- Doszliśmy do schizofrenii motoryzacyjnej. Samochody mają tysiąc koni, mogą jechać 350 km/h. Po co je produkujemy? - pytał Włodzimierz Zientarski, dziennikarz motoryzacyjny w "Faktach po Faktach". Zastanawiał się, czy da się w przyszłości uniknąć takich wypadków, do jakiego doszło w niedzielę na pokazie motoryzacyjnym w Poznaniu. Na prostym odcinku drogi samochód uderzył tam w krawężnik, odbił się od niego i wjechał w publiczność. Rannych zostało 17 osób.
Włodzimierz Zientarski podkreślał, że podczas takich tragicznych wydarzeń "dostrzega się słabość ludzi".
- Gdy widzi się ludzi, którzy są roztrącani przez samochód, to jest porażające. Po jednej stronie słaby człowiek stał i oglądał, nie przewidywał, że coś takiego może się zdarzyć. A w samochodzie był kolejny słaby człowiek, który nie zdawał sobie sprawy z tego, że technika samochodowa poszła do przodu, a jakość człowieka, do tyłu - tłumaczył swój punkt widzenia gość "Faktów po Faktach".
Zientarski stwierdził że Norweg, który siedział za kierownicą auta, popełnił błąd, ale dodał, że nie chce go oceniać i potępiać. - Każdy z nas jest tylko bardzo skomplikowaną maszynerią. Człowiek popełnił błąd na sto procent - zaznaczył i dodał, że "najłatwiej jest karać, ale trudno ludzi uczyć, podpowiadać." - Wsadzić do więzienia - to my kochamy - mówił.
Dziennikarz tłumaczył, że każda szybka jazda "to granie na bardzo cienkiej nucie". - To wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Przez całą drogę możesz jechać spokojnie, popełnisz jeden błąd i wpadasz w machinę, która cię dopada i dusi. Życie wtedy zmienia się strasznie - dodał.
"Wyprzedzać wszystko, co najgorsze"
Zientarski próbował odpowiedzieć na pytanie, jak w przyszłości uniknąć podobnych tragedii.
- Trzeba wyprzedzać wszystko, co najgorsze. Zakładamy sobie, że coś się może zdarzyć złego i do tego dokładamy jeszcze pięć tego rodzaju sytuacji - powiedział. Jednocześnie zaznaczył, że w Poznaniu, na drodze, gdzie doszło do wypadku, mógł się odbywać wyłącznie przejazd. - Nie powinny się tam odbywać żadne próby sportowe, bo to nie był teren do tego. Ścigamy się na torach, nie na drodze - podkreślał. Zdaniem Zientarskiego, luksusowymi pojazdami, "najcudowniej jeździ się powoli" i dodał, że "doszliśmy do pewnej schizofrenii motoryzacyjnej na świecie." - Te samochody mają tysiąc koni, mogą jechać 250 kilometrów na godzinę, bo mają ogranicznik, a jak nie, to 350. Po co takie samochody produkujemy? - zastanawiał się Zientarski i dodał, że w Europie nie ma takich miejsc, gdzie można nimi jeździć z pełną osiągalną prędkością.
Wjechał w widzów
Do wypadku w Poznaniu doszło, gdy kierujący samochodem koenigsegg Norweg stracił panowanie nad kierownicą; na prostym odcinku drogi samochód uderzył w krawężnik, odbił się od niego i wjechał w widzów.
17 osób zostało rannych, wśród nich dwoje dzieci. Ranni trafili do szpitala, po opatrzeniu ran 12 z nich zwolniono do domów jeszcze w niedzielę. Rzecznik wojewody wielkopolskiego Tomasz Stube podał w poniedziałek, że w szpitalach pozostała dwójka dzieci i troje dorosłych.
Według policji, kierowca auta był trzeźwy. Według oświadczeń organizatorów pokazów, Norweg był doświadczonym kierowcą, a impreza była dobrze zabezpieczona. W poniedziałek organizatorzy zapewnili, że udzielą wszelkiej pomocy poszkodowanym osobom.
W tym roku Gran Turismo Polonia zorganizowano w Poznaniu po raz dziewiąty. W trakcie niedzielnych pokazów można było oglądać najdroższe i najszybsze samochody na świecie.
Autor: db//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24