W miejscu, gdzie w środę 71-letni mężczyzna śmiertelnie dźgnął nożem 5-letniego chłopczyka, zostały ustawione znicze oraz maskotki. Do zdarzenia doszło na jednej z ulic poznańskiego Łazarza.
Nie żyje 5-letni chłopiec, którego dźgnął nożem mężczyzna na ulicy w Poznaniu. Dziecko zmarło w szpitalu. Policja zatrzymała 71-latka. Funkcjonariusze nie mają informacji, by mężczyznę z chłopcem łączyły więzy rodzinne. Do zdarzenia doszło o godzinie 10.20 na poznańskim Łazarzu.
Świadkowie zdarzenia zareagowali natychmiast - mężczyźnie wyrwano nóż i obezwładniono go. W jego zatrzymanie zaangażowany był pracownik firmy Remondis odbierającej odpady i policjantka po służbie, która akurat znajdowała się w pobliżu.
Czytaj więcej: "On miał w ręku nóż, od tyłu go zaszedłem". Nagranie chwilę przed zatrzymaniem mężczyzny po ataku na 5-latka
Po południu w miejscu, gdzie doszło do tragedii, mieszkańcy okolicy, ale też innych części miasta, poruszeni tym zdarzeniem, zapalili znicze. Niektórzy przynieśli pluszowe misie. Jeden z chłopców, który także był na miejscu, zostawił tam laurkę w kształcie serca.
Poznaniacy są wstrząśnięci tragedią. Jeden z mężczyzn, który przyszedł na miejsce zdarzenia, powiedział, że niewyobrażalne jest to, co muszą czuć teraz rodzice chłopca. - To nie do pomyślenia: zostawiasz dziecko w przedszkolu, idziesz do pracy, czy załatwiać jakieś rzeczy, i nagle dostajesz telefon, że coś się stało. A potem się okazuje, że ty już nigdy dziecka z tego przedszkola nie odbierzesz. Nigdy więcej do przedszkola nie zaprowadzisz. To się nie mieści w głowie - przyznał.
Poruszona była także pani Joanna. - Dla mnie to jest niepojęte. Mieszkam tutaj i zawsze tędy chodzę, ale dzisiaj wyjątkowo nie, tu akurat stała śmieciarka. Dopiero potem usłyszałam, że ci ludzie pomagali tu zatrzymać tego mężczyznę - mówiła.
Na miejsce tragedii przyjechała także pani Ewa. Jak mówiła, "wracała do domu i przyszła się pomodlić za tego chłopca, za jego rodzinę".
Jedną z osób, która przyszła na miejsce zdarzenia, była pani Agnieszka, nauczycielka z jednego z poznańskich przedszkoli. Mieszka z rodziną nieopodal tego miejsca.
- Bardzo jest mi żal też tych nauczycielek, to jest strasznie odpowiedzialny zawód i bardzo, bardzo współczuję im tego, co doświadczyły i tego, co będą doświadczać. Ja sobie nie wyobrażam, że w mojej 25-osobowej grupie stałaby się taka rzecz. To jest po prostu straszne i bardzo współczuję rodzicom – mówiła.
Pytana, czy z jej perspektywy, nauczycielki w przedszkolu, dzieciom, które były świadkami takiej tragedii, można to zdarzenie jakoś wytłumaczyć, powiedziała, że "moim zdaniem trzeba im to wytłumaczyć i przede wszystkim nie kłamać".
- Nie mówić im, że to nie było nic poważnego, a powiedzieć prawdę i otoczyć je pomocą psychologiczną. U nas pomoc psychologiczna dla dzieci, dla młodzieży, dla dorosłych leży, ale wierzę, że w każdym przedszkolu znajdzie się osoba, która otoczy opieką te dzieci. Dzieci, nawet jeśli nie pokazują tego teraz po sobie, to w końcu do nich to dotrze, i pewnie szybciej niż myślimy. To jest bardzo ważne, żeby im wytłumaczyć i przede wszystkim nie kłamać, bo dzieci są mądrzejsze, niż myślimy – dodała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24