Proces w sprawie śmierci Ewy Tylman ruszy od początku - taka decyzja zapadła w czwartek w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu. Sędzia podkreślił w uzasadnieniu, że sąd pierwszej instancji "wydał niewłaściwy wyrok".
Sąd Apelacyjny w Poznaniu rozpatrzył odwołania w sprawie Adama Z. oskarżonego w związku ze śmiercią Ewy Tylman. Zaskarżony wyrok uniewinniający został uchylony, a sprawa przekazana do ponownego rozpoznania.
Sędzia Marek Kordowiecki podkreślił w uzasadnieniu, że sąd pierwszej instancji "wydał niewłaściwy wyrok". Uznał za zasadne apelacje złożone przez prokuraturę i oskarżycieli posiłkowych.
- Sąd wskazał na dwa bardzo istotne elementy. Po pierwsze są dwa rozbieżna stanowiska w doktrynie i w orzecznictwie dotyczące tego czy zeznania policjantów, którym Adam Z. miał relacjonować przebieg tego zdarzenia, mogą być wykorzystane jako dowód czy nie. Sąd stwierdził, że nie. Czyli w ponownym procesie ten element nie będzie mógł być brany pod uwagę, bo sąd będzie związany tą opinią - tłumaczy mec. Wojciech Wiza, jeden z pełnomocników rodziny Ewy Tylman.
- Natomiast druga bardzo istotna okoliczność, mianowicie to, że sąd pierwszej instancji bardzo dowolnie zinterpretował wyjaśnienia oskarżonego, a co za tym idzie to to, że Adam Z. powinien co najmniej ponieść odpowiedzialność za nieudzielenie pomocy Ewie Tylman - dodaje Wiza.
Z kolei drugi pełnomocnik rodziny, mec. Mariusz Paplaczyk zwrócił uwagę na nowe możliwości śledcze, z których może skorzystać prokuratura. - W 2016 roku Sejmu uchwalił ustawę, która umożliwia prokuraturze, przed wydaniem wyroku w pierwszej instancji, zażądania zwrotu akt celem uzupełnienia śledztwa. W takiej sytuacji sąd nie może odmówić. Właśnie takie rozwiązanie będę dawał pod rozwagę prokuraturze - mówi Paplaczyk.
"Jest nadzieja. Zobaczymy co będzie"
Na sali sądowej pojawił się ojciec Ewy Tylman. Tuż po rozprawie mówił, że jest "połowicznie zadowolony" z takiego rozstrzygnięcia. - Zostawił (Adam Z. - przyp. red.) ją na pastwę losu. Powinien za to ponieść karę. Przez dwa lata sąd pierwszej instancji nie potrafił ustalić, co się stało. Teraz dopiero sąd apelacyjny się tym zajął. (....) Jest nadzieja. Zobaczymy, co będzie dalej - powiedział Andrzej Tylman.
Uniewinniony w pierwszej instancji
Wyrok zaskarżyły prokuratura i pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman.
Michał Smętkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu wskazywał na dwa powody odwołania od wyroku sądu pierwszej instancji.
Pierwszy dotyczył zeznań policjantów, którzy opisując rozmowę z Adamem Z., według prokuratury, podali szczegóły, które znać mógł tylko sprawca przestępstwa.
Drugi odnosił się do niewłaściwej, zdaniem prokuratury, oceny materiału dowodowego przez sąd. - W naszej ocenie te dowody, prawidłowo ocenione, pozwalają na uznanie oskarżonego za winnego tego czynu - tłumaczył prokurator Smętkowski.
Z kolei pełnomocnicy rodziny w swojej apelacji zarzucili sądowi "lakoniczność, dowolność i ogólnikowość" w ocenie dowodów zgromadzonych w śledztwie, w tym wyjaśnień oskarżonego.
"Nie ulega wątpliwości, że sąd I instancji dopuścił się szeregu błędów, m.in. o charakterze proceduralnym, które uderzały przede wszystkim w reguły swobodnej oceny materiału dowodowego, uniemożliwiając realizację zasady prawdy materialnej. Uchybienia te doprowadziły do błędnego ustalenia, że w sprawie zachodzą wątpliwości, których nie da się usunąć, podczas gdy postępowanie dowodowe wykazało, że wątpliwości te można usunąć m.in. dowodami, o których przeprowadzenie wnosili pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych" - napisali w apelacji.
Pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman domagali się uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpatrzenia w sądzie pierwszej instancji. Zgodnie z Kodeksem postępowania karnego, sąd odwoławczy nie mógł zmienić wyroku uniewinniającego, a jedynie go uchylić.
245 dni poszukiwań Ewy Tylman
Od śmierci Ewy Tylman minęły już ponad cztery lata. Przez ten czas nie udało się ustalić, jak zginęła.
W nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. Ewa Tylman bawiła się na spotkaniu integracyjnym pracowników drogerii. W tej firmie pracowała na kierowniczym stanowisku. Była ze znajomymi w klubie MK Bowling przy ul. Św. Marcin, a następnie w Pijalni wódki i piwa i w klubie Mixtura przy ul. Wrocławskiej w Poznaniu. Wyszła o godz. 2.16. Szła z kolegą ubranym w niebieską kurtkę w kierunku domu na os. Armii Krajowej. Kamery monitoringu zarejestrowały ich drogę z ul. Wrocławskiej przez pl. Bernardyński w kierunku mostu Rocha. Tam ślad po dziewczynie się urywa.
Śledczy zabezpieczyli i przeanalizowali ponad 100 godzin zapisów monitoringu. Nagrania nie pokazują jednak momentu rozstania. Ostatni raz parę nagrała kamera monitoringu o godzinie 3.24 w okolicach przystanku most św. Rocha. Potem Adam Z. idzie już sam, o 3.35 rejestruje go kamera przy ul. Kazimierza Wielkiego.
Śledczy szybko uznali, że Ewa Tylman nie żyje. Do akcji wkroczyli policjanci, strażacy, prywatni detektywi, płetwonurkowie.
Wykorzystywane były motorówki, łodzie, śmigłowiec i specjalistyczny wóz - mobilne centrum dowodzenia i specjalnie wyszkolone psy ściągnięte z Niemiec, które były w stanie zidentyfikować ślady zapachowe nawet po kilku miesiącach.
11 grudnia 2015 roku w akcję poszukiwawczą włączyła się Grupa Specjalna Płetwonurków RP, od lat współpracująca z policją i prokuraturą pomagająca im w rozwiązywaniu najtrudniejszych śledztw. Do lipca 2016 r. nurkowie kilka razy przeczesali Wartę na odcinku od Poznania do ujścia do Odry. Bez efektu. Ciała dziewczyny nie odnaleźli.
Dopiero 25 lipca 2016 r., po 245 dniach poszukiwań, na ciało 26-latki natknął się przypadkowy przechodzień. Znajdowało się w pobliżu mariny w Czerwonaku, w odległości około 10 km od mostu św. Rocha w Poznaniu, przy którym po raz ostatni była widziana.
Odnalezienie zwłok potwierdziło informacje o tym, że dziewczyna feralnej nocy znalazła się w wodzie. Badania nie pozwoliły jednak wskazać w jaki sposób to się stało i czy w momencie znalezienia się w wodzie, Ewa Tylman jeszcze żyła.
Na początku sierpnia 2016 r. w Koninie, rodzinnej miejscowości Ewy Tylman, odbył się jej pogrzeb.
421 dni oczekiwania na proces
Adam Z. od początku był dla śledczych głównym podejrzanym. 2 grudnia 2015 r. policja ogłosiła, że Ewa Tylman zginęła w wyniku incydentu, do jakiego doszło na brzegu Warty. W sprawie zatrzymano Adama Z., który na nieprotokołowanym spotkaniu miał powiedzieć, że widział, jak Ewa Tylman płynie w Warcie. Mężczyzna wkrótce trafił do aresztu.
Policjanci sporządzili z tego spotkania notatkę i to ona oraz ich zeznania miały być istotne w ocenie kwalifikacji czynu zarzucanego Adamowi Z. Sama notatka nie ma jednak mocy dowodowej.
Tych słów Adam Z. nigdy nie potwierdził. I przekonywał, że zeznania były wymuszone - miał być bity i zastraszany przez policjantów.
Tyle, że nie wspomniał o tym bezpośrednio po zatrzymaniu, ani w sądzie podczas posiedzenia aresztowego. Zrobił to po 10 miesiącach, tuż przed tym, jak prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.
Sprawą ewentualnego zmuszania do składania określonych wyjaśnień zajmowała się w odrębnym postępowaniu Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Śledztwo zostało umorzone.
10 listopada 2016 r. poznańska prokuratura przekazała do sądu akt oskarżenia w sprawie śmierci Ewy Tylman. Według prokuratury za jej śmierć odpowiada Adam Z. Feralnej nocy nad Wartą mieli się kłócić. Ewa Tylman miała uciekać, Adam Z. miał ją gonić. Mieli szarpać się, a Adam Z. miał zepchnąć ją z wału, a potem nieprzytomną wepchnąć do rzeki. Ewa Tylman utonęła.
Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym grozi dożywocie.
75 świadków
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył 3 stycznia 2017 r.
W sumie odbyło się 18 rozpraw, podczas których przesłuchano 75 świadków. Wśród nich byli przedstawiciele rodzin Ewy Tylman i Adama Z. oraz ich znajomi. W tym uczestnicy feralnej imprezy, z której relacje przedstawiło 12 osób.
Przesłuchano też więźniów, których Adam Z. miał poznać w areszcie, a także jednego ze strażników.
Na świadków wzywano osoby, których Adam Z. i Ewa Tylman nie znali, ale przypadkowo natknęli się na nich. To m.in. "czarna postać" - mężczyzna, który szedł za parą ulicą Mostową i mógł widzieć, co stało się nad rzeką, ale długo nie można było ustalić jego tożsamości - czy "nocny łowca" - dostawca ryb, który w Poznaniu bywał dwa razy w tygodniu i przy okazji podwoził do domów kobiety wracające z imprez, a 23 listopada nad ranem przejeżdżał przez most Św. Rocha. Był też przypadkowy mężczyzna, do którego oskarżony miał zadzwonić, myląc numer, czy kobieta, która znalazła dowód osobisty Ewy Tylman, oraz jej koleżanka.
Źródło: TVN 24 Poznań/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24