Uzasadnienia były wyjątkowo krótkie, dokumenty nie zawierały nazwisk, a minister i tak je akceptował - takie wnioski o podsłuchy w sprawie afery gruntowej miał podpisywać Zbigniew Ziobro - donosi "Dziennik". Teraz były już minister może zostać obwiniony o poświadczenie nieprawdy.
Jak pisze gazeta - może spotkać się z zarzutami, bo wiedział wiedział, że chodzi o podsłuchiwanie ministra, szefa CBŚ czy komendanta policji - a podpisywał dokument, iż ma to być osoba nieznana śledczym z nazwiska.
Według gazety chodzi o głośną aferę przeciekową z lata zeszłego roku. Prokuratura i służby specjalny sprawdzały drogę przecieku o operacji CBA w ministerstwie rolnictwa. W celu rejestracji rozmów osób, które znalazły się w kręgu podejrzeń, użyto podsłuchów telefonicznych. Sprawdzane były kontakty m.in ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego - komendanta policji, Jarosława Marca - szefa Centralnego Biura Śledczego czy prezesa PZU Jaromira Netzla.
- Rzecz w tym, że szefowie służb słali wnioski do Ziobry o podsłuchach dla tych osób, nie wymieniając ich nazwisk - twierdzi "Dziennik". W odpowiedniej rubryce zamiast danych wpisywano N.N czyli "nieznane nazwisko". Ziobro miał zaakceptować i przesłać do rozpatrzenia sądowi około 50-60 takich wniosków.
Jak twierdzi obecne kierownictwo ABW zarówno ówcześni szefowie służb jak i sam Ziobro doskonale wiedzieli, że chodzi o sprawdzanie właśnie Kaczmarka, Netzla czy Kornatowskiego. - Poświadczali nieprawdę w dokumentach, które trafiały do sądów i oszukiwali sędziego, który miał podjąć decyzję o użyciu podsłuchu. W całej sprawie chodziło o to, żeby sędzia nie wiedział, że decyduje o podsłuchu dla ministra albo szefa PZU - mówi gazecie anonimowy rozmówca z rządu.
Tymczasem zastrzeżenia powinny wbudzać chociażby wyjątkowo lakoniczne uzasadnienia. - Standardowo są rozbudowane, mają nawet po dwie strony, a tu liczyły dwa zdania. Ziobro i tak je podpisywał - twierdzi informator gazety.
Według "Dziennika" dowodem na bezprawne działania może być także fakt, że minister sprawiedliwości i szefowie służb doskonale znali chociażby numer komórki do ministra spraw wewnętrznych Kaczmarka. - Używałem tego numeru co najmniej dwa lata. A z Ziobrą czy ze Święczkowskim dzwoniliśmy do siebie bez przerw - opowiada "Dz" sam Janusz Kaczmarek.
- Podejrzewam, że doszło do poważnego złamania prawa. Powiadomiłem już prokuraturę - poinformował w czwartek szef ABW Krzysztof Bondaryk.
Natomiast były minister sprawiedliwości zapewnia, że nie ma mowy o złamaniu prawa ani przez niego ani przez współpracowników. - Spodziewałem się, że ci, którzy walczyli z przestępczością, po objęciu rządów przez PO będą nękani - komentuje sprawę Zbigniew Ziobro.
Źródło: Dziennik