Ponad 20 lat temu zabił dwie kobiety. Choć siedzi w więzieniu, w zeszłym roku groził śmiercią prezydentowi Poznania. W czwartek Andrzej C. usłyszał kolejny wyrok. Sąd skazał go na dwa lata więzienia.
Groźby pozbawienia życia prezydenta Poznania znalazły się w liście, który w lipcu zeszłego roku trafił do Urzędu Miasta Poznania. List nie był anonimowy, Andrzej C. podpisał się pod nim swoim imieniem i nazwiskiem. Powoływał się on się na przypadek zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza w Gdańsku i groził Jackowi Jaśkowiakowi śmiercią.
- Ewidentnie była tam groźba, że jeżeli się pojawię na jakimś następnym festynie, to mogę się spodziewać tego samego, co spotkało prezydenta Pawła Adamowicza. Czyli, że mogę się spodziewać tego, że zostanę zamordowany - mówił dziennikarzom w sierpniu zeszłego roku, po zawiadomieniu prokuratury, prezydent Poznania.
W czwartek Sąd Rejonowy Poznań-Stare Miasto ogłosił wyrok w tej sprawie.
Zrobił to "dla własnej satysfakcji"
Andrzej C. stawił się bez adwokata. Przyznał się do winy. Był zobojętniały, nie odpowiadał na większość pytań.
Na pytanie, dlaczego groził śmiercią prezydentowi Poznania Jackowi Jaśkowiakowi, jednak odpowiedział: - Dla własnej satysfakcji.
Choć prokuratora domagała się dla Andrzeja C. czterech miesięcy więzienia, sąd potraktował go znacznie surowiej i zdecydował się zastosować wobec niego najwyższy możliwy wymiar kary - dwa lata pozbawienia wolności.
- Oskarżony lekceważy sobie organy, które trzymają porządek. Biorąc to pod uwagę, sąd ze zdziwieniem przyjął wniosek o cztery miesiące. Sąd wymierzył najwyższą możliwą karę: dwa lata - uzasadnił wyrok sędzia Stanisław Banach.
Prokurator Agnieszka Leśniak po ogłoszeniu wyroku tłumaczyła dziennikarzom, że wnioskując o cztery miesiące więzienia, wzięli pod uwagę, że oskarżony jest już i tak skazany na dożywocie.
- Ten wyrok ma pełnić funkcję prewencji ogólnej, ma przestrzec innych przed tego typu działaniami - komentował Jacek Jaśkowiak, który pojawił się w sądzie.
"Nie chcę chodzić na spacer z wnuczką w kamizelce kuloodpornej"
Jacek Jaśkowiak od początku podkreślał, że groźby, które wobec niego były skierowane, traktował poważnie.
- Zarówno policja, jak i eksperci od terroryzmu ocenili, że to zagrożenie jest realne - mówił.
Po otrzymaniu tych pogróżek odmówił ochrony. I jak zapowiedział w czwartek, nadal nie zamierza z niej korzystać. - Stosuje się do zaleceń ekspertów od terroryzmu. To wiąże się też z kosztami. W pewnych sytuacjach muszę założyć kamizelkę kuloodporną. Ale nie chciałbym, żeby moja wnuczka musiała takie sceny obserwować, że muszę zakładać kamizelkę, idąc z nią na spacer - mówił.
Podwójny morderca
Wtedy jeszcze nie wiedział, że autorem listu jest podwójny morderca, skazany na dożywocie. Andrzej C. w latach 1998-1999 okradał kobiety, bił, a potem podpalał ich domy.
Jak to możliwe, że morderca wysyła zza krat list z pogróżkami? - Korespondencja jest cenzurowana tylko w przypadku tymczasowego aresztowania. Wówczas wszelka korespondencja podlega cenzurze przez organ, który ten środek nadzoruje. Natomiast w przypadku pozbawienia wolności taka sytuacja nie zachodzi - wyjaśniał w sierpniu zeszłego roku Michał Smętkowski, ówczesny rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24