Po tym jak zielonogórski szpital ogłosił, że kończą się zapasy masek i kombinezonów, w nocy dotarła dostawa sprzętu z rezerw państwowych. Tego jednak starczy maksymalnie na kilkanaście dni.
Agencja Rezerw Materiałowych przysłała do Zielonej Góry transport sprzętu potrzebnego do ochrony personelu medycznego przez zarażeniem koronawirusem. Dzięki temu udało się uniknąć sytuacji, w której pielęgniarki odmówiłyby dalszej opieki nad pacjentami.
O takim zagrożeniu mówił w piątek "Gazecie Wyborczej" Sebastian Ciemnoczołowski, pracownik Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze i radny sejmiku Koalicji Obywatelskiej. - Przychodzą do nas oddziałowe i mówią, że pielęgniarki nie będą pracować bez masek, rękawic czy fartuchów. Odejdą od łóżek - powiedział dziennikowi.
- Sytuacja jeszcze do wczoraj była niepokojąca. Dzisiaj się trochę poprawiła, bo w nocy mieliśmy dostawę sprzętu z magazynu rezerw państwowych - przyznał w sobotę Marek Działoszyński, prezes zarządu Szpitala Uniwersyteckiego imienia Karola Marcinkowskiego w Zielonej Górze.
"Łatwo policzyć, na ile to nam wystarczy"
Do szpitala dotarło tysiąc masek i 300 kombinezonów. To jednak kropla w morzu potrzeb. - Dostaliśmy 300 kombinezonów, ale po otwarciu okazało się, że nie mają one gogli, rękawic i ochraniaczy na buty. My mamy takie uzupełnienie do tego sprzętu i wykorzystamy to, ale chcielibyśmy dostawiać sprzęt w takiej formule, jaka jest nam niezbędna do użycia - podkreślał Działoszyński.
Na dobę do obsługi pacjenta potrzebne jest 5 zestawów. W najbardziej kulminacyjnym momencie w zielonogórskim szpitalu przebywało 11 pacjentów z podejrzeniem koronawirusa. Tym samym dziennie zużywano 60 kompletów.
- Łatwo policzyć, na ile to nam wystarczy - powiedział Działoszyński.
- Sytuacja jest dynamiczna. Nie wiemy, z czym obudzimy się jutro, za dwa tygodnie czy za miesiąc. Może będziemy mieć setki pacjentów? - zauważa Jacek Smykał, kierownik Klinicznego Oddziału Chorób Zakaźnych.
Szybsze badania, to mniej zużytego sprzętu
Dlatego, jak podkreśla, niezwykle ważne jest, by szpital sam mógł wykonywać badania pod kątem zarażenia koronawirusem. Bo im szybciej znane są wyniki, tym więcej sprzętu ochronnego da się oszczędzić.
- Musimy mieć tak wyposażone laboratorium, by mieć jak najkrótszy czas diagnostyki, żebyśmy mogli wykluczyć pacjentów, wypuścić tych, którzy mają grypę, i mieć tylko tych, którzy wymagają hospitalizacji - podkreślił Smykał.
Po tym, jak szpital ogłosił, że lekarzom może zabraknąć maseczek, jedna z sieci aptek przekazała mu 5 tysięcy sztuk.
W zielonogórskim szpitalu przebywa obecnie jeden pacjent z koronawirusem, tak zwany "pacjent zero". - Dwóch pacjentów jest w trakcie diagnostyki. Skończy się ona w godzinach popołudniowych, kiedy otrzymamy wyniki badań potwierdzających lub wykluczających zakażenie - powiedział Smykał.
Sześć przypadków w Polsce
W piątek potwierdzono kolejne cztery przypadki zakażenia koronawirusem: dwoje pacjentów przebywa w szpitalu w Szczecinie (przyjechali w Włoch), jeden w szpitalu we Wrocławiu (przyleciał z Wielkiej Brytanii), jedna pacjentka w szpitalu w Ostródzie (kobieta podróżowała autokarem z Niemiec razem z mężczyzną, u którego potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce).
W sobotę minister zdrowia Łukasz Szumowski przekazał informację o wykryciu szóstego przypadku. - Potwierdzony obecnie przypadek koronawirusa dotyczy osoby, która podróżowała autokarem z pierwszym pacjentem, u którego wykryto nowy wirus - powiedział.
Jak dodał, pacjent, u którego stwierdzono koronawirusa SARS-CoV-2, przebywał w ostatnich dniach w domowej kwarantannie. W sobotę był już w szpitalu w Ostródzie. Minister zdrowia nie poinformował, skąd pochodzi. Ograniczył się jedynie do informacji, że przyjechał z Niemiec.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24