Mazur-Prus tłumaczyła, że gdy do prokuratury zgłasza się ktoś, kto ma jakąś wiedzę o postępowaniu, które toczy się przed sądem, prokurator przekazuje taką wiedzę do sądu.
- Czyli nie można wykluczyć, że jak jeszcze ktoś napisze jeszcze z jakiegoś aresztu list, to będziemy świadkami takiej komedii? - dopytywał Piotr Żytnicki z "Gazety Wyborczej".
- Prokurator przekaże taki list do sądu i to sąd będzie podejmował decyzje, jakie podejmie kroki wobec autora listu - odpowiedziała mu Mazur-Prus.
Zeznawali koledzy z pracy
Poza Grzegorzem W. w środę w sądzie zeznawali pracownicy drogerii, w której pracowali Adam Z. i Ewa Tylman. Wszyscy bawili się z nimi na imprezie integracyjnej.
- Na tyle co znam Adama, nie uważam, że może być zamieszany w tę sprawę - mówiła Emilia Sz., która już o godzinie 23 udała się domu.
Martyna D. przytaczała z kolei obraz zdenerwowanego Adama Z. nazajutrz po zaginięciu dziewczyny. - We wtorek po imprezie miałam zmianę na 14 razem z Adamem. Zabrałam go po drodze. Rozmawiałam z nim wtedy na temat zaginięcia Ewy. Twierdził, że nic nie pamięta. Mówi, że wydaje mu się, że krążył między Wildą a Ratajami. Nie mógł dotrzeć do domu i przez telefon pokierowała go siostra. Jak byliśmy już w pracy, wyszliśmy na chwilę na papierosa, powiedział, że boi się, że przez to, że nic nie pamięta, mógł jej coś zrobić. Był zdecydowanie zdenerwowany - zeznawała.
Sąd przesłuchał też żonę brata Ewy Tylman. Mówiła o tym, jak na własną rękę poszukiwali zaginionej. Opowiadała też o SMS-ie z żądaniem okupu, jaki trafił na jej numer. "Ewa Tylman żyje. Jeśli tego nie zrobicie, zabijemy ją" - tak brzmiała treść wiadomości. Nadawcy żądali pół miliona złotych. Jak się szybko okazało, była to próba wyłudzenia pieniędzy.
Kolejna rozprawa odbędzie się 9 listopada. Przesłuchanych ma zostać dziewięciu lub dziesięciu świadków. Wśród nich jest Robert R., współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego. Były detektyw przesłuchiwany był już wcześniej. Wówczas brat Ewy Tylman ocenił jego zatrudnienie jako swój największy błąd.
Rozprawa po rozprawie
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył w styczniu. Od tego czasu odbyło się osiem rozpraw. Twardych dowodów na zabójstwo jak nie było, tak nie ma. Sąd uprzedził już strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu dla oskarżonego Adama Z. z zabójstwa o zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Za ten czyn grozi do 3 lat więzienia.
Wyrok zapadnie prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku. Ostatnia rozprawa zaplanowana jest obecnie na kwiecień.
Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Jeśli dojdzie do zmiany kwalifikacji czynu oskarżonego z zabójstwa na nieudzielenie pomocy, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia.
Zobacz, co działo się na kolejnych rozprawach:
1) Adam Z. odmówił składania wyjaśnień, w związku z czym sędzia odczytała protokoły zeznań mężczyzny, których oskarżony w części nie potwierdził. - Ja nie popchnąłem Ewy Tylman do wody, nie wrzuciłem jej tam, nie szarpałem. Nie zgwałciłem jej (...). Nie zabiłem jej - powtarzał Adam Z. Odtworzono także eksperymenty procesowe.
2) Zeznawała siostra Adama Z. oraz trójka policjantów, którym Adam Z. miał przyznać się do zabójstwa. Z ich relacji wynikało, że Ewa Tylman stała przy barierkach, a Adam Z. niechcący spowodował, że spadła ze skarpy. Nieprzytomną dziewczynę przeciągnął potem brzegiem i wrzucił do rzeki.
3) Zeznawali partnerzy Ewy Tylman i Adama Z. (deklaruje, że jest gejem) oraz współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego. Zeznania Dominika M., partnera Adama, zostały utajnione. Najważniejszym momentem rozprawy niewątpliwie była informacja sądu, że rozważy możliwość zmiany kwalifikacji czynu.
4) Przesłuchano szwagra Adama Z. i jego trzy siostry, a także brata Ewy Tylman. Siostrom mówił, że nie pamięta drogi do domu i tego, co wydarzyło się nad rzeką, oraz skarżył się na policjantów, którzy mieli wymuszać na nim zeznania i szydzić z jego orientacji seksualnej.
5) Sąd przesłuchał uczestników imprezy, którzy opowiadali o "ostrym piciu" podczas tamtej nocy. W trakcie rozprawy sędzia musiała uspokajać Andrzeja Tylmana, ojca Ewy. Jego zdaniem mężczyzna oskarżony o zabicie jego córki, śmiał się na sali.
6) Zeznania składali "koledzy spod celi" Adama Z. Homoseksualista, skazany za zabójstwo swojego byłego partnera, twierdził, że Adam Z. przyznał mu się w celi do zabójstwa Ewy Tylman. Oskarżony temu zaprzeczył i przekonywał, że Kacper Ch. kłamie, bo "dał mu kosza". Drugi z osadzonych przesłuchany był za zamkniętymi drzwiami. Sąd przesłuchał także ojca dziewczyny oraz jej brata.
7) Przesłuchiwany był m.in. Krzysztof Rutkowski. Były detektyw włączył się w akcję poszukiwania Ewy Tylman trzy dni po jej zaginięciu. Jak się okazało, w pewnym momencie podejrzewał nawet brata Ewy Tylman o udział w sprawie. - Jego (Rutkowskiego) zatrudnienie to był nasz największy błąd - podsumował po rozprawie Piotr Tylman.
8) Przesłuchano 5 świadków. Najważniejsza informacja to podważenie zeznań Pawła P., który twierdził, że Adam Z. przyznał mu się na spacerze w areszcie do zabójstwa
Autor: FC, ww / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań