Ostatnimi czasy w Zielonej Górze zaczęło pojawiać się coraz więcej dzików. Ich populacja w okolicy wzrosła na tyle, że coraz częściej wybierają się do miasta. Trzeba było zacząć je odławiać i wywozić w głąb lasu. Służy do tego specjalna pułapka skonstruowana przez pana Czesława Nadborskiego.
Pan Czesław skonstruował klatkę, która dzięki odpowiedniej "zachęcie" wewnątrz wabi dziki, po czym zamyka się, gdy te pałaszują w środku przynętę. Później zwierzęta wywożone są z miasta głębiej w las, aby nie niepokoiły mieszkańców Zielonej Góry.
Zanęcony kukurydzą zwalnia spust
- Po małym spacerku za dziczkiem, wolno, nie płosząc go, zmuszamy delikatnie żeby wszedł do klatki. Nocą dziki samodzielnie wchodzą do klatki, wcześniej zanęcone kukurydzą. Gdy są wewnątrz same uruchamiają spust i się zamykają. Wtedy podjeżdżamy samochodem i je wywozimy - tłumaczy procedurę "poławiacz" dzików.
Złapane osobniki przewozi się w mniejszych klatkach, a jeśli człowiek zachowuje się cicho i spokojnie, zwierzęta same przechodzą z pułapki do klatek transportowych.
- Grunt to brak gwałtownych ruchów i cisza - podkreśla Nadborski.
Łowi hurtem
Tylko jednego dnia, w piątek 16 sierpnia pan Czesław odłowił 17 dzików. Pokazuje to skalę "dzikiego" problemu Zielonej Góry. Nie wszystkie osobniki, mimo skuteczności pułapki, chcą się jednak dać złapać.
- Wczoraj złowiliśmy na początku dnia dwa dorodne odyńce, każdy po ponad 80 kg. Trzeci nie chciał wejść i wciąż krąży gdzieś w pobliżu - mówi Nadborski. Nie zawsze jednak wszystko wygląda tak spokojnie i różowo.
Gdy dziki pojawiły się na skrzyżowaniu ulic Nowej i Strzeleckiej trzeba było użyć innych argumentów.
- Uśpiliśmy je z Palmera, broni usypiającej. Trzeba było wstrzymać ruch. Dla niektórych wyglądało to pewnie dość nieciekawie. Ludzie nie wiedzą że usypiamy dziki, mogli myśleć że to jakiś terrorysta biega z bronią po mieście - mówi Nadborski.
Nie wchodzić w drogę
Pan Czesław daje też radę jak zachować się, gdy przyjdzie się nam spotkać z dzikiem sam na sam.
- Nie można mu wchodzić w drogę. Dzik fuknięciem oznacza swoją obecność lub też informuje resztę watahy o intruzie. Zdrowy osobnik raczej nie zaatakuje. Co innego jeśli nie jest w pełni sił, jest np. potrącony przez samochód, wtedy może zaszarżować, bo wie , że daleko nie ucieknie - mówi Nadborski.
Dodaje też, że spotykając w mieście dzika w większości przypadków wystarczy głośno krzyknąć lub tupnąć by zwierzę uciekło. W przypadku osobnika rannego lepiej jak najszybciej się oddalić.
Połów dzików będzie trwał dalej. Szacuje się, że w obrębie miasta populacja tych zwierząt może wynosić nawet 300 sztuk.
Autor: kk//ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC-BY-SA 3.0) | Jerzy Strzelecki