Mają nagranie od jednego z przechodniów i wiedzą, kto miał się zachowywać agresywnie wobec ratowników. Policjanci z Poznania wyjaśniają okoliczności szamotaniny, do której doszło w centrum miasta. Szukają świadków, którzy widzieli całe zajście. Wszystko dlatego, że nagranie, którym dysponują funkcjonariusze, nie pokazuje całego zajścia.
Od kilkunastu dni trwa dochodzenie w sprawie szarpaniny między ratownikiem medycznym a dwiema młodymi osobami. Chodzi o zdarzenie, do którego doszło w nocy z 4 na 5 września na ulicy Podgórnej w Poznaniu. Zespół ratownictwa wezwano tam, by udzielił pomocy nieprzytomnej kobiecie. I to właśnie podczas tej interwencji ratowników mieli zaczepiać agresywni przechodnie.
Apel policji do świadków
Na miejsce wezwano policję. Patrol wylegitymował podejrzanych. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna byli pod wpływem alkoholu. W poniedziałek, po tym zdarzeniu, do policji zgłosił się ratownik medyczny i oficjalnie złożył zawiadomienie. Ponadto funkcjonariusze, którzy zajmują się tą sprawą, zabezpieczyli kilkudziesięciosekundowy filmik, który nagrał jeden ze świadków zdarzenia. Widać na nim szamotaninę między ratownikiem a przechodniami.
- Prokurator, który zapoznał się już z tymi materiałami, zwrócił się do policjantów, aby - poprzez środki masowego przekazu - zwrócili się do ewentualnych świadków, którzy widzieli całą sytuację, żeby mogli złożyć zeznania i opowiedzieć nam, co się tam wydarzyło od samego początku, a są to dość istotne informacje do obiektywnej oceny całej tej sprawy. Zabezpieczone nagranie w tej sprawie nie prezentuje całego tego zajścia - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Jeżeli okaże się, że doszło do naruszenia nietykalności cielesnej ratowników i ich znieważenia, to sprawcom grozi do trzech lat więzienia.
Co się wydarzyło przed szamotaniną?
Nagranie opublikowane przez telewizję WTK trwa kilkadziesiąt sekund. Widać na nim, jak ratownik medyczny oddala się od karetki i idzie szybkim krokiem za mężczyzną, który nerwowo ogląda się za siebie. Po przejściu kilku metrów ratownik zawraca i udaje się w stronę karetki. Wtedy na jego drodze pojawia się kobieta i próbuje go zaatakować butelką. Kobieta nie trafia, ratownik unika ciosu. W tym momencie obok ratownika ponownie pojawia się mężczyzna, za którym wcześniej szedł medyk. Mężczyzna dołącza do szarpaniny, a odpychana kobieta po chwili wpada na witrynę jednego ze sklepów.
Do sytuacji odniósł się rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. Opowiedział reporterce TVN24, co miało się wydarzyć, zanim świadek zdarzenia zaczął je nagrywać. - Ratownicy przyjechali na miejsce, wysiedli z auta i już w pierwszych chwilach otaczający ich ludzie byli bardzo agresywni. Mieli problem z tym, że jest włączona sygnalizacja świetlna, która ich oślepia. Mieli problem z tym, że ratownik trzyma tablet, a to nasze normalne narzędzie pracy. Może ktoś to zinterpretował tak, że ratownik ogląda media społecznościowe. W konsekwencji ratownicy cofnęli się do karetki i poprosili o wsparcie patrol policji i oczekiwali w aucie - relacjonował tuż po zdarzeniu Robert Judek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.
Jak tłumaczy, wycofanie się zespołu w niebezpiecznej sytuacji jest normalną procedurą, która ma nie dopuścić do eskalacji emocji. - Kiedy grupa się oddaliła, ratownicy wrócili do osoby poszkodowanej. Niestety te osoby zauważyły, że ratownicy są poza ambulansem, i wróciły. Jedna osoba uderzyła ratownika pięścią w twarz. Dalszą część tego, co się wydarzyło, widać na nagraniu. Ratownik próbuje odgonić napastnika - mówił Judek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Telewizja WTK