"Jeden z robotników stał oparty o ścianę. Drugi był przy przenośniku. Wyglądali, jakby chcieli odpocząć. Nie żyli"

Źródło:
TVN24 Poznań
"Od razu wybuch, światło i wszystkie szyby wyleciały"
"Od razu wybuch, światło i wszystkie szyby wyleciały"Tomasz Pluciński | TVN 24 Poznań
wideo 2/6
"Od razu wybuch, światło i wszystkie szyby wyleciały"Tomasz Pluciński | TVN 24 Poznań

Czesław Krajewski siedział w fotelu i czytał gazetę. Było kilka minut po godzinie 23, gdy oślepił go błysk światła, usłyszał huk, a w jego domu wyleciały z okien wszystkie szyby. - Zaraz, tak jak stałem, w koszuli nocnej, kalesonach i laczkach poleciałem na warsztat. Byłem pierwszy. A tam zawalone trzy piętra i dach, który wyleciał na tory - mówi. W ogniu stał budynek lubońskiej dekstryniarni.

Eksplozja była tak potężna, że stojący obok wagon kolejowy rozpadł się na kawałki. Jego fragmenty wbiły się w dach sąsiedniego budynku.

W fabryce byli ludzie. Jeszcze cztery dni szukali ich w zgliszczach. Znaleźli 17 ciał.

W pokazowym procesie skazano dyrekcję zakładów ziemniaczanych. Miała nie dopilnować bezpieczeństwa pracowników.

Kto naprawdę ponosi odpowiedzialność za tragedię z 22 lutego 1972 r., największą w powojennej Wielkopolsce? Odpowiedzi szukaliśmy w Instytucie Pamięci Narodowej. 13 tomów akt sprawy z dochodzenia prowadzonego przez Służbę Bezpieczeństwa i milicyjnego śledztwa. Tysiące stron. A wśród nich donosy, listy mieszkańców Lubonia, raporty tajnych współpracowników i rachunki za owoce dostarczane rannym do szpitala.

***

Luboń to małe miasteczko. Przylega do Poznania. Wielkopolskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Ziemniaczanego było tutaj największym pracodawcą i jednym z największych zakładów w całym regionie. W 1972 r. zatrudniało 2356 pracowników, w tym 70 na oddziale dekstryn.

Katastrofa w Luboniu w 1972 r.

Luboń. Miejsce tragedii po latach
Luboń. Miejsce tragedii po latachTVN 24 Poznań
wideo 2/6

- Dekstryna jest produktem, który powstaje z przerobu mączki ziemniaczanej. Jest bardzo przydatna przy produkcji klejów i w przemyśle farmaceutycznym. To z niej produkuje się na przykład osłonki do leków. Rozpylona w powietrzu jest mieszaniną wybuchową. Wystarczy niewielka iskra, by doszło do eksplozji – wyjaśnia Przemysław Maćkowiak, prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Lubonia.

- Te zakłady powstały na początku XX wieku. W latach 70. niektóre z maszyn pamiętały jeszcze te czasy – mówi Krzysztof Bugajak, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 5 w Poznaniu i znawca historii pożarnictwa w Wielkopolsce.

Bunt na pokładzie

Fabryka pracowała na trzy zmiany. Nocna rozpoczynała pracę o godzinie 22. Zwykle pracowało na niej 26 osób. Feralnego 22 lutego dwie z nich nie stawiły się w pracy. Ponadto na terenie zakładu znajdowali się portier, dozorczyni i cztery osoby, które rozładowywały wagony z mączką.

Nastroje w fabryce nie były najlepsze. Zmiany technologiczne w styczniu spowodowały, że produkcja spadła. Tym samym pracownicy nie otrzymali premii. Nikogo nie interesowało, że wielu z nich spędziło godziny nad dostosowaniem maszyn. Od kierownictwa usłyszeli, że dzięki nowemu sprzętowi wydajność wzrośnie i "odbiją sobie" w kolejnych miesiącach.

"Jak tak dalej pójdzie, to wylecimy w powietrze"

Od dłuższego czasu narzekano też na zapylenie w zakładzie. Przepytywany przez milicję brygadzista Zygfryd G. przyznał, że od dnia 17 lutego 1972 roku, kiedy zwiększyła się produkcja dekstryny, wzrosło zapylenie na zewnątrz zakładu. Na okolicznych drzewach zalegało nawet do trzech centymetrów mączki.

Potwierdzały to raporty kontrolne. "Inspektorzy CPN wizytujący przed kilkoma miesiącami WPPZ oceniają warunki pracy w tych zakładach jako bardzo trudne. Na maszynach i nierównościach ścian dekstrynarni stwierdzili oni obecność grubych warstw pyłu dekstrynowego, który unosił się również w powietrzu utrudniając widoczność powyżej dwóch metrów (...) Ich zdaniem kierownictwo zakładów lubońskich tolerowało brak właściwej wentylacji pomieszczeń produkcyjnych i absolutnie nie reagowało na prymitywne warunki BHP zwiększając tym samym stan zagrożenia".

"Jak tak dalej pójdzie, to wylecimy w powietrze i nie będzie co zbierać" - miała powiedzieć kilka dni wcześniej jedna z pracownic.

W kalesonach do pożaru

Była godzina 23:07. Portier Stanisław O. siedział w budce przy wejściu do zakładów. Najpierw zobaczył mleczno-fioletowy obłok wychodzący z dekstyniarni, po chwili błysk i huk. W portierni wyleciały trzy pary drzwi i dwa okna. Rzucił się do telefonu, ale ten nie działał. Uruchomił syrenę. "Zobaczyłem, że dekstryniarnia leży w gruzach, a na wierzchu są małe języki ognia na tej części od stołówki. Potem ogień rozszerzył się i objął cały budynek" - opisywał.

W wyniku wybuchu dekstryniarnia w zasadzie przestała istniećArchiwum IPN Poznań

Huk zerwał na nogi Czesława Krajewskiego. Mieszkał ledwie trzy domy od fabryki. - Ja proszę pana jeszcze nie spałem, siedziałem i czytałem gazetę – mówi mi.

Z fotela zauważył błysk za oknem i usłyszał potężną eksplozję. W jego domu wyleciały z okien wszystkie szyby. - Zaraz, tak jak stałem, w koszuli nocnej, kalesonach i laczkach poleciałem na warsztat - relacjonuje.

"Od razu wybuch, światło i wszystkie szyby wyleciały"
"Od razu wybuch, światło i wszystkie szyby wyleciały"24.02. | Czesław Krajewski siedział w fotelu i czytał gazetę. Było kilka minut po godzinie 23, gdy oślepił go błysk światła, usłyszał huk, a w jego domu wyleciały z okien wszystkie szyby. - Zaraz tak jak stałem, w koszuli nocnej, kalesonach i laczkach poleciałem na warsztat. Byłem pierwszy. A tam zawalone trzy piętra i dach, który wyleciał na tory - mówi. W ogniu stał budynek lubońskiej dekstryniarni.Tomasz Pluciński | TVN 24 Poznań

W WPPZ pracował od 1946 roku. Fabrykę znał jak własną kieszeń. Zatrudniony jako ślusarz, działał w zakładowej ochotniczej straży pożarnej. - Byłem pierwszy. A tam zawalone trzy piętra i dach, który wyleciał na tory. Poleciałem na warsztat, ubrałem się w buty, gumowe ubranie i szybko do akcji, do ratowania - mówi.

Siedem minut po strażakach z fabryki na miejscu pojawiła się miejscowa OSP. Dopiero potem dotarły jednostki z Poznania i z całej Wielkopolski. - W poznańskim punkcie alarmowo-dyspozycyjnym rozdzwoniły się telefony. Odebrano kilkadziesiąt zgłoszeń, które informowały, że coś niedobrego stało się w Luboniu - przypomina Bugajak.

Czteropiętrowy budynek został dokumentnie zniszczonyArchiwum IPN Poznań

Fragment wagonu wbity w dach

Gdy na miejsce dotarli pierwsi strażacy, zobaczyli przerażający widok. - To było morze ognia, powyginanych metalowych elementów i ruiny, jak po bombardowaniu. Tego się nie da opowiedzieć. Skali zniszczeń nie pokazują też zdjęcia. Dekstryniarnia praktycznie nie istniała, a elementy jednego z wagonów, który stał przy dekstryniarni, przeleciały sto metrów i wbiły się w dach innego obiektu - opisuje Bugajak.

Skala zniszczeń była przeogromnaArchiwum IPN Poznań

Na początku panował chaos. Strażacy nie wiedzieli, za co najpierw się zabrać. - Dopiero dowódca podjął decyzję, od czego należy zacząć - mówi.

Był nim wtedy Maciej Schroeder. Do naszej redakcji przesłał swoje raporty po tym pożarze. "Wysiadających na terenie zakładu strażaków "witała" spora grupa pracowników zakładu ciągnąc ich dosłownie za rękawy mundurów w okolice, gdzie spod gruzów dobiegały jęki uwięzionych w gruzach i zagrożonych płomieniami i dymem kolegów" – czytamy.

Zdecydował, że priorytetem jest ugaszenie pożaru, by ten bardziej się nie rozprzestrzeniał. A potem ocalenie tych, którzy leżą pod gruzami.

Krzysztof Bugajak o katastrofie w Luboniu w 1972 r.
Krzysztof Bugajak o katastrofie w Luboniu w 1972 r.24.02. | Na początku panował chaos. Strażacy nie wiedzieli za co najpierw się zabrać. - Dopiero dowódca podjął decyzję od czego należy zacząć - mówi poznański strażak Krzysztof Bugajak o katastrofie w Luboniu w 1972 r.Tomasz Dassuj | TVN 24 Poznań

W tym czasie Krajewski już działał. Strażacy, którzy widzieli jego sylwetkę na szkielecie budynku, polewali tam wodę, torując mu drogę. - Weszliśmy do góry po schodach. Zawalone było wszystko. Szliśmy na czworakach. Usłyszeliśmy krzyk - jakaś pani była przyduszona stropem. Nie mogliśmy jej wyciągnąć, więc ja szybko na dół, bo już pogotowie było. Mówię do lekarza: "Panie, tam trzeba wejść". A on nie chciał, bał się. Ale po namowie wszedł i tam udzielił tej kobiecie pomocy. Później ją jakoś wyciągnęliśmy, ale niestety wkrótce zmarła.

Drugą poszkodowaną wyciągał z maszynowni. To jego sąsiadka. - Chyba z godzinę żeśmy ją wyciągali. Nic jej się nie stało, tylko wystraszona była - wspomina.

Szukali dalej rannych. W czteroosobowych grupach chodzili po gruzach i nasłuchiwali, czy nie słychać jęków i krzyków. Tam znaleźli kolejną przygniecioną betonem kobietę. - Szybko my się wycofali po strażaków i pokazaliśmy, gdzie jest. Chyba ją wyciągali dwie godziny. A my robiliśmy akcję dalej - relacjonuje.

Wybiegł z domu i poszedł ratować ludzi
Wybiegł z domu i poszedł ratować ludzi24.02. | Czesław Krajewski w Wielkopolskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Ziemniaczanego pracował od 1946 r. Fabrykę znał jak własną kieszeń. Zatrudniony jako ślusarz, działał w zakładowej ochotniczej straży pożarnej. - Poleciałem na warsztat, ubrałem się w buty, gumowe ubranie i szybko do akcji, do ratowania - wspomina tamte dni.Tomasz Pluciński | TVN 24 Poznań
Strażacy podczas akcji gaśniczejarchiwum Wieści Lubońskich

Nad ranem znalazł zwłoki mężczyzny obsługującego maszynę na trzecim piętrze. Leżał cały spalony, nie miał rąk i nóg. Potem się okazało, że jego żona też zginęła.

Stanisław Gensler, jego kolega z zakładowej straży znalazł dwa inne ciała. "Jeden z robotników stał oparty o ścianę. W rękach trzymał worek mąki. Drugi był przy przenośniku taśmowym. Wyglądali, jakby chcieli przez chwilę odpocząć. Nie żyli" - relacjonował w 2010 roku tygodnikowi "Newsweek".

Bezradnie patrzyła na pożar

Ale ranni wychodzili też sami. Pierwszy wyszedł spod gruzów Bernard R. Wyniósł ranną laborantkę Marię S. Po nim wydobyto kolejnych 9 osób. Wszystkie zawieziono do szpitala.

Rannych wynoszono na noszach do karetek pogotowiaarchiwum Wieści Lubońskich

Maria R. nie była w stanie się poruszyć, gdyż przygniótł ją strop. Mogła tylko obserwować, co dzieje się wokół. Widziała płonącą dekstryniarnię i czuła zapach spalenizny. Była poparzona, ale nie czuła bólu. Ten koiła woda, którą strażacy polewali jęzory ognia. Ich samych nie widziała. "To mnie orzeźwiło" - mówiła. Wzywała pomocy, ale ta długo nie nadchodziła. W końcu jej wołania ktoś usłyszał. Wyciągnęli ją trzej mężczyźni i przekazali pogotowiu ratunkowemu. Kobieta była cała poparzona: twarz, ręce, nogi, plecy. Spaliły jej się włosy. Gdy funkcjonariusz milicji ją przesłuchiwał, nie była w stanie podpisać protokołu.

Uratował ją Bogdan Szałek, członek ORMO, który otrzymał za to medal "Za ofiarność i odwagę". Jego historia znalazła się potem w jednym z zeszytów komiksu "Kapitan Żbik".

O medalu dla ormowca mogła przeczytać młodzież w komisie z serii "Kapitan Żbik"Filip Czekała

To nie wojna

Kazimiera O. pracowała w zakładzie przy nawilżaczach. Wszystko działało sprawnie, więc poszła napić się herbaty. Podchodziła do stołu, gdy zwalił się na nią gruz i runęła podłoga. Spadła w dół. Gdy udało się jej wydostać z zawaliska, wybiegła na klatkę schodową. Schody ocalały tylko od półpiętra do parteru. Była w szoku. "Ogarnął mnie strach i zaczęłam uciekać w kierunku dołów, po czym znalazłam się w warsztacie elektrycznym. Nikogo tam nie było. Trochę się uspokoiłam i udałam w kierunku krochmalni" - wspominała. Stamtąd ewakuowali ją już inni pracownicy. Ranna trafiła do szpitala. Tam dowiedziała się, że jej mąż, który rozładowywał wagony, zginął.

Lokomotywa stała tuż przed budynkiem, w którym doszło do eksplozjiArchiwum IPN Poznań

Jego kolega, Kazimierz M. stał na wagonie. Podmuch zerwał dach, na którym stał. Nie pamiętał, co się stało. Gdy odzyskał przytomność, leżał pod wagonem. Dookoła wszystko się paliło.

Maszynista Bolesław R. był w szatni, gdy doszło do eksplozji. "Podmuch powietrza rzucił nas pod szafki" - zeznawał. Chwilę przed godziną 23 pod fabrykę dotarła lokomotywa z czterema wagonami wypełnionymi mączką. Szukał chętnych do rozładowania wagonów. Teraz już nie było czego rozładowywać...

Nic mu się nie stało. Gdy wyszedł, zawalony budynek dekstryniarni stał w płomieniach. Ruszył pomagać w poszukiwaniu rannych. Razem z kolegami wyciągnął spod gruzów trzy kobiety.

Pracującego przy bocznicy kolejowej wagowego Stanisława B. wybuch zastał na papierosie. Przeżył. Zapamiętał tylko rozbłysk i huk.

Eksplozja zniszczyła stojące obok budynku wagonyarchiwum Macieja Schroedera
Zniszczony jeden z wagonówArchiwum IPN Poznań

"Gdzie jest tata?"

Eksplozja w fabryce zniszczyła szyby w okolicznych domach. Wybuch prawdopodobnie obudził 12-letniego Grzegorza Gablera. Mieszkali 200 metrów od zakładów. - Mama kazała zostać w domu, ale mimo wszystko wyszedłem na zewnątrz i widziałem też przerażający płomień ogromny. Sięgał do nieba. Nikt nie wiedział, co się stało - mówi mi.

W domu nie było jego taty. Poszedł na trzecią zmianę... - Pytałem się ciągle: "Gdzie mój tata? Gdzie jest tata...". Mówili mi: "Tata przyjdzie, tata jest w zakładzie". Ale ja nawet nie miałem nadziei. Uciekałem i popłakiwałem - opowiada ze łzami w oczach.

"Widziałem ten przerażający ogromny płomień, sięgał do nieba"
"Widziałem ten przerażający ogromny płomień, sięgał do nieba"24.02. | Grzegorz Gabler w katastrofie w Luboniu w 1972 r. stracił ojca. - Mama kazała zostać w domu, ale mimo wszystko wyszedłem na zewnątrz i widziałem też przerażający płomień ogromny. Sięgał do nieba. Nikt nie wiedział co się stało - mówi.Piotr Ciesielski, Tomasz Pluciński | TVN 24 Poznań

Jego ojciec zginął. Znaleziono go dopiero po trzech dniach. Przeżył jego kolega Roman J. Parę chwil przed wybuchem stał koło Marka Gablera. Odszedł na moment do toalety. To go ocaliło. Zapamiętał tylko niebieski płomień przy suszarce. Gdy ocknął się, leżał na żwirze.

W protokole milicyjnym w ciepłych słowach mówił o swoim koledze: "Od kilkunastu lat był retortowym bardzo skrupulatnie, aż do przesady dbał o prawidłowy proces prażenia".

- Tata był szanowany, starał się brać nadgodziny, pracował w soboty. Miał 64 lata, rok mu brakowało do emerytury... - mówi Grzegorz Gabler.

W gruzach i pośród metalowych elementów poszukiwano żywychArchiwum IPN Poznań

79 godzin akcji

Po kilku godzinach od wybuchu do Lubonia przyjechali I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR i całe prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Na miejsce ściągnięto wojsko i ciężki sprzęt: 22 wywrotki, 12 koparek, 4 ładowarki, spychacz, 6 podnośników taśmowych, 10 aparatów do cięcia, a nawet czołg. W akcji brały udział 24 zastępy straży pożarnej, około stu żołnierzy, milicja, ZOMO, pracownicy zakładu, załogi karetek pogotowia z całego województwa.

Na miejscu pracował ciężki sprzętArchiwum IPN Poznań

Zamknięto drogę z Poznania do Mosiny. Podstawiono autobus, którym potem przewieziono część rannych do szpitala. Wszystkich podejrzanych natychmiast legitymowano. Na terenie zakładu zatrzymano mężczyznę z aparatem fotograficznym. Robił zdjęcia, chciał je przesłać do prasy. Kazano mu naświetlić film. Dziennikarzowi, który nie miał ze sobą legitymacji prasowej, odebrano notatki.

Od 2:45 trwało już dogaszanie. Pożar całkowicie ugaszono o godz. 4:45. Akcja gaśnicza i poszukiwawcza trwała 79 godzin bez przerwy, ostatnie ofiary wypadku odszukane 26 lutego o godzinie 6:15. Spod gruzów wyciągnięto 16 ofiar, jedna osoba zmarła w szpitalu.

Przez trzy dni ludzi wyjmowano spod gruzówArchiwum IPN Poznań

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO>>>

Krew, grochówka, kolonie

Lubońska tragedia poruszyła całą Polskę. Pomagało państwo, pomagały inne zakłady pracy. Pierwsze zapomogi i pomoc finansową dla rodzin ofiar katastrofy wypłacono już 23 lutego. Kilka dni po katastrofie ofiarom wypadku przyznano renty. Państwo pokryło też koszty pogrzebu ofiar.

W uroczystościach pogrzebowych brało udział 15 tysięcy osóbze zbiorów Krzysztofa Bugajaka
26 lutego 1972 r. w Luboniu ogłoszono dzień żałobyGazeta Poznańska, 26.02.1972 r.

Do 29 lutego 1972 roku krew dla potrzebujących oddało ponad 700 osób. Wyrazy współczucia rodzinom dotkniętych tragedią przesłały ambasady Związku Radzieckiego, Bułgarii i Rumunii.

Harcerze zaproponowali pomoc w opiece nad dziećmi z poszkodowanych rodzin. Grzegorz Gabler, którego ojciec zginął w eksplozji pamięta, że po katastrofie wysłano go na dwutygodniowe kolonie dla dzieci ofiar. - Dostaliśmy rentę, a zakład wpłacił dzieciom ofiar wkłady na książeczkę mieszkaniową - mówi.

Wielkopolskie Zakłady Owocowo-Warzywne w Pudliszkach przekazały 1500 kg zupy grochowej dla osób biorących udział w akcji ratunkowej.

Uczestnikom akcji ratunkowej podawano grochówkęze zbiorów Krzysztofa Bugajaka

Sabotaż?

Śledztwo w sprawie wybuchu ruszyło już 23 lutego. Jedną z przyjętych hipotez przez milicję był sabotaż - dzień później przypadała rocznica wyzwolenia Poznania. Tę wersję miały potwierdzać skrzynie po dynamicie, które znaleziono przy torach kolejowych. Okazało się, że nie mają one związku ze sprawą - kolejarze mieli przywieźć puste skrzynki ze Śląska.

"Wymienione skrzynki wraz z innymi zanieczyszczeniami, jak prowizoryczne piece grzewcze oraz worki z węglem znajdowały się na wagonie PKP, które w dniu 28 lutego 1972 roku w godzinach rannych został podstawiony na teren zakładu pod załadunek syropu. Wspomniane zanieczyszczenia zostały wyrzucone, a wagon po załadunku jeszcze tego samego dnia odjechał do Warszawy" - czytamy w piśmie z 27 maja 1972 r.

Z budynku zostały zgliszczaarchiwum Wieści Lubońskich

Tajniacy w akcji

Badano też nastroje społeczne. W Luboniu działało 7 osobowych źródeł informacji, w tym jeden tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa.

"Rozmówcy dziwili się, dlaczego w związku z tak poważnym wypadkiem nie przybył do zakładu I sekretarz KC PZPR tow. Gierek. Jeden z rozmówców stwierdził, że gdyby podobny wypadek wydarzył się na Śląsku, wizyta Gierka byłaby tam bezsporna" - donosił kontakt operacyjny "Zdzichu".

13 tomów, tysiące stron. Katastrofa w Luboniu w archiwach IPN
13 tomów, tysiące stron. Katastrofa w Luboniu w archiwach IPN23.02. | Kto naprawdę ponosi odpowiedzialność za tragedię z 22 lutego 1972 r., największą w powojennej Wielkopolsce? Odpowiedzi szukaliśmy w Instytucie Pamięci Narodowej. 13 tomów akt sprawy z dochodzenia prowadzonego przez Służbę Bezpieczeństwa i milicyjnego śledztwa. Tysiące stron. A wśród nich donosy, listy mieszkańców Lubonia, raporty tajnych współpracowników i rachunki za owoce dostarczane rannym do szpitala.Piotr Ciesielski | TVN 24 Poznań

Pod lupę brano też listy wysyłane z Lubonia. "Na pewno czytaliście o jednej z największych katastrof po wojnie w Poznaniu, a bliżej w Luboniu (...). Na skutek eksplozji kotłów runął największy budynek zakładów. Jeszcze dzisiaj jestem pod wrażeniem katastrofy, może dlatego, że brałem bezpośredni udział w akcji ratowniczej. Opiszę w skrócie tą tragedię, która nie schodzi z ust mieszkańców Poznania. To co pisała prasa to tylko 25% tragedii. Obok wyrobu dekstryny która jest przerobem krochmalu, była produkcja tajna dla wojska materiału wybuchowego. I to właśnie było przyczyną że z budynku została góra gruzu. Dalsze szczegóły potem, tą ostatnią wiadomością proszę się nie dzielić" - czytamy w liście jednego z poznaniaków.

Typowe zaniedbania PRL

W toku śledztwa przesłuchano 77 świadków. Ostatecznie ustalono, że przyczyną katastrofy były zaniedbania w zakładzie: nieprzestrzeganie zasad BHP, złe zabezpieczenia przeciwpożarowe, nadmierne zapylenie dekstryniarni, brak sprawnie działającej wentylacji.

Porządkowanie terenu na którym doszło do eksplozjiarchiwum Wieści Lubońskich

Buczek - urządzenie, które miało ostrzegać przed zbyt wysoką temperaturą w retortach (okrągłe szklane rurki pełniące funkcję chłodnicy - red.) i zapobiegać ewentualnemu wybuchowi - był wyłączony. Prawdopodobnie dlatego, że zbyt często się uruchamiał. W fabryce liczyła się tylko jak największa wydajność.

Stwierdzono brak elektromagnesów, które miały wyłapywać metalowe przedmioty, gdyby przypadkowo dostały się do maszyn. W piwnicy, w zbiorniku zasypowym znaleziono dwa kilogramy śrub. Prawdopodobnie to tam pojawiła się iskra, która spowodowała pierwszy wybuch. Po nim nastąpił drugi, który zniszczył dekstryniarnię.

Ostrzeżenia zresztą już były. W latach 50. i 60. miały miejsce trzy wypadki związane z dekstryną, w których na szczęście nikt nie zginął.

Winne kierownictwo

Winą za katastrofę obciążono ówczesne kierownictwo zakładu. 20 lipca 1973 roku sąd wymierzył kary czterem osobom. Tadeusz B., dyrektor WPPZ został skazany na 3 lata więzienia. Zbigniew O., zastępca dyrektora do spraw technicznych dostał 2 lata. Taki sam wyrok usłyszał Stanisław W., kierownik zakładu. Konrad B., zastępca dyrektora do spraw technicznych dostał 1,5 roku więzienia.

W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił bierność byłej dyrekcji w zakresie zapewnienia bezpiecznych warunków pracy dla zdrowia i życia załogi oraz mienia społecznego. Zaznaczył też, że wyrok ma być ostrzeżeniem dla dyrekcji innych przedsiębiorstw.

22 lutego 1973 roku, dokładnie w rok po tragedii, na terenie zakładów odsłonięto obelisk ku czci ofiar.

Pomnik upamiętniający ofiary katastrofyTVN 24 Poznań

Rok później, w ramach amnestii, na wolność wypuszczono wszystkich skazanych w tej sprawie.

Wielkopolskie Przedsiębiorstwo Przetwórstwa Ziemniaczanego w Luboniu zostało zlikwidowane w 2004 roku, dokładnie w stulecie istnienia.

Tereny po dawnych zakładach ziemniaczanychTVN 24 Poznań

Artykuł pierwotnie ukazał się w Magazynie TVN 14 lutego 2018 roku. Nie powstałby bez pomocy: strażaków Macieja Schroedera i Michała Kołodziejczaka, Piotra Ruszkowskiego z Wieści Lubońskich, prezesa Towarzystwa Miłośników Miasta Lubonia Przemysława Maćkowiaka oraz operatorów Piotra Ciesielskiego, Tomasza Dassuja, Tomasza Plucińskiego i Adriana Tylczyńskiego.

Autorka/Autor:Filip Czekała

Źródło: TVN24 Poznań

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum Macieja Schroedera

Pozostałe wiadomości

Prezydent elekt Donald Trump wraca do kwestii nabycia Grenlandii. "Stany Zjednoczone Ameryki uważają, że posiadanie i kontrola nad Grenlandią są absolutną koniecznością" - stwierdził Trump we wpisie w swoim serwisie społecznościowym, przy okazji ogłaszania nominacji na ambasadora USA w Danii.

Trump: posiadanie i kontrola Grenlandii są dla USA absolutną koniecznością

Trump: posiadanie i kontrola Grenlandii są dla USA absolutną koniecznością

Źródło:
PAP

Donald Trump zapowiedział w niedzielę, że zmieni nazwę najwyższego szczytu Ameryki Północnej - Denali - na Mount McKinley, na cześć Williama McKinley'a, 25. prezydenta USA. Nazwa Denali pochodzi z języka Kuyukon używanego przez rdzennych mieszkańców Alaski i oznacza "wielka góra".

Trump chce zmienić nazwę najwyższego szczytu Ameryki Północnej

Trump chce zmienić nazwę najwyższego szczytu Ameryki Północnej

Źródło:
Reuters

Każdy metr kwadratowy Kanału Panamskiego i okolic należy do Panamy - oświadczył w niedzielę prezydent Panamy Jose Raul Mulino. To reakcja na słowa Donalda Trumpa, który zagroził w sobotę, że USA przejmą kontrolę nad kanałem.

"Każdy metr kwadratowy Kanału Panamskiego należy i będzie należał do Panamy". Trump: zobaczymy

"Każdy metr kwadratowy Kanału Panamskiego należy i będzie należał do Panamy". Trump: zobaczymy

Źródło:
Reuters, PAP

Policja w Nowym Jorku zatrzymała mężczyznę, który podpalił śpiącą pasażerkę metra. Kobieta zmarła na skutek poparzeń. Sprawca zbiegł, ale został szybko ujęty przez policjantów w innym pociągu metra.

Okrutna śmierć w metrze w Nowym Jorku. Sprawca złapany

Okrutna śmierć w metrze w Nowym Jorku. Sprawca złapany

Źródło:
PAP, CNN

Od maja 2023 roku do kwietnia 2024 roku w Nigerii porwano ponad dwa miliony osób. Ich rodziny zapłaciły porywaczom łącznie aż 1,42 miliarda dolarów okupu - poinformowało Narodowe Biuro Statystyczne, powołując się na dane nigeryjskich służb bezpieczeństwa.

W tym kraju w ciągu roku porwano dwa miliony osób

W tym kraju w ciągu roku porwano dwa miliony osób

Źródło:
PAP

Sprawca ataku na jarmark bożonarodzeniowy w Magdeburgu był znany niemieckim służbom. Już kilka lat temu mężczyzna groził popełnieniem przestępstw. Na swoim koncie ma także wyrok. Ponad 10 lat temu był skazany na 90 dni więzienia za zakłócanie spokoju publicznego - poinformowały lokalne władze.

Kilka razy groził, miał na koncie wyrok. Zamachowiec z Magdeburga był znany służbom   

Kilka razy groził, miał na koncie wyrok. Zamachowiec z Magdeburga był znany służbom   

Źródło:
PAP

W niedzielę w jednym z mieszkań w Rumii (województwo pomorskie) znaleziono ciało 36-letniego mężczyzny. Prawdopodobną przyczyną zgonu było zatrucie czadem. Służby wyjaśniają okoliczności tragedii.

W mieszkaniu ciało 36-latka. "Apelujemy o zachowanie ostrożności"

W mieszkaniu ciało 36-latka. "Apelujemy o zachowanie ostrożności"

Źródło:
TVN24

Premier Słowacji Robert Fico spotkał się na Kremlu z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Co najmniej 94 osoby zginęły w wyniku przejścia cyklonu Chido przez Mozambik. Donald Trump zagroził przejęciem kontroli nad Kanałem Panamskim. W Finlandii odbył się szczyt Północ-Południe. Oto pięć rzeczy, które warto wiedzieć poniedziałek 23 grudnia.

Śmiertelny cyklon, gość Putina i szczyt Północ-Południe

Śmiertelny cyklon, gość Putina i szczyt Północ-Południe

Źródło:
PAP, TVN24

Pod hasłem "tekstylia" kryje się wiele. Po pierwsze odzież - to oczywiste. Ale także buty, dywany, firany, pościel czy koce. Zużyte i wyrzucane, lądowały do tej pory w pojemnikach na odpady zmieszane. Od nowego roku to się zmieni.

Nowa kategoria śmieci od pierwszego stycznia

Nowa kategoria śmieci od pierwszego stycznia

Źródło:
Fakty TVN

IMGW ostrzega przed niebezpiecznymi warunkami związanymi z intensywnymi opadami śniegu. W kilku powiatach na południu Polski obowiązują żółte alarmy.

W tych regionach aura będzie niebezpieczna. Ostrzeżenia IMGW

W tych regionach aura będzie niebezpieczna. Ostrzeżenia IMGW

Źródło:
IMGW

Premier Albanii Edi Rama zapowiedział wprowadzenie blokady na popularną aplikację TikTok - poinformował Reuters. Nowe przepisy mają zacząć obowiązywać od stycznia 2025 roku. TikTok domaga się wyjaśnień od albańskich władz.

Zapowiedź zakazu popularnej aplikacji. "Zablokujemy dla wszystkich"

Zapowiedź zakazu popularnej aplikacji. "Zablokujemy dla wszystkich"

Źródło:
Reuters

Premier Słowacji Robert Fico spotkał się na Kremlu z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Wieczorem szef słowackiego rządu przekazał w mediach społecznościowych, że odbyli "długą rozmowę", a Putin "potwierdził gotowość Moskwy do kontynuowania dostaw gazu na Zachód i Słowację". Ukraina zapowiedziała, że nie przedłuży wygasającego wraz z końcem roku kontraktu, który zezwala na tranzyt gazu przez jej terytorium.

Robert Fico "po długiej rozmowie" z Putinem na Kremlu

Robert Fico "po długiej rozmowie" z Putinem na Kremlu

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, PAP

Nie wiem, co ulęgło się w głowie przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, to rzecz niezrozumiała - stwierdził w "Faktach po Faktach" w TVN24 Wojciech Hermeliński, były przewodniczący PKW. Odniósł się w ten sposób do działań sędziego Sylwestra Marciniaka, który domaga się podjęcia ponownej uchwały w sprawie pieniędzy dla Prawa i Sprawiedliwości.

Wprowadzanie uchwały "drzwiami kuchennymi". Hermeliński: to niedopuszczalne

Wprowadzanie uchwały "drzwiami kuchennymi". Hermeliński: to niedopuszczalne

Źródło:
TVN24

Jak na wiadomość o ucieczce Marcina Romanowskiego na Węgry zareagowali przedstawiciele jego obozu politycznego? Według Mai Wójcikowskiej niektórzy "trochę przecierali oczy i nie ukrywali zdziwienia". - Mam wrażenie, że Romanowski jednak trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka - przyznał Konrad Piasecki. Według relacji Agaty Adamek politycy wcześniej związani z Funduszem Sprawiedliwości obawiali się, że gdyby Romanowski był teraz w Polsce, mógłby powiedzieć "za dużo".

Marcin Romanowski uciekł na Węgry. "Trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka"

Marcin Romanowski uciekł na Węgry. "Trochę wystrychnął swoich kolegów na dudka"

Źródło:
TVN24

Członek Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz ujawnił w TVN24, że otrzymał e-mail z informacją, że przewodniczący PKW Sylwester Marciniak "zarządził tryb obiegowy podjęcia uchwał", wśród których ma się znajdować uchwała w sprawie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS. Kalisz zgodził się, że jest to próba podjęcia uchwały "tylnymi drzwiami" przez przewodniczącego PKW. Sprawę komentowali politycy PSL, KO, a także szefowa kancelarii prezydenta.

PKW "najwyraźniej chce dopchnąć kolanem możliwość finansowania Prawa i Sprawiedliwości"

PKW "najwyraźniej chce dopchnąć kolanem możliwość finansowania Prawa i Sprawiedliwości"

Źródło:
TVN24

Jedna z pięciu ofiar piątkowego ataku w Magdeburgu to dziewięcioletni Andre. "Niech mój mały miś znowu lata dookoła świata" - napisała w pożegnalnym wpisie w mediach społecznościowych jego matka. Hołd zmarłemu dziewięciolatkowi oddała też lokalna straż pożarna. Chłopiec należał do jej dziecięcego oddziału.

"Był z nami tylko dziewięć lat". Matka żegna syna, który zginął na jarmarku

"Był z nami tylko dziewięć lat". Matka żegna syna, który zginął na jarmarku

Źródło:
BBC, Bild, Sky News

Amerykańska aktorka Blake Lively oskarżyła Justina Baldoniego, swojego partnera z planu "It Ends with Us" i jednocześnie reżysera tego filmu, o szereg niestosownych zachowań. Aktorka twierdzi również, że mężczyzna, wspólnie ze studiem, które wyprodukowało film, zorganizował przeciwko niej kampanię oszczerstw. Prawnik studia stanowczo temu zaprzeczył, nazywając twierdzenia aktorki "całkowicie fałszywymi i oburzającymi".

Improwizowane pocałunki, "plan odwetu" i kampania oszczerstw. Blake Lively oskarża reżysera

Improwizowane pocałunki, "plan odwetu" i kampania oszczerstw. Blake Lively oskarża reżysera

Źródło:
BBC, New York Times, Variety

Dzieci czekają na przeszczep serca w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Warszawie. Podłączone do sztucznej komory mogą tylko czekać na organ od zmarłego dawcy - takie serce, które będzie pasowało. Przeszczepów w klinice jest coraz więcej, ale potrzeby są duże.

Trójka dzieci, trzy potrzebne serca. "Chciałbym, żeby w nowy rok weszły już z nowymi sercami"

Trójka dzieci, trzy potrzebne serca. "Chciałbym, żeby w nowy rok weszły już z nowymi sercami"

Źródło:
Fakty TVN

Zaparkował na torach tramwajowych i - jak ustalili strażnicy miejscy - poszedł prawdopodobnie na pobliski bazar. Tramwaje nie mogły przejechać swoją trasą, co doprowadziło do paraliżu komunikacyjnego. Kiedy po ponad pół godzinie kierowca wrócił do auta, czekały tam już służby. Mężczyzna dostał trzy tysiące złotych mandatu, którego nie przyjął.

Zaparkował na torach tramwajowych. "Doprowadził do paraliżu komunikacyjnego"

Zaparkował na torach tramwajowych. "Doprowadził do paraliżu komunikacyjnego"

Źródło:
TVN24

W poniedziałek oddamy do użytku odcinek drogi ekspresowej S7, dzięki czemu Warszawa i Kraków uzyskają bezpośrednie połączenie - informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Podróż między miastami ma trwać około 2,5 godziny, czyli prawie o połowę krócej niż gdy jeżdżono starą krajową "siódemką" przez Radom i Kielce.

Odejście od XIX-wiecznego traktu. Podróż do stolicy niemal o połowę krótsza

Odejście od XIX-wiecznego traktu. Podróż do stolicy niemal o połowę krótsza

Źródło:
PAP, GDDKiA

Sprawca piątkowego ataku w Magdeburgu, w wyniku którego zginęło pięć osób, a ponad 200 zostało rannych, został oskarżony o popełnienia morderstwa i usiłowania zabójstwa - poinformowała w niedzielę niemiecka policja. Niemiecki Federalny Urząd do spraw Migracji i Uchodźców przekazał, że otrzymał ostrzeżenie o pochodzącym z Arabii Saudyjskiej mężczyźnie już pod koniec lata 2023 roku za pośrednictwem mediów społecznościowych. W wyniku zamachu zginął 9-letni chłopiec oraz cztery kobiety w wieku od 45 do 75 lat.

Ostrzeżenie otrzymali półtora roku temu. W piątek zabił pięć osób

Ostrzeżenie otrzymali półtora roku temu. W piątek zabił pięć osób

Źródło:
PAP, Reuters

Posłanka Magdalena Filiks z KO napisała, że "w Szczecinie i w Gdańsku i wielu innych miejscach doszło w ostatnich latach do takich sytuacji" jak w piątek w Magdeburgu, gdzie w wyniku zamachu i wjechanie autem w tłum zginęło pięć osób, a rannych zostało ponad 200. Tyle że, wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku miały zupełnie inny charakter.

Filiks: wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku jak zamach w Magdeburgu. Nie można porównywać

Filiks: wydarzenia w Szczecinie i Gdańsku jak zamach w Magdeburgu. Nie można porównywać

Źródło:
Konkret24

Premier Węgier Viktor Orban nie po raz pierwszy realizuje skrupulatnie politykę Władimira Putina w Unii Europejskiej, ponieważ uderza w fundamenty wspólnoty - ocenił w "Kawie na ławę" w TVN24 europoseł PSL Krzysztof Hetman, komentując kwestię azylu politycznego dla posła PiS Marcina Romanowskiego. Europoseł Konfederacji Stanisław Tyszka mówił, o "zdziecinnieniu polskiej polityki, która sprowadza się do relacji interpersonalnych w tym przypadku między Tuskiem a Orbanem, którzy byli kiedyś kumplami, pokłócili się w tym momencie i robią sobie na złość".

"Romanowski może być kartą przetargową" w negocjacjach Orbana z Komisją Europejską

"Romanowski może być kartą przetargową" w negocjacjach Orbana z Komisją Europejską

Źródło:
TVN24, PAP

Wielu zagranicznych internautów zachwyciła znajdująca się w Polsce świecąca w ciemności ścieżka rowerowa, na której w nocy jakoby widać odwzorowane gwiazdy i gwiazdozbiory. Jak się okazuje, w kraju mamy takiego rodzaju drogę dla rowerów, ale nie wygląda tak spektakularnie.

Świecąca w ciemności ścieżka rowerowa w Polsce? Prawdziwa tak nie wygląda

Świecąca w ciemności ścieżka rowerowa w Polsce? Prawdziwa tak nie wygląda

Źródło:
Konkret24

Przez pół wieku przepisy chroniły wilki na naszym kontynencie, teraz znów będzie można do nich strzelać. Ale póki co - nie w Polsce. Komisja Europejska uchyliła wprawdzie furtkę do polowań na wilki, ale polski rząd deklaruje, że nie zamierza na razie z niej korzystać. Na ten moment więc wilk pozostaje w naszym kraju zwierzęciem pod ścisłą ochroną.

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

"Kraje zachodnie deklarowały ścisłą ochronę wilków, teraz chcą je zabijać. Nie powinniśmy im tego ułatwiać"

Źródło:
tvn24.pl

Przeniósł nie tylko stolicę z Krakowa do Warszawy, ale też stolicę Puszczy Białowieskiej ze starej do nowej Białowieży. Mowa o królu Zygmuncie III Wazie, który wybudował zapomniany dziś dwór myśliwski, po którym jedyną pamiątką są rosnące w jego miejscu dęby. Archeolodzy odkryli właśnie XVI-, XVII- i XVIII-wieczne cegły, które były częścią fundamentów jednego z budynków wchodzących w skład założenia dworskiego.  

Gomułka bał się, że Sowieci zabiorą ten kawałek Polski. Tajemnica dębów odkryta w Białowieży

Gomułka bał się, że Sowieci zabiorą ten kawałek Polski. Tajemnica dębów odkryta w Białowieży

Źródło:
tvn24.pl

Naukowcy z Katedry Warzywnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu opracowali innowacyjną szklarnię, a w zasadzie cieplarnię bąbelkową, która zapewni wzrost plonu i pomoże zmniejszyć ilość wykorzystanej energii. W hodowli owoców i warzyw pomóc ma piana z mydła.

Owoce i warzywa w... bańkach mydlanych. Innowacyjne rozwiązanie poznańskich naukowców

Owoce i warzywa w... bańkach mydlanych. Innowacyjne rozwiązanie poznańskich naukowców

Źródło:
tvn24.pl
Nie ma demokracji bez czytania. To w języku znajdziemy odtrutkę na populizm

Nie ma demokracji bez czytania. To w języku znajdziemy odtrutkę na populizm

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Niezwykle ciepła grudniowa aura właśnie dobiegła końca. Czego możemy się spodziewać w święta Bożego Narodzenia i w sylwestra? Sprawdź długoterminową prognozę temperatury na 16 dni, przygotowaną przez prezentera i synoptyka tvnmeteo.pl Tomasza Wasilewskiego.

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Pogoda na 16 dni: będzie zimniej niż ostatnio

Źródło:
tvnmeteo.pl

Właściciel TVN - amerykański koncern Warner Bros. Discovery - rozpoczął proces sprzedaży firmy - podał w piątek Reuters. Do tych informacji odniósł się rzecznik WBD, podkreślając, że dla "Warner Bros. Discovery podczas podejmowania decyzji o sprzedaży, zachowanie niezależności newsów TVN jest priorytetem".

Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż TVN. "Zachowanie niezależności newsów priorytetem"

Warner Bros. Discovery rozważa sprzedaż TVN. "Zachowanie niezależności newsów priorytetem"

Źródło:
Reuters, tvn24.pl
"Archipelag" księdza Michała O. jak willa plus. Tylko 20 razy bardziej

"Archipelag" księdza Michała O. jak willa plus. Tylko 20 razy bardziej

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Przed nami czas, kiedy nikt nie powinien być sam i kiedy nikt nie powinien być głodny. Już w weekend rozpoczęły się wigilie dla osób w kryzysie bezdomności, samotnych i ubogich. Od 28 lat miejscem spotkań jest Rynek Główny w Krakowie. To już 28. Wigilia Jana Kościuszki, krakowskiego restauratora. To wydarzenie łączy ludzi o wielkich sercach, by wspólnie pomóc i stworzyć chociaż namiastkę świąt Bożego Narodzenia.

Wielka mobilizacja przed świętami. Akcje dla osób potrzebujących w całej Polsce

Wielka mobilizacja przed świętami. Akcje dla osób potrzebujących w całej Polsce

Źródło:
Fakty po Południu TVN24