- Działałam jak automat. Uruchomiły się we mnie wszystkie procedury. Po pierwsze: najważniejsze, żeby nikt nie ucierpiał. Dzieci. Przecież były na sali i miały zajęcia - dyrektorka Zespołu Szkół im. Jana Kochanowskiego na osiedlu Pod Lipami w Poznaniu opowiada, nie kryjąc emocji, jak wyglądała ewakuacja ludzi z hali sportowej. Po tym, jak we wtorek przeszła nad miastem niezwykle silna burza, runęło około 300 metrów kwadratowych dachu obiektu.
- Bardzo dramatyczne. Dopiero teraz [czuję, że - red.] mogę o tym mówić - mówi drżącym głosem Danuta Mikołajczak, dyrektorka poznańskiego Zespołu Szkół im. Jana Kochanowskiego. Opowiada o tym, jak w ostatniej chwili zarządziła ewakuację całej hali sportowej. - Wtedy działałam jak automat, uruchomiły się we mnie wszystkie procedury, wszystko co najważniejsze: po pierwsze: żeby nikt nie ucierpiał. Dzieci. Dzieci przecież były na sali i miały zajęcia - opowiada reporterowi TVN24 Aleksandrowi Przybylskiemu.
Wszystko wydarzyło się we wtorek, chwilę przed godziną drugą. - Akurat trwała przerwa, ja wykonywałam swoje obowiązki tu na terenie obiektu bazowego, czyli w szkole, w gabinecie - relacjonuje.
Jako dyrektorka miała mnóstwo pracy, bo zbliża się koniec roku, trzeba przygotować świadectwa. Jak wszyscy poznaniacy, słyszała przewalającą się nad miastem nawałnicę. Błyskawice, grzmoty i silny deszcz już od godziny 13 powoli zaczynały paraliżować ruch w mieście.
"Dostałam sygnał 'z góry'"
- W pewnym momencie przyszła do mnie kierowniczka gospodarstwa, bardzo czujna. Powiedziała, że są pewne przecieki, zaczyna się pojawiać woda i to ją bardzo niepokoi - mówi Danuta Mikołajczak.
- Chyba dostałam sygnał "z góry". Mimo nawału pracy zdecydowałam, że pójdę sama obejrzeć to, co mi zgłosiła. Kiedy weszłam [na teren hali - red.], dzieci jak zwykle przygotowywały się [do zajęć - red.], biegały po korytarzu - opisuje Mikołajczak.
Zaznacza jednak, że na podłodze było już mokro. - Ja, bardzo wyczulona, żeby nikt nie złamał sobie nogi, nie poślizgnął się po prostu, zarządziłam, żeby już trenerzy zaczęli zbierać grupy. To było takie jeszcze jakby na wyrost, [takie się - red.] wtedy wydawało - wspomina.
- Kiedy poszłam obejrzeć wszystkie segmenty sali, gdzie już leciało i było bardzo mokro, to już były sekundy. Nie wiem, jak szybko biegłam, ale powtarzałam tylko: "ewakuacja!". Nauczyciele bardzo sprawnie wyprowadzili dzieci, my jeszcze się odwróciliśmy i zobaczyliśmy, czy wszystko jest okej, a dosłownie kilka sekund za nami - zdążyliśmy wejść do łącznika, był z nami jeden trener - spadł dach - kończy dyrektorka.
- Pani to widziała? Słyszała? - dopytuje reporter.
- Tak. I mam traumę do tej chwili - odpowiada mu krótko Danuta Mikołajczak. Ostatecznie, dzięki błyskawicznej akcji zarządzonej przez kobietę, nikomu nic się nie stało.
Pochwały od kierownictwa PSP
O postawie dyrektorki szkoły mówił w TVN24 w środę rano rzecznik prasowy komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej brygadier Krzysztof Batorski. - To przemyślane działanie, przezorność, która przynosi efekt. Można powiedzieć, że uratowała życie dzieci i kadry pedagogicznej - ocenił.
Urząd Miasta Poznań zapewnił, że do badania przyczyn zawalenia się dachu zostanie specjalna komisja. Sprawę zbada też Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24