Siedmiu świadków przesłuchał w czwartek poznański sąd w sprawie śmierci Ewy Tylman. Wśród nich znaleźli się współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego, mężczyzna, który szedł za Adamem Z. i Ewą Tylman oraz właściciele i pracownicy lokali, w których wcześniej para się bawiła. Zeznania nie przyniosły przełomu.
Jako pierwsza zeznawała kobieta, która na przystanku tramwajowym "AWF" przy ul. Królowej Jadwigi w Poznaniu znalazła dowód osobisty Ewy Tylman. Miało to miejsce kilka godzin po zaginięciu dziewczyny.
- Wysłałam go na adres, który znalazłam na dowodzie (...) Dopiero po dwóch dniach zobaczyłam twarz tej pani w mediach i byłam w szoku - mówiła.
Prokuratura przyjęła, że dokument podrzucił Adam Z. Jego śladów palców jednak na nim nie znaleziono.
Opowiadał jak odtwarzali drogę Adama Z.
Po niej przesłuchany był Robert Rewiński, współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego. Na konferencjach były detektyw wraz ze swoimi współpracownikami ubranymi w kominiarki ogłaszali kolejne hipotezy tego, co stało się z Ewą Tylman.
W sądzie Rewiński opowiadał między innymi o spotkaniu, w którym brał udział Adam Z. i Piotr Tylman. - Sprawa dotyczyła marszruty feralnej nocy. Oskarżony przekazał telefon, wziął go do ręki Piotr Tylman. Piotr otworzył aplikację, która pokazywała marszrutę tamtej nocy - zeznawał.
Nie pokazywała ona jednak całej drogi Adama Z. - Zapytałem Piotra, jak to jest możliwe, że Ewa mogła znaleźć się w wodzie, podczas gdy z zapisu marszruty w ogóle nie wynika, by telefon znajdował się przy rzece. Piotr odpowiedział, że ta technologia jest zawodna - tłumaczył Rewiński.
Mumia przy Warcie
Opowiadał też, że w trakcie ich poszukiwań Ewy Tylman przy rzece "ktoś wypuścił mumię owiniętą bandażem". - W tym okresie było wiele takich makabrycznych żartów - mówił.
Wspomniał także o Radosławie B., współpracowniku Rutkowskiego, który trafił do aresztu za fabrykowanie dowodów. Chodziło o sprawę Karoliny K., która sama zgłosiła się do poznańskiej policji. Mówiła, że widziała mężczyznę wrzucającego coś dużego do wody z mostu św. Rocha. Jak się okazało, miała wziąć pieniądze od dwóch detektywów. Ci - jak ustalili śledczy - instruowali ją, jak ma zeznawać. Kobieta usłyszała zarzut składania fałszywych zeznań.
- Radek powiedział w grudniu 2015 rku do wolontariuszki przy moście Rocha: Posłuchaj, daje ci 1000 złotych, jak powiesz, że przy tym moście kogoś widziałaś. Nie brałem dalej udziału w tej rozmowie. Myślałem, że to żart. On dużo żartuje (...). Mówiłem Radkowi, że nie wolno preparować dowodów - zeznał.
"Czarna postać" zignorowała Adama Z.
Mówił również o "czarnej postaci", która szła za Adamem i Ewą. - Ta osoba, która pojawia się na monitoringu ze sklepu komputerowego. (...) Było dla mnie istotne, gdzie poszła. Dowiedziałem się, że szła w stronę kontenerów. Oglądałem monitoringi z kontenerów. I żadna osoba na tym zapisie się nie pojawia - tłumaczył.
Owa "czarna postać" była kolejnym świadkiem przesłuchanym w czwartek. Mężczyzna potwierdził, że widział Adama Z. i Ewę Tylman. - Już z daleka uznałem dwie osoby idące po drugiej stronie ul. Mostowej za bardzo pijane. Dlatego też po przejściu przez pasy uznałem, że będzie najlepiej je jak najszybciej ominąć - wyjaśnił. Tak też zrobił. Gdy ich mijał, Adam Z. miał rzucić "mógłbyś pomóc". - Nie zareagowałem na te słowa. Po chwili skręciłem w ulicę Za Groblą - powiedział.
Dyrektor "znużony telefonami"
Kolejnym świadkiem był dyrektor hotelu znajdującego się przy brzegu Warty. Opowiadał on o zapisach z kamer monitoringu, które pokazywał rodzinie zaginionej, pracownikom biura Rutkowskiego i policji.
Jego zeznania przerywali zdenerwowani Piotr i Andrzej Tylman. Mężczyźni mieli do niego pretensje o to, że w pewnym momencie unikał kontaktu z nimi. - To jest najważniejszy świadek. Najpierw wszystko było fajnie, a potem przestał z nami rozmawiać - denerwował się ojciec Ewy.
- Byłem znużony telefonami. Moim zdaniem te rozmowy do niczego nie prowadziły - wyjaśniał mężczyzna.
Po rozprawie ojciec Ewy Tylman tłumaczył, że w aktach sprawy nie ma monitoringu, na którym mieli być widoczni Adam i Ewa. Miał go widzieć właśnie dyrektor hotelu. Według niego, para miała znajdować się w innym miejscu, niż wynika to z ustaleń śledczych.
Zdaniem Magdaleny Mazur-Prus, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, policja zabezpieczyła wszystkie dostępne nagrania z kamer monitoringu. - Nie wydaje mi się, żeby te zarzuty były prawdziwe. Jeżeli pojawiają się takie wątpliwości, można je bez problemu zweryfikować - powiedziała po wyjściu z sali sądowej.
Barman mówił o przytulaniu
Sąd przesłuchał także właściciela klubu, w którym na samym końcu bawili się pracownicy drogerii, w tym Adam Z. i Ewa Tylman, a także pracowników tego lokalu i innych, w których grupa się pojawiła.
- Zapamiętałem mężczyznę, który sporo przytulał się do kobiet. Najpierw do takiej w czarnych włosach ubranej na czarno, później do blondynki. Na nagraniu monitoringu rozpoznaję tę dziewczynę, która zaginęła, Ewę Tylman. Wiem, jak wygląda, z mediów - mówił jeden z barmanów.
Przyjaciel partnera Ewy Tylman opowiedział z kolei o tym, jak wyglądały poszukiwania dziewczyny.
- Opracowywaliśmy plan działania. Zaczęliśmy od miejsc, w których Ewa mogła być. Po pewnym czasie dojechał do nas Piotr z bratem. Szukaliśmy monitoringu, żeby mieć dowód, jakimi ścieżkami się poruszała. Jeszcze wcześniej spotkaliśmy się na Malcie z Adamem Z. Ja, Adam O. i on. Mieliśmy informację, że był ostatnią osobą, z którą wyszła z klubu. Rozmowa była krótka. Adam pytał, ja tam byłem dla towarzystwa. Pytał, co się stało z Ewą, co pamięta. Wyglądał na zaskoczonego naszą wizytą i pytaniem o Ewę. Powiedział wtedy, że nie wie, nie pamięta - mówił.
Zwrócił on też uwagę na dziwne, jego zdaniem, zachowanie Adama Z. - Adam O. rozmawiał z nim wcześniej przez telefon, ale w naszej obecności wyraził nagle zdziwienie, że Ewy nie ma w domu. Tam była chęć ukrycia jakiejś informacji. Kierując się nie tylko intuicją, ale też zdrowym rozsądkiem, doszliśmy do tego, że coś tu nie gra - mówił.
Zabrakło dwóch osób
W sumie w czwartek zeznania złożyło siedem osób. Dwóch świadków nie stawiło się w sądzie. Sąd zamierza ich przesłuchać na najbliższej rozprawie (13 grudnia), podobnie jak sześć kolejnych osób.
Wyrok zapadnie prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku. Ostatnia rozprawa zaplanowana jest obecnie na kwiecień.
Rozprawa po rozprawie
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył w styczniu. Od tego czasu odbyło się dziewięć rozpraw. Twardych dowodów na zabójstwo jak nie było, tak nie ma.
Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Sąd uprzedził już strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu dla oskarżonego Adama Z. z zabójstwa o zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Jeśli dojdzie do takiej zmiany kwalifikacji czynu, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia.
Zobacz, co działo się na kolejnych rozprawach:
1) Adam Z. odmówił składania wyjaśnień, w związku z czym sędzia odczytała protokoły zeznań mężczyzny, których oskarżony w części nie potwierdził. - Ja nie popchnąłem Ewy Tylman do wody, nie wrzuciłem jej tam, nie szarpałem. Nie zgwałciłem jej (...). Nie zabiłem jej - powtarzał Adam Z. Odtworzono także eksperymenty procesowe.
2) Zeznawała siostra Adama Z. oraz trójka policjantów, którym Adam Z. miał przyznać się do zabójstwa. Z ich relacji wynikało, że Ewa Tylman stała przy barierkach, a Adam Z. niechcący spowodował, że spadła ze skarpy. Nieprzytomną dziewczynę przeciągnął potem brzegiem i wrzucił do rzeki.
3) Zeznawali partnerzy Ewy Tylman i Adama Z. (deklaruje, że jest gejem) oraz współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego. Zeznania Dominika M., partnera Adama, zostały utajnione. Najważniejszym momentem rozprawy niewątpliwie była informacja sądu, że rozważy możliwość zmiany kwalifikacji czynu.
4) Przesłuchano szwagra Adama Z. i jego trzy siostry, a także brata Ewy Tylman. Siostrom mówił, że nie pamięta drogi do domu i tego, co wydarzyło się nad rzeką, oraz skarżył się na policjantów, którzy mieli wymuszać na nim zeznania i szydzić z jego orientacji seksualnej.
5) Sąd przesłuchał uczestników imprezy, którzy opowiadali o "ostrym piciu" podczas tamtej nocy. W trakcie rozprawy sędzia musiała uspokajać Andrzeja Tylmana, ojca Ewy. Jego zdaniem mężczyzna oskarżony o zabicie jego córki, śmiał się na sali.
6) Zeznania składali "koledzy spod celi" Adama Z. Homoseksualista, skazany za zabójstwo swojego byłego partnera, twierdził, że Adam Z. przyznał mu się w celi do zabójstwa Ewy Tylman. Oskarżony temu zaprzeczył i przekonywał, że Kacper Ch. kłamie, bo "dał mu kosza". Drugi z osadzonych przesłuchany był za zamkniętymi drzwiami. Sąd przesłuchał także ojca dziewczyny oraz jej brata.
7) Przesłuchiwany był m.in. Krzysztof Rutkowski. Były detektyw włączył się w akcję poszukiwania Ewy Tylman trzy dni po jej zaginięciu. Jak się okazało, w pewnym momencie podejrzewał nawet brata Ewy Tylman o udział w sprawie. - Jego (Rutkowskiego) zatrudnienie to był nasz największy błąd - podsumował po rozprawie Piotr Tylman.
8) Przesłuchano 5 świadków. Najważniejsza informacja to podważenie zeznań Pawła P., który twierdził, że Adam Z. przyznał mu się na spacerze w areszcie do zabójstwa
9) Zeznawał m.in. świadek, który w maju napisał do prokuratury, że widział nad Wartą dwie kłócące się osoby. Przyjechał do sądu konwojem, prosto z aresztu śledczego w Śremie. Jak mówił, trafił tam za przywłaszczenie. Przed sądem zasłaniał się niepamięcią i mieszał wersje zdarzeń. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego zeznania trudno uznać za wiarygodne.
Autor: FC, ww / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: monitoring