Pomylił nazwisko pana młodego, nie był w stanie wejść do urzędu i bełkotał - tak stan wójta opisywali świadkowie ślubu, którego udzielił w Żelazkowie (woj. wielkopolskie). Z miejsca ceremonii wyprowadziła go policja. Badanie wykazało około dwóch promili alkoholu w jego krwi. Wójt usłyszał już zarzuty, grożą mu teraz nawet trzy lata więzienia.
Postępowanie w sprawie toczyło się od listopada ubiegłego roku, kiedy miała miejsce feralna uroczystość. Zarzut, jaki postawiła prokuratura dotyczy niedopełnienia obowiązków służbowych, które polega na tym, że w trakcie udzielania ślubu wójt był nietrzeźwy. Odmówił badania alkomatem, jego krew oddano jednak do badań. Te wykazały około dwóch promili we krwi.
- Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień - mówi w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" Agata Kobiela-Kurczaba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Mężczyźnie grożą trzy lata więzienia. Akt oskarżenia ma trafić do sądu w najbliższych dniach.
"To był bełkot po prostu"
Goście biorący udział w zdarzeniu nie mogli wyjść ze zdumienia - Stałem z kolegami na parkingu, gdy wójt podjechał taksówką. Gdy wchodził do gminy, cofał się, potem znowu szedł do przodu, ponownie cofał się i szedł do przodu. Był cały blady - mówił pan Maciej, świadek feralnej uroczystości.
- Nie dało się zrozumieć jego słów. Dosłownie kilka było wyraźnych, reszta to był bełkot po prostu. Sami młodzi nie mogli zrozumieć tego, co mówił, żeby powtórzyć przysięgę - mówiła kobieta obecna na ślubie.
Problemy z wymawianiem nazwisk potwierdził w rozmowie w nami sam pan młody, Mateusz. - Wydawało mi się, że wójt był pod wpływem alkoholu. Cała ceremonia wyglądała komicznie. Wójt pomylił też moje nazwisko - mówił.
Niesmak pozostał
Państwo młodzi przyznawali, że dla nich to nie był prawdziwy ślub, że ceremonia nie powinna wyglądać w taki sposób. - Inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Wyszło jak wyszło - żaliła się Emilia, świeżo upieczona żona.
Pan młody martwił się, że przez te okoliczności ślub może być nieważny. Na szczęście trzy dni po ceremonii okazało się, że nie ma powodów do obaw. Rankiem para zjawiła się w urzędzie. Doradca wójta rozmawiał z młodymi i zapewnił ich, że akt ślubu zostanie dzień później osobiście doręczony do domu Emilii. Jednocześnie przeprosił za zaistniałą sytuację.
- Nikt nie chciałby na swoim ślubie wizyty policji, dlatego przepraszam w imieniu urzędu za to, co zaszło - mówił Bogdan Muszyński.
Autor: ww/gp / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań