Oskarżony odpowiadający na pytania zza pancernej szyby i wypełniona po brzegi sala sądowa, na którą rozdawano wejściówki. Po dwóch i pół roku skończył się jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat. Dziś poznański sąd zdecydował: Adam Z. nie odpowiada za śmierć Ewy Tylman. Został uniewinniony od zarzutu zabójstwa ze skutkiem ewentualnym. Wyrok jest nieprawomocny.
Na wyroku sądu pierwszej instancji sprawa śmierci Ewy Tylman się nie skończy.
Prokuratura chciała, by Adam Z. odpowiedział za zabójstwo Ewy Tylman i domagała się 15 lat więzienia. Rodzina szła krok dalej - chciała maksymalnej możliwej kary (w przypadku zabójstwa to dożywocie).
Obrona przekonywała, że Adam Z. nie dopuścił się zarzucanego czynu - ani w postaci zabójstwa, ani nieudzielenia pomocy - i wnosiła o uniewinnienie. Adam Z. również cały czas podkreślał, że jest niewinny.
I do tego przychylił się sąd. Adam Z. został uniewinniony.
Decyzją sądu, koszty procesu pokryje skarb państwa. Wyrok jest nieprawomocny.
ZOBACZ TEŻ >
Nie miał motywu, nie miał czasu...
W uzasadnieniu sędzia Magdalena Grzybek stwierdziła, że Adam Z. nie miał motywu, by zabijać swoją koleżankę, z którą nie miał konfliktu. - Niepoparte żadnymi dowodami są twierdzenia, że Ewa uciekała przed Adamem Z. z obawy o jego zachowanie seksualne - powiedziała sędzia.
Zwróciła też uwagę, że Adam Z. nie miał czasu ani sposobności, by w czasie 5 minut i 8 sekund (taki czas oskarżony pozostawał poza zasięgiem kamer) dokonać zabójstwa Ewy Tylman. I przypomniała, że w przeprowadzonym 25 lutego 2016 r. eksperymencie z pozorantami odpowiadającymi wagowo i wzrostem Adama Z. i Ewę Tylman pozorant pokonywał trasę o 30 procent czasu dłużej niż wskazana luka.
Odniosła się także do ewentualnej zmiany kwalifikacji czynu - z zabójstwa na nieudzielenie pomocy. - To przestępstwo musi być popełnione umyślnie, sprawca musi mieć świadomość, że poszkodowany znajduje się w stanie wymagającym udzielenia pomocy. Materiał dowodowy nie dał odpowiedzi na pytanie, w jakich okolicznościach Adam rozstał się z Ewą tamtej nocy - stwierdziła Grzybek.
Ojciec Ewy wyproszony z sali
Podczas czytania uzasadnienia wyroku nie wytrzymał Andrzej Tylman. Ojciec Ewy zaczął krzyczeć do Adama Z. "Co siedzisz i nic nie mówisz? Wstawaj, masz ostatnią szansę powiedzieć co się stało!". Sędzia kazała wyprowadzić go z sali. Opuścił ją w towarzystwie funkcjonariuszy policji.
To kolejna sytuacja, w której Andrzej Tylman dał ponieść się nerwom. Wcześniej wykrzykiwał do Adama Z. podczas eksperymentu procesowego, a także na jednej z rozpraw.
"To preludium"
Po ogłoszeniu wyroku Adam Z. opuścił sąd w towarzystwie swoich obrońców. Nie udzielili żadnych komentarzy.
Prokuratura i pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman zapowiedzieli odwołanie od wyroku. Zdaniem Wojciecha Wizy, taki wyrok to "porażka wymiaru sprawiedliwości". - O wyroku pierwszej instancji zawsze mówimy, że to jest preludium. Wyrok będzie prawomocny wtedy, kiedy rozstrzygnie sąd apelacyjny - mówił Mariusz Paplaczyk.
I dodawał: - Sąd apelacyjny, jeśli podzieli argumenty oskarżenia i pełnomocników oskarżycieli posiłkowych, przy wyroku uniewinniającym, może jedynie uchylić wyrok do ponownego rozpoznania - przypomniał.
Prokuratura: sąd popełnił błąd
Oświadczenie dotyczące wyroku wydał też rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej prok. Michał Smętkowski. "Według prokuratury, sąd niezasadnie nie dał wiary zeznaniom trzech funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, którym tuż po zatrzymaniu Adam Z. opowiedział przebieg całego zdarzenia" - pisze. Adam Z. miał mówić funkcjonariuszom, że "krytycznej nocy pomiędzy nim a Ewą Tylman doszło do sprzeczki zakończonej szarpaniną, a pokrzywdzona uciekła na skarpę nad rzeką. Gdy oskarżony ją dogonił, Ewa Tylman straciła równowagę i spadła. Przestraszony tym Adam Z. - jak sam miał opowiedzieć funkcjonariuszom - chwycił pokrzywdzoną za ręce i pociągnął w kierunku rzeki Warty. Następnie zanurzył jej ciało w wodzie i popchnął tak, by popłynęło z nurtem. Następnie podjął działania, które miały odsunąć od niego wszelkie podejrzenia" – wskazał prokurator.
Dodał, że w swoich zeznaniach funkcjonariusze policji, opisując rozmowę z Adamem Z., podali szczegóły, które znać mógł tylko sprawca tego przestępstwa. Smętkowski zaznaczył, że "ustalony w postępowaniu przygotowawczym przebieg zdarzeń zdaniem prokuratury znalazł pełne potwierdzenie w przeprowadzonych potem dowodach (...) wszystkie te dowody łączą się w logiczny ciąg zdarzeń i brak jest podstaw, by którykolwiek z nich uznać za nieprawdziwy". "Wszystkie te dowody łączą się w logiczny ciąg zdarzeń i brak jest podstaw, by którykolwiek z nich uznać za nieprawdziwy. Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Poznaniu zebrany materiał dowodowy w pełni potwierdza wszystkie tezy aktu oskarżenia. Również okoliczności zdarzenia uzasadniają przyjętą w sprawie kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonemu, czyli zabójstwa z zamiarem ewentualnym" – podkreślił Smętkowski.
245 dni poszukiwań Ewy Tylman
Wyrok poznańskiego sądu oznacza, że po 1241 dniach od śmierci Ewy Tylman, wciąż nie wiemy jak do niej doszło.
Przypomnijmy, w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. Ewa Tylman bawiła się na spotkaniu integracyjnym pracowników drogerii. W tej firmie pracowała na kierowniczym stanowisku. Była ze znajomymi w klubie MK Bowling przy ul. Św. Marcin, a następnie w Pijalni wódki i piwa i w klubie Mixtura przy ul. Wrocławskiej w Poznaniu. Wyszła o godz. 2:16. Szła z kolegą ubranym w niebieską kurtkę w kierunku domu na os. Armii Krajowej. Kamery monitoringu zarejestrowały ich drogę z ul. Wrocławskiej przez pl. Bernardyński w kierunku mostu Rocha. Tam ślad po dziewczynie się urywa.
Śledczy zabezpieczyli i przeanalizowali ponad 100 godzin zapisów monitoringu. Nagrania nie pokazują jednak momentu rozstania. Ostatni raz parę nagrała kamera monitoringu o godzinie 3:24 w okolicach przystanku most św. Rocha. Potem Adam Z. idzie już sam, o 3:35 rejestruje go kamera przy ul. Kazimierza Wielkiego.
Śledczy szybko uznali, że Ewa Tylman nie żyje. Do akcji wkroczyli policjanci, strażacy, prywatni detektywi, płetwonurkowie. W akcji poszukiwawczej brał udział m.in. Marcel Korkuś, który 8 marca 2016 pobił rekord świata w nurkowaniu wysokogórskim.
Wykorzystywane były motorówki, łodzie, śmigłowiec i specjalistyczny wóz - mobilne centrum dowodzenia i specjalnie wyszkolone psy ściągnięte z Niemiec, które były w stanie zidentyfikować ślady zapachowe nawet po kilku miesiącach.
11 grudnia 2015 roku w akcję poszukiwawczą włączyła się Grupa Specjalna Płetwonurków RP, od lat współpracująca z policją i prokuraturą pomagająca im w rozwiązywaniu najtrudniejszych śledztw. Do lipca 2016 r. nurkowie kilka razy przeczesali Wartę na odcinku od Poznania do ujścia do Odry. Bez efektu. Ciała dziewczyny nie odnaleźli.
Dopiero 25 lipca 2016 r., po 245 dniach poszukiwań, na ciało 26-latki natknął się przypadkowy przechodzień. Znajdowało się w pobliżu mariny w Czerwonaku, w odległości około 10 km od mostu św. Rocha w Poznaniu, przy którym po raz ostatni w listopadzie 2015 r. widziana była dziewczyna.
Odnalezienie zwłok potwierdziło informacje o tym, że dziewczyna feralnej nocy znalazła się w wodzie. Badania nie pozwoliły jednak wskazać w jaki sposób to się stało i czy w momencie znalezienia się w wodzie, Ewa Tylman jeszcze żyła.
Na początku sierpnia 2016 r. w Koninie, rodzinnej miejscowości Ewy Tylman, odbył się jej pogrzeb.
421 dni oczekiwania na proces
Adam Z. od początku był dla śledczych podejrzany. 2 grudnia 2015 r. policja ogłosiła, że Ewa Tylman zginęła w wyniku incydentu, do jakiego doszło na brzegu Warty. W sprawie zatrzymano Adama Z., który na nieprotokołowanym spotkaniu miał powiedzieć, że widział, jak Ewa Tylman płynie w Warcie. Mężczyzna wkrótce trafił do aresztu.
Policjanci sporządzili z tego spotkania notatkę i to ona oraz ich zeznania miały być istotne w ocenie kwalifikacji czynu zarzucanego Adamowi Z. Sama notatka nie ma jednak mocy dowodowej.
Tych słów Adam Z. nigdy więcej nie potwierdził. I przekonywał, że zeznania były wymuszone - miał być bity i zastraszany przez policjantów.
Tyle, że nie wspomniał o tym bezpośrednio po zatrzymaniu, ani w sądzie podczas posiedzenia aresztowego. Zrobił to dopiero po 10 miesiącach, tuż przed tym, jak prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.
Sprawą zajmowała się w odrębnym postępowaniu Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Śledztwo zostało umorzone.
10 listopada 2016 r. poznańska prokuratura przekazała do sądu akt oskarżenia w sprawie śmierci Ewy Tylman. Według prokuratury za jej śmierć odpowiada Adam Z. Feralnej nocy nad Wartą mieli się kłócić. Ewa Tylman miała uciekać, Adam Z. miał ją gonić. Mieli szarpać się, a Adam Z. miał zepchnąć ją z wału, a potem nieprzytomną wepchnąć do rzeki. Ewa Tylman utonęła.
Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym groziło mu dożywocie.
834 dni od pierwszej do ostatniej rozprawy
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył 3 stycznia 2017 r.
Skład sędziowski składał się z pięciu osób - dwóch sędziów zawodowych i trzech ławników. Przewodniczącą składu została sędzia Magdalena Grzybek, orzekająca w sądzie okręgowym od 2002 r. Jedną z głośniejszych spraw, którą się zajmowała było zabójstwo z Wolsztyna. Mikołaj K. został skazany przez nią na 25 lat więzienia za zamordowanie Justyny M. Do zabójstwa doszło pod koniec kwietnia 2008 roku. Koleżanka Mikołaja K. - według ustaleń sądu - pojechała z nim nad jezioro, gdzie została przez chłopaka kilkukrotnie uderzona kamieniem w głowę. Mikołaj K. był tego dnia pod wpływem narkotyków i alkoholu.
Obrońcą Adama Z. - z wyboru - jest adwokat Ireneusz Adamczak.
Oskarżycielem posiłkowym jest rodzina Ewy Tylman. Ich pełnomocnikami zostali adwokaci Mariusz Paplaczyk i Wojciech Wiza.
75 świadków
W sumie odbyło się 18 rozpraw, podczas których przesłuchano 75 świadków. Wśród nich byli przedstawiciele rodzin Ewy Tylman i Adama Z. oraz ich znajomi. W tym uczestnicy feralnej imprezy, z której relacje przedstawiło 12 osób.
Przesłuchano też więźniów, których Adam Z. miał poznać w areszcie, a także jednego ze strażników.
Na świadków wzywano osoby, których Adam Z. i Ewa Tylman nie znali, ale przypadkowo natknęli się na nich. To m.in. "czarna postać" - mężczyzna, który szedł za parą ulicą Mostową i mógł widzieć co stało się nad rzeką, ale długo nie można było ustalić jego tożsamości czy "nocny łowca" - dostawca ryb, który w Poznaniu bywał dwa razy w tygodniu i przy okazji podwoził do domów kobiety wracające z imprez, a 23 listopada nad ranem przejeżdżał przez most Św. Rocha. Był też przypadkowy mężczyzna, do którego oskarżony miał zadzwonić myląc numer czy kobieta, która znalazła dowód osobisty Ewy Tylman i jej koleżanka.
Pięć kluczowych momentów procesu w sprawie Ewy Tylman
Pierwsza rozprawa i pierwszy ważny moment. - Nie zabiłem Ewy Tylman - mówi Adam Z., po czym oznajmia, że odmawia składania wyjaśnień. Przez cały proces odpowiada jedynie na pytania swojego obrońcy.
Zeznawała trójka policjantów, którym Adam Z. podczas rozpytania miał przyznać się do zabójstwa. Z ich relacji wynikało, że Ewa Tylman stała przy barierkach, a Adam Z. niechcący spowodował, że spadła ze skarpy. Nieprzytomną dziewczynę przeciągnął potem brzegiem i wrzucił do rzeki.
17 lutego 2017 r. sędzia Magdalena Grzybek ogłosiła, że może dojść do zmiany kwalifikacji czynu oskarżonego: z zabójstwa na nieudzielenie pomocy. W takim wypadku Adamowi Z. groziłyby maksymalnie trzy lata więzienia.
Stało się to krótko po tym jak za zamkniętymi drzwiami przesłuchano Dominika M., partnera Adama Z. Pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman przekonywali jednak, ze nie należy łączyć ze sobą obu tych faktów.
20 lutego 2017 r. poznański sąd uchylił oskarżonemu o zabójstwo Ewy Tylman Adamowi Z. tymczasowy areszt. Zmienił środek zapobiegawczy na dozór policji, a także zakazał opuszczania kraju. Po godzinie 16 tego dniam, mężczyzna opuścił areszt i odjechał samochodem swojego adwokata. Dziennikarzom odmówił jakichkolwiek komentarzy.
11 października zeznawał świadek, który w maju napisał do prokuratury, że widział nad Wartą dwie kłócące się osoby. Jak relacjonował, Adam Z. miał krzyczeć do Ewy Tylman nad Wartą "Ty k***o, ty suko". Mężczyzna przyjechał do sądu konwojem, prosto z aresztu śledczego w Śremie. Jak mówił, trafił tam za przywłaszczenie. Przed sądem zasłaniał się niepamięcią i mieszał wersje zdarzeń. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego zeznania trudno uznać za wiarygodne.
Proces dobiegł końca. I wciąż pozostają pytania, na które trudno znaleźć odpowiedzi.
Zadawał je 9 kwietnia podczas mów końcowych Ireneusz Adamczak, adwokat Adama Z.: - Czy rzeczywiście zgromadzone dowody pozwalają stwierdzić, że Adam Z. nie ma nic wspólnego ze śmiercią Ewy Tylman? Czy Adam Z. mógłby się czegoś obawiać, jeśli Ewa Tylman sama wpadłaby do rzeki Warty? Dlaczego podrzuciłby jej dowód osobisty na przystanek? (...) Gdzie świadkowie, którzy to wszystko by powiedzieli? Gdzie rzeczy, które świadczyłyby bezspornie o faktach? (...) Gdzie dowody na okoliczność zamiaru oskarżonego, który musi motywować czyjeś działanie? (...) Spekulacje nie mogą stanowić jakiejkolwiek podstawy wyroku i uzasadnienia - podkreślał.
Z kolei prokurator Magdalena Mazur-Prus przekonywała, że to, co mówił oskarżony Adam Z. było niewiarygodne. - Wtedy [czyli przyznając się przed policjantami do zbrodni - red.] po prostu powiedział prawdę, ten jeden, jedyny raz powiedział prawdę. Wszystko, co oskarżony wyjaśnia później, jest tylko i wyłącznie przyjętą linią obrony" - powiedziała prokurator. "Jego wersje zostały wytworzone na potrzeby uniknięcia odpowiedzialności karnej. To czysta kalkulacja" - dodała prokurator.
Odpryski głównej sprawy
Proces główny dopiero się zakończył. Wcześniej doczekaliśmy się rozstrzygnięć w sprawach, które bezpośrednio były z nim związane.
W lutym 2017 r. zielonogórska prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące wymuszania zeznań od Adama Z. przez policjantów. Mężczyzna oskarżony o zabójstwo Ewy Tylman zarzucał przesłuchującym go policjantom stosowanie przemocy psychicznej i fizycznej. - Nikt ani nic nie potwierdziło wersji przedstawionej przez Adama Z. - twierdzi rzecznik prokuratury Zbigniew Fąfera.
7 lutego 2019 r. sąd w Poznaniu skazał Karolinę K. na dziesięć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za składanie fałszywych zeznań w sprawie Ewy Tylman. Kobieta twierdziła, że widziała, jak ktoś zrzuca Tylman z mostu. Do takich zeznań - zdaniem prokuratury - miał ją namówić Radosław Białek, pracownik biura detektywistycznego. Został on przez sąd uniewinniony.
Dwóch pracowników firmy pogrzebowej - 26-letni Robert K. i 51-letni Mariusz P., którzy robili zdjęcia ciału Ewy Tylman dobrowolnie poddało się karze 10 tysięcy złotych grzywny. W prosektorium jeden z nich miał otworzyć worek z ciałem, następnie obaj zaczęli je fotografować. Jeden z mężczyzn miał zrobić sobie też selfie ze zwłokami. Wszystko zarejestrował monitoring.
- Robiłem to przede wszystkim w celach dokumentacyjnych. Ciało było w takim stanie, że ta odpadnięta stopa nie była winą z naszej strony - wyjaśniał Mariusz P.
Dodatkowo 30 tysięcy złotych rodzina Ewy Tylman otrzyma w ramach odszkodowania od firmy pogrzebowej. W tym przypadku wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Autor: Filip Czekała, Wanda Woźniak/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/ZaginęlaEwaTylman