Trudno znaleźć słowa oddające warunki życia psów w pseudohodowli pod Zieloną Górą. Ciasne klatki, góry odchodów, porozrzucane zgniłe mięso, pióra i kości po martwych gołębiach, które służyły owczarkom za pokarm - to wszystko zafundował im właściciel. - Nie wiem, jak te psy przeżyły - przyznaje Izabela Kwiatkowska z zielonogórskiego Biura Ochrony Zwierząt.
Do tej hodowli inspektorzy BOZ trafili niejako przypadkiem. W niedzielę 23 lipca otrzymali zgłoszenie o zagłodzonym owczarku nieopodal Wilkanowa, wsi pod Zieloną Górą. Interwencja okazała się nietrafiona, z psem było wszystko w porządku. Dowiedzieli się natomiast, że wzięty został od lokalnego hodowcy.
Jeden z inspektorów połączył ten fakt z interwencją sprzed roku. Wtedy również padło nazwisko tego samego mężczyzny. Animalsi postanowili dlatego odwiedzić hodowlę i sprawdzić tamtejsze warunki.
Przerażający widok
- Kiedy przyjechaliśmy na tę fermę, zobaczyliśmy jakieś baraki zbite z desek. Wszystko było zarośnięte bardzo wysoką trawą. Wszędzie unosił się smród padliny. Przedzieraliśmy się przez chaszcze. Znaleźliśmy kilka beczek. Otworzyliśmy je, w środku była padlina, resztki gołębi, pióra, kości zanurzone w jakiejś brei. Niewiarygodny widok - mówi Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze.
Dalej były kojce i klatki. Te pierwsze spływające błotem i odchodami. W środku porozrzucane zgniłe mięso. Te drugie - małe i ciasne. Bez twardego podłoża, co narażało stawy psów na różne schorzenia. Woda? Była, ale tak stara, że aż zielona. Dosłownie. Był też gołębnik, a w nim kilkanaście ptaków.
Inspektorzy opuścili to miejsce, aby w czwartek wrócić w asyście policji. W tym czasie zbierali informacje i dowody niezbędne w celu przeprowadzenia interwencji. Dowiedzieli się m.in, że mężczyzna ten prowadzi hodowlę już przeszło 10 lat, a także, że jest zarejestrowany w Polskim Związku Hodowców Gołębi i jeździ z nimi na wystawy. Martwe rzucał psom na pożarcie.
Zlęknione owczarki
Psy są wystraszone i okaleczone. Jedna z suk nie ma ucha, boi się ludzi. Inna suka była wycieńczona. Najmłodszy owczarek ma cztery miesiące. Łącznie było ich 10.
- Właściciel hodowli do niczego się nie przyznaje. Nie chciał specjalnie rozmawiać na temat psów. Na początku był agresywny, potem trochę się uspokoił - mówi Kwiatkowska.
Sprawę bada policja. - Zwierzęta trzymane były w warunkach niezgodnych z przepisami. Psy zostały odebrane, policjanci na miejscu sporządzili protokół, przeprowadzili oględziny. Wszczęte zostało postępowanie z ustawy o ochronie zwierząt z artykułu, który mówi o znęcaniu się nad zwierzętami, za co grozi do 2 lat więzienia - informuje Małgorzata Barska, rzeczniczka policji w Zielonej Górze.
Biuro Ochrony Zwierząt zabrało wszystkie psy z hodowli. Teraz czekają je badania u weterynarza. Część z nich może pochodzić z chowu wsobnego, przez co zwierzęta mogą być chore. W przyszłości najprawdopodobniej trafią do adopcji.
Zanim hodowca oficjalnie usłyszy zarzuty, policja czeka jeszcze na opinię biegłego.
Autor: ib//ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Biuro Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze