- Jeżeli mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i Trybunał Konstytucyjny nie może lekceważyć ustaw – mówił w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński na zjeździe warszawskiego okręgu tej partii. Wspominał też o "rebeliach", jakie wybuchają, gdy do władzy w Polsce dochodzą "ci, którzy chcą zmian".
W sobotę Jarosław Kaczyński wziął udział w zjeździe okręgowym Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie. Prezes PiS wygłosił przemówienie, w którym wyjaśniał m.in., na czym - jego zdaniem - polega toczący się spór wokół Trybunału Konstytucyjnego.
"Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym"
Kaczyński podkreślał, że "demokratyczne państwo prawa" nie jest tożsame z "państwem prawa", a zdaniem prezesa PiS instytucjom unijnym zdecydowanie bliższe jest to drugie pojęcie.
- Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym - tłumaczył, wskazując jako przykład II Cesarstwo Niemieckie. - Na czym polega demokracja? W demokracji suwerenem jest lud, jego przedstawicielem parlament, a w polskich warunkach także wybierany w powszechnych wyborach prezydent. Te dwa organy państwa odpowiadają za tworzenie prawa, tworzą ustawy, które regulują życie społeczne i publiczne - mówił.
- Jeśli mówić o demokracji, trzeba koniecznie wspomnieć jeszcze o dwóch innych przepisach naszej konstytucji: zasadzie równowagi władz i legalizmu. To znaczy, że wszystkie organy państwa podejmują decyzje na podstawie prawa, czyli na podstawie ustaw - podkreślił.
- To, podkreślam, obowiązuje wszystkich. I to jest mechanizm demokratyczny - zaznaczył.
Kaczyński stwierdził, że "jeżeli mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i Trybunał Konstytucyjny, nie może lekceważyć ustaw". A to właśnie - zdaniem prezesa PiS - jest jedną z przyczyn konfliktu, który toczy się dzisiaj wokół TK.
- Ten spór toczy się przecież o to, że Trybunał, a może dokładniej jego prezes, uznał, że ustawa z grudnia zeszłego roku (...) w gruncie rzeczy nie obowiązuje - mówił. - W tym momencie została złamana konstytucja i zostały złamane zasady demokratycznego państwa prawa. Bo Trybunał Konstytucyjny uznał się za suwerena. Za kogoś, kto jest ponad innymi władzami i instytucję, która może działać na zasadach arbitralnych - podkreślił.
- Powtarzam: to oni łamią konstytucję, to oni odrzucają tę formułę, która jest w artykule 2 naszej konstytucji: demokratyczne państwo prawa - zaznaczył.
"Rebelia, kolejna rebelia"
Kaczyński mówił, że kolejnym aspektem sporu wokół TK jest "kwestia równości praw obywateli". Odwołał się przy tym do historii.
Wspomniał w tym kontekście o rządzie Jana Olszewskiego, który "kwestionował kierunek rozwoju, kształt społeczeństwa, który był zaordynowany w roku 1989 i 1990". - To był wynik tego, że obywatele uzyskali równe prawo. I co się stało? Wybuchła rebelia. Nie zwykła działalność opozycji, ale rebelia - mówił.
- To była rebelia przeciwko temu rządowi oparta o zarzuty, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Pierwszy zarzut, jaki wtedy stawiano, to był zarzut o niszczenie gospodarki. A to był akurat moment, w którym gospodarka zaczęła się ponownie rozwijać - stwierdził.
W opinii Kaczyńskiego "fakty się nie liczyły". - Bo w tych rebeliach fakty nie mają żadnego znaczenia. Mamy do czynienia z buntem, z powiedzeniem: nie, oni nie mają prawa rządzić - tłumaczył.
Prezes PiS zauważył, że w 2005 r. ponownie wygrali ci, którzy "chcą zmian", "żeby Polska wyglądała inaczej". - Jaka jest reakcja? Rebelia, kolejna rebelia - podkreślił. - Opozycja robi, co chce; media robią, co chcą - mówił.
- No i mamy czas obecny, mamy ponowne dojście do władzy (PiS - red.) i znów, szanowni państwo, mamy rebelię – powiedział.
- Gdybyśmy ten spór przegrali, gdybyśmy ustąpili, to byśmy przyznali, że reprezentujemy tę wielką część społeczeństwa, która w Polsce chce zmian, a która tak naprawdę w tym realnym ustroju nie ma praw. Na to nie ma zgody – podkreślił Kaczyński.
"Polacy mają prawo do zmiany"
Prezes PiS zaznaczył, że "Polacy mają prawo do zmiany, mają prawo do naprawy Rzeczypospolitej, mają prawo do budowy jej nowego, lepszego, korzystniejszego dla zdecydowanej większości Polaków, kształtu i my z tego prawa nie ustąpimy".
Kaczyński tłumaczył, że od "dwudziestu kilku lat" w polskim życiu publicznym funkcjonuje fakt, który sprowadza się do tego, iż "ma być tak jak było". - Nic nie ma się zmienić. Wszystko, jeżeli chodzi o realne stosunki społeczne, ma pozostać na swoim miejscu. Na to nie ma zgody - oświadczył.
O co chodziło poprzedniej władzy?
Prezes PiS odniósł się także w swoim wystąpieniu do zmian w Trybunale Konstytucyjnym dokonanych pod koniec kadencji rządu Platformy Obywatelskiej.
W jego opinii ustawa, która umożliwiła wybór sędziów TK na miejsca, które zwalniały się dopiero po wyborach parlamentarnych, była "w całkowitej sprzeczności z logiką Konstytucji i z logiką ustawy".
- I w ramach tej poprzedniej ustawy, przed poprawką czerwcową, było to w praktyce niewykonalne, w stosunku powtarzam nie do dwóch, ale wszystkich pięciu sędziów - ocenił.
Zdaniem Kaczyńskiego ówczesnej władzy chodziło o to, żeby zablokować dokonanie zmian w Polsce oraz żeby nie dało się dokonać naprawy Rzeczypospolitej. - Tą przeszkodą, tym murem nie do przeskoczenia, miał być Trybunał Konstytucyjny - podkreślił.
Jak zaznaczył, to jest też sens sporu, który dzieli Polskę.
"Bardzo daleko idąca ingerencja" w polskie sprawy
Prezes PiS przypomniał, że historia Polski to "historia długiej, liczącej wieki niewoli, pozbawienia suwerenności".
- Dlatego dla nas suwerenność musi mieć zasadniczą wartość - wartość, która jakby nie przekłada się na inne, jest wartością godnościową, odnoszącą się do naszej tożsamości - podkreślił.
Tymczasem według szefa PiS w ostatnich miesiącach mamy do czynienia z "bardzo daleko idącą ingerencją" w polskie sprawy wewnętrzne. - Starszym spośród nas, którzy przeżyli poważny kawałek życia w PRL, coś to przypomina - zauważył.
- Otóż suwerenność jest wartością samą w sobie, jest kwestią godności narodu. Duży, prawie 40-milionowy naród (...) nie może być niesuwerenny. To jest coś, co by nas pozbawiało elementarnej godności - podkreślił.
Wskazał, że suwerenność ma także wartość pragmatyczną. - Ta wartość odnosi się, po pierwsze, do tego, o czym już mówiłem: czyli tego prawa do zmian. Ten kształt Polski, to teoretyczne państwo, to wszystko, co buduje wielką sferę społecznej niesprawiedliwości, te 2200 zł brutto jako najczęściej występująca w Polsce pensja, to jest sytuacja fatalna dla Polaków, ale (...) bardzo korzystna dla wielu naszych sąsiadów, tych bogatszych, potężniejszych od nas. Rezerwuar taniej siły roboczej. Otóż my takim rezerwuarem być nie chcemy i nie możemy być - dodał szef PiS.
"Proponuje się nam, byśmy stworzyli społeczeństwo multikulturowe"
- To także inna kwestia: przecież Polska jest dzisiaj przedmiotem nacisku w sprawie, która odnosi się do kształtu naszego życia, do sytuacji przeciętnego Polaka, do kształtu naszego społeczeństwa. Nam proponuje się w istocie, byśmy się radykalnie zmienili, byśmy stworzyli społeczeństwo multikulturowe, byśmy radykalnie ograniczyli naszą tożsamość. Każdy, kto wie, jaka jest sytuacja w wielu krajach Europy Zachodniej, to wie jedno: dla bardzo dużej części, szczególnie tej gorzej sytuowanej, to oznacza radykalne pogorszenie jakości życia - mówił.
- I to - powtarzam - jest nam dzisiaj proponowane, przy czym to określenie proponowane jest określeniem wielce łagodnym, bo tu mamy do czynienia z naciskiem. I tu chodzi właśnie o suwerenność, bo to na pewno nie jest decyzja naszego społeczeństwa - zaznaczył Kaczyński.
W jego opinii koncepcje George'a Sorosa, "koncepcje społeczeństw, które nie mają tożsamości, to są koncepcje wygodne dla tych, którzy mają miliardy, którzy mogą manipulować społeczeństwem".
- Jeżeli nie ma mocnej tożsamości, to można ze społeczeństwem zrobić naprawdę wszystko. I my musimy obronić suwerenność także dlatego, żeby nie popaść w ten mechanizm, nie wpaść w ten wir, w ten nurt, w którym będziemy tonąć - powiedział Jarosław Kaczyński.
- Są tacy, którzy sądzą, że Prawo i Sprawiedliwość, rząd Prawa i Sprawiedliwości, prezydent Prawa i Sprawiedliwości, to są ci, którzy są gotowi sprzedać polską suwerenność - mówił do zebranych lider.
- Otóż ja chciałem powiedzieć bardzo wyraźnie - nie jesteśmy gotowi. Jesteśmy ostatnią siłą polityczną w Polsce, która jest na to gotowa - podkreślił.
Jak dodał "Polska może zawierać różne układy, może iść także na różne kompromisy, ale Polska musi pozostać suwerenna, musi pozostać państwem Polaków i musi być krajem, który ma szanse - szanse rozwojowe, a nie jest (...) zapleczem z tanią siłą roboczą dla tych bogatszych od nas". - Na to się nie zgadzamy - oświadczył.
- Po to doszliśmy do władzy, by te wszystkie mechanizmy, które nas niszczyły w ciągu ostatnich lat - w szczególności w ciągu tych ostatnich ośmiu lat - zostały zlikwidowane, by te negatywne procesy zostały odwrócone, by Polska odzyskiwała siłę w sobie, ale także tę siłę wobec innych i będziemy szli tą drogą - powiedział.
Linia obrony polskiej suwerenności
Kaczyński jest przekonany, że kongres partii potwierdzi ten kierunek działania. Życzył, by wybory delegatów były wyborami celnymi. - To znaczy, by kongres w sposób jednoznaczny poparł linię obrony polskiej suwerenności, polskich praw, polskich perspektyw, polskiej dobrej zmiany - mówił.
- Proszę państwa, ja naprawdę nie należę do ludzi, którzy lubią się kąpać w oklaskach. Są tacy ludzie także i u nas, ale ja nie - powiedział, przerywając owacje sali na zakończenie wystąpienia.
- Bardzo się będę cieszył, gdy się spotkamy w dobrych, bojowych nastrojach 2 lipca, na kongresie - dodał.
Autor: kg//plw / Źródło: TVN24, PAP