- Miałem świadomość, że moje decyzje i ruchy personalne mogą spotkać się z oporem, sprzeciwem czy wręcz prowokacją - powiedział na konferencji prasowej insp. Zbigniew Maj, który w czwartek zrezygnował ze stanowiska szefa policji. Jak stwierdził, "dotknął układów, które funkcjonowały w wielu miejscach policji od lat" i "został zaatakowany".
W czwartek komendant główny policji insp. Zbigniew Maj podał się do dymisji. Na stanowisku przepracował zaledwie dwa miesiące.
O okolicznościach swojej rezygnacji Maj opowiedział na krótkiej konferencji prasowej.
- Zacząłem wprowadzać reformę zarówno Komendy Głównej Policji, jak i zmiany w stylu pracy, zarządzaniu poszczególnych komend wojewódzkich. Przeprowadziłem audyt w Biurze Spraw Wewnętrznych. Przyspieszyłem prace związane z przygotowaniem do Światowych Dni Młodzieży, doprecyzowałem zabezpieczenie szczytu NATO w Warszawie, przeforsowałem skalę i zakres podwyżek dla policji - wyliczał swoje dokonania.
- Miałem świadomość, że moje decyzje i ruchy personalne mogą spotkać się z oporem, sprzeciwem czy wręcz prowokacją. Dotknąłem układów, które od lat funkcjonowały w wielu miejscach policji i zostałem zaatakowany - stwierdził.
Jak wyjaśnił, od kiedy stanął na czele KGP, od dziennikarzy dowiadywał się o różnych sprawach, które rzekomo toczą się przeciwko niemu w prokuraturze w Łodzi. - Docierają do mnie informacje o tym, że mam wręcz być zamieszany w sprawy korupcyjne - powiedział.
"Przygotowano wobec mnie prowokację"
- Czarę goryczy przelał wczoraj fakt, kiedy na komisji sejmowej poseł opozycji zapytał mnie wprost o kwestie prowokacji wobec mojej osoby. Wiem, że przygotowano wobec mnie prowokację przez byłych pracowników Biura Spraw Wewnętrznych (KGP). Wiem, że wykorzystano materiały sprzed kilkunastu lat, kiedy prowadziłem pracę operacyjną - stwierdził Maj.
- Wiem, że kiedy zostałem komendantem głównym policji, ponownie odświeżono te historie, choć już raz były one wyjaśniane. Wiem, że jest śledztwo w łódzkiej prokuraturze, ale nie występuję w nim w charakterze świadka, nikt do tej pory mnie nie wezwał, żeby mnie przesłuchać. Od dziennikarzy wiem, że badane są okoliczności i donosy, które nie mają żadnego pokrycia w faktach - mówił.
Dodał, że zdecydował się odejść ze stanowiska, bo nie może skutecznie pracować "w atmosferze pomówień", a także dlatego, by "nie być obciążeniem dla całej formacji". Podkreślił, że zależy mu na tym, aby prokuratura jak najszybciej wyjaśniła całą sprawę.
- Przez dwadzieścia lat służby nie zhańbiłem munduru oficera polskiej policji. Jestem policjantem, a nie politykiem - zaznaczył. Wyjaśnił, że do KGP przyszedł "z misją poprawy i usprawnienia jej prac".
- Mam nadzieję, że mój przypadek, w którym zastosowano ewidentną prowokację, będzie przestrogą i sygnałem, że nie może być zgody na tego typu działania - powiedział.
- Jestem oficerem, policjantem i przede wszystkim komendantem głównym policji. Nie może być jeśli chodzi o to stanowisko cienia wątpliwości. Moja decyzja była moją suwerenną decyzją. Myślę, że zaskoczyłem nią moich szefów - ocenił.
Pięć butelek wódki
Maj powiedział, że "od dwóch miesięcy codziennie" jest dopytywany przez dziennikarzy o szczegóły sprawy, w której rzekomo pojawia się jego nazwisko. - Stąd wiem, o co chodzi. Nie byłem ani wezwany w charakterze świadka, ani nie byłem przesłuchiwany, a tym bardziej nie mam postawionego zarzutu. Na podstawie relacji dziennikarskich mogę powiedzieć, że sprawa dotyczy 2003 r. Była już wyjaśniona i cały czas wraca od momentu, kiedy zostałem komendantem głównym policji - mówił.
Dodał, że sprawa ma dotyczyć przyjęcia przez niego "korzyści majątkowej, czyli pięciu butelek wódki w 2003 r. i nierozliczenia 10 tys. złotych za rzekome pożyczenie tej kwoty od źródła na zakup okien". Jak jednak zapewnił na konferencji prasowej, sprawa została wyjaśniona w 2010 r.
Autor: kg/kk / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24