- Nie ma takiego obowiązku ani takiego zwyczaju - powiedział w "Kropce nad i" szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz pytany, dlaczego nie przekazał prezydentowi informacji o sprawie dotyczącej zatrzymania i zarzutów dla polskich żołnierzy z białoruskiej granicy. Przyznał, że sam wiedział, iż "doszło do zajścia, gdzie będzie analizowane użycie broni". A o czym minister nie wiedział? - O zatrzymaniu i zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego w postaci kajdanek - zaznaczył.
Wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz mówił w "Kropce nad i" w TVN24 o sprawie zatrzymania i postawienie zarzutów żołnierzom, którzy na przełomie marca i kwietnia użyli broni w trakcie interwencji na granicy.
Minister został zapytany, czy jego zdaniem powinien był informować prezydenta o tym, że żołnierze zostali zatrzymani.
W odpowiedzi stwierdził, że "tutaj komendant główny Żandarmerii Wojskowej nie ma obowiązku informowania o zatrzymaniach w żadnej ze spraw". - To są też postępowania, które się toczą, są dochodzenia. Ja wczoraj przedstawiłem wyjaśnienia na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Dzisiaj też szeroko mówiłem o nich na konferencji prasowej - zaznaczył.
Dopytany w tej sytuacji przez Monikę Olejnik, czy prezydent już wie, że nie musiał być poinformowany, Kosiniak-Kamysz odparł: - Tak, ja to powiedziałem. Nie ma takiego obowiązku ani takiego zwyczaju. Ja będę teraz wprowadzał troszkę inne regulacje dotyczące jeszcze szerszego informowania.
O czym Kosiniak-Kamysz nie wiedział
Kosiniak-Kamysz mówił też o tym, co wiedział w tej sprawie. - Wiedziałem, że doszło do zajścia, gdzie będzie analizowane użycie broni. Czy to było w sposób prawidłowy, czy nie - przekazał.
- O czym pan nie wiedział? O kajdankach? - dopytywała prowadząca program.
- Tak, o zatrzymaniu i zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego w postaci kajdanek - odpowiedział. Przypomniał, że według raportu na temat działań żandarmerii, który otrzymał, "570 razy od 2021 roku do końca maja 2024 roku zastosowano środek przymusu bezpośredniego w postaci kajdanek". - Decyzję o tym, jaki środek przymusu jest zastosowany, podejmuje grupa interwencyjna, która podejmuje zatrzymanie, czyli żandarmeria. Ale to nawet nie dowódca żandarmerii, tylko ci, którzy są na miejscu, oceniają sytuację - wyjaśnił.
"W trójskoku dwa skoki się udały, jeden się nie udał. Trzeba wyciągnąć wnioski"
Szef ludowców mówił też o wyniku Trzeciej Drogi - której jest współliderem - w wyborach do europarlamentu. Zwyciężyła w nich KO (37,06 proc. poparcia), na drugim miejscu znalazł się PiS (36,16 proc.), a na trzecim Konfederacja (12,08 proc.) Trzecia Droga zdobyła 6,91 proc., a Lewica – 6,3 procent poparcia. Wynik Trzeciej Drogi w październikowych wyborach parlamentarnych był ponad dwukrotnie lepszy - wyniósł 14,4 procent.
Kosiniak-Kamysz przyznał w "Kropce nad i", że wynik z 9 czerwca "jest poniżej naszych oczekiwań". - Ale co jest ważne dla PSL-u i dla Platformy (Obywatelskiej - red.)? Razem jesteśmy w Europejskiej Partii Ludowej. Pomimo skromnego wyniku to nasza suma 23 mandatów jest o 6 mandatów większa niż w 2019 roku dla Europejskiej Partii Ludowej ze strony Polski - powiedział.
Podkreślał, że "Europejska Partia Ludowa jest najsilniejszą frakcją i się wzmocniła".
Na pytanie, czy jednak projekt Trzeciej Drogi nie wyczerpał się, gość TVN24 nawiązał do niedawnych wyborów parlamentarnych oraz samorządowych i ocenił, że "w trójskoku dwa skoki się udały, jeden się nie udał". - Trzeba z tego wyciągnąć wnioski - dodał.
Źródło: TVN24