Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ruszył proces trzech policjantów, którzy - jak zarzuca im prokuratura - przekroczyli uprawnienia i spowodowali obrażenia ciała u chorego na schizofrenię mężczyzny, wobec którego interweniowali. Z 17 strzałów, pięć było celnych. Funkcjonariusze nie przyznają się do winy.
Policjanci złożyli w piątek wyjaśnienia. Nie przyznają się do winy. W swoich wyjaśnieniach wskazywali, że w trakcie interwencji użyli służbowej broni, ponieważ zachowanie mężczyzny sprawiało, że czuli się zagrożeni i próbowali odeprzeć bezpośredni atak na swoje zdrowie i życie. Krzysztof G. szczegółowo opisał w swoich wyjaśnieniach przebieg interwencji. Jak mówił, tego dnia wraz ze współoskarżonymi, oraz funkcjonariuszem, który kierował radiowozem, patrolowali okolice ul. Gorzysława, po informacji od dyżurnego, że w tamtym rejonie ma przemieszczać się zakrwawiony mężczyzna. Później mieli także otrzymać informację, że rodzina prawdopodobnie szuka tego samego mężczyzny - zgłoszono jego zaginięcie w pobliskim lesie. - Na wysokości wejścia do salonu samochodowego zauważyliśmy mężczyznę kucającego przy słupie, był cały umazany krwią, odzież miał też umazaną od krwi i między nogami też kapała mu krew. Poinformowaliśmy dyżurnego, że znaleźliśmy mężczyznę i wezwaliśmy za pośrednictwem dyżurnego karetkę pogotowania. Po wyjściu z pojazdu podchodząc do mężczyzny usłyszałem słowa, że mamy się nie zbliżać, ponieważ ma nóż przy tętnicy udowej, którą przetnie i nas pozabija. Zachowaliśmy bezpieczną odległość, rozstawiliśmy się w tak zwanym trójkącie bezpieczeństwa. Mężczyzna nam cały czas groził żebyśmy do niego nie podchodzili, bo zrobi sobie i nam krzywdę. Na pytanie, czy ma nóż, powiedział, że tak, ale nam nie pokaże i nie pokaże nam rąk - mówił.
- Cały czas nam groził, po czym powiedział do mnie, że on zginie w 2022 roku, a ja dzisiaj i zabierze mnie do Boga - i każdego policjanta po kolei. Wtedy ten mężczyzna bez uzasadnionej przyczyny biegł w kierunku moim w pozycji pochylonej z rękoma schowanymi. W związku z powyższym, w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na moje życie, oraz innych funkcjonariuszy, użyłem broni służbowej. Przed oddaniem strzału krzyknąłem: policja, oddałem kilka strzałów w dolne części ciała mężczyzny. Mężczyzna nie zatrzymał się, dalej na mnie napierał, wpadł we mnie z impetem. Straciłem równowagę i przewróciłem się na stojący za mną pojazd. Wtedy mężczyzna zaczął atakować innych funkcjonariuszy, również oddałem kilka strzałów w jego kierunku, nie widząc jego rąk - wyjaśniał przed sądem. Także Artur M. wskazywał w swoich wyjaśnieniach, że czuł zagrożenie. Jak mówił, "starałem się nawiązać kontakt z tym mężczyzną, pytałem dlaczego to robi, i czy pozwoli sobie pomóc. Powiedział, że nie pozwoli sobie pomóc. Oświadczył, że ciężko zgrzeszył i za to co zrobił musi dzisiaj umrzeć". - Prosiłem mężczyznę żeby pokazał ręce, albo nóż którego użyciem groził. Zapewniłem, że nikt nie będzie do niego podchodził. (…) Ten mężczyzna zwracał się do nas w prowokacyjny sposób: "sprawdź, przekonaj się psie je***y", stąd wiem, że wiedział, że ma do czynienia z policjantami - powiedział. Do winy nie przyznał się w sądzie także Jacek K. W wyjaśnieniach wskazał jednak, że w trakcie interwencji "zachowanie mężczyzny wskazywało, że mógł być osobą zaburzoną i chorą psychicznie, dlatego nie podejmowaliśmy wobec niego żadnych czynności". Następnie - jak mówił - "ten mężczyzna biegł na mnie, krzyczał, że ma nóż i mnie zabije. Ja oddalając się do tyłu użyłem broni służbowej, oddałem do mężczyzny trzy strzały celując w dolne partie ciała odpierając atak, bezpośrednie zagrożenie na moje zdrowie i życie - zaznaczył policjant.
Zeznania świadków zaplanowano na kolejne rozprawy. Te odbędą się pod koniec sierpnia.
Policjanci oskarżeni o przekroczenie uprawnień
Akt oskarżenia w sprawie trzech policjantów trafił do Sądu Okręgowego w Poznaniu w grudniu 2022 roku.
Dwóm policjantom, w wieku 32 i 46 lat, zarzucono przekroczenie uprawnień oraz spowodowanie średniego i lekkiego uszczerbku na zdrowiu. Trzeci, 31-letni funkcjonariusz, został oskarżony o przekroczenie uprawnień i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Policjanci nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień.
Według ustaleń śledczych, w czasie interwencji funkcjonariusze oddali łącznie 17 strzałów, z czego cztery zraniły poszkodowanego. Jak tłumaczyła wówczas PAP rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze prokurator Ewa Antonowicz, 31-letni policjant oddał łącznie trzy strzały w kierunku Łukasza T., z czego jeden celny, który zranił mężczyznę w prawą stronę tułowia. Postrzał naruszył jamę otrzewną, spowodował powstanie w niej krwiaków oraz uszkodził prawą kość biodrową i mięśnie. - Co spełniło kryteria choroby realnie zagrażającej życiu - zaznaczyła prokurator.
46-letni policjant oddał 11 strzałów, z czego dwa zraniły poszkodowanego w lewe udo i kolano. 32-letni funkcjonariusz strzelił z broni trzy razy, z czego jeden pocisk trafił mężczyznę w okolice podbrzusza i pośladka. Po analizie sprawy, biorąc pod uwagę opinie biegłych, śledczy uznali, że użycie broni przez funkcjonariuszy było niezasadne. - Celowe i zasadne było użycie środków przymusu mniej dolegliwych w postaci psa służbowego, następnie siły fizycznej w postaci dźwigni, a następnie kajdanek - powiedziała Antonowicz. Dwóm policjantom, którzy postrzelili mężczyznę, powodując lekkie i średnie obrażenia, grozi do pięciu lat więzienia, a trzeciemu funkcjonariuszowi od trzech do 15 lat pozbawienia wolności.
Art. 231 § 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Art. 157 § 1. Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, inny niż określony w art. 156 § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Matka zgłosiła zaginięcie syna
Zdarzenie miało miejsce na początku czerwca 2021 roku na ulicy Gorzysława w poznańskim Antoniku. O sprawie informowaliśmy na portalu tvn24.pl. W Boże Ciało, przed południem policjanci otrzymywali informacje od okolicznych mieszkańców, że po ulicach chodzi zakrwawiony mężczyzna. Na miejsce wysłano policyjny patrol.
Jak poinformowała "Gazeta Wyborcza", tego samego dnia kobieta zgłosiła zaginięcie 36-letniego syna, chorującego na schizofrenię.
Z zapisu korespondencji radiowej wynika, że policjanci jadący na miejsce srebrną, nieoznakowaną furgonetką zdawali sobie sprawę, że ich interwencja będzie mogła dotyczyć właśnie tego mężczyzny.
Nagrana interwencja
Przebieg dalszych wydarzeń zarejestrowały trzy kamery "obserwujące" to samo miejsce z trzech różnych perspektyw - fragment ulicy oraz parking należący do jednego z salonów samochodowych. Najpierw znalazł się tam 36-letni Łukasz. Niedługo potem, jadąc ulicą Gorzysława, funkcjonariusze zauważyli mężczyznę klęczącego przy słupie energetycznym. Zatrzymali się kawałek dalej. Trzech policjantów wyszło z samochodu i zaczęło zbliżać się do 36-latka. Czwarty policjant pozostał w aucie.
Jak relacjonował autor tekstu w "Gazecie Wyborczej", poznański dziennikarz Piotr Żytnicki, jeden z policjantów już po kilkudziesięciu sekundach wyciągnął pistolet z kabury i zaczął mierzyć w kierunku Łukasza. Potem zrobili to samo kolejni.
- Nie słyszymy, co tam się działo, ponieważ nagrania są bez dźwięku. Według relacji policjantów mężczyzna miał krzyczeć, że ma nóż i "zabierze ich wszystkich do Boga". Widać na tym nagraniu, i to jest bezsporne, że przez następnych sześć minut praktycznie nic się nie dzieje. Sytuacja jest bardziej leniwa niż dynamiczna, policjanci przeganiają pieszych, rozmawiają z ochroniarzem. Zastanawiają się, co robić, czekają na przyjazd karetki. W tym czasie żaden z policjantów nie wpadł na pomysł, aby wrócić do radiowozu i zabrać pałki służbowe, które tam zostawili, nie zabrano także psów, które również były w tym radiowozie, które mogłyby pomóc w obezwładnieniu chorego, jeśli zaszłaby taka konieczność - opisywał Żytnicki.
Po tych sześciu minutach nastąpił kluczowy moment. 36-latek podniósł się i wybiegł w kierunku policjanta. Wówczas zaczęły padać strzały. Przez kolejne sekundy padło ich łącznie 17, z czego pięć trafiło mężczyznę. Przez następne minuty policjanci boją się podejść do wymagającego pomocy medycznej Łukasza. Obezwładnił go dopiero kolejny patrol z paralizatorem.
Policjanci przywróceni do służby, są przewodnikami psów
36-latek z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala. Przeszedł operację. Działaniom policjantów zaczęła przyglądać się prokuratura.
- Po przedstawieniu zarzutów ci policjanci byli zawieszeni przez komendanta, ale po analizie dokumentów, które nam przekazała prokuratura, nie było konieczności dalszego zwieszenia i funkcjonariusze wrócili do służby - powiedział mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Borowiak potwierdził informację, że funkcjonariusze są przewodnikami psów. - Ci policjanci są przewodnikami psów w oddziale prewencji zajmującym się zabezpieczeniem zgromadzeń, między innymi meczów piłkarskich. Ich staż pracy w policji wynosi około 10 lat. Teraz czekamy na rozstrzygnięcie tej sprawy przez sąd - poinformował rzecznik.
Były komendant policji w Poznaniu: nie mieli pomysłu, jak obezwładnić człowieka
Interwencję funkcjonariuszy skomentował były komendant miejski policji w Poznaniu Maciej Szuba. - Oglądałem, to, co zostało uwiecznione na monitoringu, starałem się zrozumieć sposób myślenia policjantów, którzy podejmowali tę interwencję i nie za bardzo mogłem dojść do sedna. Oni tu nie mieli żadnego pomysłu na to, jak człowieka można obezwładnić, nie używając broni palnej, tym bardziej że mieli dużą przewagę, było ich co najmniej trzech do jednego - komentował Maciej Szuba.
Dodaje, że 39-latka można było obezwładnić inaczej, bez użycia broni palnej. - Zabrakło na pewno szkolenia i doświadczenia w takich codziennych interwencjach, bo przy takiej przewadze nie powinni mieć żadnego problemu, żeby tę interwencję załatwić szybko, sprawnie, bez używania broni. Bo w tym przypadku jej użycie - nie stwierdzę, że było zasadne - uważam, że to było przesadzone - powiedział dziennikarzowi TVN24 były komendant miejski policji w Poznaniu.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Gazeta Wyborcza