Jej mąż nie przeżył wypadku, na pomoc czekała przy nim do rana. 26-latka zmarła w szpitalu

Strażak określał miejsce pasażera jako "całkowicie zniszczone"
Strażak: Kobieta podczas akcji kontaktowała
Źródło: TVN 24
- Trafiła do nas w stanie bardzo ciężkim. Mimo kilkunastogodzinnej walki lekarzy o jej życie, niestety zmarła - mówi rzeczniczka szpitala w Zielonej Górze. 26-letnia kobieta została przywieziona do placówki po tragicznym wypadku, w którym zginął jej mąż. Ich auto rozbiło się na drzewie w nocy z soboty na niedzielę, pomoc przyszła dopiero nad ranem.

Zaraz po tym jak strażacy wydobyli ją z zakleszczonego samochodu, kobietę przetransportowano śmigłowcem do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.

- Trafiła do nas przytomna, ale w stanie bardzo ciężkim, została od razu przekazana na oddział intensywnej terapii - informuje Sylwia Malcher-Nowak, rzecznik placówki.

Jak mówi, 26-latka miała urazy wielonarządowe. I to one doprowadziły do śmierci kobiety.

- Mimo kilkunastogodzinnej walki lekarzy o jej życie, niestety nie udało się jej uratować. Zmarła wczoraj wieczorem - podaje Malcher-Nowak.

Całą noc czekała przy nim na pomoc

Okoliczności tragicznego wypadku badają policja i prokuratura.

Wiadomo, że około godziny 23 w sobotę, z niewyjaśnionych dotąd przyczyn, samochód osobowy wbił się w drzewa przy drodze z Bytnicy do Głębokiego (województwo lubuskie).

Trasa jest na tyle rzadko uczęszczana, że roztrzaskane auto zostało zauważone dopiero w niedzielę rano, przez mężczyznę, który wybrał się w okolicę na grzyby.

Powiadomił służby. Po przybyciu na miejsce strażacy zastali w aucie dwie osoby: 27-letniego mężczyznę, który kierował, a na fotelu pasażera 26-latkę, wciąż przytomną.

Jak się później okazało, jej obrażenia były na tyle poważne, że nie była w stanie o własnych siłach wcześniej wysiąść z samochodu i wezwać pomocy. Na pomoc czekała obok swojego męża aż do rana.

Autor: ww//kg / Źródło: TVN 24

Czytaj także: