Do prokuratury wpłynęło zawiadomienie kobiety, w którym zarzuca ona gwałt Zdzisławowi Antoniemu Kurskiemu, synowi szefa telewizji państwowej Jacka Kurskiego, a także domaga się ścigania sprawcy. Zdzisław Kurski zaprzecza, jakoby miał "intymne relacje" z oskarżającą go kobietą.
- Zawiadomienie zostało zarejestrowane i jest analizowane. Prokuratura ma 30 dni na podjęcie decyzji [o wszczęciu postępowania lub odmowie - przyp. red.] - mówi tvn24.pl prokurator Grażyna Wawryniuk z gdańskiej prokuratury okręgowej, pytana o zawiadomienie dotyczące wielokrotnych gwałtów, których miał się dopuścić Zdzisław Kurski.
Sprawę opisała 21 lipca "Gazeta Wyborcza" w reportażu "Koszmar Magdy w leśniczówce". Jacek Kurski, który był wtedy europosłem Prawa i Sprawiedliwości, zatrudnił ojca Magdaleny jako asystenta. Obie rodziny razem spędzały wakacje w leśniczówce niedaleko Malborka. Kobieta, dziś 20-latka, twierdzi, że jako dziecko (kiedy była w wieku od 9 do 12 lat) była tam wykorzystywana seksualnie, w tym gwałcona przez syna Kurskiego. Miało do tego dochodzić w latach 2009-2012. Domaga się przesłuchania i ścigania sprawcy.
Dwa śledztwa
To nie pierwszy raz, kiedy prokuratura zajmuje się sprawą kobiety i syna Kurskiego. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", w 2015 roku - w wieku 14 lat – dziewczyna zaczęła się leczyć na depresję i to wtedy terapeutka usłyszała od niej o koszmarze, który miała przeżyć.
"GW" przytacza też treść e-maila, który w czerwcu 2015 roku wysłała matka Magdaleny do Moniki Kurskiej, matki Zdzisława i ówczesna żona Jacka Kurskiego (potem doszło do rozwodu). Opisuje w nim, co wyznała jej córka.
"Musisz wiedzieć, choć to bolesna prawda dla matki, że Twój syn Zdzisław molestował seksualnie, na szczęście bez naruszenia, moją córkę. Robił to przez kilka kolejnych lat (…)" - czytamy w mailu cytowanym przez "Wyborczą".
Monika Kurska miała odpowiedzieć tego samego dnia: "Aniu, nie mam słów, żeby powiedzieć, jak mi przykro, że takie cierpienie stało się Twoim udziałem. Zgłoście to jak najszybciej, ja nie chcę, by mój syn był dalej zagrożeniem dla innych. Przepraszam, ale nie wiem, czy mi kiedykolwiek wybaczycie" - podawała "GW".
Matka Magdaleny w 2015 roku zawiadomiła policję, a ta prokuraturę. Magdalena została wówczas pierwszy raz przesłuchana. Śledztwo zostało umorzone przez prokuraturę w 2017 roku "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego". Wątpliwości śledczych, jak informuje prokuratura, budził sam fakt popełnienia czynu zabronionego.
Pełnomocnik matki dziewczynki zaskarżył tę decyzję do sądu w Kwidzynie, który uznał, że była ona niesłuszna, a gdańska prokuratura podeszła do dowodów "wybiórczo".
W drugim śledztwie nie doszło do przesłuchania dziewczyny. Przesłuchany został natomiast Jacek Kurski, który zapewniał, że jego syn nie byłby zdolny do czynów, o które jest podejrzewany. Przekonywał też, jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza", że cała sprawa jest elementem zemsty ojca dziewczyny, którego Kurski zwolnił z funkcji asystenta europosła. Zdzisław Kurski zaprzeczył podczas przesłuchania, jakoby doszło do molestowania.
W 2019 roku postępowanie zostało ponownie umorzone, a pełnoletnia wówczas kobieta nie złożyła ani zażalenia na decyzję prokuratury, ani tak zwanego oskarżenia subsydiarnego, które dawałoby możliwość kontynuowania sprawy.
Bez ścigania z urzędu
Rzeczniczka gdańskiej prokuratury okręgowej Grażyna Wawryniuk, która jako prokurator dwukrotnie prowadziła postępowania w tej sprawie, zakończone umorzeniami, pytana przez tvn24.pl o zawiadomienie, odpowiedziała, że dotyczy "tematu, który - inaczej przedstawiany - był przedmiotem postępowania prokuratury okręgowej".
Dopytywana, dlaczego nie zostały podjęte czynności w związku z tym, że kobieta w "Gazecie Wyborczej" mówiła o ściąganym z urzędu gwałcie, rzeczniczka odmówiła komentarza i odesłała do oświadczenia wydanego przez prokuraturę okręgową w tej sprawie 21 lipca. Prokuratura podkreśliła w nim, że opisane w "GW" "drastyczne zdarzenia nie były przedmiotem umorzonego śledztwa prokuratury, ponieważ bohaterka publikacji nie wspomniała o nich ani w trakcie postępowania, ani w skierowanym do sądu zażaleniu na umorzenie śledztwa".
"Na decyzję o umorzeniu miały wpływ przede wszystkim opinie biegłych, a nie jakiekolwiek ingerencje ze strony któregokolwiek z dwóch Prokuratorów Generalnych, którzy pełnili urząd, gdy było prowadzone śledztwo" - zaznaczyła prokuratura.
Śledztwo dotyczące dopuszczania się innych czynności seksualnych wobec osoby małoletniej - czytamy w oświadczeniu - zostało wszczęte w listopadzie 2015 roku, a w grudniu bohaterka artykułu "Gazety Wyborczej" "została przesłuchana przez niezawisły sąd w obecności biegłego psychologa".
"Nie wspomniała wówczas o obcowaniu płciowym z osobą, której dotyczyło zawiadomienie. Wspominała jedynie o zdarzeniach sprzed około sześciu lat, których nie można jednoznacznie zinterpretować jako czynów o charakterze seksualnym" - tłumaczyła prokuratura.
"Uczestniczący w przesłuchaniu biegły psycholog stwierdził, że przesłuchana może uzupełniać braki pamięci elementami, które nie miały miejsca w rzeczywistości. Kolejny powołany przez prokuraturę biegły z zakresu psychologii uznał, że młoda kobieta może nieświadomie mówić o zdarzeniach, które nie miały miejsca" - zaznaczono w oświadczeniu.
Kobieta oraz adwokat, który pełnił rolę jej pełnomocnika, nie zgodzili się na rozmowę z dziennikarzami tvn24.pl.
Oświadczenia Jacka Kurskiego i jego syna
W reakcji na tekst "GW" Jacek Kurski zamieścił w mediach społecznościowych oświadczenie, w którym zaznaczył, że w sprawie opisywanej przez gazetę "nic się nie zgadza" i zapewnił, że nigdy nie wpływał na bieg śledztwa.
Również jego syn wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył, że miał "intymne relacje" z kobietą.
"Moje relacje z Magdą były czysto braterskie. Współczułem jej, gdyż wiedziałem jak trudne ma życie z powodu uzależnienia ojca. Trwające od kilku lat próby oskarżenia mnie wiązałem dotąd wyłącznie z zemstą na moim ojcu, w związku z wyrzuceniem z pracy ojca Magdy. Mimo to nigdy nie prosiłem ojca o jakąkolwiek pomoc w tej sprawie" - napisał Zdzisław Kurski.
Grzegorz Łakomski, współpraca Szymon Jadczak
OŚWIADCZENIA
Zdzisław Kurski
"W związku ze szkalującym mnie artykułem w 'Gazecie Wyborczej', stanowczo zaprzeczam informacjom dotyczącym moich rzekomych intymnych relacji z Magdą [nazwisko usunęliśmy - red.]. Moje relacje z Magdą były czysto braterskie. Współczułem jej, gdyż wiedziałem, jak trudne ma życie z powodu uzależnienia ojca. Trwające od kilku lat próby oskarżenia mnie wiązałem dotąd wyłącznie z zemstą na moim ojcu, w związku z wyrzuceniem z pracy ojca Magdy. Mimo to nigdy nie prosiłem ojca o jakąkolwiek pomoc w tej sprawie. Tym fałszywym oskarżeniom samodzielnie stawiłem czoła w prokuraturze, która tę sfingowaną sprawę dwukrotnie umarzała. Dzisiejszy atak w 'Gazecie Wyborczej' jest niezrozumiałym dla mnie ciosem zadanym mi osobiście przez stryja Jarosława. Autorów tekstu pozwę do sądu, gdyż brutalnie naruszyli dobra osobiste moje i moich najbliższych".
Jacek Kurski
"W związku z atakiem Gazety Wyborczej (21.07.2019 'Koszmar Magdy w leśniczówce') na mojego syna Antoniego wyjaśniam:
1. Sprawą zajęła się prokuratura pod rządami A. Seremeta. Wtedy też z udziałem biegłego psychologa była przesłuchiwana dziewczyna, która nic nie mówiła o tych drastycznych zachowaniach, o których 'przypomniała' sobie teraz po 5 latach w GW. Już wtedy biegli poddali w wątpliwość prawdziwość jej relacji. Sprawa była umorzona przez prokuraturę dwukrotnie na podstawie opinii biegłych. Sami zainteresowani zaś nie skorzystali z prawa do zaskarżenia decyzji prokuratury poprzez subsydiarny akt oskarżenia w sądzie, do czego mieli prawo a nawet obowiązek jeżeli nie zgadzali się z decyzją prokuratury.
2. Nigdy nie wpływałem na bieg śledztwa w tej sprawie. W czasie umorzenia śledztwa w 2017r. byłem zresztą w konflikcie osobistym z Prokuratorem Generalnym Z. Ziobro.
3. 'Sprawa' dotyczy dorosłych dziś ludzi, w tym mojego 29-letniego syna. Nic się w niej nie zgadza. Zmyślone zarzuty w zeznaniach pochodzą z okresu 2006-2012, w tekście GW mowa już o latach 2009-2012, 'przypomniano sobie' o nich w 2015 a wykorzystuje do politycznego ataku w 2020. Ten atak ma cel jednoznacznie polityczny. Celem tego ataku jestem ja. Atak GW łudząco przypomina niedawne oskarżenie o ułaskawienie pedofila: tam w celu wywołania zohydzającego skojarzenia opis 'wkładał rękę w krocze' opatrzono zdjęciem Prezydenta; teraz 'koszmar Magdy' - zdjęciem moim.
4. 'Sprawa' była nadto wykorzystywana w ramach osobistej zemsty do szantażu i próby wyłudzenia wysokich stanowisk w spółkach SP przez ojca dziewczyny, alkoholika, którego w związku ze skargami Dyrekcji Generalnej Parlamentu Europejskiego zwolniłem z prestiżowej funkcji asystenta akredytowanego.
5. Syn jest bratankiem wicenaczelnego GW Jarosława Kurskiego (de facto kierującego gazetą), który postanowił go zaatakować. Jarku, bracie, nie idź tą drogą. To co robisz jest obrzydliwe. Odreagowujesz kłamliwym atakiem na rodzinę kolejną polityczną porażkę swojego środowiska totalnej opozycji.
6. Syn jest dorosły i sam odniesie się do sprawy i dalszych kroków prawnych".
Monika Kurska, matka Zdzisława i była żona Jacka Kurskiego
Publikacja "Gazety Wyborczej" z dnia 21.07.2020 krzywdzi mojego syna Antoniego. Opisywane w niej zdarzenia są w znacznej części albo wymysłem dziennikarzy, albo "nowymi wspomnieniami pokrzywdzonej", które nie były zgłaszane podczas postępowania w prokuraturze.
W życiu kieruję się zawsze prostymi zasadami oraz poszanowaniem innych ludzi. Jak każda matka na moim miejscu, byłam zdruzgotana, gdy po raz pierwszy usłyszałam, o co podejrzewany jest mój syn. Właśnie dlatego, nie kierując się interesem swoim i swojego syna, pełna troski odpowiedziałam Annie (...) na jej maila z czerwca 2015 r. Odpowiedziałam jej jak przyjaciółce i zatroskanej matce. Wyraziłam rodzinie swoje szczere współczucie. Nie wyobrażałam sobie, że ten mail będzie początkiem nieuczciwej kampanii wymierzonej w mojego syna, w moją rodzinę. Od początku uważałam jednak, że trzeba tę sprawę rzetelnie wyjaśnić. Znam swojego syna najlepiej i wiem, że nie był w stanie popełnić czynów, które zarzuca mu Magda, jej rodzice i obecnie także dziennikarze. Zdawałam sobie także sprawę z tego, że w tle był konflikt personalny między Jackiem Kurskim a ojcem Magdy. Tak też, pod rygorem odpowiedzialności karnej za nieprawdziwe zeznania, zeznawałam w prokuraturze. Dziś, po pięciu latach własnych dociekań i dwóch umorzonych przez prokuraturę śledztwach, jestem przekonana o niewinności mojego syna.
W polskich mediach niejednokrotnie dochodzi do brutalnych ataków przeciwników z różnych stron sceny politycznej. Nie zawsze etycznych, nie zawsze uczciwych. Teraz to samo spotkało nas. Mój syn, bez wyroku sądu, został publicznie napiętnowany, osądzony i skazany. Jest mi przykro, że media nie mają żadnego szacunku dla rodzin polityków. To nie jest etyczne i uczciwe.
Jest wiele pytań, na które do dzisiaj nie znalazłam odpowiedzi. Jak ta sprawa wyglądała naprawdę? Czy sprawcą cierpień Magdy i jej problemów psychicznych nie jest inny człowiek? Dlaczego Magda przypomina sobie nagle nowe szczegóły dotyczące mojego syna? Czy Magda jednocześnie nie wypiera z pamięci prawdziwego sprawcy? Jak rozumieć "nowe wspomnienia pokrzywdzonej", które nie były zgłaszane podczas postępowania w prokuraturze? Czy nie mamy tu do czynienia z syndromem sztokholmskim: pokrzywdzona broni prawdziwego oprawcy, a zastępczo w roli winnego obsadza mojego syna?
W tej chwili został popełniony samosąd medialny na moim synu. Chcę, żeby prawda w tej sprawie została wyświetlona i zapewniam, że jest ona zupełnie inna niż ta kreowana przez naszych oszczerców.
Lucjan, ojciec Magdy
"W związku z oświadczeniem pana Jacka Kurskiego opublikowanym 21 lipca br. chcę poruszyć kilka kwestii. Wbrew temu, co insynuuje pan Kurski, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby w celu budowania kariery zawodowej posługiwać się dzieckiem - ani cudzym, ani tym bardziej własnym - i jego cierpieniem. Sam pomysł, że ojciec mógłby tak postąpić, w mojej ocenie, jest absurdalny i odrażający, a posądzanie mnie o coś podobnego uznaję za podłość i skrajne wyrachowanie.
W związku z artykułem, który ukazał się w Gazecie Wyborczej, podkreślam, że decyzję o zwróceniu się do prasy podjęła moja dorosła córka, a ja dowiedziałem się o jej postanowieniu kilka dni przed publikacją. Nie miałem żadnego wpływu na tę - niewątpliwie trudną - decyzję córki. Można nawet powiedzieć, że ponieważ obecnie pełnię funkcję w zarządzie spółki z udziałem skarbu państwa, to w interesie mojej kariery zawodowej byłoby odradzanie jej upubliczniania tej historii. Tym bardziej więc absurdem jest podejrzewanie mnie o inspirowanie tych działań.
Moja córka ujawniła sprawę molestowania w 2015 r. podczas terapii psychologicznej. Pani psycholog powiadomiła moją żonę Annę, a następnie - zgodnie z prawem - zgłosiła powziętą informację do Sądu Rodzinnego. Ja o wszystkim dowiedziałem się od żony. To ona zawiadomiła policję o możliwości popełnienia przestępstwa i złożyła zeznania. Niestety ja nie byłem w stanie poradzić sobie z tą sytuacją, dlatego wszystkim zajęła się Anna, za co należy jej się wdzięczność.
Na koniec powiem jeszcze jedno: podziwiam moją córkę i będę ją zawsze wspierał, jak tylko potrafię, bez względu na konsekwencje."
Oświadczenie prokuratury
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku informuje, że zamieszczony we wtorkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" tekst pt. "Koszmar Magdy w leśniczówce" jest nierzetelny i oparty na manipulacjach.
Opisane w nim drastyczne zdarzenia nie były przedmiotem umorzonego śledztwa prokuratury, ponieważ bohaterka publikacji nie wspomniała o nich ani w trakcie postępowania, ani w skierowanym do sądu zażaleniu na umorzenie śledztwa. Na decyzję o umorzeniu miały wpływ przede wszystkim opinie biegłych, a nie jakiekolwiek ingerencje ze strony któregokolwiek z dwóch Prokuratorów Generalnych, którzy pełnili urząd, gdy było prowadzone śledztwo.
Śledztwo dotyczące dopuszczania się innych czynności seksualnych wobec osoby małoletniej zostało wszczęte w listopadzie 2015 r. Już w grudniu bohaterka artykułu "Gazety Wyborczej" została przesłuchana przez niezawisły sąd w obecności biegłego psychologa. Nie wspomniała wówczas o obcowaniu płciowym z osobą, której dotyczyło zawiadomienie. Wspominała jedynie o zdarzeniach sprzed około sześciu lat, których nie można jednoznacznie zinterpretować jako czynów o charakterze seksualnym.
Uczestniczący w przesłuchaniu biegły psycholog stwierdził, że przesłuchana może uzupełniać braki pamięci elementami, które nie miały miejsca w rzeczywistości. Kolejny powołany przez prokuraturę biegły z zakresu psychologii uznał, że młoda kobieta może nieświadomie mówić o zdarzeniach, które nie miały miejsca.
Jej relacje były niespójne. Odmiennie relacjonowała zdarzenia rodzicom, terapeutom i koleżankom. Różnice dotyczyły miejsca czynów, czasu ich zaistnienia i czynności sprawczych.
Nie bez znaczenia dla oceny dowodów i stanu psychicznego małoletniej wówczas pokrzywdzonej pozostaje skomplikowana sytuacja w jej rodzinie, będąca przyczyną rozpoczęcia przez pokrzywdzoną terapii psychologicznej.
Prokuratura umorzyła śledztwo w sierpniu 2017 r. wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego. Wątpliwości budził sam fakt popełnienia czynu zabronionego. Jedynym dowodem były zeznania pokrzywdzonej oparte na powracającej pamięci zdarzeń lub ich fragmentów z dzieciństwa, które – jak wskazali biegli – nie były w pełni wiarygodne.
Decyzja prokuratury została zaskarżona przez pełnomocnika rodziny pokrzywdzonej. Sąd nie podważył ustaleń prokuratury. Wskazał jedynie na konieczność wyjaśnienia, jaki wpływ na zeznania pokrzywdzonej mógł mieć konflikt między jej ojcem a ojcem osoby, której dotyczyło.
Po decyzji sądowej nakazującej uzupełnienie materiału dowodowego prokuratura, nie dopatrując się popełnienia przestępstwa, ponownie umorzyła postępowanie 10 czerwca 2019 r.
Pełnoletnia już wówczas pokrzywdzona nie wniosła subsydiarnego aktu oskarżenia pomimo takiego uprawnienia.
Źródło: tvn24.pl