Apelują prezydenci Wrocławia, Gdańska, Zielonej Góry. Ale i burmistrzowie mniejszych miejscowości. Bo "bez względu na konsekwencje warto być przyzwoitym". - Niech samorządowcy, którzy tak buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo i uniemożliwią przeprowadzenie wyborów prezydenckich, liczą się z tym, że stracą swoje stanowiska - zapowiedział w poniedziałek wicemarszałek Sejmu, szef parlamentarnego klubu PiS Ryszard Terlecki.
72 procent Polaków nie chce wyborów prezydenckich 10 maja – wynika z sondażu, na który powołuje się Związek Miast Polskich. Sondaż przygotowało United Surveys dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM. Zrealizowano go metodą telefonicznych, standaryzowanych wywiadów kwestionariuszowych, wspomaganych komputerowo (metoda CATI), na reprezentatywnej grupie 1100 respondentów w dniu 20 marca 2020 r.
"Już pierwszy termin wynikający z kalendarza wyborczego, który dotyczy wyznaczenia do 5 kwietnia br. miejsc głosowania w obwodach zamkniętych, czyli w szpitalach, domach pomocy społecznej, aresztach i więzieniach, jest w wielu miejscach niewykonalny, ponieważ są one zamknięte a nawet objęte kwarantanną" – zauważają samorządowcy z zarządu Związku Miast Polskich.
I po kolei wyrażają sprzeciw wobec organizacji wyborów prezydenckich 10 maja.
"Powinienem siarczyście przeklinać"
Swój sprzeciw wobec organizacji wyborów, bardzo dosadnie, wyraził w poniedziałek prezydent Sopotu Jacek Karnowski. "My wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast nie pozwolimy narażać naszych Mieszkańców! Panie Kaczyński potrzeba pilnie TRUMIEN na wybory!" - napisał Karnowski.
"Oglądając w Euronews wiadomości z Włoch, widzę że prócz maseczek i rękawiczek, do zorganizowania wyborów, potrzebujemy dużo trumien i kontenerowych chłodni na przechowywanie zwłok, kościołów nie starczy... panie Prezydencie i premierze-proszę poprosić posła Kaczyńskiego o zgodę i natychmiast zamówić! Jest nadzieja, że na 10 maja zdążycie!" - dodał samorządowiec.
Prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński opublikował list otwarty, w którym apeluje o przełożenie wyborów prezydenckich.
"Zapowiadane na 10 maja wybory prezydenckie to dla nas wszystkich sprawą życia i śmierci. Dla PiS-u politycznego życia i śmierci, a dla Polaków życia i śmierci w rzeczywistości, czy też jakby powiedzieli młodsi w "realu" (…) Nie jestem w stanie znaleźć słów wyrażających złość i gniew, kiedy słyszę o organizacji wyborów w dniu 10 maja. Szczerze mówiąc – powinienem w tym miejscu siarczyście przeklinać" – pisze i apeluje do przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości: "Nie róbcie tego Polakom! Myślę, że najważniejsze w tej chwili to, aby jak najwięcej z nas w pełni zdrowia mogło oddać głos w innym terminie. I o to proszę!".
Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk również powszechnym wyborom 10 maja mówi stanowcze NIE. "Trzeba to jasno i głośno powiedzieć: organizowanie wyborów prezydenckich 10 maja to szaleństwo i niepotrzebne narażanie życia i zdrowia ludzkiego".
"Nie zamierzam narażać zdrowia i życia tysięcy ludzi"
Samorządowcy zwracają uwagę na to, że w przygotowania do wyborów zaangażować musieliby mnóstwo osób.
"Uczciwość każe mi dziś twardo powiedzieć: z powodów etycznych nie wolno, a z powodów technicznych nie da się przeprowadzić wyborów 10 maja. Nie można narażać życia wyborców ani członków komisji wyborczych i urzędników. Tylko w Gdyni to ponad 1150 osób! Ta wielka grupa ludzi musiałaby spotykać się wielokrotnie jeszcze przed samymi wyborami. Komisje musiałyby także wejść do zamkniętych dziś dla odwiedzających szpitali! W dniu wyborów narazilibyśmy miliony Polaków" – napisał Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
Krzysztof Żuk, prezydent Lublina zwrócił uwagę, że u niego po prostu zabraknie rąk do pracy. - Organizacja wyborów w czasie epidemii przy obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa zarówno członkom komisji, jak i wyborcom jest praktycznie niemożliwa. Niemożliwa jest także z punktu widzenia organizacyjnego. Na blisko 1800 członków komisji zgłosiło się do 20 marca 8 chętnych – poinformował
"Co ja mam zrobić? Wykręcać tym ludziom ręce i zmuszać do pracy?"
- Ja muszę znaleźć 3000 komisarzy wyborczych, trzeba przeprowadzić szkolenia, a już 37 komisji obwodowych mi odmówiło. Co ja mam robić? Wykręcać tym ludziom ręce i zmuszać do pracy? – pyta Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia.
Jak poinformował, napisze pismo do komisarza wyborczego o tym, że nie zamierza szkolić członków komisji obwodowych. - Dotychczas robiliśmy to grzecznościowo, ja tego nie będę robił w tym roku, ponieważ boję się o ich zdrowie i życie - zapowiedział w nagraniu, które zamieścił w niedzielę na Facebooku.
O innych problemach mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. - Nie jest możliwe skompletowanie składów komisji obwodowych. Mamy blisko 90 procent rezygnacji z udziału w komisji osób, które zgłosiły się wcześniej. Znaczną częścią chętnych byli seniorzy - 32 procent - poinformował w poniedziałek.
Również prezydent Będzina Łukasz Komoniewski zapowiedział, że nie podpisze stosownych dokumentów w sprawie wyborów. "Nie zamierzam narażać zdrowia i życia tysięcy ludzi" - podkreślił w poście na Facebooku.
"Bezpieczeństwo musi być najważniejsze. Nie da się w sposób bezpieczny przeprowadzić wyborów już 10.05. Dlatego jedynym uczciwym rozwiązaniem dla demokracji jest podjęcie decyzji przez rząd już teraz i zawieszenie kampanii wyborczej" - napisał w niedzielę na Twitterze prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
9 maja w Polsce zakończy się pandemia?
Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki zwraca uwagę na konsekwencje, jakie poniosły kraje, które zdecydowały się przeprowadzić wybory w ostatnich tygodniach. "We Francji I tura wyborów zakończyła się wzrostem zachorowań i zarażeniem wirusem COVI-19 wielu członków komisji wyborczych. Mamy przeprowadzać wielką operację odkażania lokali, zabezpieczania przewożących karty itp.? Przecież to zaangażuje olbrzymie środki i siły, które są potrzebne do walki z pandemią. W sytuacji gdy szpitale błagają o każda maseczkę, my będziemy je wydawali członkom komisji wyborczych? Przecież to paranoja! Chyba, że ma być jak w tym dowcipie: kiedy skończy się pandemia w Polsce. Mogę powiedzieć dokładnie – 9 maja" – napisał na Facebooku.
Zaapelował o składanie podpisów pod petycją o przełożenie wyborów prezydenckich.
- Po co dziś wydawać dziesiątki milionów złotych na jednorazowe długopisy i maseczki dla wyborców i osób zaangażowanych w wybory, skoro tych pieniędzy i środków ochrony osobistej bardziej potrzebują szpitale, lekarze czy pielęgniarki? – pyta Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa.
Już poinformował Państwową Komisję Wyborczą, że jako prezydent miasta nie przeprowadzi procedury wyborów powszechnych. Jak wskazał, "przy rosnącej z dnia na dzień liczbie zakażonych koronawirusem i występowaniu kolejnych przypadków także na naszym terenie" nie może podejmować "ryzyka narażenia kogokolwiek z mieszkańców na poważne niebezpieczeństwo".
Zgadza się z nim prezydent Rybnika Piotr Kuczera. - Jeżeli mamy dziś 105 tysięcy mieszkańców, którzy mogą zagłosować, to muszę założyć, że w lokalach powinno się pojawić około 95-100 tysięcy długopisów, jednorazowego użytku tak naprawdę, 100 tysięcy maseczek, 100 tysięcy rękawiczek. Trzeba zabezpieczyć i komisję i osoby, które wchodzą do lokalu. Rzecz bardzo istotna - te lokale są przecież w szkołach, czyli w miejscach, gdzie specjalnie rozpoczęliśmy izolację młodych ludzi, aby nie nastąpiło rozprzestrzenia się pandemii, no a teraz chcą tam wprowadzić tysiące mieszkańców, aby zagłosowali. To się po prostu nijak nie spina, nie ma w tym żadnej logiki i myślę, że ewidentnie trzeba termin wyborów przełożyć - ocenia.
Kuczera, który przewodniczy też Śląskiemu Związkowi Gmin i Powiatów uznał, że w perspektywie zorganizowania wyborów 10 maja, w warunkach epidemii COVID-19, jest zmuszany przez rząd do czegoś, co jest dla niego niemoralne i nieprzyzwoite.
Poinformował też, że prezydenci, wójtowie i burmistrzowie zrzeszeni w Śląskim Związku Gmin i Powiatów (140 samorządów, w tym wszystkie 19 miast na prawach powiatu w woj. śląskim) są w trakcie podpisywania skierowanego do rządu apelu ws. przesunięcia terminu wyborów prezydenckich.
Na problem środków ochronnych zwrócił też uwagę prezydent Gliwic Adam Neumann w liście, który wysłał do przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej. "Kiedy słyszę, że rząd zapewni środki zabezpieczające na potrzeby wyborów, to nie mogę milczeć. Proponuję przekazać je jak najszybciej dla ochrony życia lekarzy, pielęgniarek, ratowników i innego personelu medycznego! W obecnej sytuacji to oni najbardziej tego potrzebują!" - wskazał.
Jak napisał Neumann, "przeprowadzenie wyborów w Gliwicach w czasie epidemii jest niemożliwe". W liście ponadto Neumann wypunktował m.in., że od 12 marca nie wpłynęły żadne zgłoszenia kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych, a część wcześniej złożonych wycofano.
"Nie ma możliwości prowadzenia kampanii wyborczej"
W poniedziałek stanowisko w sprawie wyborów zajęli też radni z Włocławka. "Rada Miasta Włocławek wnioskuje o wstrzymanie praktycznie niemożliwych do realizacji przygotowań do wyborów powszechnych wyznaczonych na dzień 10 maja 2020 r. i przełożenie terminu wyborów na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz procedur rejestracyjnych z nimi związanych" - głosi stanowisko radnych.
Uchwałę przyjęto stosunkiem głosów 15 do 7. Za głosowali radni Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, a przeciwny był klub radnych PiS.
Wniosek o przyjęcie uchwały w tej sprawie na sesji rady przedstawił prezydent Włocławka Marek Wojtkowski. - Sytuacja jest nadzwyczajna. Dziwię się władzom publicznym, że nie korzystają z konstytucyjnych możliwości wprowadzenia jednego ze stanów wyjątkowych. Wydarzenia, które w ostatnich dwóch - trzech tygodniach odnotowujemy w Polsce skłaniają do tego, że władze publiczne powinny taki stan wprowadzić.(...) Mam świadomość, że ze względów organizacyjnych, społecznych, zdrowotnych, a przede wszystkim etycznych nie powinniśmy przeprowadzać wyborów, które są wyznaczone na 10 maja 2020 r. - powiedział prezydent miasta.
Także Jacka Majchrowskiego, prezydenta Krakowa dziwi decyzja o nieprzesuwaniu wyborów prezydenckich.
- Ja nie bardzo widzę, jak można z jednej strony nawoływać, by ludzie zostali w domu, a z drugiej, żeby poszli do wyborów (…) Wybory też nie powinny się odbyć z innego powodu – nie ma możliwości prowadzenia kampanii wyborczej. Nie ma zgromadzeń, kandydat nie może spotykać się z osobami, z którymi chciałby się spotkać, żeby przedstawić im swój program, są komitety, które nie mogły zebrać podpisów pod swoimi kandydatami. Już samo to uniemożliwia rzetelne i obiektywne przeprowadzenie wyborów - tłumaczył.
Jednocześnie dodał, że władze Krakowa na wybory są gotowe. - Myśmy wszystko, co należało do nas, zrobiliśmy jeszcze przed epidemią koronawirusa. Teraz wszystko jest po stronie komitetów wyborczych i Państwowej Komisji Wyborczej - powiedział.
"Jako burmistrz nie przyłożę ręki"
Ale to nie tylko "bunt dużych miast". Organizacji wyborów prezydenckich 10 maja sprzeciwiają się też samorządowcy z mniejszych ośrodków.
"W wyznaczonym terminie nie zorganizuję wyborów prezydenckich na terenie Gminy Potęgowo. Bez względu na wszystko - nie będę szkolił członków komisji wyborczych. Troszcząc się o życie i zdrowie członków komisji - nie udostępnię sal na takie szkolenia" - zapowiedział na Twitterze wójt gminy Potęgowo Dawid Litwin.
"Uważamy, że w obliczu obecnego zagrożenia wywołanego epidemią koronawirusa nie mamy wystarczających możliwości, by w sposób bezpieczny – zarówno dla członków komisji, jak i dla mieszkańców – przeprowadzić wybory prezydenckie w Gminie Tarnowo Podgórne w dniu 10 maja. Dlatego apelujemy o zmianę ich terminu" – napisała Krystyna Semba, przewodnicząca rady podpoznańskiej gminy Tarnowo Podgórne.
Wyborów nie zamierza też organizować burmistrz Ińska (woj. zachodniopomorskie). - Zakładając, że uda się zebrać członków komisji zakładając, że uda się ich przeszkolić. Kto ma pewność, że trzy dni przed wyborami 30 procent komisji nie zachoruje? Nie będzie na kwarantannie? I co wtedy? – pyta Jacek Liwak, burmistrz Ińska.
Również Krzysztof Klęczar, burmistrz małopolskich Kęt nie zamierza przygotowywać gminy na głosowanie. "Wczoraj przedłożono mi do podpisu zarządzenie, wskazujące z imienia i nazwiska osoby odpowiedzialne za pracę przy wyborach. Odmówiłem podpisania. Wysłałem za to do komisarza wyborczego obszerne pismo, wskazujące, że w dzisiejszych realiach nie da się zorganizować wyborów prezydenckich bez narażania zdrowia i życia Obywateli. Czuję się odpowiedzialny za "moich" Mieszkańców i "moich" Urzędników. Jako burmistrz nie przyłożę ręki do narażania ich na niebezpieczeństwo w imię chorych ambicji grupki ludzi. Bez względu na konsekwencje, jak mawiał prof. Bartoszewski, warto być przyzwoitym" - poinformował na Facebooku.
A PiS straszy
O możliwych konsekwencjach dla samorządowców mówił w poniedziałek na antenie Radia Kraków Ryszard Terlecki, szef klubu parlamentarnego PiS. - To nie jest tak, że samorząd może sobie działać poza prawem obowiązującym w Polsce. Oczywiste jest, że są odpowiednie przepisy, które umożliwiają postępowanie wobec takich osób, które zechcą ustawić się ponad prawem, czy poza prawem, łącznie z możliwością wyznaczenia komisarzy. (…) Niech ci samorządowcy, którzy teraz tak buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo i uniemożliwią wybory - niech się liczą z tym, że stracą swoje stanowiska - oświadczył Terlecki.
Na te słowa odpowiedzieli już samorządowcy. - Samorządowcy takich połajanek się nie boją. Dziś na każdym urzędniku spoczywa ogromna odpowiedzialność o zdrowie i życie - skomentowała Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska.
Dużo ostrzej zareagował Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. - To niegodziwość i chamstwo (...) Proszę, żeby pan marszałek Terlecki, pan Kaczyński, pan premier Morawiecki, pan prezydent Duda posłuchali lekarzy i zobaczą, że te wybory są naprawdę ryzykiem dla zdrowia i życia obywateli - skomentował.
Tymczasem w sobotę z Prawa i Sprawiedliwości wystąpił jeden z radnych w Łodzi. "Oczywisty cel, jakim jest dla każdej partii utrzymanie się przy władzy, nie może być osiągany za wszelką cenę poprzez psucie państwa i demolowanie zasad demokratycznych. (…) Parcie do wyborów za wszelką cenę, także w sytuacji, gdy szczyt zachorowań w Polsce nie wybuchnie z takim impetem, jak winnych krajach jest nieprzyzwoite" - napisał Bartłomiej Dyba-Bojarski.
Źródło: TVN 24, PAP