Nietypowy widok czekał na przechodniów przy ulicy Polnej w Poznaniu. Na parkingu stał tam samochód z napisami zrobionymi sprayem. To jednak nie akt wandalizmu, a dzieło szczęśliwego taty.
Na bokach samochodu różowym sprayem wymalował "Jestem tatą" i serduszka. Na masce - "jestem tatusiem". W taki nietypowy sposób wyraził radość ojciec dziewczynki, która przyszła na świat w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym przy ulicy Polnej w Poznaniu.
Jego auto zauważyli pracownicy szpitala. Zdjęcie samochodu wrzucili na fanpage szpitala. "Na Polnej rocznie rodzi się aż 7600 dzieci. Ale takie coś widzieliśmy po raz pierwszy" - napisali.
"Pępkowe tatę poniosło"
Pod zdjęciem szybko pojawiła się lawina komentarzy. "Taki tata to skarb", "super tata", "tata oszalał ze szczęścia", "chyba pępkowe tatę poniosło" - pisali internauci.
Głos zabrała też położna ze szpitala: "Ojcowie potrafią być szaleni. Kiedyś jeden wyszedł przed szpital i odpalił fajerwerki".
Znalazła się też mama: "Z radością mogę oznajmić iż to mój kochany Skarb przyjechał po nas tym samochodem. Jestem dumna i szczęśliwa... Przy okazji dziękujemy za życzenia, córeczka nam rośnie. W domku również takie same powitanie było" - napisała pani Joanna.
Niespodzianka nie tylko przed szpitalem
Udało nam się dotrzeć do szczęśliwych rodziców. Witalij Miszczenko, sprawca całego zamieszania, zapewnia, że to nie efekt "pępkowego": - To moje pierwsze dziecko, stąd takie moje szczęście.
Jak dodaje, żona zupełnie się tego nie spodziewała. Samochód zobaczyła, gdy wychodziła z małą ze szpitala. - Była bardzo zdziwiona.
Podobna niespodzianka czekała na nią w domu: - Rozrzuciłem wszędzie dużo baloników i wymalowałem serduszka na wszystkich szybach - mówi.
Różne reakcje na narodziny
Hanna Walkowiak, zastępca rzecznika szpitala i administratorka konta na Facebooku nie przypomina sobie podobnej niespodzianki przygotowanej przez szczęśliwego tatę. Reakcje zwykle są inne: - Raczej częściej szok i ewentualne omdlenia - śmieje się.
Prof. Krzysztof Szymanowski od lat kierujący oddziałem porodowym, przypomina sobie sytuacje sprzed 18 lat. - Mąż naszej pacjentki był Holendrem. Po porodzie wchodzimy na sale, a tam a cały pokój w wycinkach gazet z artykułami w językach angielskim i holenderskim: "dnia tego i tego, w tym szpitalu urodziło się dzieło mistrzów holendereskich" - wspomina.
Jak dodaje, najczęściej tatusiowie po prostu płaczą. - Tłumaczą nam, że nie myśleli, że wzruszą się taką kruszynką.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny - Polna