Wiedziałeś, że na pierwszych polskich monetach zamiast orła był paw, a Kazimierz Wielki wybił takie monety, że nikt nie chciał ich wydawać? To wszystko i wiele więcej można dowiedzieć się i przede wszystkim zobaczyć na największej od wielu lat wystawie numizmatycznej, jaką zorganizowało Muzeum Narodowe w Poznaniu.
Już na samym wejściu zwiedzających witają skarby. W gablotach prezentowane są gliniane naczynia, które służyły za pojemniki na monety oraz ich zawartość. A raczej wybór zawartości, bo w całości skarby zajęłyby zbyt dużo miejsca.
Pieniądze z dzbana
- Nasz największy poznański skarb to depozyt z ulicy Kramarskiej. Dzban znaleziony w 1975 r. podczas remontu piwnicy był wypełniony ponad pięcioma tysiącami srebrnych monet ważących łącznie kilkanaście kilogramów - mówi Witold Garbaczewski kurator wystawy.
W środku znajdowały się przede wszystkim piękne grosze praskie, które pół żartem pół serio - z racji swojej popularności - można określać mianem "średniowiecznych euro", ale też znacznie od nich rzadsze grosze krakowskie Kazimierza Wielkiego. - Jeden prezentujemy na honorowym miejscu. Jest bardzo podobny do grosza praskiego, ale zamiast kroczącego lwa wybito na nim polskiego orła - tłumaczy Garbaczewski.
Ostatni Piast na polskim tronie przedobrzył. Grosze były bite ze zbyt dobrego srebra, więc wychwytywano je z rynku i wywożono za granicę, żeby przetopić i wybić pieniądz gorszej próby. Do dziś znanych jest około 50 egzemplarzy.
Moneta tak wielka, że do kieszeni jej nie zmieścisz
Rzadkością i wartością grosz krakowski nie może jednak równać się ze studukatówką Zygmunta III Wazy. Na wystawie przykuwa wzrok już z daleka. Ważąca ponad trzysta gramów złota moneta była w swoim czasie największym numizmatem na świecie. I raczej nie noszono jej w kieszeni. - To były tak zwane donatywy. Król wręczał je zaufanym dworzanom albo zagranicznym gościom jako dowód przychylności. Nie trzeba tłumaczyć, że efekt propagandowy takiego prezentu był porażający. Tylko najpotężniejszy król mógł pozwolić sobie na bicie takich monet. Istnieje hipoteza, że studukatówka mogła zostać wybita, by upamiętnić i uhonorować zwycięzców spod Chocimia w 1631 r. - mówi Witold Garbaczewski.
Gdy Polską rządzili Wazowie w Gdańsku, Bydgoszczy i Poznaniu działali wybitnej klasy medalierzy. Ci najlepsi tworzyli stemple z rzeźbiarską precyzją. I to właśnie to połączenie, jak przekonują autorzy wystawy, jest w numizmatyce najciekawsze. Moneta łączy w sobie artystyczną wartość z historią ludzi, którzy pieniądzem obracali. Czasami byli to bogacze, jak właściciel skarbu z Kramarskiej, a innym razem drobni ciułacze. O tym, czy coś jest skarbem, nie decyduje bowiem obiektywna wartość, lecz intencja deponującego. Pamiątką po kimś takim jest skarbik znaleziony w blaszanym pudełku, który kilka lat temu wykopano na zboczu poznańskiego Wzgórza Przemysła. Składała się na niego garść fenigów, zdawkowych monet ze schyłku Cesarstwa Niemieckiego. Czyżby ukrył go jakiś gimnazjalista? A może uboga wdowa? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy.
Mieszko zmieniał monety trzy razy w roku
W życiu pewne są dwie rzeczy: śmierć i podatki. Nie inaczej było w średniowieczu. Nikt nie wypełniał PIT-ów, ale system fiskalny noszący łacińską nazwę renovatio monetae działał świetnie i nie wybaczał. - Władca często zmieniał wzór obowiązujących monet - mówi Witold Garbaczewski. - Możni, ale też obracający na co dzień pieniądzem rzemieślnicy czy karczmarze, nie mieli wyjścia. Musieli stawić się o oznaczonej porze na rynku i zdać urzędnikom swoje monety. Ci wydawali nowe krążki, ale gorszej próby lub w mniejszej ilości. Ta różnica to był właśnie podatek - wyjaśnia Garbaczewski.
Wspomniany już Mieszko Stary wymieniał monetę nawet trzy razy do roku, co oczywiście nie przysparzało mu sympatii poddanych. To, co było utrapieniem średniowiecznych Wielkopolan, jest dzisiaj radością numizmatyków.
- Taka polityka wiązała się z powstaniem nowego typu monety, tak zwanych brakteatów - mówi Garbaczewski - To cieniutkie monetki bite jednostronnie. Charakteryzuje je wielość odmian i wyobrażeń, które trzeba było często zmieniać. Mamy więc hełmy, głowy dzików, jelenie, krzyże, fantastyczne stwory czy elementy średniowiecznej architektury - wylicza numizmatyk.
Te ostatnie można zobaczyć na poznańskiej wystawie na brakteatach krzyżackich. Wybito na nich przedstawienie zamkowej bramy, chociaż tak schematycznie, że ktoś mógłby wziąć ją za odciśnięte w srebrze znaczki alfabetu Morse'a.
Polski pieniądz, arabskie napisy
Pierwsze monety na ziemiach polskich pojawiły się już w starożytności wraz z Celtami i germańskimi plemionami handlującymi z Rzymem. Później nad Wartę zaczęło docierać srebro z państw islamskich. W jednym z prezentowanych skarbów możemy obok siebie podziwiać typowe słowiańskie ozdoby i monety pokryte arabskimi napisami.
- Kalifat za pośrednictwem kupców wareskich zalewał tereny dzisiejszej Polski srebrnymi dirhemami - mówi Witold Garbaczewski - Oczywiście nie z dobrej woli, tylko w zamian za towary takie jak bursztyn, futra, miód a nade wszystko niewolnicy - tłumaczy numizmatyk. Wiedza o wczesnośredniowiecznym handlu Słowian i Skandynawów z Arabami jest dość powszechna. Mało osób jednak wie, że mamy też polskie wczesnośredniowieczne monety pokryte legendą w języku… hebrajskim.
- Za tymi emisjami stał Mieszko Stary. W zamian za pokaźne pożyczki wydzierżawił swoje mennice Żydom, którzy bili w jego imieniu monety. Pojawiają się na nich takie motywy jak jelenie, gałązki palmowe czy napisy takie jak "Bracha" oznaczające błogosławieństwo. Możemy zobaczyć je na wystawie - wylicza Garbaczewski. Średniowieczne multi-kulti. W końcu nawet na Szczerbcu, koronacyjnym mieczu polskich królów, mamy napisy zaczerpnięte wprost z kabały.
Jak Chrobry puścił pawia
Ludzie w czasach pierwszych Piastów dobrze radzili sobie bez monet. Królował barter albo obrót siekanym srebrem. Jednak władca musiał bić monetę, chociażby ze względów prestiżowych. By zakomunikować poddanym i obcym władcom, że są poważnymi graczami. W Poznaniu można podziwiać pierwszą polską monetę. To tak zwany denar ze strzałą, niepozorny krążek srebra znany tylko w dwóch egzemplarzach. Inne monety towarzyszące denarowi pozwoliły na dokładne datowanie skarbu. Ustalono, że książę Bolesław zlecił wybicie swojej pierwszej monety pod sam koniec X wieku.
- Na awersie, oprócz legendy z napisem Bolezlaus Dux, mamy nietypowe przedstawienie. To drzewo będące symbolem Chrystusa i strzała symbolizująca Słowo Boże. W wielkim skrócie, bo debaty uczonych na ten temat wciąż trwają - śmieje się Witold Garbaczewski.
Spory przez lata dotyczyły także identyfikacji ptaka, który zdobi inny denar Chrobrego. Tę monetę zna każdy, bo przedstawiono ją na banknocie dwudziestozłotowym. Dzisiaj wiemy, że to nie orzeł lecz… paw. W średniowieczu symbol rajskich zaświatów, a jednocześnie zwierzęcy awatar Św. Wojciecha.
Wystawę "Wielkopolska w monetach i medalach" można zwiedzać do 29 stycznia
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24