Pięć lat temu w Poznaniu ruszył program wspierania par, które z powodu problemów z płodnością przystąpiły do procedury in vitro. - Dotąd dzięki wsparciu samorządu na świat przyszło 438 dzieci - mówi prezydent miasta, Jacek Jaśkowiak. Podkreśla, że samorządy starają się wspierać mieszkańców, bo państwo zlikwidowało centralny program finansowania. Polska znalazła się niemal na samym końcu Europejskiego Atlasu Polityki Leczenia Niepłodności.
Pierwsza edycja programu in vitro w Poznaniu, realizowana od 2017 do 2020 roku, kosztowała 7,3 mln złotych. Taka sama kwota jest przeznaczona na kolejną, trwającą od dwóch lat. - Dla setek par to jedyna okazja, by cieszyć się z rodzicielstwa. W stolicy Wielkopolski już od sześciu lat wspieramy osoby dotknięte niepłodnością, ale tysiące osób z innych miejscowości w całej Polsce nie ma takiej szansy - mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
Poznański urząd oferuje uczestnikom programu możliwość dofinansowania do trzech prób zapłodnienia pozaustrojowego. Maksymalna wysokość jednorazowego wsparcia to pięć tysięcy złotych. Z dofinansowania do procedury zapłodnienia pozaustrojowego mogą skorzystać pary, które mieszkają w Poznaniu i spełniają określone kryteria. Powinny być w związku małżeńskim lub partnerskim, spełniać ustawowe warunki oraz rozliczać podatki w Poznaniu. Wiek kobiety musi mieścić się w przedziale 20-43 lata.
- Dzięki programowi na świat przyszło już 438 mieszkańców Poznania. Pary, które chcą wziąć w nim udział, cały czas mogą się zgłaszać - zaznacza Jaśkowiak.
Żeby przystąpić do programu, należy złożyć wniosek w jednej z wybranych przychodni. Ich lista znajduje się na stronie poznańskiego magistratu.
Cywilizacyjny program i końcówka stawki
Joanna Olenderek z wydziału zdrowia w poznańskim magistracie przekazuje, że do programu wsparcia in vitro przystępują pary, które najczęściej już od dawna walczą z bezpłodnością.
- Trafiają do nas ludzie, którzy mają za sobą wieloletnie działania, których zawiodły inne metody. Dzisiaj niepłodność jest chorobą cywilizacyjną - podkreśla Olenderek.
Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że od 10 do 12 procent mieszkańców krajów rozwiniętych w wieku reprodukcyjnym ma problemy z prokreacją.
Metoda niechciana przez rząd
W latach 2013–2016 na terenie całego kraju funkcjonował Narodowy Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego. Był realizowany ze środków Ministerstwa Zdrowia i adresowany do wszystkich niepłodnych par spełniających określone kryteria.
Rządowy program został wstrzymany po krytyce ze strony ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła. Stwierdził on, że wspieranie in vitro jest zbyt kosztowne.
- Wydawanie ponad 90 mln złotych na program, który nie jest jedynym rozwiązaniem problemu niepłodności, a z drugiej strony budzi bardzo zasadnicze opory etyczne dużej części społeczeństwa, wydaje się po prostu niecelowe - mówił szef resortu zdrowia. Czytaj też: Program prokreacyjny kontra in vitro
Na szczeblu centralnym program in vitro został zastąpiony przez rządowy program wspierania rozrodczości. Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, program prokreacyjny, na który rząd PiS wydał 40 milionów złotych, doprowadził do 209 poczęć w 15 miesięcy (w 2021 roku oraz trzech miesiącach 2022 roku).
Krzysztof Brejza, senator Koalicji Obywatelskiej, którego interpelacja doprowadziła do opublikowania danych przez resort zdrowia, skomentował, że "to jest katastrofa państwa PiS". - Z przyczyn ideologicznych, z zacietrzewienia, z nienawiści do in vitro, zlikwidowali dofinansowanie wprowadzone przez Platformę - mówił.
Na szarym końcu
Profesor Robert Spaczyński, konsultant krajowy w dziedzinie endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości, podkreśla, że metoda in vitro jest jednym z podstawowych elementów leczenie niepłodności.
- W Polsce nie wspieramy najskuteczniejszej metody terapeutycznej, nie oferujemy najefektywniejszego leczenia dla par niepłodnych - zaznaczył przed kamerą "Faktów" TVN.
W opublikowanym w ubiegłym roku Europejskim Atlasie Polityki Leczenia Niepłodności Polska jest na niemal samym końcu. Z danych opublikowanych przez Europejskie Forum Parlamentarne ds. Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych wynika, że tylko 27 procent par w kraju ma dostęp do leczenia niepłodności. Lepiej jest nawet w Rosji, Białorusi czy Turcji. Gorszy dostęp do leczenia niepłodności niż w Polsce jest tylko w Armenii i Albanii. Autorzy raportu piszą wprost: w Polsce dostęp do leczenia jest bardzo ograniczony, a jego refundacja po prostu nie istnieje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24